just a stupid kid

Jej serce biło jak oszalałe, kiedy postawiła nogę na ziemi. Z głośników wybrzmiały ostatnie sekundy piosenki. Teraz jedynymi dźwiękami roznoszącymi się po sali były ciężki oddech i tykanie zegara wiszącego nad lustrem. Rozluźniła mięśnie i usiadła na podłodze. Była tak zmęczona, że nie miała nawet siły podejść do ławki i wziąć z niej butelkę z wodą, nie mówiąc już o rozciągnięciu ciała po wysiłku. Jej puls zaczął zwalniać. Potrzebowała odpoczynku. Tańczyła dzisiaj w tym pomieszczeniu trzy godziny, bez przerwy. Nawet nie jadła żadnego porządnego posiłku przed przyjściem, a musiała jeszcze dokończyć pracę domową na następny dzień. I wrócić do sierocińca, oczywiście.

Stypendium zdecydowanie wymagało poświęceń.

Odgarnęła mokre kosmyki z czoła. Musiała się ogarnąć, dochodziła siódma. Z trudem doczołgała się do swojej torby i wyjęła z niej spodnie, podkoszulkę i swoją kosmetyczkę, a potem udała się do łazienki. Nienawidziła myć się w szkole, ale wracanie śmierdzącej autobusem też jej się nie uśmiechało (i nie chciała zwiększać i tak już wysokiego rachunku w domu, ale to swoją drogą).

Zrzuciła z siebie przepocone ubrania i złożyła je w kostkę. Będą zajmować mniej miejsca. Odkręciła wodę. Kiedy temperatura była odpowiednia, weszła pod strumień. Nalała nieco płynu do kąpieli na gąbkę, po czym zaczęła szorować swoje ciało.

Powrót zajmie jej jakieś piętnaście minut, przekąsi coś, odrobi lekcje, pouczy się trochę... Brzmiało dobrze. Może nawet uda się jej usnąć przed dwunastą. No tak, plan idealny. Zajebisty. Cholernie zajebisty.

Daj spokój, przecież dasz radę. Zawsze dajesz, Eunbi.

*

Namjoon zatrzasnął swoją szafkę, już przebrany w swoje codzienne ubrania. Pożegnał się ze współpracownikami i wyszedł. Tylnymi drzwiami, oczywiście. Korzystał z tego, że od niedawna mieszkał w zupełnie innej stronie miasta niż dotychczas (i korzystał z zupełnie innej stacji metra). Nie musiał przechodzić obok tego dużego, neonowego napisu Oh My Boy, wiszącego nad wejściem do klubu. Wystarczająco długo patrzył na te wszystkie kiczowate rzeczy (począwszy od czarnych, skórzanych krawatów, które ubierali pracujący tu striptizerzy, skończywszy na kieliszkach z kolorowego szkła), żeby teraz nie cieszyć się chociaż chwilą odpoczynku dla swoich oczu. Notabene, to chyba jakiś cud, że sam nie musiał stać za ladą przebrany za kupidyna z różowymi skrzydełkami i chmurką na tyłku. Nie zdzierżyłby tego, nigdy.

Słońce raziło go niemile. Przebywanie w ciemności przez osiem godzin robiło swoje. Momentalnie poczuł tępy ból rozchodzący się od prawej skroni do środka czoła, uderzający w niego w rytmie pulsu.Zazwyczaj nie miał takich problemów. Nie oszukujmy się – nigdy nie czuł się tak źle, jak dzisiaj. Nawet zmęczenie po ślubie jego matki nie dało mu tak w kość jak... Jak sam nie wiedział co. Może to przez to wszystko, co się ostatnio działo, może przez jego nowego brata. A może po prostu przez zmianę pogody?

Namjoon nie miał pojęcia, co ma o tym myśleć, ale przecież nawet najlepsi mają swoje gorsze dni, prawda? Dlatego też nie zastanawiał się dłużej i skierował w stronę stacji metra, by dwadzieścia minut później zatopić się w pościeli i doznać błogiego snu.

