tres
Każde nawet najmniejsze skrzypienie paneli, wywoływało na jego twarzy grymas. Kac dał o sobie znak, zaraz po przebudzeniu blondyna. Z niemałym utrudnieniem, Luke zszedł po skrzypiących schodach kierując się prosto do kuchni, gdzie od razu do jego nozdrzy dostał się mdły zapach śniadania. Zakrywając nos bluzką, zasiadł na krześle, starając sobie przypomnieć wydarzenia z minionej nocy. Miał wrażenie, jak by ktoś wykasował z jego głowy połowę rzeczy które miały miejsce. Lekko podskoczył na miejscu, kiedy jego matka postawiła przed nim szklankę z wodą oraz dwie tabletki na talerzyku.
-Dzięki -mruknął, chwytając się za głowę, a następnie połykając lekarstwo. -Nie wyspałaś się? -zapytał niewinnie, zauważając jak bardzo źle wygląda jego rodzicielka. Zazwyczaj z rana była bardzo promienna.
Liz westchnęła cicho, zasiadając na przeciwko syna. Po chwili z drugiego pokoju wyszedł jego ojciec i dołączył się do ich dwójki. Srogie spojrzenie padło na jego osobie, przez co Luke mocno się spiął. -Jak bardzo przesadziłem zeszłej nocy? -zapytał, pesząc się przez ich przeszywające spojrzenia. Liz przetarła zmęczoną twarz dłońmi i ponownie spojrzała na Luke'a.
-Całą noc wymiotowałeś, co chwilę nas budziłeś, a co najważniejsze, poszedłeś na imprezę bez naszej wiedzy -mruknęła z żalem, nawet na niego nie patrząc. Luke zaczął przypominać sobie kawałki wydarzeń, jednak nadal szło mu to kiepsko, ale wnioskując z ich min, zawalił. Kolejny raz ich zawiódł, chociaż postanowił z tym skończyć. Zrezygnowanie z imprez było w tym pierwszym krokiem.
-Luke, robisz co Ci się podoba. Nie masz żadnych obowiązków, nie potrafimy już tego tolerować i postanowiliśmy dać Ci karę, Luke -jej ton był w miarę łagodny, jednak przez to blondyn był jeszcze bardziej nerwowy, łagodny ton jego matki nie zwiastował niczego dobrego.
-Nie może obejść się bez tego? -jęknął z niezadowoleniem w głosie. Liz pokręciła przecząco głową, a tata? On tylko robił za tło, aby Liz wyglądała z nim jeszcze groźniej i nadawała poważnego charakteru całej tej sytuacji (iks de).
-Nie synu, a teraz posłuchaj. Na pewno znasz Marise, nie raz Ci o niej opowiadałam. Pracowała w ośrodku społecznym, jednak z czasem otwarła tam własną grupę. Miejsce dla osób samotnych, z depresją, a nawet chorych i nieakceptowanych, ale także takich, które pragną pomóc tym biednym ludziom. Teraz powinieneś się cieszyć że masz taką dobrą matkę, bo to właśnie będzie twoja kara. Codziennie po szkole udasz się właśnie w to miejsce i będziesz pomagał innym. Także twoje oceny mogą się poprawić. Pracuje tam wiele nauczycieli, którzy z miłą chęcią wspomogą Cię w nauce. Razem z ojcem nie mamy zamiaru się na tobie mścić, dając Ci najgorszą z możliwych kar. Mamy nadzieję że to czegoś Cię nauczy. W końcu będziesz miał jakiś obowiązek -skończyła w końcu mówić, po czym wstała od stołu i udała się do salonu, pozostawiając Luke'a z uchylonymi ustami. Chociaż był popularny i ciągle chodził na imprezy to nienawidził mieć styczności z ludźmi, dziwne nieprawdaż? Na imprezach wszyscy byli z chlani i z jarani w tym on sam, a w jakimś ośrodku? Wszystko jest utrudnione, musisz użerać się z pogrążonymi w depresji osobami lub kalekami.
-Mamo -jęknął uderzając głową o stół.
-Nie rób, bo zniszczysz, to antyk -upomniał go ojciec, wracając do swojej lektury, jaką była gazeta. Blondyn wyrzucił z siebie wiązankę przekleństw, którą stłumił drewniany stół.
-Zaczynasz od poniedziałku -wychyliła się zza ściany, informując szybko Luke'a, na co jego złość ponownie wzrosła. Już wolałby sprzątać śmieci, wyprowadzać psy, a nawet oddać swój telefon! Dobra, przesadził, wytłumaczmy to tym iż w jego organiźmie nadal znajdują się małe ilości alkoholu, to przez to.
----
Po nieudanym śniadaniu, Luke udał się na górę do pokoju wykręcając numer najpierw do Caluma, jednak czarnowłosy postanowił go spławić, tłumacząc się, a nawet aż krzycząc iż ma kaca. Następną osobą na jego liście był Ashton. Na szczęście pamiętał iż to właśnie on odwiózł go do jego domu.
