Jorogumo (Erwin x Levi)

Levi stukał palcami o klawisze czarnego panina w wielkim salonie. Mieszka w starej gotyckiej posiadłości. Tak spędzał swój wolny czas. Miał na sobie czarne rurki i długi sweter. Czyli to co lubił nosić. Mio iż z regóły ubiera sie bardziej elegancko. Ale na szczęście paraduje w nich tylko w domu. Usłyszał kroki. Był to jego partner, który właśnie przyszedł. Levi oderwał smukłe palce od instrumentu.
-Witaj Erwin.
- Witaj. Mój najdroższy - przywitał się blondyn z nonszalandzkim uśmiechem.
Wrocił z jedzeniem. Levi jako ciężarna samica ma niesamowity apetyt. Więc Erwin musiał karmić go większymi porcjami. Żeby samemu sie skończyć na talerzu. Jak to w przyrodzie bywało. Levi zaczął węszyć czując krew. Zaś Erwin się odsunał by mu nie przeszkadzać. Zosratawił torbę na stole w kuchnio jadalni, do której Levi poszedł przechodząc przez hol. By zjeść swój posiłek.
***Tym czasem.
Policja badała zaułek gdzie znaleziono zwłoki kobiety, a raczej resztki. Pojawił się tam też pewien agent. Nie który myśleli że to federalny. Było z nim jeszcze dwuch ludzi.
-Agent Jager. Przejmujemy sprawe.
Oznajmił stanowczo, pokazując swoją odznakę. Policjanci odjechali a Armin rozłozył teczkę. Mikasa stała przy taśmie.
-To nie robota Likantropa.
Stwierdził Eren. Kiedy przyjrzał się tym co zostało z ofiary i miejscu zbrodni.
-hm... jakiś kwas... a to co? Armin zobacz to.
Blondyn wziął pensete i zdjal białą nić z resztek ubrania.
-Nić? To chyba pajęczyna.
- I wszystko jasne - westchnął Eren przyglądając się nici.
Ślady na budynku tylko potwoerdziły jego przypuszczenia.
-Jorogumo. Ale one wyginęły i raczej występowały w Japonii.
Stwierdził Armin.
-To Hange bedzie zadowolona jak złapiemy pajączka i jej przywieziemy.
Należą do organizacji, która łapie inteligentne potwory i transportuje w miejsce gdzie będą bezpieczne.
- No. Na pewno... wiesz jak nasza pani doktor ma chopla na punkcie rzadkich gatunków.
-Czym ci pachnie ta pajęczyna?
Spytał się szaty kiedy powąchał nić rzeczonej pajęczyny.
-Cytrusy?
-Czyli bedzie podwyżka. Samce nie przepadają za ludzkim mięsem. No chyba, że mają do wyrzywienia samice.
- Kurczaki. Serio?
-Nasz pajączek ma koleżankę do tego głodną.
- Albo w ciąży.
Stwierdził Eren.
-Jeśli tak to ofiar bedzie znacznie wiecej.
Wysyczała Mikasa.
***
Erwin słuchał proby w operze. Levi pokazywal aktorce jak ma zaśpiewać. I zaprezentował swoje zdolności.

Aż reżysera wbiło w fotel. Dosłownie.
-Tak to masz zaśpiewać, żeby ludzie czuli, że to ty masz władze. Aktorka tylko przytaknęła ale tak na prawdę to nie miała pojęcia co powiedzieć. Dosłownie zaniemowiła. Levi miał głos jak dzwon. I to jak. Zszedł ze sceny i usiadł miedzy reżyserem a swoim mężem. Który zbierał szczękę z podłogi.
-Panie Nile wszystko okej?
- Tak. Tak... jest okej.
-Yhm.
Erwin schylił się do ucha swego ukochanego i wyszeptał zmysłowym tonem.
- Rozwaliłeś ich kochany.
-Wiem. Masz moją hinszczyznę? Jestem głodny.
