5. Przeszłość

Isabelle wróciła do mieszkania niecałą godzinę później. Potrzebowała ochłonąć po wydarzeniach z tego dnia, jednak jej głowę wciąż przeszywały myśli o tym, co usłyszała od Simsona.

Frank stał oparty o blat czekając aż dziewczyna się do niego odezwie. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a atmosfera była dosyć napięta. Postanowił jako pierwszy przerwać ciszę, spodziewając się, że może to wywołać dalszy ciąg nieprzyjemnej wymiany zdań.

-Dowiedziałaś się czegokolwiek? - zadał pytanie, jednak był świadomy ryzyka kłótni.

-Mógł powiedzieć więcej, gdybyś nie strzelił mu w głowę – odparła oschle wciąż będąc o to zła, a przypuszczenia mężczyzny tylko się sprawdziły.

-Nie mogłem pozwolić żeby miał szansę cię zabić – nie wiedział dlaczego Isabelle tego nie rozumiała. Była w sytuacji z której mogła nie ujść z życiem, a cały czas chciała do niej wrócić, aby móc dokończyć rozmowę. Ona jednak uważała że dzięki temu mogła dowiedzieć się całej prawdy.

Z każdą kolejną chwilą rozmyślań zaczynała dostrzegać co tak naprawdę mogło być przyczyną zabójstwa Johnsona i chyba po raz pierwszy chciałaby tego nie wiedzieć.

Zdjęła z siebie brudną od krwi koszulkę i rzuciła nią o ścianę, po czym ruszyła w kierunku łazienki, zatrzymując się jeszcze na chwilę, aby nie zostawiać Franka bez słowa.

-Powiedział, że to nie Johnson miał wtedy zginąć – mówiąc to wyraźnie załamał jej się głos, a zdanie to zaniepokoiło również Castle.

-Kto jeszcze miał być wtedy w jego mieszkaniu?

Nie odpowiedziała na jego pytanie, tylko zniknęła za drzwiami. Frank zaczął myśleć o tej sprawie nie znając jednak jej początku. Madani poinformowała go tylko o tym, że Johnson zginął od kuli. Przypominając sobie o niej postanowił do niej zadzwonić, wiedząc, że miał się odzywać, a nie mieli kontaktu od prawie dwóch dni.

Kobieta natychmiast odebrała.

-To ja – powiedział, dając znak życia.

-Myślałam, że dorwał cię zabójca, ale godzinę temu wezwano mnie do biura Simsona. Możesz to wyjaśnić? - jej głos z niewielką nutą troski zamienił się w poddenerwowanie. Spodziewała się, że to robota Franka.

-To on strzelił do Johnsona. Przyznał się – wprowadził ją w nowo poznane fakty.

-Teraz gdy nie żyje nic z tym nie zrobię. Dlaczego mnie nie wezwałeś? Znalazłeś Isabelle, mam rację?

Frank nie wiedział jak kobieta potrafiła wyczytać coś z samego milczenia.

-Mam na nią oko – odezwał się jednak dzwonił z konkretnego powodu. - Jak został zabity Johnson?

-Dostał kulkę w głowę – potrzebował poznać więcej szczegółów. - Musiał znać zabójcę bo wpuścił go do środka.

-Co z Isabelle? Dlaczego nie ma o niej żadnej informacji?

-Nie jest wykluczone że pracowała dla Cardiffa. Uważaj na nią – nie spodziewał się że usłyszy coś takiego. Nie mogła pracować z człowiekiem którego chciał dorwać, przecież byli po tej samej stronie. Musiał dowiedzieć się czegoś więcej, ale w głowie wciąż próbował rozwikłać to co powiedział mężczyzna, którego zabił.

Castle przejął się długą nieobecnością dziewczyny i ruszył sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Usłyszał spływanie wody, jednak za szklaną szybą nikogo nie zauważył. Podszedł bliżej i zobaczył skuloną na ziemi nagą Isabelle, opartą o ścianę zrobioną z płytek. Strumień spływał na jej głowę i zmywał resztki krwi które na sobie miała.

Miała dosyć swoich myśli, to wszystko ją przytłoczyło.

Frank zakręcił kurek i odwrócił się w przeciwną stronę aby nie odbierać jej komfortu, jednak dziewczynie nawet na tym nie zależało.

-To ty miałaś zginąć tamtego wieczoru – odezwał się chcąc odbyć z nią szczerą rozmowę. Taka odpowiedź przyszła mu do głowy i pozostawiała wiele pytań. - Powiesz mi jak naprawdę było?

