Kundel (LevixErwin)


Erwin szedł białymi niczym mleko korytarzami Schroniska Dla Psów. Tak nazywano to miejsce mimo iż żadnego psa oprócz tych strażników nie ma. Wszędzie było pełno kamer. Mężczyzna stanął prze jednymi z licznych drzwi. Poprawił krawat beżowego garnituru. Wyjął kartę magnetyczną i otworzył drzwi wchodząc do całkowicie białego gabinetu. Tak białego, że aż w oczy bolało. Za biurkiem siedziała kobieta w okularach. Spojrzała na Erwina znad dokumentów.
-Witaj Erwin. Siadaj.
Blondyn wykonał polecenie. Hange miała na sobie biały kitel, a pod nim kombinezon.
-Nic się tu nie zmieniło Hange. Biało aż oczy bolą.
- Takie przepisy mój drogi przyjacielu.
-Tak wiem. Ja po nowego kundla.
-Wiem. Uprzedzili mnie, że twój ostatni padł.
Oparła się o fotel i westchnęła. Strażnicy zaganiali kundle na poligon, aby Erwin mógł, któregoś wybrać. Oczywiście wszystko było kontrolowane. Bez specjalnej teczki ze zgodą na takiego kundla agent nie mógł dostać pierwszego. A z drugim? Potrzebny był dodatkowo akt zgonu pierwszego. Erwin miał wszystko przygotowane dla Pani doktor.
-A polecasz kogoś?
Spytał podając jej teczkę.
-Hm...
Zamyśliła się chwilę i spojrzała na "pupile", których dane ze zdjęciami miała w komputerze. Przez chwilę zastanawiała się którego polecić Erwinowi.
-Wiesz mamy tu jednego takiego. A50-69V.
- Aha? A który to?
Odwróciła monitor. Erwin zobaczył zdjęcie bruneta o ciemnych oczach i azjatyckiej urodzie.
-Słodziak.
Stwierdził. Hange spojrzała.
-Ups to 13-20313. Nasza "Szczęśliwa 13". Pierwsza i ostatnia cyfry to 13. Nawet suma cyfr daje 13.
- Rozumiem. Pewnie jest wyjątkowy.
-Wyjątkowo agresywny i skuteczny. Ciężki do okiełznania. Kiedy dorwie ofiarę i zacznie gryźć... nie odciągniesz go. Zagryzie ofiarę, że jej nie zidentyfikujesz.
-Czyli stanowi wyzwanie.
-Owszem.
-Myślałem, że gen odpowiedzialny za agresje się mocno ogranicza.
-Owszem. Jego seria miała mieć ograniczony. Ale coś poszło nie tak i zamiast łagodniejszy jest bardziej agresywny. 
- Rozumiem... choć myślę, że będzie dość ciekawie.
-I tak musisz zobaczyć wszystkie. Czekam na sygnał od strażników, że są gotowi.
- Dobrze wiedzieć.
-Herbaty? Kawy? Ciasto?
- Herbaty. Kawę piłem rano.
-Erwin muszę ci coś powiedzie coś 13.
- Dobrze? A co?
Hange podała mu herbatę.
-Wiesz agenci się schodzą, mieszkają razem a psy z nimi. Muszą się tolerować.
-Wiem i dajecie ich parami do cel, aby się nie tylko tolerowani ale pracowali razem.
 -Trzynastka swojego zagryzł. Nie przeszedł tego testu. A ty w domu masz synka. Trzynastkę dziecko może łatwo sprowokować.
Erwin wtedy strzelił sobie mentalnego facepalma. Kompletnie w tej chwili zapomniał, że ma małe dziecko w domu. Jego syn Eren ma 5 lat. I jest dość... ruchliwym dzieckiem. A przez to że jest samotnym ojcem, to już ma multum spraw na głowie. Więc wybierając kundla musi o tym pamiętać. Bo inaczej będzie źle.
Tym czasem.
Trzynastka siedział w swojej celi na pryczy. Ściany zdobiły ślady po pazurach. Przestrzeń była wręcz klaustrofobiczna. Że, aż przytłaczająca. Jednak to był jego pokój. Jego azyl od szczeniaka. Spojrzał na drzwi słysząc kroki. Szybko stanął na baczność.
-Waruj.
Usłyszał głos przez głośnik, a stalowe drzwi się otworzyły. Dwaj strażnicy założyli mu pętle na szyje i zmusili do klęczenia. Trzeci założył mu kaganiec. By nikogo nie zagryzł. Czy nie zaatakował. Skuto mu ręce.
-Wstawaj.
