Rozdział 8




Przez całą drogę powrotną zadawała Chrisowi pytania o Dark Sparka. Nawet jeśli zamęczyła go swoją ciekawością, to nie okazał po osobie znużenia i dziarsko udzielał odpowiedzi. Podał jej nawet kilka kanałów na You Tube, których twórcy zajmują się tematyką samozwańczego bohatera Hyper City.

Do domu wpadła jak burza; w pośpiechu zdejmując buty, odpowiedziała mamie, że pizza z pieczarkami na obiad jest okej, i pobiegła na górę. Z plecaka wyciągnęła szkolnego laptopa i zaczęła przegrzebywać Internet.

Chris mówił prawdę – Ori błyskawicznie wciągnęła się w kontent o super bohaterze, a filmy z jego udziałem gęsto zaścielały platformę z filmikami. Jak mogła wcześniej tego nie odkryć? Wprawdzie czytała całkiem sporo o Hyper City, ale były to raczej artykuły informacyjne czy Wikipedia. Zupełnie tak, jakby celowo nie umieszczano Dark Sparka na takich portalach. Na YouTube też natknęła się na kilkanaście video zablokowanych przez prawa autorskie. 

Ktoś musiał maczać w tym palce.

— AIDEN! CHODŹ NA CHWILĘ!

Kilka sekund ciszy na dole, a potem głośne dudnienie na schodach. Aiden wbiegł do jej pokoju z wypiekami na twarzy.

— Cooo?

— Chodź, zobacz coś.

Wskoczył jej na łóżko i usiadł po turecku tuż przed nią. Włączyła jeden z obejrzanych wcześniej filmów, gdzie Dark Spark huśta się między drapaczami chmur, wykonuje w powietrzu fikołki i piruety, a potem skacze przed siebie. Ori oparła się brodą o czubek głowy brata, który to zastygł w bezruchu, jakby mu pokazała latający samochód. Cóż, w sumie pracowano już nad takim prototypem. Tu, w Hyper City...

— Co myślisz?

— K-kim on jest?

— Też bym chciała wiedzieć. Spotkałam go dziś...

Aiden odwrócił się do niej zamaszyście.

— Serio? Gdzie?

— Pojechaliśmy z Chrisem do takiego dużego, szklanego centrum handlowego. I nie zgadniesz, co się wydarzyło! — Chwila dla suspensu, ukradkowe spojrzenie na rozdziawioną buzię Aidena. — Jakieś dziecko wyszło na balkon, a podłoga runęła mu pod nogami. Poważnie! I wisiał tak, czekając na upadek. A wtedy pojawił się ten koleś, Dark Spark, huśtając się na ledwo widocznych linkach. Pochwycił dzieciaka i bezpiecznie odstawił go na ziemię.

— Naprawdę? O ja cię... — Aiden na chwilę odpłynął myślami, wlepiając zamroczony wzrok w różową kapę na łóżku. Kiedy tak robił, był mega uroczy. — To niesamowite! Ten bohater jest niesamowity! Myślisz, że walczy ze złem i ratuje niewinnych ludzi?

Coś ją mocno ścisnęło za żołądek, zapiszczało w uszach. Ona kiedyś też walczyła ze złem. I też ratowała niewinnych ludzi. Ale... To wszystko, to wszystko... Żółć momentalnie podeszła do gardła. Jak cienka była granica między tym co słuszne a nieprawe? Przecież każdy rodzi się z czystą kartą, więc kiedy następuje zmiana? Skąd wiadomo, że pewne ideały są właściwie, kiedy inne wręcz przeciwnie...?

— Ori?

Westchnięcie.

— Hmm, co? — Dziewczyna zamrugała. — A tak, jestem pewna, że walczy ze złem i ratuje niewinnych ludzi.

Aiden uśmiechnął się od ucha do ucha, na co pogładziła go czule po brązowych włosach. Nie znał jeszcze o niej całej prawy, był na to za mały. Ustalili z rodzicami, że kiedy nadejdzie właściwa pora, o wszystkim mu powiedzą.

