1

W końcu miałem możliwość odpocząć i się wyspać. Nie ma nic cenniejszego od snu. Jednak nie było mi to dane, gdyż jakże kochani moi współlokatorowie  postanowili mnie obudzić. 

- Soo, hyung wstawaj - poczułem szturchniecie.

- Spadaj idioto i daj mi spać - odpowiedziałem niemrawo, bardziej przykrywając się. 

- Ale hyung dzisiaj mamy pracę, nie możemy się spóźnić - usłyszałem słodki głos Luhana. 

Podniosłem się, wiedząc, że i tak już nie zasnę. Spojrzałem się na Luhana i Yeosanga, mrożącym w żyłach wzrokiem. Miałem w tamtym momencie chęć ich udusić gołymi rękami. 

Luhan jak i Yeosang to moi "podopieczni", mają stopień st. przodownik. We trójkę znamy się od początków studiów policyjnych, a bardziej kryminalistycznych. Udało się nam dostać na ten sam wydział. Nie należą oni do zbytnio odpowiedzialnych i rozważnych osób, jednak jeśli wchodzi w grę pomoc osobie im bliskiej sercu to ich osobowość automatycznie zmienia się. 

Nazywam się Do Kyungsoo jestem aspirantem i od ponad czterech lat próbuje schwytać głowę największego gangu - Kim Jongin. Należę do dość surowych i ponurych jak to moi przyjaciele określają osób. Słynę z sarkazmów i chłodnego wzroku. Natomiast moi przyjaciele to uroczę kluski. Do dziś nie wiem jak to jest możliwe, że są w tym miejscu.  

- Widzę, że macie jakieś problemy z pamięcią, więc wam przypomnę, że ja zostałem zawieszony i dany do papiórkowej roboty - warknąłem.

- A dziwisz się? Od dobrych czterech lat, polujesz na tego całego Kai i nie obraź się, ale powoli zaczyna ci odbijać - odpowiedział z westchnieniem Yeo   

Zmrużyłem oczy, skrzywiając się na te imię. Kai - a dokładniej mówiąc Kim Jongin - zadufany w sobie, myślący, że zawsze mu się upiecze, ganster. Nie raz próbowałem jego jak i jego pomocników złapać, jednak zawsze udawało im się w ostatnim momencie uciec od więzienia. Chociaż dobrze wiem, że tutaj główną rolę robią pieniądze i gdyby nie to już dawno gnili by w pasiakach. Ma on u swojego boku wiecznie znudzonego, lubiącego kwrawość - Oh Sehuna, oraz z kamienna twarzą, który ubóstwia motory - Park Seonghwe. 

- Radzę ci dzieciaku uważać na słowa, bo zaraz to twoja głowa będzie się odbijać - burknąłem, zabierając ze stołu zrobioną kawę, przez Lu.

- Mógłbyś po prostu nam w końcu wytłumaczyć o co ci z nim chodzi? Może udało by nam ci pomóc, bo ta twoja obsesja na jego punkcie jest męcząca - odpowiedział Lu, siadając obok mnie.

Upiłem łyk mojej ulubionej kawy, która przez ostatnie miesiące dość często mi towarzyszyła po nocach. Nie mogłem im jeszcze zdradzić prawdy. Nie był to dobry moment. Po zatem to ich nie dotyczy, tylko mnie i Kai, więc nie mogę ich narażać. 

- Nie, lepiej będzie jeśli na razie nie będę was w to mieszał. - odpowiedziałem spokojnie. 

- No tak jak zawsze tajemnicza sowa się włącza - westchnął Lu, po czym dodał, ożywiony - A może ty się w nim zakochałeś?

Wyplułem napój bogów, po usłyszeniu takich bredni. Ja zakochać się w przestępcy? Nigdy. Już wolałbym go zabić gołymi rękami niż się z nim nawet sprzymierzać. 

- DO wszystko w porządku? - spytał się mnie zmartwiony Yeosang, delikatnie klepiąc po plecach.

- T-tak w-wszystko jest o-okey - zakaszlałem. Wyprostowałem się odstawiając kubek - Nie wygadujcie takich bredni.

Pozostali już się nie odezwali. Możliwe, że mogę mieć obsesję na "jego" punkcie. Ale nie odpuszczę puki nie wyjawi mi prawdy. Muszę się dowiedzieć co tak naprawdę stało się cztery lata temu.

Nagle telefon Luhana zadzwonił, udało mi się jeszcze zobaczyć na wyświetlaczu "Kapitan". Po czym chłopak zniknął z pomieszczenia. Westchnąłem opierając się o sofę.

- Hyung, może porozmawiaj z przełożonym, żeby przywrócił cię do pracy w terenie. Wszyscy dobrze wiemy, że bez ciebie to nie to samo. - przerwał ciszę Yeosang.

- Nie sądzę by to się udało. Po zatem mam teraz więcej czasu na śledzenie Kaia.

- W ostatnim czasie to nasz Kapitan Daesung, nawet nie pozwalał ci wyjść na lunch. - dodał pesymistycznie.

Pomasowałem sobie głowę. Nie byłem dzisiaj zdatny do jakiegokolwiek myślenia, czy zastanawiania się nad tym. Wszyscy dobrze wiemy, że i tak tego nie przestrzegam. Chociaż dobrze wiem, że stąpam po cienkim lodzie.

- Nie ma to najmniejszego znaczenia. - westchnąłem.

- Jeśli mowa o naszym Kapitanie to chce się z tobą dzisiaj spotkać - powiedział Luhan, który nagle się pojawił w pokoju.

Niezbyt zadowolony, faktem, że moje plany śledzenia przez cały dzień Kaia poszły na drugi plan. Dobrze wiedziałem, że jakbym się nie pojawił to moja śmierć by nadeszła szybciej niż bym mrugnął.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top