doce
Następnego dnia Luke rozpoczął swój dzień już od siódmej rano.
Do późna w nocy czekał na jakikolwiek zna od Michaela, lecz na próżno, aż ostatecznie zasnął.
Po nadzwyczajnym poranku wybrał się do szkoły, jednak to była wersja jedynie dla jego rodziców. Na skrzyżowaniu nie w skręcił w prawo, lecz w lewo. Zupełnie przeciwny kierunek od jego szkoły.
Przed wyjściem, Luke pilnie zadzwonił do Marisy, z prośbą o adres zamieszkania Michaela. Na szczęście kobieta go znała i wiedząc jak wygląda sytuacja z Cliffordem, prędko mu go podała.
Hemmings nie ukrywał iż się martwił, a najbardziej obwiniał się za całą tą sytuację. Gdyby tylko regularnie chodził na zajęcia, być może Michael by nie zrezygnował.
Zacieśniając dłonie na ramiączkach od plecaka, przyśpieszył swojego kroku. Według informacji które podała mu Marisa, Luke kojarzył okolicę w której mieszkał Michael, lecz i tak pod pomógł się kawałkiem kartki, na którym był zapisany adres.
Czuł ogromną ulgę, kiedy miał świadomość iż nie spędzi tego dnia w szkole. W towarzystwie Caluma oraz Rachel, co na prawdę nie dawało mu powodów do radości.
Zerkając na numerek widniejący na kartce, uważnie rozglądał się po wszelkich domach, odszukując ten prawidłowy.
-Jest -mruknął zwycięsko, pod nosem dostrzegając numer.
Luke prędko przebiegł na drugą stronę ulicy, po chwili stojąc przed białymi drzwiami. Jego dłoń zadrżała, kiedy zatrzymał ją na przeciwko dzwonka, lecz po chwili przełamał się, dzwoniąc do drzwi.
Głośno przełknął ślinę, słysząc za ich powłoką pewne kroki.
Luke głośno odetchnął, kiedy na przeciwko niego pojawiła się blondwłosa kobieta. Wyglądała bardzo przyjaźnie, zwłaszcza kiedy się uśmiechnęła.
-Dzień dobry -powiedział w końcu, po chwili ciszy -Czy to dom państwa Cliffordów? -zapytał, aby mieć stuprocentową pewność. Kobieta pokręciła twierdząco głową, co od razu go uspokoiło. -Jestem Luke, znajomy Michaela. Podobno wypisał się z zajęć i bardzo się o niego martwimy. Chciałbym wiedzieć czy wszystko z nim w porządku -powiedział smutno, widząc jak blondynka uważnie mu się przygląda.
-Proszę, wejdź do środka -odparła natychmiastowo, po czym Luke wszedł w głąb mieszkania. Powoli rozejrzał się dookoła, zauważając w oddali rodzinne fotografie. Podszedł bliżej nich, odnajdując na prawie każdym zdjęciu Michaela. Był uśmiechnięty i radosny. Teraz ogromną rzadkością jest drobny uśmiech na jego twarzy.
-Napijesz się czegoś? -zagaiła kobieta, wychylając się zza ściany kuchni. Luke skinął delikatnie głową prosząc o szklankę wody. -Nie powinieneś być w szkole? -zapytała w miarę przyjaźnie, kiedy sięgała po szklankę.
-Czasami są o wiele ważniejsze rzeczy niż szkoła -odparł dumnie, nadal zaglądając na fotografie.
Blondyn odszedł w końcu od zdjęć, zasiadając na kremowej kanapie. Matka Michaela postawiła przed nim szklankę wody, po czym sama zasiadła na przeciw niego.
-To na prawdę rzadko spotykane, aby ktoś przychodził do Michaela -powiedziała smutno, gładząc dłońmi swoją spódnicę.
Luke upił łyka krystalicznej cieczy, spuszczając wzrok na swoje kolana.
-To nie tak że nikt nie chciał go odwiedzać, wręcz przeciwnie. On nie chciał -dodała, opierając się o skórzane oparcie. -Ale cieszę się że w końcu mogę poznać osobę, która stała się jedynym wyjątkiem o którym mój syn często nam opowiadał, a to także rzadkość -Luke uchylił z zaskoczenia swoje usta, na co kobieta cicho się zaśmiała. Michael na prawdę o nim opowiadał swoim rodzicom? Dlaczego miałby to robić?
-Dziękuję Ci za wszystko co dla niego robisz -dodała z szerokim uśmiechem, lecz Luke poczuł się źle.
-Nie powinna pani, czuję że go zawiodłem... -szepnął, nie obdarzając jej chwilowo wzrokiem. -Dlaczego Michael wypisał się z zajęć? -chciał znać w końcu prawdziwy powód, pragnął wiedzieć iż to nie jego wina.
Blondynka ciężko odetchnęła, poprawiając się na miejscu.