Erwin podal mu kartonik z makaronem i kawalkami mięsa. Levi powąchał ze smakiem. Zaczal wsuwać. Jadł paleczkami. Jak rasowy azjata. W sumie to jest rodowodowym japończykiem. Więc Erwin był tego świadkiem, za każdym razem, gdy kupuje mu chińszczyznę. Albo są w azjatyckiej restauracji. Zaś Erwin patrzył na próbę i obserwował aktorkę, która śpiewała, choć wyglądała nie mrawo.
- No... ją na pewno rozwaliłeś - dodał już bardziej do siebie.
Widząc jak aktorka była spięta, jak struna od gitary. Levi za to spałaszował posiłek. Ze smakiem.
-Pycha.
Stwierdził i oglądał. Jest znanym muzykiem i krytykiem. Więc jego pomoc jest warta więcej niż złoto. A nawet stos diamentów. Po próbie poszli do sklepu kupic rzeczy do pokoju dziecięcego. Między innymi farbę do pokoiku.
-Może ten brzoskwiniowy? Albo blado niebieski? Nie ten berzowy i kremowy.
- Boże święty... kobieto zdecyduj się - mruczał pod nosem Erwin.
-Tak berzowy i kremowy. Do tego bialy, puchaty dywanik. O tak mebelki z ciemnego drewna i białe dodatki.
Powiedział rozanielony Levi i wykonał piruet niczym baletnica.
-Dobrze kochanie.
-A kołderka? Idealnie biała? A może biała w brązowo-beżowe paski?
- Kochanie. Na wszystko jeszcze przyjdzie czas. Bo nim się zorientuje, to wykupisz połowe sklepu.
-Erwin no. Wzorek czy bez?
- Może być wzorek.
-Idealnie.
Na co Blondyn westchnął zmęczony. Już dwie godziny byli w tym sklepie. Ale czego się nie robi dla ukochanego i bąbelka, które nie długo pojawi się na świecie. Jednak nie zaprzeczał, że mu nogi siadały. Ale na szczęście Levi już skończył. Ma też jeszcze jedzenie na tydzień. Ale powstaje pytanie. Kto będzie to dźwigać? Oczywiście Erwin. Ale nie nażeka, bo jeszcze żyje zamiast zostać jako daniem głównym obiadu. Zobaczy też swoje dziecko. Innymi słowy, miał szczęście. Levi go kocha. Dlatego pozwala mu żyć. Nie chodziło mu tylko o ocalenie gatunku. A to było najważniejsze.
Zapakowali zakupy do auta. A blondyn dokładnie zamknął klapę.
-Teraz poskładać w domu i pomalować ściany.
- Wiem Kochanie. wiem.
-To prowadź.
- Jak sobie życzysz, księżniczko - dodał z nonszalandzkim uśmieszkiem Erwin i otworzył drzwi do samochodu. Jednak w głowie miał plan niespodzianki, dla swojego męża. Dowiedział się, że w mieście pojawił się smakowity kąsek. Levi ma słabość do europejskiego mięsa. Levi ma słabość do europejskiego mięsa. Odkąd mieszkają w ameryce Levi nie jadł europejczyka.
- Będziesz mieć niespodziankę mój kochany... o tak - mruknął pod nosem blondyn.
-Coś mówiłeś Erwin?
-Nic, nic Levi.
***
Eren i Armin obserwowali sąsiedni dom. Udawali pare wynajmującą dom. Śledztwo zaprowadziło ich tam gdzie teraz się znajdowali. Do tego dowiedzieli się, że tam mieszka chodowca pająków. Więc wytypowali podejrzanego. Eren udawał, że ubserwuje ptaki.
-Przygotowywują pokój dzieciecy. Ten niższy to pewnie samiec. A blondyn samica.
-Zgadujesz po wzroście? Wiem samice są wieksze, ale to może specjalne złudzenie.
-Blondyn zajmuje sie pająkami. To robią samice aby trenować opiekę nad młodymi.
Wywnioskował Eren. Armin wywrócił oczami.
-Ciasto gotowe idz ich zaproś do nas kiciu.
- Meh… już idę.
Eren odłożył rornetkę i czekał na efekty działań blondyna. Ten wyjął pachnące ciasto. Eren poszedł do domu obok. By zaprosić sąsiadów na kawkę, albo posiłek. Zapukał a po chwili otworzył mu Erwin. Eren chciał trzymać się swojej roli.
