16. Niepewność

-Byłem w twoim mieszkaniu... Co się stało? - zamknął za sobą drzwi i przyjrzał się uważnie Isabelle, która wyglądała na zmęczoną.

-W końcu Junckle wrócił do miasta – stwierdziła ze świadomością, że kiedyś musiało do tego dojść.

Jej widok nagle przegonił wszystkie negatywne myśli i uczucia jakie Castle miał w sobie do tej pory. Poczuł ogromną ulgę, że nic jej nie jest.

Zbliżył się do niej chcąc choćby spojrzeć na nią z bliska i dopiero po chwili zauważył odznaczający się ciążowy brzuch, którego dziewczyna nie zamierzała już ukrywać. W tamtym momencie doznał niemałego szoku. Nie spodziewał się, że zastanie taki widok. Kiedy Madani powiedziała mu o dziecku, nie sądził że chodziło jej o taką sytuację.

Zaniemówił.

-Czy to...?

-Tak. Jestem w ciąży.

Mężczyzna nie mógł w to uwierzyć. Po rozmowie z Madani nie wiedział do końca czego ma się spodziewać. Kiedy zobaczył o co tak naprawdę chodzi, emocje niemal zalały go od środka.

-Gdybyś wiedział, nie wyjechałbyś. Razem szybko by nas zabili.

-To dlatego zdecydowałaś się zeznawać? - nie wiedział co o tym myśleć. W jednej chwili tak wiele się zmieniło.

W odpowiedzi kobieta jedynie pokiwała głową.

-To moje dziecko?

-A jak myślisz?

Zawsze najważniejsza była dla niego rodzina. Po decyzji jaką podjęła myślał, że ich drogi się rozeszły. Nie miał pojęcia, że Isabelle spodziewa się dziecka. Jego dziecka... Pamiętał doskonale co ich połączyło i nie przestało być to dla niego ważne.

Frank złapał się za głowę, nie spodziewając się, że dowie się tak istotnej rzeczy w takich okolicznościach.

-Nie czuj się zobowiązany.

-Co ty do cholery mówisz? Powinienem być przy tobie, a ty byłaś ciągana po CIA – już wcześniej żałował, że zerwali ze sobą kontakt. W chwili kiedy dowiedział się o dziecku, uczucie to tylko narosło.

-Zapewniono nam opiekę i lekarzy. Miałam zamiar powiedzieć ci o niej kiedy się urodzi.

-O niej? To dziewczynka?

-Tak – jej głos był spokojny. W środku czuła ulgę, że mężczyzna się o tym dowiedział. - Chcesz dotknąć?

Frank pokiwał głową, po czym zbliżył się do kobiety i nachylając się przyłożył głowę do jej brzucha.

-To możliwe, że ją czuję? Będę mieć córkę?

-Według lekarzy wszystko na to wskazuje.

Do oczu Franka napłynęły łzy wzruszenia. Po stracie swoich dzieci nie sądził, że kiedykolwiek będzie mieć szansę na rodzinę.

-Zamierzałaś mi kiedyś o niej powiedzieć?

-Najpierw chciałam donosić ciążę do końca. Poród mam przewidziany za niecały miesiąc. Bałam się, że jeśli zostaniesz, Junckle zabije nas oboje, a chciałam, żeby miała chociaż jednego rodzica.

-Ten skurwiel jest w mieście. Tym razem go zabiję.

-Znowu chcesz się w to mieszać... Mogę zyskać ochronę na najbliższy czas, a później stąd wyjadę.

Dopiero wtedy Castle zrozumiał, że Isabelle nie wiedziała o tym, co spotkało jej synka. Gdyby tak było, zachowywałaby się inaczej, a znając ją, byłaby gotowa już ich szukać.

-Rozmawiałaś dzisiaj z Madani?

-Wyłączyłam telefon, żeby mnie nie namierzyli. Frank? - spojrzała na niego z podejrzeniem, zaczynając obawiać się, że coś mogło się stać. - Czego nie wiem?

W jednej chwili pobladła ze strachu przed tym, co usłyszy. Widziała na twarzy mężczyzny emocje, które mogło wywołać tylko jedno.

-Junckle ma Timmy'ego...

-Co? - nagle zrobiło jej się tak słabo, że ugięły się pod nią nogi.

Frank złapał ją, asekurując, aby nie upadła na ziemię. Zaczął zastanawiać się, czy dobrze zrobił mówiąc jej o tym.

-Isabelle – pomógł usiąść jej na kanapie, zajmując miejsce obok niej. - Odzyskam twojego synka, obiecuję.

-Miał tam być bezpieczny... - upewniała się co do tego wielokrotnie. Ludzie z którymi mieszkał byli nie do ruszenia, przynajmniej tak do tej pory myślała.