Oby chociaż dla niego okres dojrzewania był łagodny.

~*~

Podczas obiadu Ori jeszcze raz opisała wydarzenia z Dark Sparkiem. Słuchali, nie przerywając ani razu. Tato zamyślił się dłuższą chwilę, ale mama, ze zmarszczonym czołem, chyba stworzyła już jakąś teorię spiskową dotyczącą imienia samozwańczego bohatera.

— Dyrektor Park zdecydowanie mi śmierdzi — mruknęła i oderwała kawałek suchej „dupki" od pizzy. Zamieszała nim w sosie, po czym zamarła. — Dla mnie od samego początku był podejrzany. Zjawił się w Indiach znikąd i już miał o tobie informacje. I jeszcze ta cudowna, „płynąca prosto z serca" — wykonała palcami znak cudzysłowu — chęć pomocy.

— To oczywiste, że czegoś od ciebie chce — wtrącił się w końcu tata. — Pytanie tylko, kiedy ujawni prawdziwe intencje.

— Wiem... Też o tym myślałam, ale dla dobra nas wszystkich na razie gram według jego zasad.

— Nie musisz się dla nas do niczego zmuszać, Ori. — Mama przykryła jej dłoń swoją. — My jesteśmy od tego, aby cię chronić.

Doskonale wiedzieli, że to nieprawda.

— Dzięki, mamo.

— Po prostu bądź ostrożna. W odróżnieniu od niego, nie wiemy o nim za wiele. Podobnie jak o szkole i ludziach, którzy do niej chodzą. — Tata wbił w Ori stanowcze, ale z prześwitami zmartwienia, spojrzenie.

A skoro już o ludziach ze szkoły była mowa...

— Popytam w poniedziałek znajomych o tego całego Dark Sparka, może oni mają jakieś przydatne informacje.

Rodzice zgodnie pokiwali głowami.

~*~

W drodze do szkoły Chris rzucił kilka słów w celu rozpoczęcia niezobowiązującej pogawędki, ale Ori – tym razem to ona będąca myślami daleko stąd – odpowiadała mruknięciami, więc szybko sobie odpuścił i ostatecznie jechali w ciszy.

Sama nie rozumiała, czemu Dark Spark aż tak ją zafascynował. Zdecydowanie był elementem niespodziewanym, wręcz irracjonalnym, nielogicznym i burzącym obraz tego, co wykreowała sobie w głowie. Myślała, że Hyper City, jako metropolia tętniąca blaskiem rozwoju technologicznego, została pozbawiona ideałów. Że na miasto spadła klątwa moralnego wypaczenia, że tu nikt nie działał w sposób bezinteresowny.

Aż zjawia się on – rycerz na białym koniu, który ratuje bezbronne dzieci.

Dlaczego to robił? Może było to środkiem do odkupienia win? Czyżby czuł z jakiegoś powodu wyrzuty sumienia?

Ori mogłaby tak rozważać w nieskończoność, a i tak nie odkryłaby prawdy. Przynajmniej nie teraz, nie w ten sposób. Potrzebowała konkretnych informacji od konkretnych osób. Ktoś na pewno musiał go znać osobiście!

Wysłała do Kate krótką wiadomość na Messengerze i nie czekając na odpowiedź, wyszła z Chrisem z samochodu. Rozstali się – ku jej nieszczęściu – jeszcze przed wejściem do szkoły, bo Chrisa zawołali jacyś znajomi. Musiała więc sama przekroczyć magiczną barierę, niewidziane przejście do krainy pełnej tajemnic, niewykorzystanej wiedzy i potworów w ludzkim ciele. Niezwykle szybko przekonała się o tym, że zwłaszcza te ostatnie lubiły czaić się tuż za rogiem.