*

Dziewczyna stała pośrodku niewielkiej sali, wpatrując się w części wypełnione już barwami płótno. Pędzel spoczywał delikatnie w jej dłoni, która od czasu do czasu kreśliła kolejne kształty. Do pomieszczenia wpadały ostre promienie kwietniowego, południowego słońca, oświetlając w całości jej sylwetkę. Przy tworzeniu nowego dzieła towarzyszyła jej błoga cisza, momentami przerywana ciężkimi krokami osób poruszających się po uczelni.

Ostatnimi czasy brakowało jej inspiracji, jednak tego dnia czuła, że ma głowę pełną pomysłów. Wszystko przelewała na płótno, nie zważając na to,co się wokół niej dzieje. Tylko rozbrzmiewający echem, po całym akademiku donośny, żeński głos i trzaskanie drzwiami, od czasu do czasu zakłócały jej spokój, ale nie zrażała się. Dziś była szczęśliwa, zupełnie jakby negatywne emocje opuszczały ją z każdą namalowaną kreską. Brakowało jej tego. Zatracenia w tym, co kocha. Na głowie dziewczyny spoczywało ostatnio coraz więcej problemów, z którymi nie dawała sobie rady. Ten dzień zdawał się być miłą odskocznią od codzienności.

- Masz dla mnie coś jeszcze? – Yewon usłyszała stanowczy, kobiecy głos zbliżający się do sali, w której się znajdowała. Stukanie obcasami o posadzkę, robiło się coraz głośniejsze, aż po chwili do pomieszczenia wpadła młoda kobieta, wraz z jednym z profesorów prowadzących zajęcia na uczelni. O ile się nie myliła, był to pan Choi, którego znała jedynie z widzenia, ponieważ nie był jej wykładowcą. Zawsze wyglądał na roztrzepanego i teraz nie zachowywał się inaczej.

Kobieta, która z nim przyszła stanęła przed dziewczyną i rozejrzała się, aby popatrzeć na obrazy uczniów, które były ustawione na sztalugach. Piękno i pewność siebie biły od niej jasnym światłem, przytłaczającym nieco wycofaną Yewon. Była pewna, że to jedna z tych osób szukających młodych talentów w akademikach, aby później obiecywać im wspaniałą przyszłość i inne pierdoły. Studentka lekko odsunęła się od niej, aby mogła obejrzeć również jej obraz. Sądziła, że nie ma nic do stracenia, wręcz miała nadzieję, że może dostać jakieś pieniądze. Ta, po obejściu całej sali, zatrzymała się przed jej obrazem i dokładnie go obejrzała.

- Ty to namalowałaś? – spytała.

Chyba jednak nici z kasy, jej ton jest zbyt poważny.

Podeszła jeszcze bliżej, tak, że Yewon mogła wdychać ostry zapach jej, z pewnością drogich, perfum.

- Jeszcze nie skończyłam – odpowiedziała dziewczyna. Jej głos lekko drżał, ale mimo tego starała się zachować jak profesjonalistka.

- Jak się nazywasz?

- Kim Yewon. – spuściła głowę, tak, że miała w polu widzenia tylko swoje buty.

- Widzisz, masz talent, a to znaczy, że cię potrzebuję – kobieta wręczyła dziewczynie małą wizytówkę, na której, czarnymi literami, w rogu, dumnie widniał napis „Kim Sojung". - Jeżeli tylko będziesz miała ochotę zarobić – zadzwoń.

