1
Rano zostałem brutalnie obudzony przez budzik. Spojrzałem na zegarek. Była 6:30 rano.
- Osz kurwa... - mruknąłem pod nosem. Był dziś pierwszy dzień szkoły. Ale dla mnie oznaczało to również że jest pierwszy dzień w mojej NOWEJ szkole. Nieszczególnie się stresowałem. W końcu jestem Izaya Orihara, no nie? Nie będę kurde srać w gacie z powodu mojego pierwszego dnia liceum. Z trudem wygramoliłem się z łóżka. Zszedłem na dół i wszamałem kanapkę z nutellą. A co? Może i kocham ludzi, ale nutellę również. Zerknąłem na telefon by sprawdzić godzinę.
- O cholera!!!!!! - wydarłem się, lecąc czym prędzej do swojego pokoju. Jakim cudem? Jakim pieprzonym cudem nagle z 6:30 zrobiła się 7:13??? Czyżby moja miłość do nutelli zaabsorbowała mnie tak bardzo? Źle ze mną.....
Przygotowałem się do wyjścia się w rekordowym czasie 5 minut ( włącznie z myciem zębów ) i poleciałem na przystanek autobusowy. Obym tylko zdążył, obym tylko zdążył, obym tylko zdążył..... Nie chodzi mi o to, że boję się spóźnić na lekcje. Oooooo nieeeee.... Szczerze to w dupie mam co nauczyciele o mnie myślą. Jednak przychodzenie wcześniej też ma swoje zalety. Można spokojnie ponasłuchiwać najnowszych ploteczek i wiadomości, co w moim przypadku ( biorąc też pod uwagę, że to miejsce jest dla mnie zupełnie nowe ) jest bardzo przydatne.
Gdy wreszcie cały zdyszany dobiegłem na przystanek, chciałem sprawdzić rozkład jazdy. Jak na złość, oczywiście jakiś debil musiał go zerwać. Bo na świecie nie ma przecież nic zabawniejszego niż zrywanie rozkładów jazdy autobusów!!! Bosko! Gratuluję pomysłowości. Rozejrzałem się w około. Oprócz mnie na przystanku siedziała jeszcze jakaś stara, pomarszczona baba.
- Yyyym, przepraszam. Czy wie pani może o której przyjedzie autobus numer 129? - Ha! Ależ ja szarmancki!! Stopy mi całujcie! Po prostu wszystkie foczki moje! A ten babsztyl, jakby czytając mi w myślach, odwrócił się w moją stronę z morderczy spojrzeniem. Aaaaaaa..... Ona mnie zabije! Mimo że kocham ludzi, to jej wyjątkowo nie znoszę. Jestem za wspaniały by umierać! Ludzkość nie jest na to gotowa! Co ludzie poczną bez mojej miłości do nich? Bez wątpienia wszyscy popełnią samobójswo i tak się skończy era panowania gatunku ludzkiego. A ja jako że kocham wszystkich nie mogę do tego dopuścić. Taaaaak... To wszystko z miłości do ludzi.... Chyba trochę odbiegłem od tematu. Tak więc wywnioskowałem, że od tej baby niczego się nie dowiem, to nie zostało mi nic innego jak na piechtaka zapierdalać do szkoły, jako że zostało mi pół godziny. Łiiiiiiiii! Wiem, wiem, wspaniały jestem.
Tak więc pędem puściłem się w kierunku liceum. Gdy tam wreszcie dotarłem, było 15 minut po godzinie ósmej. Może zajęłoby mi to trochę krócej, gdyby po drodze od ciągłego biegania nie zachciało mi się pić. Skoczyłem do sklepu tylko na chwilę, ale kolejka przy kasie była masakryczna. Nagle wszystkim w mieście zachciało się pić? Serio? Ja to mam kurde farta, na serio. Wiec jak już mówiłem dotarłem leciutko spóźniony. Tak momencik. Tak tylko chwileczkę. Tylko tyci-tyci. Tylko jedna trzecia lekcji. Wywnioskowałem, że nie opłaca mi się iść i zbierać opieprz od nauczyciela. Po prostu przyjdę na drugą lekcję i powiem, że miałem wizytę u lekarza. Tak. Wizyta u lekarza. Pierwszego dnia szkoły. W czasie pierwszej lekcji. I tak zadziała. To nieśmiertelna wymówka. A z resztą, to matma mnie ominęła, więc tym bardziej nie powinienem się przejmować.
Przekraczając próg, dokładnie się rozglądałem. Zawsze interesowały mnie nowe miejsca. Teraz było tu tak cicho i spokojnie. Przechadzałem się korytarzem. Na ścianach wisiały różne obrazy wykonane przez uczniów lub plakaty. Ściany miały jasny kolor. Szukałem niespiesznie sali w której będę mieć następną lekcję. Niedługo potem jak usiadłem pod właściwą salą rozbrzmiał dzwonek. Z sal zaczęli się wysypywać masowo ludzie. Mało co, a by mnie zgnietli. Ledwo uszedłem z życiem.
Zaraz rozległ się dzwonek na następną lekcję. Teraz biologia chyba.... Nuuuuda. Do sali wszedłem ostatni. Prawie wszystkie miejsca zostały zajęte. Kto by widział by klasa była tak duża? Zostało mi jedynie miejsce obok jakiegoś dziwaka. Miał blond włosy, a w ustach trzymał zapalonego papierosa.
Świetnie. Nie dość, że pali w klasie to jeszcze ja, siedząc obok niego muszę wdychać te toksyny. Rozłożyłem książki i spojrzałem się na niego. Przyglądał mi się uważnie. Było w nim coś niebezpiecznego, ale i zarazem pociągającego. Tak się na siebie gapiliśmy, a cisza międzi nami robiła się coraz bardziej niezręczna. Postanowiłem odezwać się pierwszy, bo ten przyjemniaczek chyba nie wykazywał takiej chęci.
- Uuuuum, cześć. Jestem Izaya. - On jednak tylko odwrócił wzrok i odburknął pod nosem - Shizuo.
Nooo ładnie, zapowiada się ciekawie. A mogłem przyjść wcześniej. Wtedy przynajmniej miałbym normalniejszych znajomych...
---------------------------------------
Aaaaaaaaa!!!!! Udało się. Nie oceniajcie mnie!!! To mój pierwszy fanfik EVER!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top