cinco

Luke zasiadł przy jednym z opustoszałych stolików, po czym wyciągnął swoje śniadanie. Kiedy tyko zjawił się w szkole, błagał, aby nie spotkać Rachel, Caluma, czy  nawet Ashtona. Kompletnie nie miał ochoty na konfrontacje z kimkolwiek.

W samotności przeżuwał suchą kanapkę, zwracając chwilowo swój wzrok w stronę telefonu, który nagle za wibrował. 

Hemmings z westchnięciem odłożył swoje śniadanie na bok, po czym wszedł na nową wiadomość.

Od Mama: Po lekcjach czekaj na mnie przed szkołą tak jak wczoraj :)

Luke parsknął cicho pod nosem, po czym wrzucił srebrne urządzenie do swojego plecaka.

Pomimo dziwnej sytuacji z Michaelem i tak miał zamiar iść do ośrodka, jednak nie chciał widzieć się ze swoją matką. Nadal czuł pewien ból, po tym jak usłyszał od kolorowowłosego co jego matka naopowiadała innym.

Jeśli miała go za rozkapryszonego dzieciaka, to dlaczego nie powie mu tego prosto w twarz?

Blondyn nienawidził nieszczerości i nigdy nie posądził by oto swojej rodzicielki. Czy to możliwe iż mógł być aż tak ślepy?

Możliwe, w końcu związując się z dziewczyną, nie spostrzegł iż nie do końca to właśnie ta płeć go pociąga...

-No kogo ja tu widzę -Luke uniósł swoje spojrzenie w górę, kiedy tylko charakterystyczny głos doszedł do jego uszu. Widok Caluma wcale go nie ucieszył, wręcz przeciwnie. Hemmings miał ochotę rzucić w chłopaka tą niezbyt smaczną kanapką, po czym uciec od niego jak najdalej. -Kiedy rzucisz Rachel? Chciałbym się w końcu za nią zabrać i pokazać jak wiele z Tobą straciła -powiedział bezczelnie, po czym uśmiechnął się w ten swój wredny sposób.

Luke nienawidził kiedy zachowywał się w ten sposób. Bolała go ślepota Caluma, na to jak bardzo ranił innych, w tym jego, podobno najlepszego przyjaciela...

-Przyszedłeś tutaj, aby traktować mnie jak śmiecia? -uniósł na niego swoje jasne brwi, po czym podniósł się z miejsca, sięgając po swój czarny plecak. -Na prawdę nie mam ochoty z Tobą rozmawiać -dodał cicho, wymijając sprawnie ciemnowłosego.

Chłopak odwrócił się za nim, spoglądając na niego zdezorientowanym wzrokiem.

-Znowu dostałeś cioty, Hemmings? -parsknął, dość szybko go doganiając. -Daj spokój, kompletnie nie wiem co się z Tobą ostatnio dzieje. Gdzie ten imprezowy Luke który nigdy sobie niczego nie odmawiał? -zapytał poważnie, skanując go swoimi brązowymi tęczówkami.

-Na mojej czarnej liście, być może jeśli się nie zmienisz, to także tam dołączysz -syknął, skanując go morderczym wzrokiem, po czym ostatecznie odszedł, pozostawiają za sobą zaskoczonego Caluma. Hood po chwili jedynie parsknął, przeczesując nerwowo swoje czarne włosy.

-Pierdol się, Hemmings -syknął pod nosem, po czym kopnął przypadkowy kamień. Starał się udawać opanowanego, lecz taki nie był. 













***

Luke podążył przed siebie, starając nie przejmować się nasilającą się ulewą, która powoli moczyła każdy skrawek jego ubrania. Mokre pasma włosów lepiły się do bladego czoła, a pojedyncze kropelki deszczu, delikatnie spływały po czubku jego zaróżowionego od zimna, nosa. 

Blondyn włożył zmarznięte dłonie do kieszeni kurtki, po czym zwrócił swój wzrok na ulicę, gdzie dostrzegł dobrze znany mu samochód, który zaczął zwalniać. Po chwili szyba opadła w dół, a za nią ukazała się jego matka.

-Miałeś czekać na mnie na parkingu, wsiadaj -westchnęła ciężko, jednak jej ton był w miarę przyjemny. Luke wywrócił oczami, ignorując jej słowa, po czym kontynuował swoją drogę. -Luke, proszę, wsiądź do tego cholernego samochodu, będziesz chory -Liz uniosła swój ton, przypatrując się ciągle, swojemu upartemu synowi. 