-Hej Ash -mruknął, kiedy ten w końcu odebrał od niego połączenie. Po krótkiej chwili ciszy, rozbrzmiał lekko zachrypnięty głos chłopaka.
-Już nie Ashy? -zachichotał, powodując iż Luke uderzył się z otwartej dłoni w czoło.
-Było aż tak źle? -zapytał rzucając się na swoje miękkie łóżko.
-W sumie, to bywało gorzej -stwierdził, jednak słowa o orientacji Luke'a nie chciały opuścić jego myśli. -Umm... nie pamiętasz niczego co mi mówiłeś? -zapytał ostrożnie, przez co w Luke'u wzrósł niepokój.
-Z rozmowy nic, wiem tylko ze siedziałem w twoim samochodzie -westchnął cicho, przeczesując dłonią blond kosmyki. Po drugiej stronie usłyszał cichy śmiech Ashtona.
-Luke, po mimo tego co minionej nocy padło z twoich ust, możesz mieć pewność że Cię nie wydam i to pozostanie miedzy nami -powiedział łagodnie, wsłuchując się w ciszę przerywaną jedynie nierównym oddechem blondyna.
-Nie pierdol że powiedziałem Ci o moim fetyszu do kolekcjonowania pumeksów!
-Kolekcjonujesz pumeksy? To dlatego miałeś napad radości, kiedy w targecie była promocja na trzy w cenie dwóch! -odparł radośnie, słysząc w tle przekleństwo. -Ale to nie pumeksy były tą tajemnicą, Luke -dodał cicho. Samemu było mu ciężko wypuścić z siebie te parę słów. Nie wiedział jak Luke mógłby się poczuć ze świadomością iż coś takiego miało miejsce przez jego alkoholowe upojenie. Jedno szczęście iż zrobił to przy nim, a nie przy homofobicznym i wiecznie szydzącym z każdego, Calumie.
-Chce mieć to już z głowy... Co powiedziałem? -drążył zaciekle, z nerwów prawie wyłamując swoje szczupłe palce.
-Przyznałeś mi się że jesteś homoseksualny i troszeczkę...
-Co troszeczkę?! -Wybuchnął, będąc już całym spanikowanym. Sam fakt iż wyjawił Ashtonowi coś czego sam nie był pewny, kompletnie go załamywało. Nawet jeśli mu ufał.
-Dobierałeś się do mnie, ale jako pożądany, hetero kumpel, zaprzestałem temu -odparł dumnie, jednak zwątpił czy ostatnie jego słowa doszły do Luke'a, kiedy ten zaczął bluźnić po drugiej stronie słuchawki.
-Ashton, czy to znaczy że lubię penisy? -wyjąkał nerwowo, kierując swój wzrok na błękitne niebo za oknem. -Cholera, nawet chmurki przypominają je swoim kształtem! Ja lubię penisy, Ashton pomóż mi do cholery! -wyjęczał żałośnie, wtulając swoją twarz w puszyste poduszki.
-Luke uspokój się, to przecież nic złego, być innej orientacji, przecież się od ciebie nie odwrócę -w pewnym sensie, słowa Ashtona podniosły go na duchu, jednak nie na długo.
-Nie, nie, nie, ty nie rozumiesz, Ash, cholera, ja mam dziewczynę i to nie byle kogo tylko samą Rachel Lorence! Najcudowniejszą kobietę pod słońcem której nie można tak po prostu zranić! -uniósł się, czując łzy w kącikach oczu, kiedy tylko pomyślał o owym zerwaniu z dziewczyną.
-Zgodzę się, Rachel jest cudowną dziewczyną ale teraz przyznaj sam przed sobą, kochasz ją w ten jedyny zarezerwowany tylko dla jednej osoby, sposób, czy bardziej tak jak my, jej przyjaciele -Luke chwilowo wbił swój wzrok w jasny sufit, a słowa jego przyjaciela były niczym echo w jego głowie. W umyśle blondyna toczyła się istna wojna, chciał mieć ten typ myśli który by każdego usatysfakcjonował, każdego oprócz niego.
Luke przymknął oczy, wypuszczając z ust ciche westchnięcie, po czym powiedział to, co od dłuższego czasu cisnęło mu się na język.
-Nie czuję do niej tego, co tak na prawdę powinienem czuć -szepnął, a w jego wnętrzu pojawiła się pewna ulga. Ulga spowodowana przestaniem okłamywania samego siebie.
---
Witam!
Na wstępie chcę powiedzieć że jest mi cholernie głupio, jednak po napisaniu paru rozdziałów tego fanfika przestałam widzieć dla niego przyszłość i chciałam go usunąć, ale wiecie co
DOSTAŁAM WENY i jednak nie usuwam.
Postaram się powoli je pisać, jednak nie tak wolno jak wcześniej czyli rozdział co parę miesięcy...
Przewiduję w czwartym rozdziale, poznanie naszego Michaela! No i do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top