Rozdział 5
Urlop mi się skończył, ale jakoś tak za szybko... Przyznam, że za bardzo nie odpoczęłam i nie naładowałam baterii xD. Cóż. Wróciłam i zabieram Was na jeszcze trochę do HIT-u!
~*~
Uff, lekcja biologii minęła bez większych problemów (pomijając to, że Ori miała ochotę kilkukrotnie uciec z sali ze stresu), a potem jeszcze przyszły matematyka i literatura. Tom ignorował Ori również na matmie, a literaturę miała już z kompletnie nowymi osobami. Dziewczyna starała się zbytnio nie wychylać, wszystko dokładnie notować i skupiać na omawianych tematach. Poziom, co było spodziewane i oczywiste, znacznie przewyższał ten z poprzednich szkół i Oriana zaczęła się zastanawiać, czy na pewno wszystko nadgoni.
Wychodząc na przerwę, dostrzegła Chrisa nonszalancko opierającego się plecami o szafki. Czytał coś w telefonie. Jakoś tak odruchowo lekko uniosły jej się kąciki ust. Podeszła.
— Hej.
Powoli podniósł na nią wzrok. Jeszcze przez chwilę trzymał telefon w ręku, z którego biło jasne światło, po czym schował go do kieszeni jeansów.
— Cześć.
Jego stalowoszare oczy jak zwykle pozostawały nieodgadnione. Co takiego o niej myślał? Albo co takiego myślał właśnie w tej chwili? Że mu się naprzykrzała? A może miał to kompletnie gdzieś? Serio, nie potrafiła go rozgryźć. Stanęła tuż obok i ukrywszy ręce za plecami, również oparła się o szafkę. Od metalowej powierzchni biło przyjemne, kojące zimno.
— Jak pierwszy dzień?
Aż zadrżała na dźwięk jego stonowanego głosu. Chris był po prostu kulturalny, pewnie postanowił zacząć jakikolwiek temat, skoro Ori od kilkunastu sekund stała w ciszy jak idiotka.
— Nie jest źle... Mam sporo materiału do nadrobienia. Dostałam już trzy lektury do przeczytania, nie wiem, kiedy to ogarnę — paplała, co przyszło jej na język — a szkoła wydaje się naprawdę fajnie wyposażona i... — urwała.
Już, wystarczy.
Chris pokiwał głową, ale wyglądał tak, jakby myślami był daleko stąd. Ori przeciągle westchnęła, wbijając wzrok w otwartą klasę przed nimi. Ostatnio jakoś nie za dobrze radziła sobie z ludźmi. Być może już za mocno się zraziła albo po prostu chciała trochę odpuścić. To też jej nie szło, bo siłą rzeczy i tak musiała wchodzić w interakcje z innymi osobami. Czasem to wszystko wydawało się zbyt przytłaczające. Zbyt ludzkie.
— Jeśli będziesz miała z czymś problem, po prostu powiedz. Pomogę.
Przesłyszała się? A może szeptały do niej echa przeszłości? Powoli odwróciła głowę na Chrisa i wbiła w niego skonsternowane spojrzenie. Był taki opanowany, wręcz zastygły w czasie niczym jakieś prehistoryczne zwierzę w bryle lodu.
Kim jesteś, Chrisie Jenkins?
— Dzięki — mruknęła.
Chris podniósł z ziemi torbę, rzucił na odchodne, że leci na trening koszykówki i sobie poszedł. Ori jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywała się w jego malejące plecy, aż wreszcie znikł za zakrętem. Wciąż nie wiedziała, co o nim myśleć, ani jak go odbierać. Epatował dziwną energią, jakby starał się trzymać na odległość, a jednak proponował wspólne spędzanie czasu. Nie mogła zaprzeczyć temu, że mimochodem obdarzyła go sympatią. Szybko, zdecydowanie za szybko jak na nią.
Zanim ruszyła, wyjęła z szafki jeszcze tylko dodatkowy notes – jakoś tak nie mogła oprzeć się pokusie sporządzania odręcznych notatek. Chyba gdzieś tam głęboko, podświadomie, nie do końca ufała technologii, mimo że ta dawała ogromne możliwości.
Jeszcze tylko chemia i w końcu lunch.
Ori sunęła po korytarzu, bacznie rozglądając się po salach. Musiała wrócić do skrzydła, gdzie odbywały się lekcje z przedmiotów ścisłych. Jak to dobrze, że w ciągu tygodnia szkolnego będzie miała znacznie mniej literatury czy historii. To nie tak, że ich nie lubiła, po prostu o wiele lepiej odnajdywała się wśród zawiłych formułek, liczb lub podczas realnych badań czy eksperymentów. Na myśl o kolejnym przedmiocie, który uwielbiała, rosło w niej to przyjemne podekscytowanie. Szybciej przebierała nogami, z trudem wymijając napływających zewsząd uczniów. Już prawie udało jej się dostać do schodów, już zaraz miała wyciągnąć dłoń w stronę poręczy i...