-Wracałam do mieszkania – zaczęła mówić cichym głosem próbując zebrać siły – kiedy zadzwonił do mnie Doc. Wtedy okazało się że mam przerzuty. Zrobiliśmy dodatkowe badania i godzinę później niż powinnam znalazłam się u Johnsona. Zastałam go martwego i wiedziałam kto to zrobił.

-Co miałaś wspólnego z Cardiffem?

-Nigdy go nawet nie spotkałam.

Frank czuł, że powinien jej uwierzyć. Widział, że chciała dopaść zabójcę przyjaciela, ale wciąż miał wrażenie, że o czymś mu nie mówi.

-Zmarzniesz – chciał dokończyć tę rozmowę później, dlatego wyszedł z pomieszczenia, aby dziewczyna mogła się ubrać.

Zrobił sobie kawę chcąc być gotowym na resztę dnia i czekał na Isabelle przy kuchni. Wykorzystując chwilę jej nieobecności postanowił sprawdzić co jeszcze znajduje się na jej komputerze. W końcu zbierała na nim dowody, a o wielu pewnie nawet mu nie wspomniała.

Uruchomił go, a na ekranie widniało kilka różnie zatytułowanych folderów. Otwierał je po kolei znajdując różne dokumenty, aż w końcu natrafił na jakieś nagranie. Upewnił się, że Isabelle jeszcze nie wychodzi i je włączył.

Jego oczom ukazał się mały, radosny chłopczyk uśmiechający się do kamery, siadający do stołu na którym znajdował się tort z zapalonymi świeczkami.

-Pomyśl życzenie Timmy – usłyszał męski głos, a na te słowa dziecko z całych sił zdmuchnęło znajdujące się na cieście cztery płomyki. Oglądając filmik kąciki ust Franka uniosły się delikatnie do góry, jednak nie miał pojęcia co właściwie widzi.

-Chciałbym żeby mama wyzdrowiała – odezwał się chłopiec, a wyznanie to poruszyło oglądającego to mężczyznę.

-A kto to do nas idzie? - osoba kamerująca odwróciła się w stronę schodów, po których schodziła młoda kobieta.

-Mama! - krzyknęło ze szczęścia dziecko i biegiem ruszyło w jej stronę witając ją mocnym uściskiem. Frank od razu rozpoznał w niej Isabelle, miała sińce pod oczami i wyglądała jeszcze bardziej chudo niż kiedy ją poznał, jednak z jej twarzy nie schodził uśmiech.

-Kochanie – czule pocałowała Timmy'ego w głowę – próbowałeś już tortu? Jak to nie?

-Jak się dziś czujemy? - spytał obecny tam mężczyzna, kiedy dziecko pobiegło w stronę stolika i zostawiło ich na chwilę samych.

-Dzisiaj są urodziny mojego chłopca, więc czujemy się świetnie – nagranie pokazało jeszcze tylko jak dziewczyna dołącza do dziecka i na tym zostało zakończone.

Castle był w szoku po tym co zobaczył. Sprawdził datę nagrania i okazało się, że powstało prawie trzy lata wcześniej. Musiało to znaczyć, że jeśli był to jej synek, musiał mieć teraz siedem lat. Isabelle ani razu o nim nie wspomniała, dlatego obawiał się, że coś mogło mu się stać.

Mijały kolejne minuty, a z łazienki dobiegała cisza.

-Nie możesz spędzić dnia na płakaniu pod prysznicem, słyszysz? - odezwał się stając pod drzwiami, które lekko uchylił aby zajrzeć czy jest cała. W środku nikogo jednak nie usłyszał. - Isabelle?

Wszedł do pomieszczenia przeszukując je całe i nigdzie jej nie widząc.

Nagle dziewczyna wydostała się z ukrycia, prześlizgnęła się przez drzwi i szybko zamknęła je na klucz wywołując w tym jeszcze większe zmieszanie mężczyzny.

-Kurwa – mruknął podbiegając do zamkniętego wyjścia. - Co ty wyprawiasz?

-To mnie chcieli zabić. Ułatwię im to, ale ty musisz tu zostać. Nie możesz się w to mieszać – mówiła szybko i chaotycznie, a Frank nie wierzył, że to dzieje się naprawdę.

-Isabelle zaczekaj. Nie możesz iść do nich sama – nie wierzył że będzie na tyle nierozsądna żeby oddać się w ręce wroga bez odpowiedniego przygotowania.

