18. Katharsis

Jest to ostatni rozdział tego opowiadania. Po nim pojawi się jeszcze ważny epilog.

^^


Frank namierzył Junckle, który znajdował się na zamkniętym już lotnisku, na którym niemal rok temu doszło między nimi do konfrontacji. Miał świadomość, że mężczyzna specjalnie wybrał właśnie to miejsce. Nie czuł jednak lęku. Wiedział, że musi go zabić, aby Isabelle i ich córka mogli wieść spokojne życie. Miał tylko nadzieję, że uda mu się zrobić wszystko, aby uratować także jej synka.

Już po samym dotarciu na znajomy mu teren, musiał przejść do konfrontacji z ludźmi swojego wroga. Miał wystarczająco siły oraz amunicji, aby bez problemu się nimi zająć.

Przez działania Franka, który w ciągu ostatnich miesięcy niszczył to, co próbował zbudować Junckle, doktor wiele stracił. Miał przejąć imperium po Johnsonie, a przez Castle nie było one już tak silne. Sprowokowany jego zachowaniem zamierzał raz na zawsze się z nim rozprawić.

Widok wyłaniającego się z oddali mężczyzny, trzymającego przed sobą chłopca, mroził krew w żyłach. Junckle zabrał ze sobą Timmy'ego z oczywistego powodu, chciał mieć przewagę i to mu się udało.

-I pomyśleć, że to nie była twoja wojna Castle – podszedł bliżej, wiedząc, że Frank nie zrobi niczego, co miałoby pozwolić mu na skrzywdzenie dziecka. - Czemu się w to wplątałeś?

-Załatwmy to jak mężczyzna z mężczyzną. Nie chowaj się za chłopcem.

-Nie jestem wyszkolonym żołnierzem. A ty straciłeś już okazję na zabicie mnie – wspomniał wydarzenia jakie miały miejsce dokładnie na tym lotnisku. Kiedy Frank był pewien, że Junckle zastrzelił Isabelle i chciał ją pomścić, Madani go powstrzymała. Gdyby wiedziała co wydarzy się później, nie zrobiłaby tego.

Frank od razu złapał kontakt wzrokowy z przestraszonym Timmy'm, który nie rozumiał co się dzieje.

-Jeśli chcesz uciec pozwolę ci na to. Tylko nie rób mu krzywdy.

-Dlaczego stoisz tu ty, a nie ta suka? Myśleliście, że ukryje się, a ty wszystko załatwisz? Dla dziecka, które porzuci jak swojego syna?

-Mama mnie nie porzuciła... - odezwał się chłopak, który nie miał pojęcia, że Isabelle żyje.

Do tej pory tkwił w przekonaniu, że kobieta zginęła w tamtym wypadku, lata temu. Bo przecież gdyby żyła, zrobiłaby wszystko, aby go odnaleźć. Pewnych rzeczy Timmy nie był jeszcze w stanie zrozumieć.

Niespodziewanie Frank dostrzegł Isabelle, która znajdowała się za jednym z samochodów. Jeszcze dwie godziny temu rodziła ich dziecko, a w tamtej chwili narażała swoje życie. Mimo ogromnego bólu jaki odczuwała, osłabiona dotarła na miejsce. Była po ogromnym wysiłku i nie wiedziała jak długo będzie w stanie wytrzymać bez skorzystania z pomocy, ale musiała uratować synka i mężczyznę, którego kochała.

Curtis próbował ją przed tym powstrzymać, ale kiedy tylko Phil zabrał go i dziecko do szpitala, kobieta postanowiła działać. Mimo utraty sił i sporego wysiłku jaki miała tego dnia, nie mogła zostawić go samego. Na telefonie, który dał jej Frank widniała jego lokalizacja, a widząc dokąd zmierzał, wiedziała gdzie wszystko ma się odbyć.

Castle pokręcił głową, aby nie zbliżała się do nich.

-Zróbmy wymianę – zaczął mówić Frank, próbując wymyślić coś na poczekaniu. - Isabelle za chłopca. Co ty na to?

-Mam uwierzyć, że ją zdradzisz?

-Jeśli dowiedziałeś się czegoś o mnie, to tego, że życie dziecka jest dla mnie najważniejsze.

-Myślisz, że zadośćuczynisz ratując jedno, kiedy nie ocaliłeś własnej dwójki? - miał świadomość tego, że te słowa go zranią. Robił to specjalnie.

Gdyby Frank nie wmieszał się w sprawy z Isabelle, Junckle bez większych problemów zarządzałby już swoim imperium, a kobieta już dawno byłaby martwa.

