2
Pierwsze co zrobiłem po przekroczeniu progu to tłumaczenie się reszcie co ja tutaj robię. Szczególnie uciążliwi byli moi podopieczni.
Pod swoimi skrzydłami mam parę, zaufanych osób. Nabi – najmłodsza i najmniej doświadczona, ale za to inteligentna, Changmoo – najbardziej bystry i odpowiedzialny z nich wszystkich, Wooyoung – najbardziej zorganizowany z tej bandy dziczy, no i, rzecz jasna Yeosang i Luhan. Jednak nawet bez tych ich denerwujących osobowości, nie wyobrażam sobie życia bez nich. Wiem, że skoczyłbym za nimi nawet w ogień. Są dla mnie jak rodzina.
Z westchnieniem przebiłem się przez tłum, ciekawskich pracowników. Gdy już sądziłem, że mam to z głowy i została mi prosta droga do szefa. Jakby z podłogi wyrosła mi przed oczami – a bardziej przede mną – zdyszana Nabi. Była tak zamyślona, że aż weszła we mnie. Widząc, że traci równowagę, chwyciłem ją w pasie, zbliżając do siebie.
- Wszystko w porządku? - spytałem się spokojnie, lustrując jej czerwoną twarz.
- T-tak, Oppa. - zająkała się z zakłopotania.
Od zawsze wszyscy mi powtarzali, że dziewczyna jest we mnie po uszy zakochana. Jednak mnie ona jak i żadna inna kobieta nie interesowała. Mimo, że nie przyznałem się do tego otwarcie to i tak było wiadomo, że jestem homoseksualistą. Ale jak widać ona tego nie wie. Nie mam jej tego za złe. Możliwe, że sam nie raz dawałem jej złudną nadzieję. Może kiedyś mi się odmieni. Bo nie ukrywajmy Nabi jest wręcz idealną dziewczyną i kandydatką na drugą połówkę.
- To skoro wszystko jest dobrze, to wytłumacz mi łaskawie, gdzie ty tak się śpieszysz, że nawet nie patrzysz pod nogi - powiedziałem, krzyżując ręce na piersi.
- Chodzi o to, że Kapitan niecierpliwi się i kazał mi ciebie znaleźć, bo ma dla ciebie informacje. Nie wyglądał na zadowolonego. - odpowiedziała, bawiąc się palcami - Oppa, czy wszystko jest w porządku?
- Aish zgaduje, że zapewne znów ktoś złożył na mnie zażalenie - odpowiedziałem obojętnie - Jeszcze coś?
Dziewczyna speszona, zaprzeczyła głową.
- To wracaj do swojej pracy. - dziewczyna odwróciła się w zamiarze odejścia, jednak zatrzymałem ją, zadając pytanie - Namieżyliście osobę, o którą was prosiłem?
- Tym zajmuje się Wooyoung z Yeosangiem, więc ich musisz się pytać szefie. - odpowiedziała, kłaniając się.
Po tym jak odeszła. Udałem się w końcu do gabinetu Kapitana. Zapukałem po czym usłyszałem "wchodź". Przy biurku, siedział podenerwowany Daesung.
- Szefie wzywałeś mnie. Coś się stało? - spytałem się, starając na przeciwko niego.
- Domyśl się. - przerwał, wyjmując jakieś papiery - Znowu Kai złożył na ciebie skargę!! Nie wiem która to z kolei!
- Ale Ka---
- Nie ma żadnego ale!! Do jasnej cholery!! Ile jeszcze razy mam dostawać na ciebie zażalenia??!! - wrzasnął wstając.
- Szef nie rozumie, że on ma coś wspólnego z zabójstwem Gayoon-ssi!!! Nie interesuje cię prawda? - również zacząłem się denerwować.
Daesung, stanął obok mnie. Mierzył mnie surowym wzrokiem. Nie wiedziałem, co mu chodzi po głowie. Z jego wzroku nie dało się wyczytać żadnych emocji.
- Chcę poznać prawdę. Ale może czas najwyższy ruszyć do przodu, nie sądzisz? - spytał się surowo
- To daj mi go przesłuchać?!
- Jakie niby zdołałeś zdobyć dowody, które mogły by go obciążyć w tej sprawie?? Słucham!!
Spóściłem głowę. Kurwa nie miałem żadnych pieprzonych dowodów!!! Przez te pieprzone 4 lata nic nie znalazłem!! Oprócz jego powiązań z przemytem narkotykowym, ale to wszyscy wiedzą. Do jasnej cholery!!!
- No właśnie, tego się spodziewałem.. - westchnął
- Ale--- – podniosłem głowę.