-Sama tego nie wiem, Mikey po prostu się wypisał, nawet mi się nie tłumacząc. Nie potrafiłam z niego tego wyciągnąć i chciałam go przekonać aby wrócił -przyznała, a pod koniec jej głos delikatnie się załamał. -Zrezygnowałam kiedy dzień później jego stan się pogorszył. Od jakiegoś czasu jest to częste, a wtedy już w ogóle nie potrafimy się z nim dogadać. Całymi dniami siedzi w pokoju nie potrafiąc pogodzić się ze swoją chorobą -Luke zacisnął mocno swoje pięści, czując złość na przemian ze smutkiem. Na prawdę pragnął mu pomóc, lecz nie wiedział czy jest w stanie.
-C-czy ja mogę z nim teraz porozmawiać? -zapytał cicho, unosząc na nie spojrzenie swoich błękitnych oczu. Kobieta skinęła od razu głową.
-Oczywiście, jak na ten czas tylko ty jesteś w stanie się z nim porozumieć. Wierzymy w Ciebie -szepnęła, kładąc na jego ramieniu swoją szczupłą dłoń.
Luke delikatnie się uśmiechnął, po czym pokierował się na schody. Powoli wdrapał się na górę, stając przed jasnymi drzwiami, prowadzącymi do jego pokoju.
Delikatnie zapukał w ich powłokę, czekając na pozwolenie.
-Wejdź -kiedy usłyszał stłumiony głos chłopaka, wszedł do środka, spotykając się z jego zaskoczonym wyrazem twarzy.
-Luke? -zapytał oszołomiony, w między czasie zarzucając na siebie ciepłą bluzę.
Blondyn zrobił krok do przodu, dokładnie rozglądając się po jego pokoju. Jasne ściany zdobiły rysunki wykonane przez samego Michaela, trochę dalej widniały fotografie, a nad nimi białe światełka. Pokój emanował przyjazną aurą, przez co Luke miał ochotę siedzieć tu godzinami, oczywiście w towarzystwie kolorowowłosego.
Nie czekając na jego pozwolenie, usadowił się na dużym łóżku, sięgając po jedną z kolorowych poduszek, którą ułożył na swoich kolanach.
-Dlaczego nie dawałeś żadnego znaku życia? -zapytał z żalem w głosie, znów Clifford ciężko westchnął. -Wiem że sam w pewien sposób odciąłem się od pewnych spraw, jednak ty się do nich nie zaliczasz, od Ciebie nigdy się nie odetnę -przyznał, zaskakując tym kolorowowłosego. Chłopak spojrzał na niego niepewnie, po czym zasiadł obok niego, w komfortowej dla niego odległości.
-Moja matka pewnie Ci już większość powiedziała -mruknął, nerwowo bawiąc się swoimi bladymi palcami.
-Owszem, o komplikacjach zdrowotnych wiem, jednak nadal nie o tym co zmusiło Cię do zrezygnowania z zajęć.
-Ty, Luke -wywrócił wzrokiem, na jego niedomyślność. -Byłeś od początku tak nachalny, aż nawet polubiłem twoje towarzystwo, po czym nagle zniknąłeś, jednak nie odbieraj tego jako jakiś żal do twojej osoby. Masz swoje życie i problemy, dlatego nie mogę Cię do niczego zmusić. Po prostu odszedłem, czując się tam źle -szepnął, zaciskając dłoń na swoim udzie. Luke widział jak Michael zaczyna gwałtownie oddychać. Z obawą, ułożył swoją dłoń, na jego szczupłych palcach.
Clifford przymknął chwilowo swoje oczy, na przyjemne ciepło, spowodowane dotykiem blondyna.
-To był okres kiedy zachowywałem się jak kompletny egoista i w pełni tego żałuję. Zyskałem twoje zaufanie, po czym to zmarnowałem -Michael uśmiechnął się smutno pod nosem, dotykając palcem jego dłoni. Luke uniósł powoli swoje spojrzenie na jego twarz, po czym zatopił się w jasnozielonych oczach. Delikatnie splótł ich dłonie, samemu nie wiedząc co się właśnie pomiędzy nimi dzieje.
-Przepraszam Cię Michael -powiedział szczerze, czując jak z tymi słowami kamień spada z jego serca. -Więc, czy zechcesz przyjść do mnie i moich rodziców na obiad? Moja mama robi genialne desery -uśmiechnął się szeroko, ze wszystkich sił pragnąc aby ten się zgodził.
Lekko zawstydzony Michael, spuścił wzrok na ich nadal splecione dłonie, nie potrafiąc powstrzymać silącego się na jego ustach uśmiechu. To aż było bolesne, lecz w dziwny i przyjemny sposób. Tylko blondyn powodował iż Michael potrafił się szczerze uśmiechnąć.
-Przyjdę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top