Przy jej szafce czekał nie kto inny, jak Angie Bellvey. Wbijała w Ori te swoje żmijowate spojrzenie pełne pogardy i miliona niewypowiedzianych obelg. Usta też jej chyba spuchły, jakby tylko czekały, żeby się w końcu otworzyć. Przywdziała strój bojowy – czarną spódniczkę i opięty, kończący się nad pępkiem top. Z rękoma splecionymi na piersi wyglądała na gotową do starcia, a dumnie zadarta broda rzucała światu (a może teraz tylko jednej osobie) nieme wyzwanie.

— Przesuniesz się? — mruknęła Ori, skupiając wzrok na metalowych drzwiczkach. Niemal czuła na policzku śmierdzący oddech nienawiści. — Czy będziesz tak stała jak kołek i czekała na zbawienie?

Angie nachyliła się, prawie dotknęła nosem ucha Orianny.

— Byłaś z Chrisem w sobotę na mieście.

— Ty jesteś nienormalna! — Ori nie wytrzymała, musiała się odwrócić, żeby spojrzeć wariatce prosto w twarz. — Stalkujesz mnie? A może bardziej jego? Powinnaś się leczyć.

Prychnięcie, wzruszenie ramion.

— Napisałam do niego i odpowiedział, że jest z tobą. Widzisz, Chris nie ma przede mną tajemnic. Problemem jesteś ty — wariatka wbiła wyszlifowany diamentowym ostrzem paznokieć w jej klatkę piersiową — lumpiaro. — Szybkie otaksowanie czarnej bluzy na długi rękaw. — Nie wierzę, że przywaliłaś się akurat do Chrisa!

— Nie dotykaj mnie — rzuciła Ori tym razem znacznie ostrzejszym tonem.

Bo ci wyrwę ten palec i zanim dotrze do tej pustej głowy, co się stało, zajmę się resztą kończyn.

— Jesteś żałosna, poważnie! Szkoda, że nie widzisz teraz swojej gęby!

W Ori coraz mocniej się gotowało. Nie pomagały zaciśnięte pięści, nie pomagały słowa pradawnej modlitwy ani nawet inkantacje, które rodzice przywieźli z Indii. Dziewczyna nie pragnęła niczego bardziej, niż uciszenia tej paskudnej Angie, wyrwania jej całego języka, potem oczu, nabicia na pal, oskórowania... W jaki sposób ta jedna, durna nastolatka wywoływała w kimś aż takie emocje? Jej rodzice musieli mieć anielską cierpliwość!

— Ori, Ori, tu jesteś! Szukałam cię!

Głos Kate był wręcz zbawienny. Sama wyskoczyła z tłumu ludzi łażących po korytarzu i chyba zrozumiała całą sytuację, bo od razu zajęła miejsce po prawicy koleżanki, na co Angie momentalnie cofnęła palec.

— Czego tu szukasz, wywłoko? — warknęła Kate. Wzrostem przewyższała każdą z nich i może dlatego samoistnie odczuwało się względem niej pewien respekt.

— Też cię miło widzieć, Olewinsky. Pilnuj tej swojej suki.

— Dobra, wypierdalaj.

Ori aż wysoko uniosła brwi. Nie wiedziała, co mocniej w niej wrzało – wściekłość na Angie za ostatnie słowa czy może kompletne zaskoczenie postawą Kate. Nie umiała opisać, jak wszystko to zlewało się w niej, tworząc cudowny chaos myśli, plątaninę emocji, niemal boską iluminację. Chciało jej się na przemian krzyczeć i śmiać, a jednak potrafiła tylko stać jak kołek i z lekko uchyloną buzią wpatrywać w odchodzącą tanecznym krokiem Angie.

— Przepraszam, troszkę mnie poniosło.

Ori machnęła ręką.

— Daj spokój, cieszę się, że przyszłaś. Mogło nieprzyjemnie się skończyć...

Dla niej, dla rodziców, dla szkoły, a zwłaszcza dla Angie.

— Serio, jeśli jeszcze raz tak cię zaatakuje, to ja już sobie z nią poważnie porozmawiam. Musisz mi o wszystkim mówić, dobra? Nie bój się! Jestem tu dla ciebie, a jeśli jakimś cudem mnie zabraknie, to są jeszcze Edd i Tom.

