once
Od spotkania z Michaelem po nieudanej imprezie minęło parę dni. Od tego czasu Luke nie zjawił się na zajęciach, lecz dziś postanowił to zmienić.
Uświadomił sobie jak bardzo tęsknił za tamtym miejscem oraz tymi wszystkimi cudownymi ludźmi. Spędzanie czasu wśród tego całego towarzystwa było czystą przyjemnością, a coś co jeszcze bardzie go cieszyło, to to iż wszyscy na prawdę go polubili. Byli wobec niego szczerzy i życzliwi. Czuł że zawsze mógłby na nich liczyć bez opcji zawiedzenia się. Dlatego nie mógł zrezygnować z zajęć przez swój kaprys.
Kiedy tylko przekroczył próg ośrodku, od razu został zaatakowany przez Marisę, która zamknęła go w duszącym uścisku.
-Luke! Myślałam że już nigdy do nas nie przyjdziesz! Tęskniliśmy -burknęła, klepiąc go z dłoni w ramię, a na jej usta wpłynął grymas.
-Wybacz, miałem drobny kryzys, ale uświadomiłem sobie że to miejsce jest dla mnie jak tlen, a przecież odcięcie nas od niego doprowadza do naszej śmierci -odparł z uśmiechem, od razu kierując się w stronę białej sali. Marisa pisnęła z zachwytem na jego słowa, także podążając za blondynem.
Luke wstąpił do środka, zauważając w oddali Philipa oraz Harvey. Cichutko obszedł ich od tyłu, po czym ułożył obie dłonie na ich oczach.
-O mój Boże! Kto mnie tak straszy?! -wykrzyknął brunet chwytając się za serce, znów jego siostra siedziała kompletnie nie wzruszona.
Hemmings parsknął śmiechem, odkrywając ich oczy. Philip głośno pisnął na jego widok, znów Harvey nawet się uśmiechnęła, co w jej wypadku jest rzadkie.
-Gdzie to byłeś?! Już myślałem że o nas zapomniałeś -burknął, karcąc go wzrokiem. Luke włożył dłonie do kieszeni, spuszczając swój wzrok.
-Sam nie wiem co się działo ze mną przez ten cały czas, jednak wróciłem -powiedział z promiennym uśmiechem, zerkając za bruneta. Czyli na miejsce gdzie zawsze znajdował się Michael z zielonymi słuchawkami na uszach, oddając się swojemu tworzeniu, lecz dziś jego miejsce było puste.
Philip zauważając miejsce w które wpatrywał się chłopak, od razu tknął jego ramienia.
-Nie ma go dziś? -zapytał ze smutkiem, widząc przygnębiający wyraz twarzy bruneta.
-Nie tylko dziś. Nie zjawia się już od paru dni. Podobno się wypisał -odparł, spuszczając wzrok na biały stół.
-Za nim rzekomo się wypisał był dość dziwny, staraliśmy się z nim jakoś porozumieć, jednak grzecznie nas odpychał -dwójka chłopców zwróciła się wzrokiem ku czarnowłosej, kiedy ta postanowiła przemówić. -W sumie powinieneś się cieszyć, ponieważ jesteś jedyną osobą oprócz Marisy, z jaką Michael zamieni więcej słów niż jedno, jednak przestałeś tu przychodzić, a wtedy nawet Marisa nie potrafiła się z nim porozumieć -dodała, wykrzywiając swoje usta w grymasie.
Luke zagryzł nerwowo wargę, spoglądając kątem oka na Philipa.
-Widziałem się z nim tydzień temu i był w miarę normalny -odparł, samemu wątpiąc w to, czy było to do końca prawdą.
-Michael maskuje swoje uczucia, trzeba do niego dotrzeć, a kiedy nie będzie się go wypytywać o jego stan i uczucia, on sam tego nie powie -ostatni raz obdarzyła blondyna wzrokiem, po czym pogrążyła się w czytaniu pewnego komiksu.
Luke chwilowo przeprosił rodzeństwo, chcąc porozmawiać z Marisą. Dostzregając kobietę w oddali, od razu do niej podszedł.
-Możemy pogadać? -zaczepił rudowłosą, która od razu prędko głową. Oboje pokierowali się do jej gabinetu.
-Co Cię trapi Luke? -zachichotała, nalewając do plastikowego kubeczka trochę wody.
-Czy to prawda że Michael zrezygnował z zajęć? -zapytał smutno, widząc jak szeroki uśmiech znika z jej twarzy. Kobieta odstawiła kubeczek na blat, zwracając się twarzą do niebieskookiego.
-To prawda, pewnego dnia przyszedł do mnie z tą smutną wieścią. Nie tłumaczył się, po prostu zrezygnował. Wypytywałam go dlaczego podjął tą decyzję, jednak czułam jakbym mówiła do posągu. Zawsze czułam satysfakcję z tego że prócz jego rodziców potrafię się z nim dogadać i wyciągnąć z niego wiele rzeczy, lecz to przepadło. Jakby stracił do mnie zaufanie -odparła smutno, opierając dłonie na blacie. -Luke -powiedziała, automatycznie chwytając go za ramiona. Chłopak lekko drgnął, na jej nagły odruch.
-Widziałam jak często rozmawiacie. To na prawdę niespotykane w jego wypadku, dlatego tylko ty możesz z niego cokolwiek wyciągnąć. Nikt nie robi tego ze złym zamiarem, martwimy się o niego -wyszeptała, delikatnie pocierając jego ramiona. -Wierzę że możesz do niego dotrzeć, Luke.
***
Po wizycie w ośrodku, jego humor był znacznie gorszy. Czuł ze to wszystko to jego wina. Co jeśli Michael przeżywał najgorszy okres w czasie, kiedy on tkwił w domu, w egoistyczny sposób narzekając na swoje życie? Nie darowałby sobie tego. Nigdy.
Leżąc na swoim łóżku z egzemplarzem "rubinowych łez" na brzuchu, spoglądał w sufit na którym pragnął, aby wypisały się rady, co ma dalej robić.
Choć nie pojawił się tam napis "napisz do niego", Luke i tak sięgnął po komórkę, wchodząc na kontakt Michela.
"Może przyszedłbyś kiedyś do mnie na obiad? Moja rodzina chętnie Cię pozna, a matka ugotuje co tylko będziesz sobie życzył. Mam nadzieję że się zgodzisz :)"
Wystukał, przez chwilę wahając się nad wysłaniem wiadomości, lecz końcowo, jego kciuk wcisnął "wyślij".
Luke zastanawiał się co teraz robi kolorowowłosy. Po prostu czy wszystko jest u niego w porządku i nic złego się nie dzieje. Blondyn odrzucał wszelkie czarne scenariusze, ściskając w swojej dłoni mocno, czarne urządzenie i błagając, aby ten odpisał, lecz nie nastąpiło to ani za minutę, godzinę, a także do pierwszej w nocy, kiedy powieki Luke'a postanowiły ze zmęczenia opaść. Trzymając telefon blisko swej piersi zasnął, bez żadnego znaku życia od Michaela.
---
W załączniku macie naszego Philipa :D
Tak, ukradłam Philipa Shee z eyewitness, ale on to cudo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top