część 2. // 9. Gówniany plan
Isabelle biegiem ruszyła w kierunku wciąż dymiącego się jej dawnego mieszkania. To w nim ukrywała się ponad pół roku, a w tamtym momencie całe miejsce zostało spalone. Frank próbował ją zatrzymać, tak samo strażacy wykonujący swoją pracę. Mimo to kobieta znalazła się w środku, między spalonymi meblami a unoszącym się w powietrzu kurzem. Komputer zawierający nagranie jej synka... Nic nie zostało całe.
Tuż obok znalazł się Castle nie chcąc żeby była sama. Wiedział, że miała rację mówiąc, że wojna dopiero się zaczyna. Zabójstwo Cardiffa miało ją rozpocząć, teraz czekała na nią zemsta jego ludzi.
-Proszę stąd wyjść – usłyszeli rozkaz jednego z dogaszających resztki ognia strażaka. Frank wyprowadził dziewczynę na zewnątrz.
Rozejrzał się dookoła czy nie kręcą się obok podejrzani ludzie, mogący stać za podpaleniem. Ostatni raz rzucili okiem na to, co zostało z mieszkania. Na szczęście ogień nie zagroził osobom mieszkającym obok.
Isabelle zobaczyła idącego w ich stronę mężczyznę, którego widok ją uspokoił.
-Phil – ucieszyło ją że nic mu nie jest. Frank natomiast rozpoznał w nim osobę, która naprowadziła go na mieszkanie kobiety, jak się później okazało współpracując z nią.
-Załatwię ci samolot, możesz wyjechać jeszcze dzisiaj – odezwał się, a w jego głosie można było wyczuć, że jest przejęty tą sytuacją.
-Nie uciekam – odparła podejmując już decyzję. Rozejrzała się czy nikt się do nich nie zbliża i powiedziała trochę ciszej – Będę potrzebować broni.
-Jutro będziesz ją miała – pokiwał głową. To on znalazł jej mieszkanie, ukrył przed policją mimo że nie znali się dobrze.
Mężczyzna udał się w swoim kierunku. Pozostali obserwujący też zaczęli się powoli rozchodzić. Isabelle spojrzała na Franka wciąż trwającego obok niej. Żal jej było się z nim rozstawać, ale w końcu musiało do tego dojść.
-Pora się pożegnać. – wiedziała, że zaraz jej przerwie mówiąc, że nie chce jej zostawić samej, dlatego dodała – Dziękuję ci za wszystko – po tych słowach złożyła pocałunek na jego policzku.
Frank wiedział, że dziewczyna też potrafi postawić na swoim.
-Wiesz, że też zabiłem jego ludzi, prawda? Będą ścigać nas oboje – mówił spodziewając się, że również będzie atakowany.
-Chcesz powiedzieć że razem mamy większe szanse?
Wiedzieli, że to bzdura, każde z nich miało własny sposób działania. Ale czy powinni się w tamtej chwili rozejść? A może spróbować zająć się tym we dwoje.
-Zatrzymam się w mieszkaniu Johnsona – poinformowała go o swojej decyzji.
-Znajdą cię tam.
Kobieta jednak tylko delikatnie się uśmiechnęła, będąc świadoma tego co może się wydarzyć. Zamierzała być gotowa na wszystko. Ruszyła w kierunku wyjścia na zewnątrz, a Frank pokręcił głową, chyba uznając że Isabelle po prostu zwariowała. Jej decyzje często były niezrozumiałe, a działanie bez przemyślenia. Mimo tego zdążył się do niej w pewien sposób zbliżyć. Ich więź przestała być oparta na relacji ochrona za informacje. Poznając swoje wzajemne historie, przepełnione bólem i żalem, byli w stanie wzajemnie je zrozumieć.
Po chwili Isabelle zauważyła zatrzymujący się obok niej znajomy samochód. Przednia szyba została uchylona i wychylił się do niej Castle.
-Chcesz omówić ten gówniany plan?
Dwadzieścia minut później byli już na miejscu i weszli do mieszkania, w którym zaczęła się ich historia. Wtedy jeszcze oboje nie wiedzieli z kim mają do czynienia i, że po takim czasie dalej będą razem działać.
Isabelle miała własny klucz, dzięki któremu znaleźli się w środku. Z przyzwyczajenia rozejrzeli się dookoła, sprawdzając, czy nic ich tam nie zastanie.
-To naprawdę kiepska kryjówka – stwierdził ze świadomością, że nie będą tam długo bezpieczni.
-Zwabi potencjalnych zabójców.
-Odkąd cię poznałem cały czas interesuje cię samobójstwo – spojrzał na Isabelle, która kilka minut wcześniej omal nie doznała szoku widząc spalone mieszkanie, a w tej chwili niewielki uśmiech nie schodził z jej twarzy. - Tak to wygląda.
-Prawdopodobnie zostało mi jakieś kilka dni życia. Nie chcę spędzić ich w strachu przed tym, czy zapukają do moich drzwi – wiedziała, że ma niewielkie szanse z ludźmi Junckle, a po tym co zrobiła wielu z nich chce jej śmierci.