*

Namjoon przestał śnić gdzieś w wieku ośmiu lat. Po przebudzeniu nigdy nie pamiętał żadnych kolorowych smoków wyjadających urodzinowe torty, duchów goniących go przez zawiłe labirynty, czy bógwie czego jeszcze. Jedynym co zostawało w jego głowie był czarny obraz. Wtedy czasami czuł się, jakby przez sześć godzin, non stop patrzył na zgaszony telewizor lub ekran komputera. Z tą różnicą,że nie widział swojego odbicia. I tego, co jest za nim. Taki stan rzeczy wcale mu nie przeszkadzał. Nie próbował nic z tym zrobić. Nie wmawiał sobie, że ,,tej nocy zapamięta wszystkie swoje sny" i nie zapisywał żadnych przebłysków... nigdzie. Po prostu. To, co działo się z jego umysłem w ciągu nocy (chociaż najczęściej między szóstą trzydzieści a trzynastą) było mu obojętne.

I tak też było tym razem. Kiedy otworzył oczy na serio miał gdzieś to, co wymyślił jego mózg, kiedy odpoczywał. Liczyły się tylko te cholerne, jasne rolety, które dawały dosłownie zerową ochronę przed światłem z zewnątrz. I krzyki. Również cholerne krzyki, nie dające mu spać. Kto miał siłę się wydzierać o...właśnie, o której?

Szybko sięgnął ręką po swój telefon i odblokował go.

O dziesiątej.

Ah, doprawdy. Egoizm jest głęboko zakorzeniony w ludzkiej naturze.

Naciągnął poduszkę na głowę i spróbował ponownie udać się do Krainy Morfeusza. No właśnie. Próbował. Bo kiedy tylko zakrył się szczelnie kołdrą, wrzaski nasiliły się.

Błagam was, uszanujcie to, że dopiero wróciłem z pracy! - pomyślał. Jak na zawołanie, wszystkie głosy ustały, a on przysunął się bliżej ściany i rozkoszował chwilą ciszy. Skończyli?

Oj nie. Już po chwili dało się słyszeć najgłośniejszy krzyk jak do tej pory. I, o ile Namjoon w poprzednich słyszał jedynie jakiś bełkot, ten zrozumiał dokładnie. Niski baryton wydobywający się z gardła jego ojczyma, głoszący groźnym tonem imię chłopaka z pokoju na przeciwko nie zwiastował niczego dobrego. Czyżbyś znowu nabroił, braciszku?

Odrzucił okrycie. Teraz i tak nie zmruży oka. Głowa wciąż go bolała, jednak zignorował to. Naciągnął na tyłek szare dresowe spodnie; koszulki nie zmieniał. Przeczesał ręką nieco przetłuszczone, ułożone we wszystkie strony świata włosy i voilà. Z podkrążonymi oczami i poduszką odbitą na policzku był gotowy do wyjścia ze swojego pokoju.

- Chciałbym powiedzieć, że hańbisz wizerunek firmy, ale ty doskonale to wiesz, Seokjin! Specjalnie robisz wszystko na złość! - Usłyszał, gdy tylko otworzył drzwi. - Wiesz, powinieneś trochę bardziej doceniać to, co masz. Uczysz się w najlepszej szkole w Seulu, dostajesz to, co tylko chcesz, a w zeszłym roku załatwiłem ci korepetytora prosto Sogangu*, którego i tak odstawiłeś z kwitkiem, bo miałeś taki kaprys! Dzisiaj, niecały miesiąc przed  egzaminami końcowymi, postanowiłeś sobie tak po prostu nie iść do szkoły! Dorośnij, Jin! Nie jesteś już pięciolatkiem, za chwilę będziesz miał firmę na głowie! Wiesz ile inni by dali, żeby się z tobą zamienić?!

Namjoon przystanął przy schodach prowadzących na parter. Czy powinien podsłuchiwać? Nie, oczywiście, że nie. I zazwyczaj tego nie robił. A kiedy już te wszystkie „tajne wiadomości" do niego docierały, był to czysty przypadek. On po prostu znajdował się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie (chociaż może właśnie właściwym?). Tak naprawdę on tylko siedział cicho i słuchał, a nikt nie zwracał na niego uwagi, jakby miał na sobie jakąś pelerynę niewidkę. Może jego matka jednak skończyła ten Hogwart?