Hemmings spojrzał na nią kątem oka, nadal się nie zatrzymując.

-Z chęcią się przejdę -mruknął, wymijając niewielką kałużę. Liz ostatecznie zatrzymała swój samochód, po czym wyszła z jego ciepłego środka, prosto na potworny chłód. Opatulając dłońmi swoje ramiona, zwróciła swój wzrok ku Luke'owi, który chwilowo przystanął w miejscu.

-Luke, co się dzieje? -zapytała cicho, podchodząc do blondyna, po czym złapała za jego przemoknięte ramiona. Luke toczył walkę ze samym sobą, kiedy spoglądał w jej smutne oczy. Może i to dziwne iż zachowywał się tak przez parę mało obraźliwych słów, które podobno usłyszał Michael. Jednak cały ból tkwił w tym iż dowiedział się tego od obcych osób, a nie własnej matki.

Lecz myśląc nad tym dłużej, stwierdził iż nie warto wyrzucać komuś drobny błąd i po prostu o tym zapomnieć. Być może kiedyś się to wyjaśni. A co jeśli Michael nie mówił do końca prawdy, tylko chciał go sprowokować?

-Wszystko w porządku -odparł ze zrezygnowaniem, po czym wyminął swoją rodzicielkę i wsiadł do samochodu. Liz spojrzała na niego z zaskoczeniem, jednak drobny uśmiech wpłynął na jej usta.





***

-Och Luke, będziesz chory! Stiv, przynieś termoforek i suche ubrania! -zarządziła Marisa, kiedy tylko przemoczony do suchej nitki, Luke, stanął w progu ich ośrodka. Wspomniany wcześniej Stiv cicho westchnął, po czym pokierował się wąskim korytarzem, mrucząc coś pod nosem. Pomimo podwózki, Hemmings ledwo wyszedł z samochodu, a wszystko co zdążyło lekko podeschnąć, znów zostało kompletnie zmoczone.

Marisa objęła Luke'a swoim ramieniem po czym zabrała go do niewielkiego pokoiku, aby chłopak w spokoju mógł się przebrać. 

-Tu masz parawan, abyś czuł się bardziej komfortowo -zachichotała cicho, odbierając od Stive'a świeże ubrania, po czym spławiła go gestem ręki. Luke wdzięcznie jej podziękował, po czym skrył się za błękitnym parawanem. -Luke? -Marisa zapytała niepewnie, zasiadając za białym biurkiem, gdzie walało się parę dokumentów. 

Chłopak wychylił lekko swoją głowę, a jego blond włosy, zabawnie podskoczyły. -Dlaczego ostatnio tak szybko od nas wybiegłeś? Byłam pewna że dzisiaj już nie przyjdziesz -powiedziała smutno, przez co Luke poczuł drobne ukłucie w swoim sercu. Za żadne skarby nie chciał, ranić tej jakże pogodnej kobiety.

-Ja... Śpieszyłem się, przepraszam -skłamał, jednak miał powód. Nie chciał wspominać o tym iż w pewnym sensie to przez Michaela oraz jego matkę.

Przeciągając szara koszulkę przez głowę, rozprasował dłońmi jej materiał, a resztę mokrych ubrań, poskładał w niezbyt staranną kostkę, po czym wyszedł zza parawanu.

-Byłeś smutny, widziałam to -odparła, nawiązując z nim kontakt wzrokowy. -Lukey, przecież możesz mi wszystko powiedzieć, jeśli coś się stało -dodała delikatnie, przenosząc swój wzrok na blondyna, który zasiadł na progu jasnego biurka.

Luke przez chwilę milczał, a jego dłoń nerwowo bawiła się szczupłymi palcami. 

-Czy... Moja mama powiedziała kiedykolwiek na mój temat coś złego? -zapytał niepewnie, obdarzając ją wzrokiem swoich niebieskich tęczówek, pogrążonych w ściskającym za serce, smutku. 

Marisa położyła delikatnie na jego kolanie, swoją pulchną dłoń, po czym przyjaźnie się uśmiechnęła.

-Twoja mama ma na twoim punkcie kompletnego bzika. Kiedy rozmawiałyśmy, nie wspomniała o ani jednej twojej wadzie, jedynie co, to mówiła mi o imprezach oraz twoich ocenach. Bardzo ją to smuciło, ponieważ uważa iż jesteś bardzo mądrym chłopcem. Liz nigdy nie powiedziała na Ciebie nic złego, przysięgam -odparła pewnie, w co Luke na prawdę jej wierzył. Wiec... Michael kłamał. -Dlaczego w ogóle tak pomyślałeś? -dopytała, uważnie przypatrując się jego twarzy.

