Kostnica

Alina poprawiła włosy. Wyprostowała się i westchnęła przeciągle, próbując tym samym zrzucić z piersi ciążącą bolesność. Poplamiony krwią fartuch szpecił oblicze, niemalże wyidealizowane do granic możliwości. Trumna stała na katafalku. Zapieczętowana. Niecałą godzinę temu grabarze i koordynator ekshumacji przywieźli umorusane pudło. Katedra anatomopatologii o tej godzinie świeciła pustkami. Przeklęte nadgodziny! Jakby jej do szczęścia brakowało strupieszałych zwłok, smrodu i larw wijących się w trzewiach pogrzebanego. Zerknęła na biurko. Wszystkie dokumenty leżały równiutko tuż przy jego skraju. Uśmiechnęła się do czystych kartek. Błogostan samotności lekko pieścił mięśnie nerwowo napinające się pod cienką skórą.

Na korytarzu ktoś zaszurał buciorami. Odwróciła się w kierunku drzwi, które po kilku sekundach otwarto na oścież. Przystojny policjant obnażył w uśmiechu rząd śnieżnobiałych zębów. Odpowiedziała skrzywionym grymasem, który miał nadać twarzy milszy wyraz. Lata spędzone w zawodzie wypaczyły rysy. Nie była już drobną blondyneczką z rumieńcami na pyzatych policzkach. Teraz przypominała niejako Królową Śniegu, która widziała zbyt wiele.

- Komisarz Jabłoński prosi o podpis, pani doktor – odrzekł miękko, naciskając akcentem mocniej na jej tytuł.

Podeszła doń, z wolna wyciągając rękę po papierek. Ich palce lekko się zetknęły. Spłoszona ciepłotą opuszków czmychnęła na koniec sali. Przeczytała dokładnie rząd drobnych liter, po czym wyciągnąwszy z kieszeni długopis, skreśliła na marginesie kilka zdań. Ostatecznie postawiając parafkę w miejscu jej przeznaczenia.

- Proszę – rzekła sucho, choć jej oczy błyszczały z podniecenia.

Mężczyzna skinął głową odbierając dokument i wyszedł nie pożegnawszy się. Poczuła zawód moszczący się na dnie serca. Micro-serca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top