My lord
Ciężko jest być sobą, a co dopiero ukrywać swoje prawdziwe oblicze. Bycie magiem w królestwie, gdzie grozi za to śmierć było bardzo trudne. A jeszcze trudniejsze, gdy żyło się u boku samego księcia królestwa Joseon. Byłem młodym magiem, pachołkiem księcia Hoseoka - syna króla Jeongsuka, który skazywał na śmierć każdego kto praktykował magię, a co gorsza - był czarodziejem lub wiedźmą. Musiałem się bardzo pilnować, gdyż mój pan nie wiedział ile razy tak naprawdę magia ocaliła życie jemu i jego rodzinie. Oprócz śmierci jego matki...
- YoonGi, jak sądzisz... będę dobrym królem? Ojciec coraz częściej zaczyna mówić o sprawach związanych z tronem. Obawiam się, że za niedługo to ja na nim zasiądę - westchnął, spoglądając przez okno.
Rude włosy pięknie tego dnia się ułożyły, a oliwkową skórę oświetlały promyki słońca, wpadające przez spore okiennice. Jego sylwetka była wyprostowana, miał na sobie ciężką, błyszczącą zbroję. Był dzielnym rycerzem, który nie bał się bronić swojego królestwa. Zawsze nosił spory miecz, wykonany ze specjalnego metalu. Na ostrzu miał wyryty kwiat lauru, symbol chwały, honoru i mądrości. Z pewnością ten dobór kwiatu nie był przypadkowy, bo według mnie idealnie pasował do mojego pana. Był honorowym człowiekiem, władcą i rycerzem, uczył się dużo, mimo że popełniał błędy (na których się uczył). Wyglądał tak... majestatycznie. Sam nazwałbym go kwiecistym księciem. Motywy kwiatów bardzo mu pasowały. Szczególnie wianki ze świeżych kwiatów, które czasami zakładała na jego głowę mała siostrzenica Hoseoka.
- Z pewnością poradziłbyś sobie z tą rolą, panie. Jesteś silny, a ta siła rośnie z każdym dniem. Potrafisz podejmować słuszne decyzje, zawsze znajdujesz rozwiązanie w konfliktach - uśmiechnąłem się pod nosem. - Poza tym dobrze prezentowałbyś się w szatach i na tronie z tą błyszczącą koroną na głowie - zaśmiałem się cicho, jedząc białe winogrono, a książę na mnie spojrzał. Miał zmartwioną minę, jednak mogłem zauważyć zaraz jego ciepły, promienny uśmiech.
- Mówisz tak tylko dlatego, bo jesteś moim sługą? - podszedł do stolika i upił trochę napoju z kielicha. Zapatrzyłem się na jego smukłe, długie palce, które uniosły kielich do jego pełnych ust.
- Nie, mówię samą prawdę. Nie wiem czego się obawiasz, Hoseok. Nieraz pokazałeś, że jesteś godzien tytułu króla i twój ojciec o tym doskonale wie. Dlatego coraz częściej porusza pewnie ten temat. I mimo że jestem twoim sługą jestem również przyjacielem, który zawsze powie ci prawdę.
Hoseok pokręcił głową na moje słowa. Czasami trzymał mnie bardzo na dystans, ale kiedy czegoś potrzebował stawałem się jego przyjacielem. Starałem się jak najlepiej mu służyć, a z czasem i przekonać, że magowie nie są źli. Magia była różna, ta dobra i ta zła. Czarna magia zabiła jego matkę, więc wiedziałem, że będzie ciężko go przekonać do swoich racji. Może to nawet groziło utratą życia... Miałem cichą nadzieję, że kiedy stanie się królem, a ja zdobędę się na odwagę to uda mi się przywrócić ład między władzą a magią. Ale takie były tylko moje plany, nie mogłem przewidzieć przyszłości ani zmienić jej posiadając moc. Nigdy jej nie wykorzystałem do własnych celów.
- Panie, coś złego się znowu dzieje!
Spojrzałem się na strażników, którzy weszli do komnaty księcia bez pukania. Widać było, że stało się coś poważnego. Ostatnio coraz częściej działy się dziwne rzeczy. Prawdopodobnie znowu złe moce próbowały zabić króla i dojść do władzy. Nie mogłem na to pozwolić, więc zerwałem się ze swojego miejsca, biegnąc za resztą.
___________________
Zaczynałem się coraz bardziej martwić o Hoseoka. Chodził cały czas poddenerwowany albo był myślami zupełnie gdzieś indziej. Większość czasu spędzał poza pałacem, albo ćwicząc ze swoimi rycerzami. Kiedy próbowałem z nim porozmawiać odprawiał mnie do domu. Nawet kiedy specjalnie zmieniałem się dla niego w kota przeganiał mnie w tej postaci z komnaty. Musiało się naprawdę coś złego dziać, że nie chciał ze mną rozmawiać. Nie ukrywałem, że nie podobało mi się to. Przecież byłem po to, żeby mu służyć, pomagać. Chciałem się dowiedzieć o co chodziło. Nie mogłem pozwolić, żeby coś mu się stało. Przysięgałem.