W jednej chwili Smith udało się nawiązać kontakt wzrokowy z synkiem, na którego twarzy widoczny był strach. Dzieliła ich spora odległość, przez co chłopiec nie był w stanie rozpoznać kim była dla niego kobieta. Wyczuł jednak, że chce mu pomóc.

Isabelle pokazała mu, żeby był cicho, po czym wykonała gest, którym poprosiła go, aby na jej znak upadł na ziemię. Nie miała pewności, czy dobrze zrozumiał jej polecenie, ale spojrzała na Franka, który także był gotowy podjąć działanie.

Na znak kobiety Timmy wysunął się z uścisku Junckle, osuwając się na ziemię, a w tej samej sekundzie Castle strzelił prosto w dłoń mężczyzny, z której ten wypuścił pistolet. Frank szybko zbliżył się do nich, zabierając z ziemi broń i podchodząc do chłopca, który odsunął się na bok.

-Jesteś cały Timmy? - spytał, pomagając mu wstać.

-Tak.

-Byłeś bardzo dzielny, wiesz? - chciał go pocieszyć, ale miał świadomość, że dziecko właśnie przeżyło traumę, a sprawy nie były jeszcze dokończone.

Niepewnie wyszła do nich Isabelle, powoli podchodząc w stronę swojego dziecka.

-Poznajesz mnie Timmy?

To był najbardziej stresujący moment w jej życiu. Miała przed sobą swojego synka, który myślał, że jego mama nie żyje. Nie mogła spodziewać się jak na nią zareaguje, ani czy w ogóle będzie wiedział kim jest.

Chłopiec milczał, ale w jego oczach pojawił się pewien błysk. Zmienił się na przestrzeni lat, a jego widok z bliska był czymś zupełnie innym niż kiedy z Frankiem podglądała go z ukrycia. Nagle Timmy ruszył w jej kierunku rozszerzając ręce, aby chwilę później znaleźć się w jej ramionach.

-Tak mi przykro kochanie – przytuliła go mocno, nie chcąc wypuszczać synka z objęcia. Jej dotychczasowa tęsknota była nie do opisania.

Marzyła o tej chwili od dawna, ale nie sądziła, że było to realne. W jednym momencie miała wszystko...

Frank podszedł bliżej i żadne z nich nie powstrzymywało wzruszenia. Emocje jakie nimi targały były ogromne, ale w końcu byli blisko zakończenia rozdziału, który trwał przez ostatnie lata.

-Co z małą? - spytał przejęty, wiedząc, że ich dziecko dopiero co przyszło na świat.

-Phil i Curtis zabrali ją do szpitala. Wezwali Madani – odwróciła się w stronę swojego synka. - Timmy zostań z Frankiem, za chwilę wrócę.

-Nie zostawisz mnie?

-Nigdy więcej – obiecała.

Castle przeczuwał co miała zamiar zrobić, dlatego podszedł bliżej niej, aby chłopiec nie widział co chce zrobić i wsunął w jej dłoń pistolet. Nie mówiąc nic złożył pocałunek na jej czole, mając świadomość, że kobieta była przekonana do tej decyzji. Musiała to zakończyć.

Frank zaprowadził Timmy'ego jak najdalej zdołał, a Isabelle podeszła do Junckle, zaciskając palce na broni.

-Dajesz piękny przykład swojemu dziecku... - nie pozwalając mu dokończyć, strzeliła prosto w jego głowę. Nie miała zamiaru czekać na jego kolejne słowa, nie zależało jej na tym co powie ani jak podsumuje jej los. Miał zniknąć z jej życia na zawsze.

Pociągnęła za spust z łatwością. Pragnęła to zrobić od dawna i nic nie mogło jej powstrzymać. W ten sposób zakończyła najgorszy etap swojego życia, ciągnący się przez ostatnie lata. W końcu miała uwolnić się z tego piekła.

To zabójstwo różniło się od pozbycia się Cardiffa. Kilkukrotne zadanie ciosów kontra jeden czysty strzał.

Ciało Junckle opadło na ziemię, a twarz Isabelle nie wyrażała wobec jego osoby niczego. Wraz ze strzałem pozbyła się wszelkiej nienawiści jaką w sobie nosiła. Czekało na nią coś lepszego, pragnienie ponownego przytulenia synka było na wyciągnięcie ręki.

Nie czekając dłużej ruszyła w stronę Franka, który odciągał uwagę Timmy'ego od tego, co działo się za jego plecami. Dopiero kiedy znalazła się przy nich pozwolił mu do niej podejść.

-To odważny chłopiec – stwierdził.

Isabelle nie mogła przestać uśmiechać się na widok synka. Już mieli się stamtąd zabierać, ale widok policyjnych świateł ich wyprzedził. Zbliżające się samochody odbierały im drogę ucieczki, ale w takiej chwili nie powinni tego robić. Timmy wciąż uznawany był za porwanego.

