dieciséis
To wszystko co się wydarzyło, nadal nie potrafiło dotrzeć do Michaela. Na prawdę nie chciał, aby Luke przez niego cierpiał.
Te wszystkie emocje znacznie obniżały jego stan zdrowia. Czuł się coraz gorzej. Jego płuca wręcz płonęły, dlatego też prędko ulotnił się do łazienki, aby czasem Luke czegoś nie zauważył.
Wiedział że to tymczasowe, jak zawsze. Prędko przechodzi.
W tym czasie Hemmings czekał na chłopaka, w dalszym ciągu będąc w jego pokoju. Na zegarku widniała godzina dziesiąta i choć był tu już od godziny, do pokoju Michaela ani razu nie zajrzała jego matka co go lekko dziwiło. Byli na tyle głośno iż dawno powinna się zorientować iż ich syn nie jest sam.
Może domyślili się że to Luke? Tego nie wiedział i także nie było to teraz na tyle ważne, gdy jego telefon nagle za wibrował.
Na ekranie ukazało się imię Irwina, co spowodowało ulgę w sercu Luke'a. Obawiał się iż może to być Rachel czy Calum.
-Wszystko w porządku? Tak szybko wybiegłeś że kompletnie nie wiedziałem co się dzieje -powiedział zmartwionym głosem, powodując u blondyna wyrzuty sumienia.
-Nie martw się, wszystko jest już dobrze, nareszcie -końcówkę powiedział bardziej do siebie, lecz Ashton i tak zdołał ją usłyszeć.
-Cała szkoła już huczy o tym więc, to prawda że Cię zdradziła? -zapytał smutno, jednak Luke w cale nie czuł smutku, przynajmniej nie spowodowanego ich rozstaniem.
-To prawda, ale czuje się jakby tak właśnie miało być. Na początku byłem zraniony, jednak teraz czuję się w końcu wolny -odparł z uśmiechem wypowiadając te słowa tak lekko.
W tej chwili nawet nie odczuwał przygnębienia przez to co usłyszał od Michaela. Był szczęśliwy iż ten go nie odrzucił. Choć sytuacja w jakiej się znajdowali wcale nie była łatwa, jednak życie pełne jest wyzwań, które oczekują naszego zaangażowania.
Oczywistym było iż Luke wierzył w jak najdłuższe życie Michaela. Być może ta wiara dawała mu aż tyle spokoju i opanowania.
-Pamiętaj Luke że zawsze możesz na mnie liczyć -powiedział delikatnie, coś co często powtarzał blondynowi. Na prawdę zależało mu na ich przyjaźni, a to pragnienie jeszcze bardziej posilała toksyczna przyjaźń Luke'a z Calumem. Chciał aby chłopak w końcu miał prawdziwego przyjaciela, a nie kogoś takiego jak Hood.
Luke uśmiechnął się sam do siebie, lecz jego dobry humor prędko wyparował, gdy usłyszał głośny huk. Przełykając głośno ślinę pobiegł prosto do łazienki, w której rzekomo znajdował się Michael.
-Luke co się dzieje? -nadal znajdujący się po drugiej stronie Ashton, kompletnie zwątpił, kiedy usłyszał nierówny oddech blondyna.
-Oddzwonię później -rzucił pośpiesznie, od razu kończąc połączenie. Jego dłonie mocno drżały, kiedy otwierał drzwi od łazienki.
Gdy tylko ujrzał nieprzytomnego Michaela, bezwładnie leżącego na jasnych kafelkach, coś w nim pękło.
Ten spokój i nadzieja, nagle pękły niczym mydlana bańka. W końcu uderzyła w niego rzeczywistość iż nic nie będzie takie jak sobie ułożymy w głowie.
-M-michael -wyjąkał prędko przy nim kucając. Poklepał parę razy jego blady polik, nawołując ciągle jego imię. Obok niego leżała przewrócona butla z tlenem, jednak wąsy nadal tkwiły w nosie chłopaka. Jego klatka przestawała się unosić, co znacznie wzmocniło panikę w Luke'u. Wtem w łazience pojawiła się ani Karen która zachłysnęła się powietrzem, na widok przed sobą.
-Dzwoń na pogotowie -powiedział prędko, widząc jak kobieta po chwili w panice szuka telefonu. Sam ułożył głowę kolorowowłosego na swoich kolanach. Delikatnie wodził dłonią po jego miękkich włosach szepcząc do niego słowa, jakby miał je usłyszeć.
Na szczęście Michael oddychał.
Kątem oka zerknął na zdenerwowaną matkę Clifforda, która była bliska rzuceniu telefonem o ścianę.
-Jak to do dwudziestu minut?! Mój syn tutaj umiera! -krzyknęła zanosząc się głośnym szlochem.
Luke przymknął chwilowo swe oczy, po czym sięgnął do kieszeni po swój telefon. Urządzenie prawie wyślizgnęło się z jego roztrzęsionych dłoni, jednak dał radę wykręcić numer do kogoś na kogo zawsze mógł liczyć.
-Ash, pamiętasz jak mówiłeś ze zawsze mogę na Ciebie liczyć -powiedział szybko i nie składnie, załamującym się głosem.
-Tak, tak powiedz mi w końcu co się dzieje -odparł, samemu będąc mocno poddenerwowanym. Ta niewiedza go zabijała.
-Potrzebuję podwózki, do szpitala, natychmiastowo -ułożył dłoń na twarzy Michaela, wypowiadając prędko te słowa. -Błagam.
Ashton przeklął w duchu, gdy zorientował się iż ma szlaban na samochód przez swój ostatni drobny wybryk, lecz mimo to nie powiedział tego Hemmingsowi. Powiedział że może na niego liczyć i też miał zamiaru tego dotrzymać. Pomysł na pewno nie spodoba się Luke'owi jednak w tym momencie nie widział zbyt wielu opcji.
-Powiedz mi gdzie jesteś tylko i czy to tobie coś się stało? -zapytał w między czasie wybiegając z klasy. Jego nogi były jak z waty.
-Brennan Cres 15, jestem cały -po tych słowach zakończyli swoje połączenie.
Teraz liczył się tylko czas.
---
:(
Nawet nie wiecie jak zawsze przeżywam pisząc takie sceny;-;
Btw zmieniłam okładeczki. Osobiście jestem zakochana w tych ilustracjach i jako kobita z wrażliwą duszą artysty miałam łzy w oczach jak szukałam tych ilustracji XD nie wnikać..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top