10. Cel
Frank zabrał Isabelle w miejsce niebezpiecznie normalne. Budynek mieszkalny znajdujący się niemal w centrum miasta, gdzie nie wiedzieli czego mogą się spodziewać. Weszli na odpowiednie piętro, a drzwi otworzył im wysoki mężczyzna o ciemnej karnacji, który zmierzył ich wzrokiem.
-Curtis – zwrócił się do niego Castle witając się z dawnym znajomym, którego widok Franka nie ucieszył jakoś szczególnie.
-Wejdźcie – nie miał zamiaru mu jednak odmówić. W środku została mu przedstawiona dziewczyna, która nie wzbudziła jego sympatii. - Wiem kim ona jest. Słyszałem o sprawie Johnsona.
-Ścigają ją ludzie Cardiffa, który go zabił – zaczął rozmowę chcąc wprowadzić go w sytuację.
-Tego mafiozy? Przecież nie żyje – z niektórymi faktami starał się być na bieżąco.
-Ona to zrobiła. Nie mamy gdzie się zatrzymać, a musimy obmyślić plan.
Słysząc to aż nie chciał w to uwierzyć. Miał przyjąć pod dach obcą mu osobę, którą ścigają niebezpieczni ludzie. Wiedział jednak, że Frank zwraca się do niego o pomoc, gdy naprawdę jest ona potrzebna.
-Możecie zostać, jeśli nie przyjdą tu za nią – odparł Curtis nie mając zamiaru zostawić go w potrzebie.
-Zdążymy się nimi zająć – jego odpowiedź nie była jednak satysfakcjonująca. Znał Castle wystarczająco, aby wiedzieć jak załatwia sprawy.
W czasie kiedy Curtis wyszedł aby przeprowadzić spotkanie, Frank i Isabelle zaczęli rozmawiać o tym, co mieli zamiar zrobić.
-Pracują teraz dla Junckle – odparła dziewczyna będąc zła, ale bardziej na siebie. Mogła go pogrążyć, wtedy znalazłby się w więzieniu być może i do końca życia. Ale miała świadomość, że nawet stamtąd byłby w stanie kierować tym, co po śmierci Cardiffa było już jego. Wystarczyło podporządkować sobie ludzi, a chęć zemsty była w stanie to zrobić.
-Zabijemy go gdy tylko nadarzy się taka okazja – mężczyzna nie widział innej możliwości. Nie mógł pozostawić go na wolności.
-Nasz plan opiera się na zabijaniu, prawda? Żadne dogadanie się nie wchodzi w grę. Wiesz jak małe mamy szanse?
-Nie obchodzi mnie to – chciał zakończyć tę sprawę.
-Ale mnie tak. Narażamy go – spojrzała w stronę wyjścia, mając na myśli jego przyjaciela. - Co jeśli tu przyjdą i zastrzelisz ich, ale najpierw oni zabiją Curtisa?
-Potrafi się bronić.
Nie mieli gdzie indziej się ukryć, dlatego musieli działać szybko, aby nikogo nie narazić.
-Pokażę ci miejsca ich kryjówek o których wiem – mówiąc to Frank ruszył w stronę komody.
-Może znajdę tu mapę – odwrócił się w jej stronę i zobaczył jak wskazuje na leżący na stoliku laptop. - To też powinno się nadać.
Usiedli obok siebie na kanapie i Isabelle zaznaczała na ekranie właściwe lokalizacje.
-Tutaj przyjmują towar i transportują go do tego magazynu – pokazywała mu również trasę jaką mieli się przemieszczać. - W tym budynku składują broń, a tutaj – zatrzymała się na chwilę – znajdziemy Junckle.
-Zaczniemy od zniszczenia ich magazynu z bronią. Nie ściągną szybko takich zapasów.
-Brzmi jak rozpoczęcie planu.
Jeszcze tego wieczoru znaleźli się w wyznaczonym miejscu, obserwując z bezpiecznej odległości czy ktoś kręci się w pobliżu. Kiedy odjechały dwa ostatnie samochody zbliżyli się do swojego celu i nagle zauważyli, że w środku jest ktoś jeszcze. Frank wyszedł naprzód aby przyjrzeć się sytuacji i poinformował Isabelle, że widzi dwóch mężczyzn.
-Pilnują magazynu – stwierdził i podeszli bliżej aby upewnić się czy na pewno mają do czynienia z pracownikami Cardiffa lub Junckle'a. Przyjrzeli się dosyć młodym chłopakom, którzy po prostu kręcili się przed wejściem. Być może zostali oni opłaceni i nie mieli z tymi ludźmi większych relacji.