W ostatnim możliwym momencie wykonała unik ramieniem. Tuż po prawej, od strony szafek, wyrosła niczym spod ziemi brązowowłosa dziewczyna. Ładna, szczupła, wyższa od Ori. Obrzuciła ją nieprzychylnym spojrzeniem, ale kryło się w tym coś więcej niż tylko niechęć do zderzenia ramionami. Nieznajoma splotła ręce na piersi, nieco wyciągając w przód smukłą, ale z widocznymi mięśniami nogę. Nie można było zaprzeczyć – te nogi całkiem nieźle prezentowały się w jeansowej mini.
— Uważaj jak łazisz — warknęła, mimo że Ori nie dotknęła jej nawet skrawkiem bluzy. — Aż tak się zapatrzyłaś na Chrisa Jenkinsa?
Oho.
I wszystko stało się jasne.
Ori przerabiała już podobne motywy w poprzednich szkołach, przez co zresztą kilka razy spotykały ją nieprzyjemne konsekwencje. Naprawdę nie miała ochoty na udział w tym cyrku. Zwęziła oczy i hardo zadarła głowę.
— Nic do niego nie mam — mruknęła wymownie, mając nadzieję, że tamta zrozumie.
— Mhm. Na pewno. Zresztą on nie zainteresuje się kimś takim, jak ty. — Otaksowała Ori od stóp do głowy. — Kolejna lumpiara.
Na Bogów, Ori niemal przewróciła oczami, ale w porę się powstrzymała, więc w odpowiedzi tylko cicho wypuściła powietrze nosem.
— Spoko. — Machnęła od niechcenia dłonią.
Zauważyła u nieznajomej błysk w oku zwiastujący rozsierdzenie, nie miała jednak czasu ani chęci na podobne dyrdymały. Nie po to dostała się do HIT-u, aby zaprzepaścić wszystko pierwszego dnia. Wystarczyło, że już kilkukrotnie wdawała się w... sprzeczki i nie kończyły się one zbyt dobrze. Dla obydwu ze stron.
Sala chemiczna była równie porządnie wyposażona co ta od biologii. W szklanych gablotach stały liczne probówki i narzędzia laboratoryjne, na ławkach – tym razem dwuosobowych – leżały złożone, białe fartuchy oraz maseczki. Orianna usiadła przy ostatniej ławce w środkowym rzędzie, a przed nią samotny Tom. Nawet nie uniósł na nią wzroku znad laptopa, gdy przechodziła obok. Może to i lepiej, przynajmniej jasno pokazał, że nie był zainteresowany przyjaźnią czy nawet znajomością. W odróżnieniu od niego Kate sprawiała wrażenie całkiem miłej, ale Ori i tak nie zamierzała się przed nią otwierać.
— Edd poinformował mnie, że niestety musiał zwolnić się z tych zajęć — objaśnił nauczyciel, mężczyzna w czarnych grubych okularach, o niemal już łysej głowie, który przedstawił się jako pan White. — Orianno, przesiądź się, proszę, do Toma. Dziś praca w parach.
Ori mogłaby przysiąc, że Tom momentalnie naprężył mięśnie pleców i cały się spiął. Tkwił jednak skierowany w stronę nauczyciela. Pozwoliła sobie na ciche westchnięcie; automatycznie zebrała swoje rzeczy z biurka i podeszła dwa kroki w przód. Czuła jednak, że kroki te sprawiły jej trudność – sztywne jak belki nogi skrzypiały przy zginaniu kolan.
Dlaczego znów ją to spotkało?
Otworzyła usta, aby mimo wszystko kulturalnie się przywitać, ale spojrzenie Toma zmroziło jej krew w żyłach. Patrzył na nią spod zmrużonych powiek – zupełnie tak, jakby zamordowała mu jakiegoś członka rodziny. Ugh, całkiem obrazowo dał znać, że nie ekscytowało go ich tymczasowe partnerstwo.
Trudno, nie miał wyjścia, a ona nie miała ochoty na jego fochy.
— W zeszłym tygodniu obiecałem wam, że przeprowadzimy syntezę nylonu. — Pan White odwrócił się plecami do klasy i zaczął pisać markerem wzór chemiczny. — To proces polegający na wytworzeniu poliamidu, który jest rodzajem polimeru. W jakich dziedzinach stosuje się nylon...? — Spojrzał przez ramię, po czym wskazał na dziewczynę siedzącą w pierwszej ławce.
— Emm... przemysł tekstylny, produkcja tworzyw sztucznych, medycyna i... i wiele innych.
— Dobrze.
Dziewczyna głośno odetchnęła z ulgą, a nauczyciel wrócił do pisania. Gdy w końcu umieścił wszystko na tablicy, rzucił:
— Zaraz rozdam wam kwas adypinowy i heksametylenodiaminę, a wy dobierzcie właściwe przyrządy.