- Hoseok? - spojrzałem się na niego, kiedy przeglądał jakieś stare, zakurzone książki.
- Przeszkadzasz mi - stwierdził, nie odrywając wzroku znad poniszczonych stron.
- A jak długo będziesz mnie tak traktował? Chciałbym ci pomóc, ale ty oczywiście pewnie kierujesz się swoimi pieprzonymi zasadami rycerskimi - zamknąłem mu książkę, żeby na mnie spojrzał. Oczywiście mi się to udało.
- Po pierwsze, wyrażaj się - powiedział ostro, dając mi do zrozumienia, że nie podoba mu się ton w jakim się do niego zwróciłem. Ale o to chodziło. - Po drugie nie chcę, żeby ci się coś stało. Sytuacja jest naprawdę poważna.
- Jestem tylko zwykłym sługą, to ja mam obowiązek chronić swojego pana - zaparłem się, patrząc mu prosto w jego ciemne, czekoladowe oczy.
- Jesteś też moim jedynym zaufanym przyjacielem.
Rozchyliłem usta, kiedy to powiedział. Nigdy sam nie nazwał mnie w taki sposób. Zazwyczaj był chłodnawy co do naszej relacji. W sumie, było to zrozumiałe. On był księciem, ja tylko i wyłącznie parobkiem.
- I dlatego mnie tak traktujesz od kilku dni? Widzę, że coś jest nie tak. Co się dzieje? W mieście też nie jest ciekawie... Przecież nieraz pomagałem... Nie ufasz mi? Martwię się, Hoseok - mruknąłem pod nosem.
- Ciemne moce zaczynają zabijać ludzi - zaczął tłumaczyć po ciężkim westchnięciu. Doskonale wiedział, że nie odpuszczę. - Został otwarty jakiś portal w pobliskim lesie, który otworzyła wiedźma. Nikt nie może jej uchwycić. Straciłem już kilku swoich ludzi, ona pragnie mnie albo ojca. Muszę znaleźć sposób jak ją zabić.
Zmarszczyłem czoło, kiedy powiedział o jakimś dziwnym portalu śmierci. Już rozumiałem dlaczego się tak denerwował. Bał się, że jeżeli nie zrobi odpowiedniego ruchu ucierpi jeszcze więcej ludzi. Ciemne moce chciały go dla siebie, ponieważ w jego meczu płynęła niesamowita energia. Nie była robiona przez ludzi. Musiałem się udać do swojego stryja by pomógł mi dobrać odpowiednie zaklęcia.
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy, by wszystko poszło po twojej myśli, panie. Już więcej nie będę cię denerwował. Sam również poszukam rozwiązania, dowiem się czym jest ta siła - ukłoniłem się, ale zanim odszedłem poczułem jak łapie mnie za rękę.
- YoonGi, nie ryzykuj. Zostaw to i zajmij się swoimi obowiązkami - powiedział twardo.
Ja się tylko lekko uśmiechnąłem i wyszedłem z jego komnaty. Sam byłem ciekaw jakie siły próbują tym razem przejąć królestwo. A moim jedynym obowiązkiem było chronić księcia i przyszłego króla.
__________________
Mój stryj, a tym samym nauczyciel magii, stwierdził, że to potężna siła. Potrzeba ofiary kogoś z rodziny królewskiej, albo korzeniami królewskim by powstrzymać portal śmierci i uśpić złe moce na jakiś czas. Nie mogłem na to pozwolić. Nie mogło nic się stać Hoseokowi, ani jego ojcu. Nie wybaczyłbym chyba sobie tego.
- Oczywiście są jakieś zaklęcia, prawda? - spojrzałem się na stryja pełen nadziei.
Był to człowiek po sześćdziesiątce, o mlecznych, długich włosach. Zmarszczki pokrywały jego twarz oraz ręce. Chodził prosto, chociaż powoli przez problemy z kolanami. Odziany był w długą, przepasaną bordową szatę z szerokim rękawami i dużym kapturem. Akurat dobierał odpowiednie zioła, żeby stworzyć leczniczą miksturę dla jednego z chorych. Był medykiem i zielarzem w mieście znajdującym się tuż przy zamku. Chociaż nie tylko w miasteczku, ale również u samego króla. Znał się na tym najlepiej, dlatego miał zaufanie u księcia i króla. A władca dalej nie wiedział jak bardzo magia mu pomaga nawet w codziennym życiu...