-Odciągnę ich uwagę, a ty upewnij się że nie ma nikogo w środku – powiedziała Smith i nie czekając na aprobatę mężczyzny ruszyła w stronę głównej bramy.
-Hej! - natychmiast jeden ruszył w jej kierunku i nie widząc w niej zagrożenia szybko ją dogonił. - To teren prywatny.
Isabelle postanowiła grać na czas i twierdzić, że nie ma pojęcia jak się tam dostała. Rozejrzała się udając zdezorientowanie.
-Byłam pewna, że to skrót – zwróciła się do nich, kiedy dołączył drugi chłopak. - Pokażecie mi jak stąd wyjść?
-Może tak jak się tu dostałaś? - podejrzewali, że jej zachowanie jest dosyć dziwne. Isabelle jednak dalej kontynuowała udawanie, że nie wie o co chodzi.
-Jak się zgubię to będzie wasza wina – odwróciła się w przeciwnym kierunku wiedząc, że nie zaryzykują, aby ktoś obcy kręcił się po tym terenie.
-Upewnij się żeby wyszła – chłopak zwrócił się do drugiego, a sam miał zamiar wrócić do pilnowania budynku.
Frank w tym czasie przemierzał cały magazyn i nie widząc nikogo w środku wyjął zapalniczkę. Zanim jednak zdążył ją odpalić ktoś wszedł tylnym wejściem i widząc nieznajomego w środku bez wahania złapał za broń. Castle był jednak szybszy i jako pierwszy oddał strzał.
Echo tego odgłosu rozniosło się po całym magazynie i nie obeszło uwadze stojącej na zewnątrz trójce osób. Isabelle zaniepokoiła się, że coś złego mogło przytrafić się jej towarzyszowi. Z całej siły wyrwała broń zza paska stojącego przed nią chłopaka i z rozpędu uderzyła go bok głowy. Drugi natychmiast odwrócił się w jej stronę, ale widząc, że mierzy do niego z broni trochę odpuścił.
Starając się załatwić to jak najszybciej związała mu z tyłu ręce i usadowiła go obok leżącego na ziemi strażnika. Już była w drodze do budynku kiedy nagle jej oczom ukazał się wybuch.
Znaczyło to, że musiało się udać i z nadzieją, że Frank wydostał się ze środka kobieta biegiem udała się w stronę płonącego magazynu. Nagle poczuła jak ktoś ją zatrzymuje i już miała zacząć się szarpać, kiedy usłyszała uspokajający głos.
Widząc, że jest cały przytuliła go mocno i chociaż trwało to kilka sekund, było to dla niej kojące. Nie mieli jednak czasu na okazywanie emocji. Za moment mieli się tam zjawić ludzie Cardiffa. Szybko udali się do samochodu, którym ruszyli w stronę ich nowej kryjówki.
-Mamy przejebane – odparła kiedy znaleźli się w środku auta. Castle potwierdził jej słowa wiedząc, że to prawda. Byli świadomi na co się piszą i, że nie ma już odwrotu.
-Bałaś się o mnie? Miałem podpalić magazyn – zwrócił się do niej widząc, że poniosły ją emocje.
-Tylko trochę – pokazała palcami jak nieduży był ten strach, a mężczyzna uśmiechnął się wciąż nie wierząc, że ze sobą współpracują.
Wrócili do mieszkania Curtisa, który czekał na nich zniecierpliwiony, a emocje były wyraźnie wypisane na jego twarzy.
-Nie mogliście chociaż zostawić kartki? „Idziemy na akcję samobójczą, nie czekaj z kolacją". O smsie już nie wspomnę.
-Powinniśmy cię powiadomić, wybacz – odezwał się Frank, wiedząc że dla przyjaciela to również stresująca sytuacja będąc zamieszanym w ich sprawy.
-Powiecie przynajmniej co robiliście? Chociaż chyba jednak wolę tego nie wiedzieć.
Weszli do salonu gdzie na stole czekała na nich do zjedzenia chłodna już pizza. Oboje byli tak głodni, że sam widok jedzenia ich ucieszył.
Frank postanowił zmrużyć oczy, potrzebował kilka godzin snu. Isabelle natomiast kręciła się po pokoju w którym przyjaciel Franka znalazł dla niej miejsce. Wyszła na korytarz i udała się do kuchni połączonej z salonem po szklankę wody.
-Nie możesz zasnąć? - usłyszała za sobą głos Curtisa, który zajmował miejsce na kanapie. Zapalił on lampkę, aby podczas rozmowy mogli na siebie spojrzeć.