- Nie chcę słuchać żadnych twoich bezsensownych wytłumaczeń!! Masz go traktować jak światka!! Pamiętaj, że tylko jemu się udało z tego wszystkiego przeżyć!! To jego powinniśmy traktować jak poszkodowanego, a nie jak przestępcę, w tym przypadku!!! I wbij sobie to w końcu do swojej pustej głowy!! - wskazał na mnie palcem.
Wiedziałem, że ta rozmowa do niczego dobrego nie prowadzi. Dlatego dla świętego spokoju, przytaknąłem Kapitanowi.
- Dobrze, przepraszam - ukłoniłem się.
- W końcu mam nadzieję, że odpuścisz - odetchnął z ulgą.
Czasem miałem wrażenie jakby nie chciał abym poznał prawdę. Jednak ja tak łatwo się nie podaje.
- Mógłbym wrócić w teren? Mój zespół z tego to zaobserwowałem to dość słabo sobie radzi beze mnie. - spytałem się, spoglądając na twarz Kapitana.
- Przez to, że lubię cię, zgadzam się. Ale pilnuj się, bo "góra" też ma cię na oku. - wskazał na mnie palcem surowo.
Jeszcze tylko mi brakowało, aby "góra" się mnie uczepiła. Muszę być bardziej uważny. Jeśli oni się do mnie przyczepią to nie będzie kolorowo. Od zawsze na mnie polują by mnie wyżycić, czy nawet i zawiesić. Westchnąłem. Ukłoniłem się po czym wyszedłem.
Podszedłem do przedziału swojego wydziału. Wszyscy widząc mnie przerwali swoją pracę, spoglądając na mnie wyczekująco. Spojrzałem się na nich surowo, po czym uśmiechnąłem się delikatnie
- Nie pozbędziecie się mnie tak łatwo, dzieciaki - powiedziałem z grymasem, odchrząknąłem, dodając - Brać się do pracy, nieroby! Mamy sporo do zrobienia!
- Tak jest, szefie! - krzyknęli wesoło, śmiejąc się.
Westchnąłem, na ich dziecinadę, ale i tak na mojej buźce zawitał minimalny uśmiech. Przypominając sobie o jednej rzeczy, podszedłem do stanowiska Wooyounga.
- Woo, chodź ze mną, na chwilę. - powiedziałem, klepiąc go po ramieniu.
Chłopak, kiwnął ochoczo głową. Po czym udaliśmy się na balkon, uprzednio sprawdzając czy nikt nas nie podsłuchuje. Oparłem się,po czym założyłem ręce na piersi.
- Więc? Udało ci się? - dopytałem się.
- Tak, ale Soo uważasz, że dobrze robimy? Przecież możemy mieć po tym przerąbane. - powiedział, nie pewnie.
- Spokojnie, nic wam nie zrobią. Wezmę całą winę na siebie - odpowiedziałem poważnie
- Zgoda. - wziął głęboki wdech. - Grupa Kaia, spotyka się za dwa dni z handlarzem broni, z Park Byeongkwanem, o godzinie 19, w barze Roše. Podobno chcą omówić współprace, albo ją rozwiązać. Z źródła wiem, że na pewno obecny będzie Seonghwa, gdyż Sehun jest na jakiejś innej "akcji". - powiedział, patrząc się na mnie
- Okey, powiedz reszcie, że jutro koło 12 mają być wszyscy. Wprowadzę, wtedy was w plan działania. Na razie macie wolne, skończcie wypełniać zaległe papiery i możecie iść do domu. Musicie być jutro w pełni gotowi. Muszę być pewny, że nie będzie żadnych nieporozumień czy niedociągłosci. - powiedziałem, uśmiechając się delikatnie, po czym poklepałem go po ramieniu, mówiąc - Dziękuję, za pomoc.
- Hyung oprócz tego, że pracujemy razem to pamiętaj, że się przyjaźnimy. Mimo, że to Yeo jest moim najlepszym przyjacielem, to zawsze będę miał dla ciebie czas. Jak będziesz potrzebował jeszcze jakiś informacji albo pomocy to śmiało mów i zobaczę co da się zrobić - odpowiedział, z uśmiechem.
Kiwnąłem tylko głową. Tacy przyjaciele to skarby. Mimo, że nie umiem pokazać jak bardzo jestem im wdzięczny za wsparcie i pomoc to wiem, że oni są tego świadom. Nie chcąc wzbudzić więcej podejrzeń, wróciliśmy do swoich prac. Resztę wypuściłem koło 20 z budynku, natomiast sam zostałem do północny. Musiałem to wszystko dokładnie przeanalizować i wymyśleć plan działania. No i przede wszystkim przygotować się na późniejszą konfrontacje z Kapitanem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top