- Oczywiście, że są, ale magia magii nie równa, YoonGi. Musisz być ostrożny, stajesz się coraz silniejszy. Nie możesz przecież ujawnić się przed samym księciem. Jeżeli to zrobisz spłoniesz na stosie - westchnął ciężko, spoglądając na mnie.
Wiedział, że byłem zdeterminowany, a dla księcia zrobiłbym wszystko. Od razu wziąłem się za studiowanie odpowiednich zaklęć, by kiedy nadzieje czas walki mógłbym ponownie stać się bohaterem. Może gdyby Hoseok wiedział byłbym jego specjalnym rycerzem?
________________
- Nie ma czasu, przyszykuj konie - dostałem szybki rozkaz od Hoseoka, praktycznie za nim biegnąc. - Wiemy gdzie jest źródło tej wiedźmy - wyjaśnił pospiesznie, bo wiedział, że będę pytał.
Ja tylko skinąłem głową i pobiegłem przyszykować nasze konie. Książę w tym czasie zebrał swoich najsilniejszych rycerzy. Ich zbroje błyszczały, wyglądali dostojnie. Widać było, że szykują się na walkę, bo zabrali najlepsze miecze i łuki. Moją bronią był niewielki miecz, a ubrany byłem w swoją szatę składającą się z koszuli i spodni. Nie potrzebowałem zbyt wiele, w końcu byłem zwykłym parobkiem.
Musiałem jednak bardzo uważać... Byłem w końcu młody, mogłem narazić siebie i innych czarodziejów na niebezpieczeństwo przez swoje głupstwa. Wystarczająco mój stryj już przeżył moich ryzykownych prób ratowania Hoseoka.
Nim się obejrzałem jechaliśmy już na koniach przez zarośnięty las. Rycerze eskortowali swojego pana, a ja byłem przy jego boku. Czuć było, że zbliża się coś złego. Ostatnie dni były naprawdę bardzo ciężkie, a złe siły odczuwałem całym sobą. Modliłem się do Boga, by strzegł nas wszystkich. Nie wiedziałem na ile to pomoże, ale nie chciałem, żeby ta wiedźma miała satysfakcję. Zadarła nie z tym księciem co trzeba. Musiała się o tym przekonać.
Dojechaliśmy do podnóży góry. Było tam wejście, wyryte wgłąb skały. Nie wyglądało zachęcająco, było zarośnięte dziwnymi krzakami. Było czuć na samym wejściu wilgoć i nieprzyjemną woń. Czasami można było usłyszeć stłumione jęki lub krzyki. Ciężko było mi określić czym były te odgłosy.
- Wchodzimy wszyscy razem. Musicie pamiętać o strategii. Nie pozwólcie jej uciec, trzeba ją pokonać, żeby nikomu nie działa się krzywda. Król na nas liczy.
Jego głos był inny niż zawsze. Czułem jak się stresował, to pewnie przez to. Przejmował się bardziej królestwem aniżeli swoim życiem, co go czyniło szlachetnym i oddanym władcą. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem, mimo że w takiej sytuacji nie było to moralne. W końcu nikt nie miał pewności, że wyjdziemy stamtąd żywi. Ani ja nie miałem pewności, że zaklęcia będą na tyle silne bym mógł pomóc w tej walce.
Szedłem kilka kroków za Hoseokiem, rycerze szli zwarcie, było ich sześciu. Im głębiej wchodziliśmy tym bardziej czuć było złą magię. Było mokro i nieprzyjemnie pachniało. Czułem się trochę osłabiony, ten ktoś musiał być naprawdę silny. Jeżeli mogła mnie osłabić już na wejściu to czy mogłem się z nią mierzyć?
- A proszę, kogo by tu mamy - usłyszeliśmy skrzeczący śmiech, kiedy znaleźliśmy się w sercu jaskini.
Była tam stara kobieta, odziana w czarne, podarte szaty. Za nią był wielki, iskrzący się portal, który otworzyła i tylko ona mogła zamknąć. Portal, przez który się wchodziło i nigdy się nie wyszło. Czytałem o tym w księgach, to coś charakterystycznego dla wiedźm jej pokroju. W taki sposób wzmacniała swoją siłę, ja za to musiałem dużo ćwiczyć... Jaka była w tym wszystkim sprawiedliwość?
- Zaprzestań tego co czynisz, wiedźmo. Daruję ci życie, jeżeli przestaniesz krzywdzić mój lud i usuniesz się w cień.
Odpowiedzią na słowa księcia był tylko ponowny śmiech. Jakby opowiedział jakiś dobry żart. Nie traktowała go poważnie, ponieważ nie był jej panem. Podlegała pod inne władze. O wiele potężniejsze niż król Jeongsuk.
- Młody książę, widać i słychać od razu. Ja? Mam zniknąć? Bez swojej nagrody? - spojrzała się po wszystkich. - Jeżeli założysz się w ofierze, obiecuję, że twój lud zazna spokoju - uśmiechnęła się.