Ten posłuchał, ale powarkiwał. Był ostatnim do wyprowadzenia na poligon. Ale było trochę problemów. Próbował się wyszarpać z pętli. Adrenalina buzowała mu w żyłach. Źrenice się rozszerzyły, a kły wydłużyły. Jakby w niego wstąpił diabeł. Wsadzili go do klatki uwalniając i zamknęli. Jeden pociągnął dźwignię i klatka zaczęła jechać w górę. W kierunku poligonu. Warczał wściekle kiedy był na miejscu. Widział wielki tor przeszkód. I inne "kundle". Erwin ich obserwował z loży jak sobie radzą. Potem wybierze tego najlepszego. Wręcz wyskoczyli na sygnał z klatek. Specjalnie nie dawali im dziś śniadania, aby im lepiej poszło. By mieli lepsze wyniki. Levi robił wrażenie umiejętnościami. Szczęki im opadły. Levi na końcu dopadł do manekina i rzucił się na niego. Pazury wbiły się w materiał pod którym było surowe mięso. Powalił przedmiot przy skoku i wbił w "gardło" kły. Rozrywając materiał na strzępki. Kiedy podszedł do niego jego treser Mike. Miał ze sobą smycz i kaganiec.
-Trzynastka zostaw!
-Wrrrr!
Pokazał kły. Z ust ciekła krew. Białe ubranie było całe w niej. Mike wyjął coś z torby. Było to jabłko. Na co człekopodobne stworzenie spojrzało na owoc z wielkimi oczami.
-Siad.
Trzynastka wykonał polecenie z wywalonym jęzorem na wierzchu. Dostał owoc. Erwin zaciekawiony uniósł brew na ten widok.
- On tak zawsze? - spytał się po chwili.
-Nie wiem. Jak chcesz pogadaj z treserami zanim podejmiesz wybór.
Odparła Hange.
- Z chęcią utnę z nimi pogawędkę.
***
Erwin rozmawiał ze starym przyjacielem i treserem trzynastki. Był bardzo ciekaw trzynastki. Ten akurat go zamknął w celi.
-Jesteś nim zainteresowany Erwin?
- Owszem. A jak to jest z tymi jabłkami.
-Lubi je.
-Zauważyłem Mike.
-Dla nich zmienia się w aniołka.
- Rozumiem i to bardzo ciekawe.
-Dzięki nim łatwo nad nim zapanować. Bez nich już trudniej.
- Chyba mam znajomego dostawcę.
-No proszę. Trzynastka chyba masz nowy dom.
Zawołał Mike do "pupila" w klatce. Po czym dodał.
- Ale lepiej, abyś trzymał go z daleka od Erena. Bo wiesz co może się stać. Nie chcę byś miał na głowie opiekę społeczną.
-Wiem.
-Plus Trzynastki jest taki, że ci nie zeświruje siedząc cały dzień zamknięty w jednym pokoju.
- Ale można go czasem puścić na świeże powietrze?
-Z Kagańcem.
- Dobrze wiedzieć. A powiesz mi o nim trochę więcej?
-To pedant. Więc ci nie nabrudzi. Lubi muzykę klasyczną. Uspokaja go.
-Rozumiem. A ile ma lat?
-16.
- Dość młody.
***
Erwin patrzył co chwile w lusterko. Levi bo tak nazwał trzynastkę spał na tylnym siedzenie. Spokojny. Miał spokojny oddech. Co było widać i czuć. Erwin westchnął.
- Jak jest śpiący to wygląda jak potulny baranek.
Stwierdził spokojny. Dojechali do osiedla dla agentów, które otaczał wysoki mur, aby kundle przypadkiem nie dały nogi. Tam mieszkał ze swoim synkiem.
Zaparkował na podjeździe. I powoli wysiadał z samochodu.
-Levi czas wstawać.
Powiedział po chwili. Ten otworzył ciemne oczy i rozejrzał się. Wysiadł z samochodu. Erwin zaś zapiął mu smycz. 
-Noga.
Wydał komendę. Weszli do środka. Erwin miał nadzieje, że Eren był jeszcze w przedszkolu. Petra była tutejszą przedszkolanką. Nie było tu dużo dzieci więc je odwoziła.
- Eren? Jesteś w domu!? - zawołał nagle.
Cisza. Erwin odpiął smycz.
- Dobrze Levi. Zapoznaj się z domem, ale nic nie nabrój.
Levi zaczął bardzo ostrożnie stawiać kroki i węszyć. Zamarł w bezruchu. Spojrzał pod nogi. Przekrzywił głowę widząc pluszaka, na którego prawie nadepnął. Erwin widząc to, podszedł i wziął maskotkę. Levi cofnął nogę.