-Nawet nie powiedziała że jestem rozpieszczony? -zapytał, ignorując jej wcześniejsze pytanie.

-Nawet to, Luke -z tymi słowami, blondyn poczuł pewną ulgę, jednak nie rozumiał negatywnego nastawienia Michaela do jego osoby. 

-Potrzebowałem jedynie potwierdzenia -mruknął cicho, zeskakując z blatu biurka, po czym podszedł do ciemnych drzwi. -A teraz wybacz, ale idę zacząć kolejny dzień swojej przygody -dodał wesoło, wywołując tym radosny śmiech ze strony Marisy.

Luke opuścił niewielki pokoik, po czym wszedł w głąb świetlicy, w której przeważał kolor biały. Dostrzegając w oddali brązowe loki, oraz czarne włosy, od razu podążył w ich stronę.

-Luke! -Philip uniósł swoje spojrzenie na blondyna, a szeroki uśmiech od razu wskoczył na jego usta. -Myśleliśmy ze już nigdy Cię nie zobaczymy!

-Nie my, tylko ty, ja to mam gdzieś -mruknęła Harvey, skupiając całą swoją uwagę, na wykonywanym przez nią rysunku. Dzisiejszego dnia, jej wygląd bardzo nie różnił się od wczorajszego. Jedyną zmianą były czarne włosy, splecione w rozkosmanego warkocza, oraz wisiorek z ametystem, tkwiący na jej szyi.

-Jak miło -parsknął Hemmings, opierając się plecami o plastikowe oparcie krzesełka. Odwracając chwilowo swoją uwagę od rodzeństwa, spojrzał w stronę Michaela, który siedział na tym samym miejscu co ostatnio. Na jego uszach znów znajdowały się zielone słuchawki, a w dłoni kurczowo ściskał długi pędzel, którym wykonywał delikatne ruchy na kartce.

-Michael was lubi? -zapytał niepewnie, kierując swoje słowa do Harvey oraz Philipa.

-Chyba nie ma osoby której by nie lubił -odparł brunet, z drobnym uśmiechem na twarzy.

-Nie było, do póki nie pojawiłem się ja -mruknął cicho, opierając swoją twarz na dłoni. Harvey jedynie parsknęła, jak by chciała powiedzieć iż wcale ją to nie dziwi. -Od początku był do mnie wrogo nastawiony, a potem skłamał iż moja matka nagadała na mnie jakiś negatywnych rzeczy -burknął, wbijając wzrok w rysunek należący do Harvey. Był wykonany tylko i wyłącznie węglem. Luke miał wrażenie że wszystko po co sięgała Harvey, musiało być barwy czarnej.

-Michael po prostu nie zawsze potrafi od razu zaufać ludziom. Nie chce ich ranić, ale także boi się, aby to oni nie zranili jego. Wystarczy jedna drobnostka, która zraża go do danego człowieka, więc coś musi być z tobą nie tak, stary -Philip wybuchnął śmiechem, co w gruncie rzeczy wcale nie było aż tak śmieszne, ale to był Philip. Przepełniony dobra energią i radością, chłopaczyna, czyli kompletne przeciwieństwo swojej siostry, która rzadko kiedy się śmiała, czy nawet uśmiechała. -Ale tak na poważnie, musisz po prostu pokazać mu że jesteś na prawdę fajnym kolesiem -Philip szturchnął go figlarnie w ramię, przez co Luke lekko się uśmiechnął.

-Czyli masz udawać że jesteś fajny, powodzenia -wtrąciła Harvey, podnosząc chwilowo na dójkę chłopaków, swoje spojrzenie. Hemmings wywrócił wzrokiem na jej zgryźliwą uwagę, a następnie ponownie zwrócił się w stronę liliowowłosego. 

Niepewnie wstał z krzesła, kierując się w jego stronę, jednak nie mógł pokazać swojego lęku, wręcz przeciwnie, musiał być pewny siebie.

Luke oparł dłonie na jasnym blacie, obserwując barwny malunek chłopaka. Michael na prawdę miał talent w tym co robił, a do tego wszystkiego był niesamowicie skupiony i opanowany.

