2

Tak. Nie da sie ukryć. Też sobie z przyjemniaczka wybrałem ma kolegę z ławki. Z resztą on chyba też nie ma najlepiej. Usiadł sobie sam. Na końcu. Liczył na chwilę wytchnienia i odpoczynku od tych wszystkich debili dookoła..... I tu nagle pojawiam się ja! Dum dum dum! Istne wejście smoka! Brawo ja. Ale ja serio. No szczerze, kto by nie chciał ze mną siedzieć? W końcu jestem zajebiście zajebisty, no nie? Może nie wszyscy się jeszcze na mnie poznali, ale to nie moja wina przecież! Kiedyś przekonają się o moim geniuszu i pożałują. Zobaczycie. Mówię wam.

Jeszcze raz postanowiłem zerknąć przelotnie na Shizuo. Albo tego nie zauważył spojrzenia moich pięknych oczu (do najskromniejszych nie należę, ale wiecie jak to powiadają - skromność to cecha brzydkich ludzi, a ja się do nich nie zaliczam więc moje zachowanie jest uzasadnione), albo zignorował. W obu przypadkach poczułem się dotknięty. Chociaż z drugiej strony, lepsze było to niż nakrycie mnie na lampieniu się w jego stronę. Brakowałoby bym został posądzony o stalkerstwo lub coś w ten deseń, a na to nie mogę pozwolić. Doszczętnie zniszczyłoby to moją już i tak nieco nadszarpniętą, przez efektowne spóźnienie, reputację. Przy moim hobby, a raczej fachu nawet, bo za głęboko w to wszystko wszedłem aby to tak lekko nazwać. Tak. Można to rzeczywiście nazwać swego rodzaju stalkerstwem, ale na zupełnie większą skalę. Co ja się będę ograniczał, no nie? Jestem informatorem.... i to tak raczej na czarno robię. Ale ludzie, ja naprawdę nieźle na tym zarabiam, więc nie oceniajcie mnie łaskawie.

Jednak wracając. Mój "kolega" wpatrywał się, chyba nieszczególnie zaintetesowany lekcją, w podręcznik leżący przed nim na ławce. Teraz, gdy nie zwracał na mnie uwagi, miałem okazję lepiej mi sie przyjrzeć. Był naprawdę przystojny. Jednak zastanawiało mnie ciągle czemu on ma na sobie okulary przeciwsłoneczne! Hellou! Wydaje mi się, czy jesteśmy w klasie? I jest jesień! No ale jak kto woli. Ja nie oceniam...

Dalej skierowałem moje jakże zacne oczęta na resztę klasy. Wiecie no, ja kocham każdego tak samo. Inni ludzie mogliby się poczuć pokrzywdzeni, a tego przecież nie chcę. Szybko przejechałem wzrokiem po twarzach kolegów z nowej klasy. Ha. Większość znałem. Jest się nie na darmo dość znanym informatorem, tak skromnie jeszcze napomknę. Nie, ja sie nie chwalę... W ogóle.

Moje rozmyślania  przerwał dzwonek na przerwę. Nie zamierzałem marnować tej chwili wytchnienia na leniuchowanie. Skoro już i tak jestem otoczony przez tyle osób to sprobuje wyciągnąć z nich tyle, ile się da. Podszedłem do sporej grupki ludzi i zagadałem. Po odejściu znałem już ich nazwiska, numery telefonów i hot ploteczki z nimi związane, ktore uwielbiam najbardziej. Heh serio! Może to typowo babskie zachowanie, ale kto nie ma dziwnych nawyków. A uwierzcie, czasami tak myślę sobie, że conajmniej połowę tego co wiem o niektórych ludziach, wolałbym zapomnieć. Masakra.....

Następne lekcje minęły mi bez żadnych przygód. Co prawda, próbowałem zaczepić parę razy Shizuo, by się czegoś wiecej o nim dowiedzieć, ale ten jak na złość nie był zbyt rozmowny. Mam nadzieję, że to tylko jego gorszy dzień, bo nie wiem jak inaczej będę go znosić. Hyhy wiem... To ja w obecnej chwili zachowuję sie nieznośnie, ale to nie moja wina, że mam taki charakter! Jestem jak jakaś jebana księżniczka!!!! Jeszcze, aby tylko ludzie to uznali i robili dla mnie kanapki z nutellą..... Byłoby suuuper! Kurde! Ja mam chyba jakieś problemy z koncentracją. Próbuję ogarnąć i przetworzyć wyszystlie informacje i w ogóle co sie dzieje, a moje myśli schodzą na nutellę! Coraz częściej się na tym przyłapuję. Niedługo zacznę się normalnie niepokoić. Może przydałby mi się jakiś odwyk......? Nie! Lepiej odgonić te czarne myśli! Będę się tym przejmować dopiero jak zgrubnę, a na razie mi do tego daleko. Na szczęście! Cholera, nie wiem co bym zrobił bez miłości mojego życia (czyt. nutelli). A z resztą nieważne....