Tym razem tak nie było. Tym razem Namjoon chciał wiedzieć, o czym rozmawiają. W końcu obudzili go swoimi krzykami. Chyba mógł znać przyczynę. I chyba mógł też poużywać trochę swoich supermocy.

Zszedł o jeden stopień, a jego prawa stopa zawisła w połowie drugiego. Ręką zaś podparł się o ścianę. Nie starał się zachowywać cicho. I tak nie usłyszeliby go. Kłócili się w salonie, tego Namjoon był pewien.

- Inni? - sarknął nastolatek. - Dobre sobie, niby kto?

No właśnie, Jisung. Kto?

- Niby Namjoon.

Och.

- Namjoon?

- Tak, Namjoon. On nigdy nie miał nawet połowy tego, co ty, a i tak był od ciebie lepszy, wiesz?

Nawet jeśli wiedział, że nic nie zobaczy – mężczyzna wychylił głowę. Ciekawe, jaką minę miał teraz Jin. Był smutny? I czy te słowa w ogóle go zabolały? Ten chłopak raczej nie brał obelg do siebie (krytyki też nie, ale to raczej temat na inna dyskusję). Słowa ojca raczej nie zrobiły na nim wrażenia.

- Skoro tak, to zamiast mnie osadź Namjoona w firmie. Przecież jest taki wspaniały, prawda?

Wtedy stało się coś, czego żaden z mężczyzn nie mógł przewidzieć. Joon usłyszał tylko głośny plask; dźwięk uderzania skórą o skórę. I doskonale wiedział, co to oznaczało. Mimowolnie zamknął oczy. Tak, jak bardzo zdawał sobie sprawę, że Jin sobie zasłużył, tak bardzo nie chciał niczyjej krzywdy. Powinien zainterweniować, czy się nie wtrącać?

Wycofał się nieco i dał sobie kilka sekund, by ochłonąć. Dziwne, przecież nawet się nie zdenerwował.

Głos Jisunga zaostrzył się; stał się donośniejszy.

Chłopak jak najciszej wszedł na górę, a potem zamknął się w swoim pokoju i włożył do uszu słuchawki.

Tonie jego sprawa. Niech załatwią to sami.

*

Po usłyszeniu trzaśnięcia drzwiami, Namjoon ponownie rzucił się na łóżko. Kłótnie niebyły dla niego niczym nowym w tym domu, dlatego nie przejął się postawą Jina, pewnie uciekał już niejednokrotnie. W końcu to tylko głupi, mały, zbuntowany nastolatek. Stwarzał same problemy i nie dawał żyć innym w spokoju.

- Co ja mam zrobić z tym dzieckiem? – dobiegał go stłumiony, lekko zachrypnięty głos ojczyma, który chodził po kuchni waląc drzwiami od szafek, zapewne szukając leków na uspokojenie.

- I dobrze! Idź i śpij na ulicy! Zobaczymy, kto pierwszy zmięknie! – rzucił zdesperowany.

Po kilkunastu minutach od wyjścia Jina, pan Kim trochę się wyciszył i prawdopodobnie poszedł już spać.

Namjoon przewracał się zboku na bok chcąc powitać sen, który, mimo zmęczenia, dalej nie przychodził. Zdenerwowany usiadł na krawędzi łóżka, aby zapalić lampkę, która stała obok. Chłodne powietrze wpadające przez okno, które uprzednio otworzył, otuliło jego ciało tak, że wzdrygnął się lekko. Leniwie wstał, w celu zatrzaśnięcia źródła, przez które wpływało zimno. Jednak nim to zrobił, wychylił głowę przez okno w poszukiwaniu Jina, ponieważ wydawało mu się, że chłopak pewnie zasnął na którejś z ławek w okolicznym parku, ale nigdzie go nie było.

Jezu, jaki mróz, przecież ten dzieciak zamarznie!

Namjoon zamknął okno i w panice zaczął szukać jakiejś bluzy w szafie.