-Dlaczego nie przyjęłaś ochrony CIA? - nie rozumiał jej decyzji. Nie była wyszkolonym zabójcą, a naraziła się na dalsze niebezpieczeństwo.
-Myślę, że Timmy nie był jedynym dzieckiem, które sprzedali. Ludzie Cardiffa zasługują żeby podzielić jego los.
-A jeśli Madani namierzy twojego synka i będzie już za późno na współpracę?
-Nie wiem Frank – nie potrafiła odpowiedzieć na jego pytanie.
Kobieta zostawiła swoje rzeczy na podłodze i udała się w kierunku kuchni. Lodówka była pusta, znalazła jedynie puszkę piwa w szafce obok, więc postanowiła rozlać je do dwóch szklanek i jedną podała mężczyźnie, obok którego usiadła.
-Co to za ohydztwo? - usłyszała jego głos po wzięciu kilku łyków napoju.
-Trzeba się wybrać na zakupy – stwierdziła odstawiając swoje na stolik. Oparła głowę o kanapę i spojrzała na Franka. - Powinieneś odpuścić. Przeze mnie znowu wpadniesz w kłopoty – odezwała się czując, że nie powinien się w to dalej mieszać.
-Nie zostawię cię – słowa te były dla niej zaskoczeniem. Nie znali się długo, a jednak przez ostatni czas zbliżyli się do siebie. Siedzieli w tej sprawie razem i żadne nie miało zamiaru się wycofywać.
-To były ciężkie tygodnie.
-Cholernie – odparł patrząc jej głęboko w oczy. Żadne z nich nie spodziewało się jak ta historia może się potoczyć. Od początku ciężko im było zaufać drugiej osobie, zwłaszcza po kilku niebezpiecznych sytuacjach, do których nie doszłoby gdyby mówili sobie prawdę.
W tej chwili byli jednak dla siebie kimś więcej. Połączyła ich chęć zemsty, która stała się wspólnym celem.
Bez dłuższego zastanowienia Isabelle zbliżyła się do Franka i złączyła ich usta w długim, lecz delikatnym pocałunku. Nie wiedzieli czy bliskość nie zaszkodzi relacji jaką mieli, ale potrzebowali się nawzajem.
Nagle dwoje samodestrukcyjnych ludzi przepełniło się delikatnością, a ich jedynym strachem w tamtej chwili było żeby nie skrzywdzić siebie nawzajem.
Przez ostatni czas wiele się o sobie dowiedzieli, poznali swoje słabości co tylko umocniło ich więź. Nie przypuszczaliby, że tak będzie to wyglądać.
To była pierwsza noc od dawna kiedy udało im się spokojnie zasnąć. Zniwelowali lęk, który towarzyszył im do tej pory. Tej jednej nocy nie liczyło się to kogo muszą zabić, ani jak to zrobić.
Isabelle czuła się w ramionach Franka bezpiecznie, a on przyrzekł, że nie pozwoli jej już nigdy skrzywdzić.
Castle obudził się kiedy zdążyło już wzejść słońce. Rozejrzał się dookoła orientując się, że nie ma obok niego Isabelle, z którą spędził noc. Szybko stanął na nogi i sprawdził, czy nie ma jej w pomieszczeniu obok. W mieszkaniu znajdował się tylko on.
Zaniepokojony spakował za pas broń i prędko założył koszulkę, po czym ruszył w kierunku drzwi, aby poszukać jej na zewnątrz. Przez kilka godzin jego snu wiele mogło się wydarzyć. Otworzył je i zanim jednak zdążył znaleźć się po drugiej stronie wyjścia do mieszkania, zobaczył za nimi dziewczynę. Miała ze sobą dwie torby z zakupami, jedną z nich od razu podała mężczyźnie i weszła do środka.
-Coś się stało? - spytała widząc jego bladą twarz.
-Myślałem, że zrobiłaś coś głupiego – sądząc po jej ostatnich wyczynach było to dosyć prawdopodobne. Bicie serca Franka powoli wracało do normalnego rytmu.
-Byłam na zakupach. Masz ochotę na naleśniki czy jajecznicę? - zajęła się rozpakowywaniem rzeczy, a Frank w tym czasie zamknął drzwi na klucz.
-Zjem wszystko – odparł i zabrał się za pomaganie jej w kuchni.
Nie minęło kilka minut kiedy zadał jej nurtujące go pytanie.
-Powiesz mi czemu tak naprawdę zdecydowałaś się nie przyjmować ochrony?
-Chcę żeby polował na mnie, nie na Timmy'ego. Ten człowiek jest zdolny do wszystkiego.
-Odzyskasz synka – wciąż liczył na to, że CIA wezmą się za tę sprawę i odnajdą chłopca.
Oczy Isabelle zaszkliły się przywołując myśli o dziecku. Będąc w szpitalu miała dużo czasu aby to przemyśleć. Nie widzieli się prawie trzy lata. Timmy mógłby jej już nawet nie pamiętać.
