nueve

Po dziwnym, lecz miłym poranku, Luke musiał w końcu wrócić do domu, jednak za nim to zrobił, udał się w pewne miejsce.

Przez bójkę, nie mógł zamienić ani słowa z Rachel. Nawet nie miał okazji zobaczyć jej stanu, a nie ukrywał iż się martwił. To że nie kochał jej w ten sposób, nie oznaczało iż mu na niej nie zależy, nawet w sensie przyjacielskim.

Blondyn niepewnie wszedł do budynku szpitala, w którym aż przechodziły go ciarki. Nienawidził tego miejsca, chociaż miał z nimi do czynienie, jedynie raz, kiedy złamał nogę po nieudanej wycieczce rowerowej, jednak nie wspomina tego najlepiej.

Luke przystanął chwilowo przed drzwiami prowadzącymi do sali Rachel. Musiał wziąć głęboki wdech, kiedy ostatecznie nacisnął na klamkę, wchodząc do środka.

Brunetka leżała na typowym dla szpitali łóżku, okryta jasno-niebieską kołdrą. Na jej ciele znajdowało się parę opatrunków, jak i zadrapań. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego delikatnie, kiedy tylko ujrzała go w progu drzwi.

Luke podszedł bliżej jej łóżka, sięgając po plastikowy stołek, który znajdował się pod ścianą. Po rozłożeniu go, zasiadł na nim, przyglądając się uważnie brunetce.

-Jak się czujesz? -banalne pytanie, jednak dość ważne, kiedy nie wiedział dokładnie, jaki był jej stan zdrowia. Bo po wyglądzie zewnętrznym, nie mógł wywnioskować przecież wszystkiego.

Rachel uśmiechnęła się krzywo, spuszczając wzrok na swoje poranione knykcie.

-Jest dobrze, jedynie mam zwichniętą nogę. Parę tygodni o kulach -wykrzywiła usta w grymasie, zacieśniając dłonie na materiale kołdry. Hemmings cicho westchnął, spuszczając swoją głowę. Chciał zadać jej tak wiele pytań, jednak w tej chwili z trudem potrafił wypowiedzieć jakikolwiek słowa.

-To prawda że piłaś przed wypadkiem? -w końcu zapytał, patrząc na nią niepewnie, kiedy Rachel smutno się uśmiechnęła.

-Piłam, ale nie myśl że to z twojej winy -dodała prędko, kładąc swoją dłoń na jego, przez co blondyn już kompletnie zwątpił.

-Calum mówił coś innego -odparł chłodno, mierząc ją swoim spojrzeniem. Dziewczyna cofnęła chwilowo swoją dłoń, zagryzając mocno wargę. 

-On po prostu się martwi, nie możesz mieć mu tego za złe -powiedziała delikatnie, starając się złapać jego spojrzenie, jednak blondyn usilnie go unikał. Wszystko co ostatnio wiązało się z Calumem bardzo go zniechęcało. Luke nie czuł po między nimi niczego, co by mogło ich łączyć. 

-Z tego zmartwienia także obił mi mordę i zaczął traktować jak największego śmiecia? -uniósł lekko ton, wskazując na swoje obrażenia. Rachel przełknęła głośno ślinę, skanując wzrokiem jego posiniaczoną twarz. Odkąd tylko wszedł do sali, dziewczyna nie wykazała żadnego zainteresowania jego nie najlepszym stanem w jakim się znajdował. Kompletnie udawała iż mocno purpurowy siniak na jego lewym oku jest niewidzialny, tak samo jak rozcięcia na wardze oraz łuku brwiowym. Chociaż Michael z dokładnością oczyścił każdą ranę, a gdzieniegdzie przylepił plaster, to obrażenia nadal rzucały się mocno w oczy.

-Luke, rozumiem że po między wami nie jest najlepiej, ale musicie porozmawiać, dojdziecie do jakiegoś porozumienia -powiedziała pocieszająco, wciskając mu swój naciągany uśmiech. Luke popatrzył na nią poważnie, po czym cicho parsknął.

-Dlaczego zawsze uważasz że wszystko jest takie proste? Powiesz coś i myślisz że tak będzie -mruknął, kręcąc przy tym głową.

-Ponieważ chcę aby wszystko wróciło do normy. Aktualnie to ja wszystko popsułam swoją bezmyślnością. Luke przepraszam, ja po prostu... -ucięła w połowie, zacieśniając swoje dłonie na jasnej pościeli. -Czy ty mnie jeszcze kochasz? -zapytała niepewnie, unosząc na niego spojrzenie swoich lekko zaszklonych oczu. Hemmings widział jak Rachel stara się walczyć ze swoimi słabościami. Jak powstrzymywała łzy.

I właśnie teraz dostał szansę. Szansę na ujawnienie swoich prawdziwych uczuć. Szansę na przerwanie katorgi dla nich obu, o której nie do końca obydwie strony były świadome.

Mógł wszystko zakończyć. Zaprzeczyć iż nie kocha jej w ten jedyny sposób. Że powinni się rozstać i iść we własnych kierunkach.

Ubrać to w jak najdelikatniejsze słowa, aby nie sprawić jej wiele bólu. Przeprowadzić z nią prawdziwą rozmowę, po której sama stwierdziłaby iż to najlepsze wyjście, oraz droga do prawdziwego szczęścia.

Jednak nie zrobił tego. Nie potrafił wcielić w życie całego planu który na bieżąco układał się w jego głowie. Nagle poczuł jakby jego gardło się skleiło, usta zaszyły się nicią, a wszystkie słowa które miał zamiar wypowiedzieć, tak po prostu ulotniły się z jego głowy.

Po tylu myślach, ostatecznie pokiwał twierdząco głową, wpatrując się w jej smutne oczy. 

Jego usta drżały, jakby chciały aby z nich ulotniło się przynajmniej te jedno słowo "tak", jednak nawet to nie chciało ich opuścić.

Rachel uśmiechnęła się przez drobne łzy, które wypłynęły z jej oczu. Swą bladą dłoń po nakłuwaną igłami, zacieśniła na długich palcach blondyna. Opuszką kciuka, delikatnie potarła jego skórę, która w dotyku była szorstka i chłodna.

-Kocham Cię Luke, damy radę przez to przebrnąć. Jestem w stanie wybaczyć Ci każdy moment kiedy nie miałeś dla mnie wystarczająco czasu, masz też przecież swoje życie oraz problemy -dodała chrypliwym głosem, spoglądając na niego z delikatnym uśmiechem, błąkającym się na jej spierzchniętych ustach.

Każde jej wyznanie wierciło mu dziurę w sercu, oraz wkopywało go w większy dół. Dół z którego będzie mógł jedynie uciec, przez wyznanie jej prawdy, co najprawdopodobniej złamie jej serce. Z każdym dniem będzie coraz gorzej.

Jeszcze więcej słów i uczuć, które zasłonią Rachel myśli iż Luke może kiedykolwiek ją zostawić.


Dlaczego tchórzymy, nie kontrolujemy naszych odruchów i słów?

Dlaczego ranimy...



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top