Jeden z rycerzy rzucił się bez słowa na wiedźmę, jednak ta używając mocy odepchnęła go. Uderzył w skały, które były kilka metrów dalej. Nie ruszał się, prawdopodobnie go zabiła. Wszyscy spojrzeliśmy przerażeni na siebie. Tylko Hoseok zachowywał zimną krew. Nie mogłem pozwolić, żeby złożył się w ofierze.
- Masz takich niegrzecznych rycerzy, książę. Może nie nadajesz się na króla? Nie dałeś znaków, a on już atakuje. Zły sługa płaci życiem, dobry władca podejmuje słuszne decyzje.
- Przestań! - krzyknął. - Zrobię to co zechcesz, zobowiązując się do wypełnienia obietnicy.
- Oczywiście, że wypełnię - uśmiechnęła się. - Chodź w takim razie do mnie - spojrzała mu się prosto w oczy. Chciałem zrobić krok do przodu, ale jeden z rycerzy zagrodził mi drogę ręką. Widziałem jak Hoseok powoli idzie w jej stronę.
Zacząłem wymawiać pod nosem zaklęcie w języku starożytnym, a moje oczy zrobiły się żółte. Aby chronić księcia odepchnąłem go na bok, przez co upadł i stracił przytomność. Wiedźma spojrzała się na mnie, uśmiechając się chytrze.
- A więc to ty chcesz oddać się w ofierze? Doskonale wiem kim jesteś - podszedłem do niej. Przecież wiedziałem, że nie mogę przed nią ukryć swojego prawdziwego oblicza. Czuła moją magię. - Jesteś pewien, że chcesz oddać życie w zamian za swojego księcia? Nie jesteś przecież z rodziny królewskiej, ale dużo mogę dzięki tobie zyskać
Jej słowa obiły mi się o uszy. Spojrzałem się na Hoseoka, do którego chciałem podbiec i zająć się nim. Miał ranę na głowie, z której powoli zaczęła lecieć szkarłatna krew. Jednak wiedziałem, że ktoś inny będzie musiał się zająć Hoseokiem. Może przez moją siłę mógłbym zniszczyć w jakimś stopniu czarną magię...
- Jestem tego pewien. Wiele zyskasz biorąc mnie niż jego - powiedziałem twardo, a ta złapała mnie mocno za nadgarstek. Moja ręka robiła się praktycznie lodowata, jakby wysysała ze mnie życie i jednocześnie magię. Nie mogłem wypowiedzieć żadnego zaklęcia. - NIE, NAMJOON! - krzyknąłem, kiedy widziałem jak jeden z rycerzy wchodzi do portalu, tym samym oddając siebie w ofierze. Wiedziałem, że miał pochodzenie królewskie, był materiałem na ofiarę.
I gdy to się stało, gdy już przeszedł na drugą stronę... wszystko zniknęło. Nie było wiedźmy, śmiertelnego przejścia. Wszystko wróciło do normy. Moja ręka była już tylko chłodna, ale nie przejąłem się tym. Podbiegłem szybko do księcia, nie myśląc zbyt wiele. Uniosłem jego głowę, kładąc na swoje kolana.
- Hoseok, obudź się. Błagam, obudź się - zacząłem go poklepywać po policzkach. Zdjąłem z niego ciężką zbroję, żeby mógł swobodnie oddychać. Ze swojej torby wyciągnąłem kawałek materiału, którym zatrzymałem krwawienie. Szybko wróciliśmy do królestwa, by tam nim się odpowiednio zajęli.
_________________
Serce biło mi niemiłosiernie szybko, kiedy książę leżał kilka dni w uśpieniu. Mój stryj mówił, że zadziałała na niego zbyt silna magia z obu stron, więc potrzebował czasu by móc wstać z łóżka. A ja dalej miałem za złe, że od razu go nie powstrzymałem. Dlaczego nie ruszyłem wcześniej, żeby ją pokonać wiedząc gdzie się ukrywa? Może dlatego, że byłem tchórzem? Bałem się o swoje życie? Nie, zdecydowanie nie. Ja bałem się, że Hoseok zostanie sam, beze mnie. Może było to dziwne uczucie, nie rozumiałem go do końca. Ale wiedziałem, że nie był już tylko księciem, czy przyjacielem. Stał się MOIM księciem, za którego przelałabym czarę własnej krwi. Przy którym czułem, że mógłbym być sobą. Że zaakceptowałby mnie takiego jakim byłem. A byłem w końcu jego magiem, którego głaskał po głowie, kiedy się obudził, a ja spałem po całonocnym czuwaniu. I nie miałem pojęcia, że dzieli nas coś bardziej tajemniczego i magicznego niż sama magia. A tym czymś była miłość.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top