Mhm, zwłaszcza ten drugi.

— Ona ma fioła na punkcie Chrisa i żadna dziewczyna nie odważy się na niego nawet spojrzeć! Ale nie przejmuj się, będę wam kibicować.

— Czekaj, co?

— Pamiętaj, Ori, masz we mnie pełne wsparcie, a jak już zechcesz mnie na druhnę, to oczywiście się zgodzę!

— Kate, co ty...?

— I wtedy zrobimy obrzęd voodoo, a tej wywłoce wyrosną jaja na czole!

Ori wzięła głęboki wdech, na chwilę przymykając powieki.

— Po prostu chodźmy na lekcje.

Ruszyły korytarzem.

— Słuchaj, mam w domu tabliczkę Ouija, tylko nie mów chłopakom, dobra? Zwłaszcza Tomowi, bo by mnie wyśmiał.

Mhm, ZWŁASZCZA TOMOWI.

~*~

Pan Maruda znów siedział za nią na biologii, więc pewnie zostanie tak już do końca roku. Być może Ori powinna po prostu go podsiąść, ale nie chciała ryzykować kolejnymi spięciami. Zamiast tego uznała, że skoro Alie wyszła po jakieś dokumenty, to mieli jeszcze chwilę na rozmowę. Mogłaby go teraz spytać o Dark Sparka.

Zdążyła się jedynie odwrócić i otworzyć usta, bo zamarła, dostrzegłszy głębokie cienie pod oczami Toma, jego zgarbione plecy i potargane włosy. Sylwetkę spowijała złowroga aura.

Ups, chyba znów nie był w humorze.

Mimo to podniósł na nią wymęczony wzrok i zmarszczył brwi.

— No?

Dziewczyna zawahała się. Może jednak dać mu święty spokój? Odciąć się, tak jak to sobie planowała na początku? Tom nie chciał wchodzić z nią w jakieś przyjacielskie relacje, po co więc próbować na siłę?

Westchnęła. Było już trochę za późno na odcinanie, mimochodem (a może bardziej przez Kate) dołączyła do ich grupy i udawanie, że było inaczej, nie miało sensu.

— Wszystko okej? Wyglądasz...

— Jestem zmęczony. Uczyłem się w nocy.

Zmarszczyła czoło. Nie przypominała sobie, aby mieli dziś jakiś ważny test, na który trzeba zarwać nockę, a na większość lekcji uczęszczali razem, jako że na swoje główne wybrała przedmioty ścisłe. Tom ewidentnie ściemniał.

— Kumam. Piłeś już kawę?

Pokręcił głową, mruknął coś pod nosem i odpowiedział odrobinę mniej oziębłym tonem:

— Nie, wezmę sobie później.

— Dobra...  W ogóle jest coś, o czym chciałabym z wami pogadać. Ale to podczas lunchu.

Zadarł brodę, zainteresował się. Nie zdążył o nic dopytać, bo wróciła Alie, niosąc pod pachą plik kartek, a potem rozpoczęła wykład o klasyfikacji mikroorganizmów. Ori na trochę odleciała myślami o stronę Toma i reszty paczki. Czy tego chciała, czy nie, w głębi duszy przejmowała się tymi ludźmi. Byli w jej otoczeniu, wpływali na nią. Być może za rok lub dwa wszyscy znajdą się wzupełnie innych częściach świata, ale liczyło się tu i teraz. Ona nie chciała snuć dalekosiężnych planów, życie zdążyło ją nauczyć, że w ułamku sekundy wszystko może się koncertowo spieprzyć.

~*~

Pierwsza dotarła na stołówkę, wybrała klasycznego hamburgera z frytkami i pędem pognała do stołu, przy którym zazwyczaj siadali. Nie mogła jeść, ze ściśniętym gardłem wypatrywała znajomych. Jej oczy były teraz parą skanerów, czujnie obserwujących otoczenie. Przeleciała wzrokiem po sylwetce Chrisa, a nawet po lezącej za nim niczym bezpański kundel Angie. Ta druga – klasycznie – nie omieszkała posłać w stronę Ori morderczego spojrzenia, ale to było teraz nieistotne.

