Rozdział 2

Czyżby to była moja ostatnia deska ratunku? Czyżby Shizuś usłyszał mój cichy głos wołania o pomoc i chciał mnie uratować? Albo po prostu ten pierwotniak mnie zauważył, bo jestem na jego ,,terenie".

- Och, wybaczcie drogie siostrzyczki, ale wasz braciszek zaraz będzie walczył o życie, więc nie będę musiał z wami iść... znaczy nie będę mógł wam towarzyszyć - zawołałem nie kryjąc wesołego tonu.

Zanim jednak zdążyłem uciec w przeciwnym kierunku do mojej bestyjki, zauważyłem coś, co mnie zmroziło. Przy Shizusiu stała jakaś blondyna i trzymała go za rękaw. Co do?!

Dziewczyna mówiła coś do Shizuo, a że stałem kilka metrów od nich i byliśmy w centrum Ikebukuro, to niestety nie słyszałem nic. Patrzyłem na tą scenkę oniemiały - ona uspokoiła Heiwajimę, ona poskromiła tą bestię! Nie wierzę!

- Iza-nii? Wszystko w porządku? Dlaczego się tak dziwnie uśmiechasz? I dlaczego wyglądasz jakbyś chciał kogoś zabić? To straszne. - Usłyszałem obok siebie głos siostry, ale nie zwróciłem na niego uwagi. Cały czas patrzyłem na parkę.

Dwie blondynki cały czas o czymś rozmawiały, a Shizuś po chwili skinął jej głową, uśmiechając się przy tym lekko. Miał w tej chwili taki pogodny wyraz twarzy, że gdybym go nie znał pomyślałbym, że musi być bardzo miłym facetem... ale gdy tylko spojrzał na mnie, ciarki przeszły mi po plecach. Gdbyby wzrok mógłby zabijać, zapewne moje zwłoki właśnie ktoś kopnąłby z satysfakcją.

- Dobra! Idziemy...? Mairu? Kururi? Gdzie wy? - Rozglądałem się za bliźniaczkami, gdy nagle zauważyłem jak biegną do parki dwóch blondynów - Nie wierzę... Idą prosto w stronę paszczy lwa i jego przynęty - mruknąłem do siebie i oparłem się o barierki, patrząc na nich znudzony.

Widziałem na nowo zirytowanego potworka i zainteresowaną nim Barbie. Siostry zaczęły z nimi rozmawiać, znaczy się tylko Kururi wesoło o czymś opowiadała, o czym świadczyły jej nagle wymachy. Nawet nie zdała sobie sprawy, że uderzyła jakiegoś faceta. Biedaczek dostał prosto w żołądek. Oj, i chyba zaraz zwymiotuje. Fuuuuj. Szybko wyciągnąłem telefon, by nie patrzeć na tą nędzę i rozpacz, i zacząłem grać w jakąś głupią grę.

Nie wiem nawet ile grałem - jakoś wyjątkowo mnie pochłonęła ta aplikacja - ale gdy poczułem szarpnięcie za ramię, ocknąłem się.

- Iza-nii, chodźmy już! Stoisz tu jak prostytutka pod latarnią i uśmiechasz się do telefonu. Mogłyśmy go jednak nie brać, Mairu. - Głos Kururi był tak znudzony, gdy to mówiła, że myślałem, iż pozwoli mi iść do domu. Ale nie. Już nawet nie zwróciłem jej uwagi na to z kim mnie porównała.

- Shizuo-san i Varona-san poszli... Chodź...

Varona? Przyjaciółka mojego potworka jest Rosjanką? No, no no... Niezłych znajomych masz Shizuś no nie powiem. Może jej coś nagadam i go zostawi? Hm... To było by całkiem niezłe. Ciekawe jakby zareagował? Byłby zaskoczony? Smutny? Zły? Rozczarowany? Jest tyle emocji, że nawet nie wiem czym mnie tym razem zaskoczy.

Przewróciłem oczami zirytowany i schowałem telefon, niechętnie ruszając za nimi. Kto wie, może jednak zaciekawi mnie ta cała wystawa? Czymkolwiek ona będzie.