Frank spojrzał na Isabelle rozładowując swoją broń, a kobieta zrobiła to samo. Następnie oboje unieśli swoje dłonie ku górze.

-Wszystko będzie dobrze Timmy – zwróciła się do synka nie chcąc się z nim rozstawać ani na chwilę.

Nie przestawał jej przytulać, kiedy uzbrojeni policjanci i agenci zjawili się na miejscu strzelaniny. Nie mierzyli jednak w Castle czy Isabelle, zupełnie jakby ktoś przekazał im, że nie stanowią zagrożenia.

-Mamy tu chłopca – powiedział jeden z nich, zgłaszając sytuację przez urządzenie.

Nie wiedzieli tylko kto zawiadomił służby o ich położeniu dopóki nie zobaczyli wysiadającego z jednego z samochodów Curtisa. Mężczyzna ruszył w stronę zdezorientowanej dwójki, która w tamtej chwili odetchnęła z ulgą. Nie byli już zagrożeni.

-Co z małą? - mimo krótkiej znajomości Isabelle miała świadomość, że nie zrobiłby niczego na niekorzyść jej dziecka.

-W porządku, lekarze upewniają się że nic jej nie jest. Znowu uciekłaś.

-Zdążyłeś już mnie trochę poznać.

-Aż za bardzo – zażartował, ale widok chłopca i uśmiechających się przyjaciół był dla niego naprawdę satysfakcjonujący.

-Dzięki Curtis – zwrócił się do niego Frank, a mężczyźni przytulili się czując ulgę, że to już koniec.

Cała trójka została zabrana do szpitala. Na szczęście Timmy nie był ranny, ale po traumatycznych wydarzeniach jakich był świadkiem w ostatnim czasie, został zapewniony mu psycholog. Co miało stać się z nim i prawem do jego opieki miało okazać się wkrótce.

Frank jak zwykle odmówił otrzymania jakiejkolwiek pomocy, twierdząc, że ma jedynie kilka zadrapań. Isabelle potrzebowała trochę czasu, aby dojść do siebie po porodzie, ale czuła ogromną ulgę, że udało im się uratować dwójkę jej dzieci.

Kiedy poczuła się lepiej do pomieszczenia w którym znajdowała się razem z córeczką, wszedł Frank. Nie był on jednak sam. W obecności Madani pozwolono mu zabrać także Timmy'ego, który wciąż chciał poznać jakieś wyjaśnienia, ale bardziej od nich potrzebował po prostu mamy.

-To moja siostra? - spytał, podchodząc bliżej, a na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Kobieta pokiwała twierdząco głową, wzruszając się na widok synka. - Jak ma na imię?

-Frankie – odpowiedziała Isabelle, patrząc na Castle, który zachowywał dystans, pozwalając dziecku na pierwsze zapoznanie się.

W oku mężczyzny zakręciła się łza.

Stojąca w drzwiach Madani obserwowała to wszystko z radością. Czuła, że wykonała swoje zadanie, ale nie było nim tylko pozbycie się Junckle i odnalezienie Timmy'ego. Chciała, aby Isabelle i Frank mogli zaznać spokoju. Zrobiła więc wszystko, aby dzięki współpracy z CIA nie ponieśli konsekwencji swoich działań. Zadbała również o to, aby Isabelle po wyjściu ze szpitala mogła zabrać ze sobą synka. Do tego czasu Timmy przebywał w odpowiednich warunkach.

-Dziękujemy Madani. Za wszystko – mieli świadomość, że musiała postarać się, aby to wszystko załatwić.

Kobieta pokiwała głową, będąc zadowolona z tego jak wszystko się potoczyło.

Frank odwiedzał Isabelle i swoje dziecko każdego dnia, a w końcu doszło między nimi do rozmowy, która miała wyjaśnić co będzie dalej w ich życiu.

-Wiem, że nie tego chciałeś – zwróciła się do niego Smith. - Zrozumiem twoją decyzję.

Nie chciała trzymać go przy sobie na siłę. Nie miała pojęcia, że dla niego był to w tamtym momencie główny powód do życia.

-Nie myślałem, że jeszcze kiedyś będę mieć rodzinę. Wy nią jesteście, rozumiesz Isabelle? Moja córeczka, Timmy... Chcę być obecny w ich życiu. Pytanie czy ty chcesz mnie w swoim?

Znajdowali się naprzeciwko siebie, a kobieta zbliżyła się do niego i w odpowiedzi złożyła na jego ustach pocałunek, który odwzajemnił. Nie mogli wiedzieć co będzie dalej, czy wszelkie zagrożenie w jednej chwili minęło. Zamierzali jednak spróbować zacząć nowy etap w swoim życiu. Razem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top