No i gdzie oni są?

A może zajmowali się czymś innym i o niczym jej nie powiedzieli? Może mieli ważniejsze plany niż lunch? Cholera, nic nie mogło być ważniejsze niż lunch!

W końcu wyłonili się z tłumu niczym Trzej Królowie niosący dary. Szli całkowicie niespiesznie, potem Kate wybierała danie, jakby właśnie znajdowała się w hotelu all inclusive i wcale nie zamierzała poprzestać na pierwszym lepszym wyborze. Dla Ori minuty ciągnęły się w nieskończoność. Już odechciało jej się tego burgera, który na pewno wystygł.

Pierwszy przyszedł Tom. Zajął miejsce naprzeciwko i również, jak nakazywało dobre wychowanie, wstrzymał się z jedzeniem. Otaksował Ori czujnym wzrokiem, być może próbując coś z niej wyczytać. W końcu jednak się odezwał:

— Chcesz o czymś pogadać, tak?

Wow, pamiętał! Może jednak nie był takim kompletnym marudą, który miał ją w dupie.

W odpowiedzi kiwnęła głową.

— Serio, dziś to się nie postarali — rzuciła z wyrzutem Kate, przysiadając się tuż obok. Jej tacka trzasnęła o blat stołu. — No co powinnam wybrać? Nie wiem, były jakieś dziwne pierogi, chyba ravioli, wegański makaron i ten burger!

— Czy ty zawsze musisz wybierać coś dziwnego? No tak, Pani Na Siłę Wyjątkowa. — Tom skubnął frytkę i dopiero teraz Ori zdała sobie sprawę, że wziął to samo co ona.

— Wiesz co? Jesteś beznadziejny i nie masz za cent* poczucia dobrego smaku!

Adams jakoś nie mogła się powstrzymać, zachichotała, zwracając na siebie uwagę innych.

— A ty co się śmiejesz? No chyba rozumiesz moje rozczarowanie!

— Mhm, tak, tak, rozumiem doskonale. — I wzięła dużego, ostentacyjnego gryza hamburgera tuż przed twarzą Kate.

— Ja z wami nie wytrzymam, poważnie!

Na początku jedli i rozmawiali o pierdołach, a potem o sprawie Edda, który to nadal nie dostał odpowiedzi co do tych piekielnych nagrań z jego sali. Ori miała przygotowane w głowie już kilkanaście pytań o Dark Sparka, ale nie potrafiła zacząć tego tematu, mimo że przygotowywała się do niego przez całą niedzielę. Jej głód poznania prawdy był jednak znacznie większy niż skrępowanie, więc zaczęła:

— Jest coś, o co chcę was zapytać. Właściwie to wiele rzeczy.

Najpierw opowiedziała im o tym, co wydarzyło się w sobotę przed centrum handlowym. Bardzo dokładnie obserwowała ich reakcje i nie umknęło jej kilka porozumiewawczych spojrzeń.

Ale to jeszcze nic nie znaczyło, prawda?

Dalej wspomniała o licznych filmikach (tych usuniętych również) z udziałem bohatera i dziwnym braku informacji na jego temat na innych portalach. W końcu zapytała:

— Kim on jest?

Edd otworzył usta, lecz szybko je zamknął. Tom popatrzył na Kate, Kate na Toma. Ostatecznie to ten pierwszy postanowił coś ujawnić.

— Tak naprawdę, to nie wiadomo o nim zbyt wiele. — Edd na chwilę uciekł spojrzeniem na swój talerz. — Pojawił się z rok temu i po prostu zaczął ratować ludzi oraz... — urwał, zerknął na resztę. — Walczyć z przestępcami. Zawsze nosi maskę, nikt nie widział jego twarzy, nikt nie wie, ile ma lat i skąd pochodzi.