-Junckle sprzedał go zamożnej rodzinie. Chcę tylko sprawdzić czy jest tam bezpieczny. Jeśli tak będzie, nie zabiorę go.
-Jesteś jego matką.
-Byłam – nie rozumiał jej zachowania.
-Jak możesz tak mówić? Gdyby istniała możliwość odzyskania moich dzieci, zrobiłbym wszystko. Wszystko – ogarnęły go emocje, ale przemawiało przez niego serce.
-Nawet nie będzie wiedział kim jestem.
-Takie rzeczy się czuje.
-To nie jest pora na taką rozmowę. Wybiegamy w daleką przyszłość.
Oboje mieli silne charaktery, z którymi ciężko było się zmierzyć. Isabelle otrzymała wiadomość o miejscu, w którym miała odebrać broń potrzebną do pozbycia się ludzi Cardiffa. Poinformowała o tym Franka, który postanowił nie spuszczać z niej oka i razem udali się jak się okazało do bloku mieszkalnego Phila.
Wpuścił ich do jednego z wynajmowanego przez niego mieszkań i pokazał im co udało mu się załatwić.
-Weźmiemy wszystko – odezwał się Castle wiedząc, że szykuje się poważna konfrontacja.
-Tak myślałem – odparł mężczyzna patrząc na Isabelle, która przeczuwała, że coś może się wydarzyć. - Moi ludzie go szukają.
Chciał spróbować ją pocieszyć. Dziewczyna doceniała to, że również zajął się tą sprawą. Nie miała zamiaru wciągać go w swoją wojnę. On także miał dużo do stracenia.
-Dobrze, że z nią jesteś – zwrócił się do Franka, kiedy Isabelle zajęła się pakowaniem broni. - Na zbyt wielu osobach się już zawiodła.
-Mówisz też o sobie? - wyczytał z jego reakcji, że coś go gryzie.
-Kiedyś robiłem interesy z Cardiffem. Sprzedałem mu broń z której zabito Johnsona. Nigdy nie była na mnie za to zła, powtarzała, że nie wiedziałem. Ale byłem świadomy, że posłuży ona do zabicia. Nie tylko ci co pociągają za spust są odpowiedzialni.
-Więc dlaczego nadal produkujesz broń?
-Ludzie się nie zmieniają. Jedynie wartości mogą coś znaczyć.
Zapakowali wszystkie potrzebne rzeczy do samochodu i ruszyli z powrotem do mieszkania, w którym się zatrzymali. Nie mieli pewności, że są tam bezpieczni, ale nic innego nie przychodziło im w tamtej chwili do głowy.
Jechali w ciszy, dlatego Frank postanowił włączyć radio, aby dziewczyna nie pogrążała się we własnych myślach. Słysząc brzmienie nowego popu spojrzała na niego i zmieniła stację na inne klimaty.
-Wciąż nie chcesz rozmawiać? - zauważył że coś ją gryzie i nie wiedział czy to on był za to odpowiedzialny.
-O przyszłości – odparła nie chcąc wybiegać tak daleko.
-Więc powiedz coś, co wspominasz dobrze – chciał poprawić ich nastrój.
-Wszystkie dobre wspomnienia mam związane z Timmy'm. Jakby wcześniejsze życie nie miało teraz znaczenia. Pamiętam jak nadszedł dzień porodu, a ja nie byłam jeszcze na to przygotowana. Nikogo przy sobie nie miałam. Oprócz niego. I kiedy go zobaczyłam... Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Dzieci nas zmieniają. Ale kiedy je tracimy, wychodzą nasze skrywane demony.
Dotarli na właściwe piętro i już mieli wejść do środka kiedy Frank zatrzymał Isabelle tuż przed drzwiami. Wsłuchali się w dobiegające z wewnątrz odgłosy, zupełnie jakby ktoś był w środku. Nagle ucichło jakby zorientowano się, że ktoś czeka z drugiej strony.
Castle wyjął broń i postanowił to sprawdzić. Powoli znalazł się w środku uważnie rozglądając się dookoła. Nagle z drugiego pokoju wyłonił się mężczyzna, który bez wahania wymierzył w niego swój pistolet. Nie zdążył jednak wystrzelić, bo uprzedziła go kula przeszywająca jego klatkę piersiową. Postrzeliła go Isabelle, która udała się przeszukać inne pomieszczenia.
Frank w tym czasie zbliżył się do nieznajomego wykrwawiającego się na podłodze.
-Jesteś od Cardiffa?
-Już nie – odpowiedź nie była jednoznaczna, ale słysząc ją kobieta zrozumiała o co chodziło.
-Pracuje teraz dla Junckle – odparła i nie czując się z tym źle patrzyła jak mężczyzna kona. - Znaleźli nas tutaj. Nie mam już gdzie się ukryć.
-Chodź – wskazał jej wyjście. - Zadzwonię z samochodu.
Wiedzieli, że sąsiedzi zaalarmują policję o odgłosach strzelania, ale zanim przekroczyła próg Isabelle spojrzała na trupa mówiąc:
-Niech zgnije w piekle.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top