-Dzień dobry panie Smith.
-Pan Jager tak? Ciesze sie, że pana widzę. Miałem isc pana i pana drugą połowę zaprosic na kawe i ciasto. Levi upiekł piszne Brownie.
- A to ci dopiero... bo ja z moją połówką mieliśmy identyczny pomysł - zaśmiał się zielonooki.
Choć to czekoladowe ciasto go kusiło. Hange nieztety wspomniała o tym na jego fikcyjnym na czas misji fejsie. Miał ochotę ją za to udusić.
-Zapraszam. Jest też ciasto cytrynowe. Podobno Armin je uwielbia.
Dodał z miłym uśmiechem Erwin. O tak... wiedział wszystko o swoich ofiarach. Jak zawsze. A już zwłaszcza jeśli chodziło o niespodzianki dla jego ukochanego.
-Tak... to prawda.
-Może przyniesiecie ciasto a ja zaparze herbate?
- Tylko przyjdę po Armina i mu powiem.
-Doskonale.
Powiedział pod nosem niebieskooki kiedy zobaczył, jak Europejczyk wrócił po drugiego. Ci wrócili z ciastem nafaszerowanym środkiem nasennym. Zgodnie z planem. No może nie do końca. ale mieli dorwać pajęczaki.
***
Levi ukradkiem oblizał usta podczas podwieczorku z sąsiadami. Zwłaszcza kiedy Erwin powiedział że ma dla niego "niespodziankę". Teraz już wiedział jaką.
_ Jak widać, mam kochającego męża - pomyślał zadowolony.
-podobno lubicie biszkopt z kremem śmietankowym.
Powiedział Armin krojąc ciasto. Starał się zachowywać naturalnie.
-Niestety ale Erwin juz zjadł na dziś swoją porcje słodyczy. A mnie od rana mdli.
- Mam cukrzycę.
Skłamał Erwin. Na kilometr wyczuwają trucizne i środki nasenne. Więc to wymyślił na poczekaniu. Nagle ktoś wpadł jak tornado do salonu. Była to Hange.
-chłopaki przerwac akcje! Levi moi praciwnicy to nie obiad! Poza tym masz jesc co innego.
-Hange co ty tu robisz?
Spytał zszokowany Levi. Erwinowo też opadła szczęka.
_Kurwa!
-Szefowo o co tu chodzi?
Spytał Armin.
-otuż. Levi to ostatnia samica Jorogumo a Erwin samcem. Levi jest w ciąży i jestem ich lekarzem. Ja ich tu przeniosłam.
- Co kurwa? - spytał się Eren.
Levi i Erwin sie przemienili. Levi był od pasa w dół czarnym pająkiem z twardym pancerzem i miał dodatkowe pary oczu. Erwin miał dodatkowe 2 pary rąk, kilja par oczu, długie kły i porastała go sierść. Teraz to levi był większy.
-Podsuwam erwinowi ofiary, ale ostatnio pewnie sie pośpieszył i pewnie dziewczyna nie byla w pelni jadalna.
-Połowa to był plastik.
Splunął z obrzydzeniem. Tyle botoksu to nigdy nie widział. Aż można się wzdrygnąć.
-Taaa. Jak się czuje mloda mama bo coś milczysz.
-Mam... skurcz.
Pisnął. Właśnie zaczął rodzić.
***
Levi wisiał na pajeczynie nad łużeczkiem z jajami. Uśmiechnięty. Jego skarby. Nie ruszy się chyba, że do łazienki stąd aż do wylęgu. Usłyszał pukanie do drzwi.
- Levi! Mogę wejść!? Przeniosłem ci obiad! - krzyknął Erwin zza nich.
-Jasne.
Odpowiedział brunet. Po chwili blondyn wszedł z rzeczonym posiłkiem. Spojrzał na łóżeczko.
- No Levi. Przyznasz że się nam udało. Co?
-Jeszcze się nie wylęgły.
-E tam... ja jestem zadowolony.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top