— Posturą wyglądał mi na młodego mężczyznę — wtrąciła się Ori. — Taki na niecałe sześć stóp*, szczupły, wysportowany. Miał silniejszą prawą rękę, ciężar ciała też przenosił bardziej na prawo.

Nastąpiło kilka sekund ciszy. Kolejna odezwała się Kate, z kompletnym zaskoczeniem wymalowanym na twarzy:

— Jak...? Zobaczyłaś to wszystko w tak krótkim czasie?

— To nic wielkiego, same ogólniki. Każdy by mógł pasować do tego opisu.

Tom chrząknął.

— I coś się dalej wydarzyło? — spytał.

— Nie, już nic. Dark Spark odleciał i tyle go widziałam. Gdybym stała bliżej, może usłyszałabym jego głos... Zresztą nawet nie wiem, czy faktycznie coś mówił. Nie widziałam ruchu ust pod maską. — Ori zwiesiła ramiona. — Macie jakieś teorie? Na pewno macie! Proszę, podzielcie się nimi.

W oczach Kate można było dostrzec gonitwę myśli i istną batalię. Nachyliła się nad stołem, przeszła do szeptu:

— No dobra... coś mamy. Chodzą takie plotki, że Dark Spark jest związany z naszym środowiskiem szkolnym. Podobno dyrektor Park coś wie, a że ma duże wpływy, to on już się postarał, aby o tym nie pisano. Na You Tube nie mógł aż tak naciskać, ale jednak wiele filmików usunięto lub zablokowano. Ori... — Omiotła bardzo niepewnym, wręcz pytającym spojrzeniem swoich męskich przyjaciół. — Jeszcze nie wiesz wielu rzeczy o tej szkole.

Tom przeciągle westchnął, po czym włączył się do rozmowy:

— Jak myślisz, czemu Park kolekcjonuje w Hicie zbieraninę najwybitniejszych uczniów? Skąd twoim zdaniem szkoła ma takie zaplecze finansowe? Kto to wszystko sponsoruje? — Rozejrzał się teatralnie dookoła. — Wojsko i rząd. A my jesteśmy sprzedawani temu, kto postawi odpowiednią sumkę.

— To w ogóle legalne?!

— Nikt tu nie używa takich słów — sprostował Edd. — Co kilka miesięcy zjeżdżają się szychy, które bacznie obserwują nasze zdolności. Wszystko pod szyldem „Talent days". Tam nas oceniają i wybierają. Potem proponują stypendia na najlepsze uczelnie świata i ostatecznie dobrze płatną pracę. Myślisz, że ktokolwiek im odmawia? — Pokręcił głową. — Dla nich to inwestycja, a dla nas szansa na dostatnie życie.

Ori dowiedziała się znacznie więcej niż zakładała czy w ogóle chciała. W mig pojęła, dlaczego Park ją wybrał, dlaczego tak wiele zaoferował i z pozoru nie chciał niczego w zamian. Dyrektor stworzył tu sobie burdel, a uczniów sprzedawał jak prostytutki. Może nie w dokładnym tego słowa znaczeniu, ale jednak handlował nimi jak towarem. Jakby byli zwierzętami czy zabawkami. Według słów Edda, znaczniej większości to odpowiadało, ale nie Ori.

Wstała. Zrobiło jej się słabo, skręcało ją w żołądku i poczuła, że jeśli stąd nie wyjdzie, to zwymiotuje na stół albo chociaż podłogę. Usłyszała pod sobą jakieś głosy, ale wszystko zrobiło się takie mętne i odległe. Obrazy mieszały się przed oczami, kolory miksowały, by zlać się w jedną, rozmazaną breję.

— Muszę się przewietrzyć — mruknęła słabym głosem, nawet nie patrząc na pozostałych.

~*~

Tom spoglądał przez ramię na wychodzącą ze stołówki Oriannę. Kiedy znikła za drzwiami, odwrócił się do Kate. Ta zaczęła przeżywać rozmowę o Dark Sparku i dyrektorze; namiętnie gestykulowała i raczej chwilowo nie przejmowała się otaczającym ją światem.

