Rozdział 4

          Podczas mojej drzemki chyba gdzieś mnie przenieśli bo poczułem na twarzy ciepły wiatr i światło rażące w powieki. Otworzyłem oczy z ociąganiem, ale od razu je zamknąłem z jękiem. Słońce jeszcze bardziej raziło niż myślałem więc szybko je zasłonić ręką. Ile ja spałem skoro jest tak jasno jak byliśmy na wystawie było południe? I na dodatek było zachmurzone niebo jak codziennie.

Kiedy oczy przyzwyczaiły się bo światła rozejrzałem się i mnie zamurowało. Byłem na łące. Łące. Nie parku, nie w szpitalu, albo u Shinry tylko na polance z zieloną trawką, kwiatuszkami, jeziorkiem, a w oddali był lasek. Skąd się wziąłem w takim miejscu?! Przecież byłem w Ikebukuro! Tam jedyną zieleń znajdziesz na dziesięciu drzewach w parku i przy drodze albo na spodniach jakiegoś Japończyka. Co jest grane? I jakby tego było mało przy stawie stało stadko jelonków. Jak tak ma wyglądać faza po narkotykach to ja podziękuję za takie widoczki.

Wstałem z ziemi by rozprostować kości i zobaczyć czy to nie jest jakiś zabawny żart ze strony szalonego doktorka. Ale jednak nie wszystko wyglądało na prawdziwe i nie widziałem nigdzie żadnych oznak cywilizacji. Super... Jestem na łączce z jeleniami i... królikiem?

Spojrzałem na dół i zobaczyłem brązowego zająca. Patrzył na mnie tymi wielkimi czarnymi oczami i poruszył noskiem, a po chwili jakby nigdy uciekł. To było dziwne. Z ciekawości, a raczej bezradności ruszyłem w stronie jeziora może jak trochę ochłonę okaże się to tylko snem? Po dłuższej chwili doszedłem do zbiornika płosząc przy tym zwierzęta i napiłem się nabierając wody w dłonie. Nie smakowała jakoś dziwnie ani nie śmierdziała, więc piłem spokojny gdy nagle nieświadomie spojrzałem przed siebie. I to był mój błąd. Przede mną siedział Shizuś. Tak moja kochana bestyjka tyle że miała na głowie uszy w takim samym odcieniu co włosy a obok nosa wystawały mu czarne wąsiki. Od razu wyplułem wodę z ust by się nie udusić i ryknąłem śmiechem. Heiwajima spojrzał na mnie zdziwiony poruszył noskiem i od kicał jak tamten zając. Kiedy się już w miarę uspokoiłem zobaczyłem jeszcze na sekundę, że Shizuo miał z tyłu żółty ogonek. Nie wytrzymałem tego i zacząłem się śmiać jak jeszcze nigdy. Gdzie moja kamera?!

- S-Shi-! Hahaha! Shizuś wróć! Dam ci marchewkę! O matko mój brzuch - chichrałem się w najlepsze i aż przewróciłem się i złapałem za brzuch.

- D-Dlaczego on się śmieje?

- A skąd mam wiedzieć? Trzeba było zostawić go w tym lesie pff.

- Daj spokój tytani by go pożarli, albo jakieś dzikie zwierze.

Dopiero teraz usłyszałem rozmowy jeden głos należał do kobiety, a drugi chyba do mężczyzny, ale nie jestem pewny bo cały czas się śmiałem. I w tedy poczułem mocne uderzenie w policzek przez co szybko się obudziłem i przestałem śmiać.

- Levi - krzyknęła kobieta.

- Ała - zawyłem z bólu i zaskoczenia. W tedy mnie zamurowało. Nie byłem na łączce tylko w jakimś pomieszczeniu, ściany z kamienia i drewna, stare meble i jedno okno w pokoju, a obok mnie stał nie wysoki brunet masujący dłoń, a przy nim stała szatynka z okularami, która mówiła coś zła do niego. - Co do?