-Hej -chłopak zastukał palcami w powierzchnię stołu, co spowodowało przykucie uwagi Michaela. Zielonooki spojrzał na niego obojętnym wzrokiem, po czym odłożył swoje słuchawki na bok.

-O, to ty -mruknął cicho, zabierając głęboki wdech, po czym delikatnie zmrużył swoje oczy. Luke nadal nie potrafił przyzwyczaić się do tych dziwnych rurek, tkwiących w jego nosie.

-Wszystko w porządku? -zapytał niepewnie, kiedy Michael ciężko oddychał, jednak kolorowowłosy pokiwał twierdząco głową.

-Tak, to normalne. Co chciałeś? -zapytał, patrząc na niego ze znudzeniem i błaganiem, aby już sobie poszedł.

-Chciałem po prostu pogadać i być może zapytać dlaczego aż tak mnie nie lubisz -mruknął poważnie, pocierając dłońmi swoje szare dresy.

-Masz moją koszulkę -mruknął, kiwając nosem na opinający, klatkę Hemmingsa, materiał, a także kompletnie ignorując jego poprzednie pytanie.

-Och, uwierz gdybym wiedział że jest twoja to bym jej nie ubrał -prychnął, chcąc zachować się tak samo jak Michael w stosunku do niego. Chłopak uniósł brwi, po czym poprawił na twarzy swoje wąsy tlenowe. -Dlaczego mnie nie lubisz? -powtórzył, nieco zirytowany.

-Nikt nie powiedział że nie lubię, jesteś mi po prostu obojętny. Nigdy nie pałałem wielką sympatią do osób zaliczających się do szkolnych elit. Nie ufam takim -odparł, zadziwiając tym Luke'a. 

-Niby skąd wiesz że jestem popularny w szkole? 

-Mam tam kuzynkę -odpowiedział spokojnie, chwytając ponownie za swój pędzel.

-Dlaczego uważasz że jestem taki jak każdy, kto jest znany w szkole? Najprawdopodobniej gdybym taki był, to nawet bym tu nie przyszedł, a tym bardziej do Ciebie. Nie starałbym się zaprzyjaźnić, miałbym to gdzieś, bo przecież jestem popularnym dupkiem w szkole -uniósł się delikatnie, przykuwając tym parę spojrzeń, w tym te należące do Philipa.

Michael dokładnie mu się przyjrzał, a na jego ustach pojawił się cień uśmiechu. To kompletni zdezorientowało Luke'a -No i czego się śmiejesz? -burknął, splatając swoje ręce na klatce piersiowej.

-W końcu wykazałeś się pewnością siebie i postawiłeś na swoim-powiedział z krzywym uśmiechem, chowając powoli swoje przybory. Po chwili powoli stanął na równe nogi, sięgając po swoją butlę z tlenem, która znajdowała się w turkusowym plecaczku na kółkach.

Luke rozszerzył swoje oczy, przypatrując się odchodzącej sylwetce chłopaka, po czym zaklął pod nosem. 

Michael był bardziej skomplikowaną osobą niż mogło mu się wydawać.

Blondyn w końcu odszedł od stolika, a po chwili także opuścił jaskrawą świetlice. 

Na równie jasnym korytarzu dostrzegł kolorowowłosego. Siedział na parapecie, a jego wzrok utkwiony był w mokrej, od deszczu, szybie. Na jego twarzy nie istniał nawet najmniejszy uśmiech. Opatulając mocno ramionami swoje kolana, obserwował spływające po szybie, krystaliczne krople deszczu.

Wiedział że Luke stoi na samym końcu korytarza i przez ten cały czas, uważnie mu się przypatruje, jednak postanowił udawać nieświadomego. 

Luke chciał znać przyczyny zachowania Michela, jednak czuł iż bardziej się w to zagłębiał, tym mocniej irytował tym chłopaka.

Hemmings cicho westchnął, po czym ze zrezygnowaniem wrócił do świetlicy, znów Michael poczuł drobne ukłucie w sercu, iż blondyn do niego nie podszedł, choć niby tego od początku chciał... Prawda?















----

Co uważacie o Michaelu? Jakieś pomysły, dlaczego tak się zachowuje?

Jak na razie to jestem zadowolona z jego postaci i jeśli niczego nie zepsuję, to chcę żeby tak pozostało do samego końca ;-;

Tak btw zmieniłam okładkę, tamta była za jaskrawa i nie za bardzo czytelna :/

To by było tyle ode mnie... Do następnego!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top