Na chwilę po ostatnim dzwonku wyszełem z sali razem z tłumem. Jednak Shizuo został na swoim miejscu. Pewnie dalej bym mu się przyglądał, lecz zostałem zmuszony to pójścia naprzód przez napierających z tyłu ludzi. Gdy tylko wyszedłem z klasy spróbowałem wygramolić się z tego natłoku ludzi. Dałbym sobie rękę uciąć, (a niekoniecznie chcę skończyć jak Jamie Lannister) że ktoś zmacał mnie po tyłku! Heh. Rozgryzłem tych ludzi! Na pewno conajmniej 10% osób w tłumie to jakieś zboczeńce, wykorzystujące zręcznie sytuację i czychające na moje dziewictwo! Tak, dobrze słyszeliście... Jestem kurde żelazną dziewicą i nie dam byle komu dupy! Sorki, miałem na myśli zgrabnego tyłeczka. Po co być tu przesadnie i fałszywie skromnym? Nie znoszę tego. A tyłek, tak między innymi to mam niczego sobie...

Po uwolnieniu siebie i mojej nutellowej dupki od natrętnych, lepkich łapek skierowałem się w stronę wyjścia z budynku. Nie spieszyło mi się do domu, bo mieszkam sam. Jak tak o tym myślę to duma mnie rozpiera! Tak dorosło się czuję. Wiecie co mam na myśli. Nie pytajcie tylko skąd mam na to kasę, bo zapewnic wam tylko mogę, że nie od rodziców. Zgnieli w wypadku samochodowym gdy miałem 7 lat. A to wszystko przez jakiegoś pieprzonego kretyna, który ubzdurał sobie w tym swoim pustym łbie, że jak wsiądzie zupełnie pijany za kierownicę to nic złego się nie stanie. Umarł na miejscu. Nie wiem czy się cieszyć czy nie... Z jednej strony należało mu się, jednak z drugiej.... za łatwo umarł. Powiniem być świadomy tego co zrobił. Jemu też trzeba by coś odebrać, aby wiedział co to za ból. Jednak to wydarzenie pchnęło mnie w stronę mojego ulubionego zajęcia, mojego hobby. Reasumując, nie wyszedłem na tym najgorzej. Jednak wolałbym dzieciństwo przeżyć wspólnie z rodziną. Dalej wychowała mnie ciocia. Nie była taka zła jeśli pominąć by fakt, że próbowała się mnie pozbyć jak najprędzej. Ułatwiłem jej sprawę i jako że mnie też tam nic szczególnego nie trzymało i nie miałem z nią związanych wiekszych sentymentów to po prostu wyprowadziłem się. Zaraz po skończeniu gimnazjum. Prawnie to mieszkam z nią i w ogóle, ale naprawdę tak się sprawa przedstawia. A à propos pieniędzy to chyba mogę uchylić rąbka tajemnicy i wyjawić, że jest to związane z moimi zainteresowaniami, ale to sekret, bo to tak średnio legalne, a mi do pierdla nieśpieszno.

Przechadzałem się tak mniejszymi uliczkami miasta, rozmyślając o wszystkim i za razem o niczym, gdy zaburczało mi w brzuchu. Tak, to nawet logiczne. Głód nutellowy! (Naprawdę powinienem ją odstawić!) Szukałem jakiegoś miejsca, gdzie mógłbym w spokoju coś wszamać, jednak nie widziałem nigdzie żadnego, sensownej miejscówy. Chamstwo! I to w środku miasta! Wszechświat się chyba na mnie, kurwa, uwziął! Zrozpaczony błąkałem się uliczkami, kiedy nagle ujrzałem moje zbawienie - nie wiem dokładnie co to było, ale dało się tam zjeść, a to jest przecież najważniejsze. Najpierw jedzenie, dopiero potem kobiety i dzieci trzeba ratować. Zapamiętajcie sobie. Kiedyś przekażę tą mądrość przyszłym pokoleniom, aby ten świat przetrwał. Powinienem zostać filozofem. Założę się, że miałbym masę zwolenników. Hehehe, zrobię kiedyś karierę...