Castle przytulił ją, wiedząc jednak, że niewiele to da. Nie chciał, żeby tak się tym przejęła, zwłaszcza w jej stanie, ale nie mógł tego przed nią ukrywać. Kobieta wtuliła głowę w jego ramię, które po chwili było mokre od jej łez. W tamtym momencie Isabelle czuła, że straciła Timmy'ego.


Frank zamierzał zająć się tą sprawą od razu. Nie mógł skontaktować się z Madani w obawie, że do akcji wkroczy CIA, które znowu aresztuje Junckle. Tym razem zamierzał działać sam.

Potrzebował jednak zapewnić Isabelle bezpieczeństwo. Nie mogła narażać siebie i córeczki, dlatego postanowił ukryć ją z dala od centrum miasta. Kobieta nawet nie kłóciła się, aby mu pomóc. Musiała skupić się na dobru dziecka. Nie chciał zostawić jej samej, dlatego zwrócił się z prośbą do przyjaciela.

-Co się stało i dlaczego mam ochotę się na to nie zgodzić? - spytał Curtis od razu po otworzeniu drzwi do swojego mieszkania, widząc po ich drugiej stronie Castle.

-Potrzebuję twojej pomocy.

Jeszcze tego samego dnia cała trójka znalazła się w dawno nieużywanym magazynie na obrzeżach miasta, gdzie w okolicy nie znajdowały się już nawet inne budynki.

Curtis był również mocno zaskoczony tym, że Isabelle spodziewa się dziecka. Nie miał z nią najlepszych relacji, ale nie zamierzał zostawiać jej w takiej sytuacji samej, zwłaszcza kiedy wiedział na co pisze się Frank.

-Miej na nią oko i spróbuj zapanować nad jej emocjami – poprosił Castle, upewniając się, że w budynku oprócz nich nie znajduje się nikt więcej.

-Chcesz, żebym dokonał niemożliwego?

Frank uniósł kącik ust do góry, ale nie czuł się na siłach, aby żartować. Stresował się, ale nie tym, że zamierzał zabić Junckle. Obawiał się, że tak duży stres nie wpłynie dobrze na Isabelle. Zamierzał jednak zrobić wszystko, aby odbić jej synka.

Curtis obserwował jak jego przyjaciel rozpakowuje broń i inne środki do obrony, na wypadek, gdyby coś potoczyło się nie po ich myśli. Po chwili Castle podał mu do ręki specjalną komórkę.

-Nie namierzą nas przez to?

-Madani ostatnio mi to załatwiła. Postaram się uwinąć z tym jak najszybciej, ale gdyby coś się działo, skontaktujcie się z nią. Jest tutaj jej numer, przyjedzie po was z całym CIA.

-Mam nadzieję, że nie będziemy musieli tego użyć – powiedział Curtis, wskazując na zebrany asortyment.

-Jesteśmy w stałym kontakcie.

Podszedł do Isabelle, która znajdowała się trochę dalej. Kobieta wciąż była załamana tym, czego się dowiedziała i wiele kosztowało ją, aby powstrzymać się przed jakimkolwiek działaniem.

-Wrócę z Timmy'm.

Jej powieki były już opuchnięte, ale starała się być silna, w końcu miała dla kogo.

-Wiem.

Frank nie wiedział jak ma się z nią pożegnać. Bał się, że kobieta nienawidzi go za to, że ją z tym zostawił. Nie mógł jednak odejść bez żadnego gestu.

Zbliżył się do niej, po czym złożył delikatny i pełen troski pocałunek na jej czole. Przez ostatnie miesiące bardzo im siebie brakowało i w tamtym momencie oboje poczuli, że nigdy nie przestało im zależeć.

Przed wyjściem Castle upewnił się, że ich urządzenia działają, po czym wyruszył w drogę z powrotem do miasta, aby zdobyć lokalizację Junckle. Czuł, że nie będzie się on ukrywać, chcąc dokończyć dawne porachunki.

Isabelle została z Curtisem, mając świadomość, że mężczyzna niekoniecznie chciał tam z nią być.

-Mówiłam mu, że poradzę sobie sama. Wiem, że niekoniecznie mnie nie lubisz.

-Skoro ten gnój wrócił do miasta, też mogę być zagrożony. I to nie jest tak, że cię nie lubię. Masz z Frankiem wspólną cechę. Oboje przyciągacie kłopoty.

-To prawda.

-Jeszcze gorzej, że później sprowadzacie te kłopoty na mnie – na te słowa oboje się zaśmiali, w głównej mierze dlatego, że były one prawdziwe.

Zajęli miejsce obok siebie, a przeczuwając, że coś może się wydarzyć, zachowali całkowitą czujność. Nie mieli pojęcia jak potoczy się ta noc, dlatego musieli być gotowi na wszystko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top