- Och obudziłeś się! - szybko doskoczyła do mnie okularnica. - Jak się czujesz? Wiesz że byłeś w śpiączce? Przez dwa dni! I nagle zacząłeś się śmiać więc przybiegliśmy no i... obudziłeś się... z małą pomocą - uśmiechnęła się niewinnie, a mężczyzna za nią prychnął.

- Kim jesteście - spytałem od razu. Przyjrzałem się ich strojowi. Zwykła koszula z białymi spodniami, a do tego pasy na całym ciele jak do jakiegoś ostrego bdsm-u. Z wesołej i niewinnej polanki do studia gdzie nakręcają porno. Ja to mam szczęście co nie?

- Jestem Hanji Zoe! A ten ponurak, który strzelił ci z liścia to kapral Levi Ackerman. Teraz ty się przedstaw Piąteczko - znowu się uśmiechnęła w ten dziwny sposób.

- Piąteczko? - Spojrzeliśmy na nią ze zdziwieniem z tym całym Levim.

- Bo masz ślad ręki na policzku. - Pokazała na swój policzek, a ja instynktownie dotknąłem swój. - Nie ten, ten drugi. - Złapałem się za ten odpowiedni przewracając oczami i stwierdziłem, że jest rozpalony.

- Dzięki - rzuciłem do bruneta, ale on miał mnie już chyba gdzieś więc zwróciłem się do czterookiej. - Jestem... - Rozejrzałem się szybko po pomieszczeniu. - Yuka... Yuka Kasshoku*.

- Łał niezłe imię Yuka... Ale miło cię poznać - znowu uśmiechnęła się do mnie w ten dziwny sposób.

- A mogę wiedzieć gdzie ja jestem? - spytałem odpowiadając jej przyjaznym uśmieszkiem.

- Jesteś w tajnej siedzibie Zwiadowców.

Chwila... Zwiadowców? Przecież zwiadowcy byli w tym muzeum i ich stroje...

- Który jest rok? - spytałem szybko.

- Osiemset pięćdziesiąty czwarty. Coś nie tak? Znowu chcesz zemdleć? - pytała szybko a ja złapałem się za głowę. Nie wierzę. Może to sen? Ale czuję ból i czy to ma jakiś sens? Żyję w świecie o dwa tysiące lat przed moim!

- Ej ogarnij się dzieciaku. - Usłyszałem warknięcie kaprala i od razu się ogarnąłem. Jakoś tak zabrzmiał niczym Simon czymś bardzo wkurzony.

I nagle o czymś sobie przypomniałem.

- Gdzie Shizuś?

- Kto?

- Ten blondyn... Był ze mną? - spytałem niepewnie.

- A ten... Tak był. - kiwnęła głową. - Obudził się wczoraj i teraz na pewno spędza czas z innymi zwiadowcami. I on jest niesamowity! Jak was znaleźliśmy to miał ranę na policzku a jak dziś na niego patrzyłam tej rany nie miał! On też jest w połowie tytanem? - Patrzyła na mnie z nadzieją, a ja nie za bardzo wiedziałem o co jej chodzi.

Szatynka jeszcze rozmawiała z tym knypkiem, ale ja już nie słuchałem. Chciałem się jak najszybciej dowiedzieć co tu robię, dlaczego tu jestem i jakim cudem jeszcze Shizuo mnie nie zabił podczas mojej drzemki.

A właśnie jak tylko wstanę to muszę poszukać Shizusia może on coś (hahah) wie. 

*****

* - Yuka Kasshoku według tłumacza to Podłoga Drewniana.

Rozdział bez bety, ale błędy chyba nie wbijają włączonego miksera do oczu.

Nie ma zdjęcia bo nigdzie nie było Shizusia z uszami królika :c chyba, że jest, a ja o czymś nie wiem xd

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top