Wąż


Wąż owinął się wokół ciała, przybierając kształt precla. Takiego, który zazwyczaj widywała na witrynie u piekarza. Kolorowa skóra gada połyskiwała lekko w świetle wilgotnego poranka. Szczur już nie żył. To pewne, a ją fascynowało, jak zwierzę go zabiło. Czy złamało kark, a może kręgosłup? Albo zatruło jadem? Jak?

Przybliżyła się, a oczy zaszkliły się od ekscytacji. Ta wiedza to klucz. Chciała ją zgłębiać, dać się opętać. Ale im więcej wiedziała, tym większe miała wrażenie, że jest głupsza i niedouczona. Ci zaś, którzy byli obok, jawili się jako stado baranów.

Poprawiła wzorzystą sukienkę, która oplotła się niewygodnie tuż przy kostkach. Gad jakby łypnął na nią jednym okiem. Ziewnął i przysunął trójkątny łeb do głowy ofiary. Szerokie szczęki poczęły pochłaniać posiłek. Najpierw wolno, potem coraz to szybciej, a proces połykania sprawił, że począł wyglądać jakby jego skórę wypełniał monstrualnej wielkości guz. Chciała pisnąć z radości i zaklaskać tymi swoimi pulchnymi, dziecięcymi rączkami, ale mogłaby przestraszyć węża. Patrzała więc z wypiekami na policzkach, aż czubek ogona zniknie w paszczy beznogiego łowcy.

- Adelajdo!

Przedarło się przez powietrze niczym grom.

- Tu jestem! – krzyknęła, zerwawszy się na równe nogi. Szata zdradzała, że jeszcze przed chwilą klęczała w błocku.

- Panienko! - ochmistrzyni załamała kościste dłonie. - Panienka znowu taka umorusana. Co powie panicz, jak ją taką zobaczy!?

- Nie kłopocz się – bąknęła. - Tatko się nie obrazi, a Rosa upierze. To tylko ubranie, panno Angeliko.

- Ubranie, nie ubranie – szarpnęła ją za rękaw. - Musimy iść. Nauczyciel niebawem zajedzie do dworu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top