Rybka

Grafika: Cecilia Garcia



Łuskowata kreatura zwinęła się w kłębek. Mlasnęła podwinąwszy wargi, które ku zaskoczeniu dziewczyny, od wewnątrz okazały się różowe:

- Mmm... to był dobry dzień. – Zawirowało w powietrzu ochryple, ale i dziwnie melodyjnie, jakby pod grubą tkanką kostnych wypustek tkwiła uwięziona ludzka istota.

Oparła się o wyłom skalny, dyskretnie wymacując zagłębienia w porowatej strukturze. W głowie układając błyskawiczny plan ucieczki.

- Nieee... - wychrypiał. - Nie ma szans. Z wyspy nie ma wyjścia. Wokół morze i pionowe skały. Skacz, jeśli chcesz – zachęcał, przekrzywiając łeb. - Oszczędzisz fatygi... No już! Co tak ospale?

- Nie mam zamiaru z tobą dyskutować! – prychnęła.

- A kto ci każe – odburknął obojętnienie, zamykając powieki.

- Zabije cię! Koniec ofiar! Żadnej już nie zeżresz, ty cholerna poczwaro! - doskoczyła do kupki kości zalegającej w rogu wilgotnej jaskini. Obok spoczywały pordzewiałe klingi i powyginane tarcze.

- Próbuj. Mnie tam wszystko jedno – mruczał. - Śpiący jestem. Idź sobie.

Drżącymi rekami ujęła sfatygowany miecz. Rude skrawki zdobiły niegdyś piękne ostrze. Niestety ramiona miała zbyt słabe, aby unieść go wystarczająco wysoko. Zatoczyła się przytłoczona orężem i zamiast ugodzić gada, rozłożyła się przed nim jak długa.

- Patrzcie państwo jaka harda, a wiotka jak witka. – Szydził obnażając haczykowate zęby.

- Nikt nie widział – wypluła z ust mokry piach.

- Ja widziałem. Skacz. Syreny tego roku są wyjątkowo nienasycone!

Uniosła z zaskoczeniem brew:

- Syreny?

Podniósłszy się, pochwycił dziewkę i cisnął nią przez szczelinę w skale.

Śpiewające rybki dadzą mi spokój. Przez okrąglutki rok! – uśmiechnął się ukontentowany. Znowu mogę się w spokoju wyspać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top