Zakładając na siebie wybraną część garderoby, już zbiegał po schodach. Starał się robić to tak cicho, aby nie obudzić, żadnego z domowników. Gdy był już przy drzwiach niedbale nałożył swoje trampki, nawet nie wiążąc sznurowadeł i po chwili wybiegł z posiadłości.

Mężczyzna szybkim krokiem maszerował przez dzielnice znajdujące się w okolicach domu państwa Kim. Co go podkusiło, żeby szukać tego smarkacza?

Jesteś zbyt miękki, Namjoon. Jak rano się kłócili, to wolałeś się nie wtrącać. Ale teraz to nie ważne. Skup się! Jakbyś był zbuntowanym, bogatym nastolatkiem, który pokłócił się z rodzicami i ucieka z domu, to gdzie byś poszedł?

Nie wiem, do klubu?

Cóż, to miało trochę sensu.

Zimne i ciężkie powietrze gwałtownie wypełniało jego płuca, sprawiając, że przy lekkim wysiłku fizycznym oddychał coraz ciężej. Ta dzielnica Seulu zawsze tętniła życiem wieczorami, ale tego dnia szczególnie. Jak na tak późną porę spotkał już wielu ludzi: pijaków śpiących na ławkach, nocnych biegaczy, grupki ludzi wybierających się na imprezy, jednak nigdzie nie mógł znaleźć Jina. Po chwili uświadomił sobie, że może również do niego zadzwonić, jednak wątpił w to, że w ogóle odbierze. Wyjął urządzenie z kieszeni i wybrał numer chłopaka. Gdy minęły trzy sygnały rozłączył się i ruszył dalej.

- Jestem dla niego za dobry, brakowało mi jeszcze tego, żeby się martwić o tego gówniarza.

Po odwiedzeniu kilku lokali Namjoona rozbolała głowa od uderzającej woni alkoholu i potu. Do takich miejsc nie powinni wpuszczać niepełnoletnich, ale po zapłaceniu odpowiedniej kwoty (którą jego brat na pewno dysponował) nikt nie zwracał uwagi na wiek. Wiedział, bo ochroniarz w Oh My Boy też tak robił.

Oh My Boy, właśnie!

Nie. Uspokój się. Poco niby miałby iść do gejowskiego klubu?

A jeśli jest gejem?

Z jednej strony wydawało mu się to niemożliwe, jednak z drugiej stawało się coraz bardziej prawdopodobne. 

Po kilku minutach biegu mężczyzna w końcu znalazł się przy klubie ulokowanym przy obrzeżach dzielnicy. Wielki neonowy szyld umieszczony na budynku praktycznie go oślepiał. Cofnął się o kilka kroków i wziął głęboki wdech. Zaczął poważnie martwić się o swojego przybranego brata. Szczególnie obawiał się o to, że może go tutaj spotkać. Niechętnie otworzył drzwi, kiwnął głową do ochroniarz i skierował się w stronę baru. Słabe techno i rozmowy przekrzykujących się ludzi niszczyły właśnie jego bębenki. Nienawidził tego miejsca i poza pracą, wolałby nie mieć z nim nic wspólnego. Większość klientów odwiedzających klub stanowili mężczyźni po czterdziestce, którym brakowało rozrywki w życiu. Stali bywalcy znali Namjoona już na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie da się go namówić na szybki numerek, nawet za grube pieniądze, jednak ci, którzy przychodzili tutaj po raz pierwszy dosłownie zjadali mężczyznę wzrokiem.

- Hyung! – usłyszał głos tłumiony przez muzykę.

Po chwili ujrzał całkowicie pijanego Jina, który szedł w jego stronę chwiejnym krokiem opierając się o jakiegoś starego faceta.

No chyba kurwa nie.



*Sogang - najlepsza koreańska biznesowa uczelnia



Mamy nadzieję, że spodobał się Wam ten rozdział, napiszcie co sądzicie.

Życzymy miłej niedzieli, nie poumierajcie podczas comebacku Bangtanów.

Widzimy się za tydzień.

A&N

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top