- Eh... Eren nadal ma problemy z odkładaniem rzeczy na miejsce.
Levi podszedł i obwąchał maskotkę. Czuł inny zapach, niż ten blondyna. Brał głębokie wdechy i zapamiętywał zapach. Erwin od razu podszedł do ściany gdzie wisiało sporo zdjęć. Levi za nim. Kiedy nagle nadepnął na piszczałkę poprzedniego "pupilka". Aż podskoczył. Zawarczał na przedmiot. Erwin spojrzał i od razu podniósł zabawkę. Kompletnie zapomniał posprzątać po tym jak poprzednik Levi'a padł. Ten dodatkowo czując zapach innego "psa" wręcz rzucił się na piszczałkę i rozszarpał gumę.
-Levi.
-Grrrrrrr.
- Eh... Tu nie ma żadnego innego panie nerwusie.
Ten dalej węszył poznając nowy dom.
Erwin zabrał do do piwnicy, która była ocieplona i wyglądała jak normalny pokój. Oprócz sprzętu wszelakiego rodzaju był ram też pokój. Większy od dotychczasowej celi. Brunet przyglądał się owemu pomieszczeniu. Była tam szafa, łóżko, które wyglądało na bardzo wygodne oraz małą łazienka. Przekrzywił łebek. Erwin na radą znajomego wszystko wyprał i porządnie wywietrzył pokój. Posiada on małe okno na wysokości trawnika. Levi czując tu zapach innego psa czułby się nie komfortowo i mógłby być agresywny. Więc miał nadzieje, że wzorowo wypełni owe zadanie. Levi chodził i węszył. Erwin kupił mu nowe zabawki, co było dobrym posunięciem po tym jak potraktował tamtą. Więc wolał uniknąć nie przyjemności. Levi usiadł na łóżku. I obserwował ciekawy swojego pana i pokój. Erwin go pogłaskał i dał jabłko.
-Proszę.
Levi wziął je w łapki i zaczął jeść ze smakiem. Zadowolony. Nie został nawet ogryzek. Takiego miał smaka. Erwin wpadł na pomysł jak oswoić go z Erenem. Choć był bardzo ryzykowny.

***
Eren ciągle dokarmiał Levi'a jabłkami, bo oprócz nich jadł tylko specjalną karmę. Erwin próbował dawać mu też inne jedzenie, ale Levi szybko je odrzucał. Nie przypadło mu do gustu. Tylko jabłka i karma. Ale zdarzało mu się być milusi. Kiedy nie zagryza wrogiego agenta i nie wyjada mu wnętrzności. Co cieszyło Erwina. Levi kiedy się oswoił z otoczeniem i przywykł do nowej sytuacji zdarzało, że się łasił do Erwina. Jak kotek. Nie raz był też natarczywy pod pewnymi względami. Ewidentnie podrywał Erwina. Przynosił zagryzione zwierzęta i zostawiał na łóżku właściciela. Na całe szczęście nie były to pupile sąsiadów. Ale i tak nie popierał tego.
  Dzisiejszy poranek nie był wyjątkiem. Erwin smacznie spał. Miał urlop. Levi wszedł przez okno jego sypialni. W ustach miał martwego bażanta. Wskoczył zgrabnie niczym kot na łóżko i rozwarł szczęki upuszczając zdobycz na właściciela. Erwin od razu wyczuł zapach martwej zwierzyny. I to go wzbudziło. Poderwał się do siadu. Levi od razu go polizał w otwarte usta. Erwin nie wiedział jak zareagować ale nie na długo. Spojrzał na Levi'a z zamiarem skarcenia go. Ale zobaczył ten szczery i śliczny uśmiech na mordce. Więc karcąc siebie postanowił mu odpuścić. Pogłaskał go. I również się uśmiechnął.
-Umiesz być uroczy.
Levi się do niego przytulił. Gdyby miał ogon to by pewnie merdał, że miałby smigiełko. Erwin zamarł kiedy ten złapał go za krocze. Od razu złapał go za rękę.
-Levi nie.
Blondyn od razu pokręcił głową. Levi przekrzywił łebek i go pocałował. Erwin teraz kompletnie nie miał pojęcia co robić. Levi wepchnął mu język i napierał uparcie. W końcu Erwin powoli się poddawał. Ku zadowoleniu Levi'a. Ten słysząc, że ktoś idzie sprintem pobiegł do drzwi. Na co Erwin mocno się zdziwił.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top