Razem z moim pozytywnym myśleniem ruszyłem w stronę przyjemnie wyglądającego lokalu. Na wystawie dostrzegłem różnego rodzaju słodycze, ciasta i naleśniki. Moment, wróć! Naleśniki?! Tak, teraz to zdecydowanie ich potrzebowałem. Wszedłem do środka, a w moje nozdrza udeżył bliżej niezidentyfikowany, słodki zapach. Pomieszczenie w którym się obecnie znajdowałem było nieduże. Za to atmosfera panująca tutaj była wspaniała! Taka ciepła i domowa. Ściany były pomalowane na żółty kolor. Na samym końcu pod ścianą mieściła się kasa, za którą znajdowały się drzwi zapewne do zaplecza. Nikogo z pracowników nie widziałem, więc postanowiłem wykorzystać ten czas na zdecydowanie się czego dokładnie chcę, bo jeśli powiedziałbym im, że jedzenia chcę to chyba nie wzieliby mnie na poważnie. A ja jestem w 100% poważny! Chcąc uniknąć dziwnych sytuacji, zrobiłem mały rekonesans. Po długich zastanowieniach zdecydowałem sie w końcu na naleśniki (co za niespodzianka, wiem)
z serem w polewie malinowej. Mniam! Na blacie, przy kasie leżał taki dzwonek, jaki mają w hotelach. Bez wachania zadzwoniłem, jako że byłem nieziemsko głodny i na dodatek miałem ochotę na te naleśniki. Dosłownie moment po zadzwonieniu, zza drzwi dobiegł mnie krzyk jakiejś kobiety, informujący o przyjściu za chwilkę. Nie czekałem długo. Po chwili z zaplecza wyłoniła starsza, siwa kobieta z uśmiechem na twarzy. Na szczęście zupełnie nie przypominała tej z przystanku, którą spotkałem rano i na myśl, której przechodziły mnie ciarki. Ugh. Dobra nie myśl o niej, myśl o nutelli. Odpędzając moje najmroczniejsze myśli, udało mi się jakimś cudem złożyć zamówienie. Usiadłem przy pobliskim stoliku, czekając. Dla umilenia sobie czasu włożyłem słuchawki do uszu i puściłem moją ulubioną piosenkę.

Byłem w trakcie słuchania szóstego z kolei utworu, gdy ktoś postawił przede mną talerz z naleśnikami. Podniosłem głowę, aby spojrzeć na osobę, która bez wątpienia uratowała mnie przed śmiercią głodową. Jednak to, co zobaczyłem, przerosło moje najśmielsze oczekiwania, bowiem nad sobą ujrzałem Shizuo w stroju kelnera. Heh, nawet nieźle w nim wyglądał. Będę musiał mu zrobić zdjęcie jak nie bedzie patrzył.

Patrzyłem się na niego i nie byłem pewny czy mnie poznał. Helouuu, gościu! Siedzimy razem na prawie każdej lekcji!

- O! Hej, Shizuś! Nie spodziwałem się spotkać tu ciebie - zacząłem rozmowę, by przekonać się, czy mnie  pamięta. Ale ludzie no! Jak można mnie nie pamiętać. Trzeba być ślepym, bo moja zajebistość wręcz razi w oczy! Wstyd i hańba, powiadam.

- Jak mnie właśnie nazwałeś! - Heh.... Chyba go troszeczkę wkurwiłem.

- Oj no, nie fochaj się mi tu! Bez szczelania fochów plissss, bo nie chciałem! Ale Shizuś brzmi fajnie, nie uważasz? - powiedziałem dla rozluźnienia atmosfery, ale chyba nie za bardzo pomogło bo jeszcze bardziej cały się spiął.

- Nie! Nie uważam! A teraz sory, bo mam co robić! - Odwrócił się i po prostu wyszedł. Poczułem się dotknięty. Ja tu do niego kulturalnie i na poziomie, a on na mnie naskakuje. Muszę jednak przyznać, że interesujący z niego człowiek. Postaram się o nim dowiedzieć czegoś więcej. Następnie skupiłem się na przyniesionych przez niego naleśnikach, a raczej na pochłanianiu ich, bo jedzeniem się tego nie dało nazwać. Były przepyszne, mimo że istniała szansa, że napluł mi do nich po drodze.

---------------------------

Heh, w końcu skończyłam! Sorki za błędy. Mam nadzieję, że się spodoba.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top