— A może za dużo jej powiedzieliśmy?

— I tak w końcu poznałaby prawdę. Lepiej teraz od nas niż później od przypadkowych osób — odpowiedział spokojnie Edd. Ten to akurat miał głowę na karku.

— No dobra, ale...

Tom przestał słuchać. Ze ściągniętymi brwiami wpatrywał się w niedokończonego burgera Orianny.

Cała zbladła po usłyszeniu tych cudownych rewelacji. I tak szybko wyszła... Nie przyjęła za dobrze nowych faktów, zresztą nic w tym dziwnego.

Chyba trochę przegiąłem.

Tak, zdecydowanie przegiął. Mógł po prostu poczekać, aż Edd wszystko ładnie wyjaśni, on zawsze umiał dobierać właściwe słowa.

Naprawdę wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć.

Cholera.

Wstał tak szybko, że uderzył nogami w stół, skutecznie uciszając rozmowę. Pozostali popatrzyli na niego z konsternacją.

— Idę jej poszukać — rzucił i po prostu pobiegł.

Powiedziała, że musi się przewietrzyć, więc od razu ruszył w kierunku głównego wyjścia, do niego było zresztą najbliżej ze stołówki. Na szczęście się nie pomylił, bo kiedy tylko wyskoczył zza rogu, dostrzegł ją i jeszcze...

Angie Wywłokę Bellvey stojącą przy ścianie i wyrzucającą z siebie potok słów. Mówiła coś bardzo szybko, szturchała Oriannę w ramię, a jej twarz przypominała dojrzałego pomidora.

Tom nie mógł tego zignorować. Musiał jednak zwolnić, żeby nikogo nie staranować, i przeciskać się między ludźmi; jako że znaczna część miała tu swoje szafki, było to idealnym miejscem spotkań towarzyskich. Mimo tych przeciwności na drodze, nie spuszczał z Orianny wzroku, która to – co dziwne – zastygła w kompletnym bezruchu, pozwalając na wszystkie obelgi.

Miał do pokonania jeszcze tylko kilka kroków, był już tak blisko!

Zaraz przerwę ten cyrk.

Chciał wyciągnąć rękę, ale prawie na kogoś wpadł.

I wtedy to ujrzał.

Lodowaty błysk w oczach Orianny, jej nagłe, trwające zaledwie ułamek sekundy napięcie ramion, a potem usłyszał huk. Coś grzmotnęło na tyle mocno, że ludzie wokół zatrzymali się, by dojrzeć źródło tego dźwięku. Angie też zamarła z wyrazem nieposkromionego szoku na twarzy.

A potem powoli zjechała w dół. Na ścianie pozostawiła po sobie krwawą smugę, ciągnącą się od potylicy.

Tom zadziałał instynktownie; chwycił Oriannę za przegub i spróbował szarpnąć nią tak, aby na niego spojrzała. Ta jednak wbijała swój zimny, przerażający wzrok w ciało Angie.

Jakby była inną osobą...

Gdy ktoś w końcu wrzasnął, na korytarzu zapanował chaos składający się z istnej kakofonii i ogromnego poruszenia. Rozbrzmiał nawet alarm, potęgujący to irytujące piszczenie w uszach. Angie na szczęście żyła, bo wydała z siebie głuche stęknięcie, a potem kilkukrotnie zamrugała. Nagle uderzył w nich jakiś biegnący chłopak, popychając wciąż nieruchomą Oriannę. Dopiero kiedy wpadła w ramiona Toma, coś się w niej obudziło; zadarła głowę i popatrzyła na niego niczym wystraszone, bezbronne szczenię.

— Co ja narobiłam...?

Nie była bezbronna, to wiedział na pewno.

Kurwa.



1.      Niecałe 6 stóp, to około 180 cm.

2.      Za cent – moja wariacja polskiego „nie mieć za grosz..."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top