Przez resztę drogi szedłem obok nich w ciszy, a potworek z tą całą Wroną gdzieś się zgubili. W sumie to nawet i lepiej.

Kiedy weszliśmy do środka, zdziwiłem się, że tyle ludzi przyszło zobaczyć jakąś głupią wystawę. Większość z nich rozglądała się nerwowo, chcąc już wejść dalej, a jeszcze inni o czymś żywo rozmawiali. Chyba byłem tam jedną z niewielu osób, które zostały tu zaciągnięte siłą. Gdzieś w tłumie mignęli mi Mikado z jego paczką, a przez drzwi wchodził Dotachin i parka wesołych otaku. No to będę miał kogo wkurzać.

Po chyba pół godzinie czekania, w końcu weszliśmy do pomieszczenia, gdzie był cały ten pokaz. Hm... Na plakatach jacyś ludzie, a za nimi dziwaczne olbrzymy. Zapowiadało się ciekawie. Siostry podeszły do gablot, by zrobić zdjęcia, a ja postanowiłem się cicho ulotnić. Chyba się nie zgubią...

Znudzony zacząłem przechadzać się przez tłum, by zobaczyć, co tak bardzo zafascynowało Japończyków. Zauważyłem jakieś stare, zardzewiałe, połamane miecze, coś, co kiedyś zapewne służyło jako płaszcze, dziwne maszynki, które ledwo trzymały się razem i jakieś rupiecie.

Naprawdę tylko po to tu przyszli?

Ostatni raz się zgadzam na jakieś wycieczki z bliźniaczkami.

Po jakimś czasie znalazłem miejsce, gdzie nie było tyle ludzi - osobne, niewielkie pomieszczenie. Na ścianach wisiały różne gobeliny, trochę zniszczone przez czas. Wyszyte na nich były postacie w zielonych płaszczach, podobnych do tych w gablotach, a na jeszcze innych widniały jakieś zakrwawione stwory, trzymające w łapach ludzi.

Przed jednym z dywanów zobaczyłem chłopaka. Na oko miał z piętnaście lat. Brązowe włosy, jasna cera i duże zielone oczy, które wpatrywały się w kawałek materiału, przedstawiającego żołnierzy. Podszedłem bliżej niego, a wtedy zauważyłem, że po jego policzkach spływały łzy.

- Czy coś się stało? - zapytałem, wpatrując się w niego ciekawsko.

Chłopak szybko pokręcił głową i starł łzy rękawem. Jak małe dziecko.

- Nie... Tylko ten gobelin... Wywołuje wspomnienia... Znaczy się jest ładny! I kiedyś go widziałem! - Zaczął wymachiwać rękami, próbując się przy tym usprawiedliwić. Rozbawiony jego reakcją, zacząłem się śmiać, a szatyn spojrzał na mnie ze złością. - Dlaczego pan się śmieje?

- Twoja reakcja jest taka zabawna! Hahaha! I nie mów do mnie per ,,pan", czuję się staro, a mam dwadzieścia cztery lata - burknąłem. Nie znoszę, gdy ludzie mnie postarzają.

By na niego nie patrzeć, znów oglądałem obraz. Z bliska zobaczyłem więcej szczegółów. Postacie miały różne kolory włosów i inne rysy twarzy. Żaden z nich chyba nie był stu procentowym Japończykiem.

Staliśmy z nieznajomym w ciszy, oglądając gobeliny do czasu, gdy usłyszeliśmy czyjś głos.

- Chodźmy tu.

- No dobrze, ale... Ty!

- Och, Shizuś, czy ty zawsze musisz wpadać tam gdzie ja? To już nudne - jęknąłem i spojrzałem na moją bestyjkę wyzywająco, przez co na jego czole pojawiła się pulsująca żyłka. Zawsze mnie rozbawiała.

- Wybacz Varona, obiecałem ci spędzić ten dzień razem, ale ta cholerna pchła wszystko spieprzyła! - wrzasnął, a ja szybko odskoczyłem, by nie dostać w twarz z jego pięści. Chłopak też się odsunął, wystraszony nagłym wybuchem.

Więc przy naszej zabawie zniszczymy muzeum i randkę Shizusia... To będzie udany dzień!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top