-Zmiana miejsca nie wpływa na mnie najlepiej – odparła odwracając się w jego stronę i podchodząc bliżej. Nie zdążyła jeszcze poznać mężczyzny, ale miała świadomość że skoro Frank zwrócił się właśnie do niego, musiał mu ufać. - Nie podziękowałam ci za to, że zgodziłeś się nam pomóc.
-Frank jest dla mnie jak brat. Nie odmówiłbym mu w potrzebie.
Isabelle nie znała ich historii, nie wiedziała co razem przeżyli. Mogła się tylko domyślać, że taka relacja nie powstała z dnia na dzień.
-I tak dziękuję – dodała i już miała udać się do drugiego pokoju, kiedy usłyszała jego głos.
-Frank zrobi wszystko żeby ci pomóc – znał przyjaciela na tyle, żeby być pewnym, że jeśli przyjmie jakiś cel to go zrealizuje.
-Tego właśnie się boję. Nie chcę żeby coś mu się stało. Ale teraz nie odpuści – naprawdę zaczęło jej na nim zależeć.
-Jak się poznaliście? - był ciekawy co ich połączyło.
-To zagmatwana historia. Uwierzył mi i tak się zaczęło. Jak było z wami? Co musieliście przeżyć, żebyś tak mu ufał?
-Wojnę. Byliśmy tam razem – nie zamierzał opowiedzieć całej historii o tym jak stracił nogę, ale wspomniał o najważniejszym. - Frank to bohater, choć sam tak siebie nie postrzega.
Z czasem Isabelle także udało się zasnąć. Wiedziała, że po tym jak podpalili magazyn czekał ich intensywny dzień.
Kiedyś nie pomyślałaby że byłaby zdolna do zabicia, z czasem jednak jej perspektywa drastycznie się zmieniła. Śmierć Cardiffa wcale nie przyniosła jej ulgi, czuła wręcz, że została wykorzystana przez Junckle, a jej zemsta przestała mieć znaczenie.
Obrała sobie za cel wyeliminowanie wszystkich, którzy przyczynili się do porwania jej synka. To był jej główny priorytet, z którym nawet Frank się nie zgadzał. Uważał że powinna skupić się na znalezieniu dziecka, ale nie mógł tego od niej oczekiwać. To była jej decyzja.
Castle wstał zanim Isabelle się obudziła i nim to zrobi postanowił na chwilę wyjść. W progu zobaczył Curtisa, który również przygotowywał się do wyjścia.
-Mam prośbę – zwrócił się do przyjaciela wiedząc, że zaburzy jego plany na dopiero co rozpoczęty dzień. - Zostaniesz z nią dopóki nie wrócę? Chcę się trochę rozejrzeć.
-Mam spotkanie, nie mogę go odwołać – mówił o prowadzonej przez niego grupie wsparcia. - Nic jej nie będzie jeśli zostanie bez opieki przez dwie godziny.
Jego mieszkanie było bezpieczne i trudno było je połączyć z Isabelle, więc mogła czuć się tam bezpiecznie. Widział na twarzy Franka zawahanie i niepokój, ale musiał pogodzić się z tym, że nie może być z dziewczyną przez cały czas. Postanowił jednak wrócić najszybciej jak byłoby to możliwe.
Mężczyzna postanowił sprawdzić co mówią na mieście o podpaleniu magazynu, które miało miejsce wczorajszej nocy.
Isabelle obudziła się kilka chwil po ich wyjściu. Nie potrzebowała opiekunów, cieszyła się więc na chwilę odetchnięcia. Wiedziała, że Frank zachowa ostrożność zwłaszcza po tym co się wydarzyło.
-Curtis? - upewniła się, że i go nie ma w mieszkaniu. Ubrała się i wstawiła wodę na herbatę. Czując, że temperatura w mieszkaniu jest dosyć wysoka uchyliła okno aby do środka wleciało świeże powietrze.
Na zewnątrz zauważyła jednak dziwne poruszenie. Mimo że znajdowała się dosyć wysoko, dostrzegła znajomą markę samochodu, jaką zazwyczaj poruszali się ludzie Cardiffa. W pierwszej chwili pomyślała, że popada w paranoję widząc wszędzie niebezpieczeństwo, jednak nie mogła pozwolić na to, aby życie Curtisa zostało przez nią narażone.
Założyła bluzę i włożyła za pasek broń, z zamiarem wyprowadzenia ich jak najdalej od dotychczasowej kryjówki. Wróciła jeszcze szybko wyłączyć gaz, aby przez jej herbatę nie doszło do jego wybuchu i po schodach zbiegła w stronę wyjścia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top