-To przeze mnie zginął – wspomnienie o Johnsonie tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że to co ma zamiar zrobić jest właściwe. - Wszyscy na których mi zależy umierają.

-Tak było z Timmy'm? - słowa które wypowiedział Frank poruszyły dziewczynę, która nie wiedziała jak zareagować. Nie chciała żeby Castle dowiedział się o niej czegoś więcej.

-Zostań tu – mówiąc to otarła łzy i bez kolejnego zawahania ruszyła w stronę wyjścia.

Frank próbował wyrwać drzwi z zawiasów, ale zajęło mu to trochę czasu. Nie spodziewał się, że Isabelle zrobi coś takiego. Kiedy w końcu udało mu się wydostać wybiegł na zewnątrz, ale nigdzie jej nie zastał. Nie miał pojęcia dokąd mogła się udać. Chciała dać się złapać i to go przeraziło. W ten sposób wydałaby na siebie wyrok.

Wsiadł do auta i ruszył przed siebie aby ją znaleźć, kiedy nagle zadzwoniła do niego Madani.

-Nie mogę teraz rozmawiać – już miał się rozłączyć aż usłyszał coś, co mogło okazać się być pomocne.

-Isabelle włączyła telefon, namierzyliśmy ją. CIA jest już w drodze – mówiła szybko aby wysłuchał do końca. Chciała dać mu znać, że zamierzają ją przejąć, jednak Frank wiedział, że może być już za późno.

-Podaj mi jej namiary – zdanie świadczące o tym, że nie obserwuje dziewczyny było dla niej niespodziewane.

-Miałeś mieć na nią oko.

-Za chwilę zginie! - podniósł głos będąc zestresowanym całą sytuacją.

Wysłała mu smsem dokładne miejsce, a Castle zauważył, że znajduje się niedaleko. Mógł zdążyć przed CIA, ale nie miał pewności czy na miejscu nie ma już Cardiffa.

Dojechał na tyły fabryki i zobaczył jak jacyś ludzie prowadzą dziewczynę do zaparkowanego obok samochodu. Nie zatrzymując się z rozpędu w nich wjechał, po czym szybko wyszedł na zewnątrz i bez wahania zastrzelił dwóch z nich.

Pozbyłby się wszystkich gdyby nie zobaczył trzymanej przez jednego z nich Isabelle z pistoletem przy jej głowie.

-Zabiję cię jeśli ją tkniesz – mierzył w niego, bojąc się o życie dziewczyny. Spojrzał w jej oczy i nie wiedział czy widnieje w nich strach czy złość.

-Mam dzisiaj szczęście – odezwał się przeciwnik, a Frank poczuł lufę z tyłu swojej głowy, która nagle go powaliła. Mężczyzna próbował jeszcze się szarpać, ale w końcu został osunięty na ziemię - Jedziemy.

Jeden z nich umieścił należące do nich telefony w samochodzie Franka, a po chwili oboje znaleźli się w furgonetce, która zniknęła przed przyjazdem CIA. Madani rozejrzała się po miejscu, gdzie zostawione były dwa auta należące do Franka i Johnsona i domyśliła się co musiało się wydarzyć. Miała jednak nadzieję, że Castle ma jakiś plan działania i uda mu się wydostać z pułapki.

Frank obudził się siedząc na krześle do którego był przywiązany. Szarpnął się mocno będąc zdezorientowanym przez to, że nie wiedział gdzie się znajduje.

-Isabelle?! - zaczął rozglądać się szukając jej wzrokiem tak jak tylko było to możliwe, przestraszony tym, że coś mogło się jej stać. Mimo, że nie znał jej długo to nie chciał żeby ktoś ją skrzywdził.

-Żyję – usłyszał jej głos tuż za sobą, a uspokojony oparł głowę jak się okazało o jej włosy. Byli usadzeni do siebie plecami. - Nie przemyślałeś tego.

-Nie dałaś mi na to czasu – odparł przypominając, że to z jej powodu się tam znaleźli. - Zabiliby cię.

-Dobrze że uratowałeś sytuację – mruknęła pod nosem, ale tak żeby to usłyszał. - Teraz nie dość że mają nas oboje, to CIA znajdzie nasze samochody i nas ze sobą powiąże, a wątpię żebyś chciał być powiązany z zabójcą.

-Nie stałoby się tak gdybyś mówiła mi prawdę – on również był przez to zdenerwowany.

-Nie mówienie o wszystkim to nie kłamstwo. Miałam swój plan, ciebie w nim nie było – kompletnie nie rozumiał czym się kierowała.

-Chcesz się nim teraz podzielić?

-Tylko tak mogłam dostać się bliżej Cardiffa – nie brzmiało to przekonująco.

-I udało ci się – usłyszeli głos mężczyzny w średnim wieku, wchodzącego do pomieszczenia w którym się znajdowali. Ubrany był on w ciemny garnitur i okulary, które zdjął dopiero gdy podszedł bliżej.

Najpierw zatrzymał się przed Frankiem.

-Frank Castle. Od dawna na nas polujesz, co? - zaśmiał się i poszedł spojrzeć w oczy dziewczynie. - Isabelle Cortez. Moja wisienka na torcie.

Nie powstrzymywała ona złości, gdyby nie miała związanych rąk najchętniej rzuciłaby się na niego i obdarła ze skóry.

-Zakładam że szukałaś mnie po spotkaniu, które nie doszło do skutku – oboje domyślili się, że chodzi o wieczór podczas którego zginął jej przyjaciel.

-Zabiłeś Johnsona – w końcu spojrzała w oczy prawdziwego zabójcy. Nie wahała się, wiedziała, że to on wydał rozkaz.

-Zginął przez ciebie. Spóźniłaś się – odezwał się chcąc wpłynąć na emocje dziewczyny, co akurat mu się udało.

-Powinieneś na mnie zaczekać – próbowała powstrzymać łzy, jednak przychodziło jej to z trudem.

-To miał być jeden strzał. Tym razem będę czerpał z tego większą przyjemność – zagroził udając się w kierunku wyjścia z oczywistym zamiarem szybkiego powrotu.

-Dlaczego? - jej głos zadrżał, ale musiała się tego dowiedzieć.

-Nie różnimy się od siebie tak bardzo jak myślisz.

-Jesteś mordercą.

-Tak jak ty. Wyjątek jest taki, że ja nie zabijam dzieci – te słowa wstrząsnęły Frankiem, który przysłuchiwał się ich rozmowie. Sam czekał aż dziewczyna mu na to odpowie, zaprzeczy, ale nic takiego nie miało miejsca, co jeszcze bardziej go poruszyło.

Cardiff opuścił pomieszczenie zostawiając ich w gorzkiej atmosferze. Był pewien że pewne fakty Isabelle postanowiła przemilczeć, a wywołanie ich na światło dziennie wzbudzało w nim satysfakcję.

-To prawda? - zadał pytanie Frank, tak naprawdę bojąc się odpowiedzi jaką może usłyszeć – Zabiłaś swojego synka?

Milczenie uznał za przyznanie się do winy. Pokręcił głową nie chcąc w to wierzyć. Jego głos stał się cichy, a w oczach zakręciły się łzy.

-Jak? W jaki sposób zginął?

Nie wiedział czy to pytanie też przemilczy, ale musiał się tego dowiedzieć. Jego dzieci zostały zamordowane, nie mógł pracować z kimś kto zgodził się na krzywdę tak niewinnych istnień.

-Zabrałam Timmy'ego i mojego chłopaka na wycieczkę do domku na wsi. Ja prowadziłam samochód. Czułam się dobrze, ale po pewnym czasie... zdarzył się wypadek - mówiła, a Frank z uwagą słuchał kolejnych słów domyślając się co się stało. - Oboje zginęli na miejscu.

Łzy strumieniami spływały po jej policzkach, a wspomnieniami cofnęła się do tamtego dnia.

-Jak doszło do wypadku?

-Doc powiedział, że samochód spadł w przepaść. Ja pamiętam tylko radość mojego chłopca. Tak się cieszył na ten wyjazd. A ja go zabiłam.

-Nie mogłaś zrobić tego specjalnie.

-Nigdy bym go nie skrzywdziła. Nie wiem jak to się stało – była roztrzęsiona, a Frank nie znając szczegółów postanowił wierzyć, że nie doszło do tego z jej winy. Delikatnie dotknął w jej dłoń swoją. Nie takiej reakcji z jego strony się spodziewała.

-Wierzę ci – to było dla niej ważne. Potrzebowała wiedzieć, że ma w nim wsparcie. Mimo że nie znali się długo i przez niemówienie prawdy ciężko było im sobie zaufać, to jednak świadomość że byli w tym razem była uspokajająca. - Musimy się stąd wydostać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top