Tom momentalnie podniósł się do pionu, nie czekając na Ori, i podszedł do jednej z gablot stojących na końcu klasy. Adams nie mogła być od niego gorsza, więc błyskawicznie zerwała się z miejsca i doskoczyła do gabloty, gdzie schowano kolby stożkowe i chłodnice zwrotne. Wzięła po jednej z nich i jakoś nie mogąc powstrzymać się od triumfalnego uśmiechu, spojrzała z ukosa na partnera. Ku jej zaskoczeniu wyciągał w jej stronę rękę.
— Dzięki — mruknęła i wolnym palcem prawej dłoni przejęła okulary ochronne.
Tom wziął dla niej też parę rękawic chemicznych. Na ławkach czekały już fiolki z właściwymi substancjami.
— Powinniśmy najpierw podgrzać...
— Wiem, wiem, ogrzewaczem wodnym — przerwała mu, na co uniósł brwi.
— Czyli coś tam jednak wiesz.
— Ano wiem.
Nie odważyła się teraz na niego spojrzeć, więc wbiła skupiony wzrok w kolbę stożkową, którą wyposażyła w chłodnicę zwrotną, a Tom umieścił obydwie substancje we właściwym miejscu. Wszystko dokładnie sprawdzał, a jego ruchy były stanowcze i opanowane. Ori w końcu nieco uniosła wzrok i choć Tom miał już założone okulary ochronne, to dostrzegła ściągnięte brwi w wyrazie skupienia.
— To całkiem prosta synteza — wymamrotała spod maseczki.
Tom kiwnął głową.
— Głównym problemem może być kiepsko wentylowane pomieszczenie. Niektóre związki bywają toksyczne i drażniące dla dróg oddechowych... — Za pomocą długiej, metalowej pęsety chwycił, a zaraz uniósł nad ławką rozciągniętą, wijącą się niczym glista srebrzystą nić. — No i mamy to.
Na twarzy Ori mimowolnie wykwitł uśmiech, kiedy pan White kilkukrotnie zaklaskał z uznaniem.
— Bardzo dobrze. Poczekajmy jeszcze na resztę.
Po tych słowach odważniej spojrzała na Toma. Chciała coś jeszcze powiedzieć, może odbyć zwykłą, niezobowiązującą rozmowę, ale głos ugrzązł jej w gardle i kiedy pomyślała o tej usilnej próbie kontaktu, wzdłuż kręgosłupa przebiegł zimny, jak stal, dreszcz. Odpuściła. Zamiast tego zaczęła wpatrywać się w ich dzieło. Być może za skończenie jako pierwsi otrzymają dodatkowe punkty? Byłoby to całkiem przyjemną nagrodą.
— Eddowi często trzęsą się dłonie — usłyszała rozbawiony głos Toma, na dźwięk którego aż drgnęła. — Ostatnim razem zrzucił dwie pipety. Panuje nad sobą tylko wtedy, gdy pisze. To znaczy „buduje światy", jak to mawia.
— Chodzi o programy?
— Mhm. Całkiem skomplikowane i zajebiście pomocne.
Ori wolno pokiwała głową. Nieśmiało popatrzyła na twarz swojego chemicznego partnera; w jego oczach tańczyły wesołe iskierki. Nawet teraz, gdy siedział w maseczce i tych mało ponętnych goglach, był całkiem przystojny. Na brązowych tęczówkach pojawiło się kilka bursztynowych plamek. A może od zawsze miały taki kolor?
— Słuchaj... — Gdy zadarł głowę, a ich oczy w końcu się spotkały, Ori całkowicie zastygła. — Fajnie, że tak sprawnie nam to poszło — wskazał kciukiem na biurko — dzięki.
Nie miał za co dziękować, to było naprawdę proste, zresztą prawie wszyscy też już skończyli. Mimo że Ori wzruszyła od niechcenia ramionami, to chłopak bacznie jej się przyglądał, jakby czekał na jakąś odpowiedź albo sam chciał coś dodać. Ona jednak nie zamierzała na siłę przeciągać konwersacji, czuła się już wystarczająco nieswojo z tym, że Tom trochę cieplej ją potraktował. Jak tylko pozbyła się rękawic chemicznych, odruchowo potarła ukryte pod bluzą nadgarstki.
Wszystko jest okej, pocieszała się. Dopiero po usłyszeniu trzech sygnałów zwiastujących przerwę na lunch, odetchnęła pełnymi płucami.
~*~
Mimo że na stołówkę trafili oddzielnie, to i tak cała trójka ostatecznie znalazła się przy jednym stole. Kate uparcie pochwyciła Ori pod ramię i nie odstępowała jej do momentu, aż Adams wybrała sobie jedno z poleconych jej dań, za które oczywiście nie musiała już płacić, a potem dosiadły się do Toma. Dziewczyna, nie pokazując niczego po sobie, pożerała wzrokiem każdy detal nowego otoczenia. Stołówka była ładna, nowoczesna i co najważniejsze – czysta. Nigdzie nie walały się papierki czy resztki po jedzeniu, a uczniowie kulturalnie ustawiali się w kolejkę po swoje jedzenie. Można było sobie wybrać jedną z czterech opcji obiadowych wyświetlanych na ekranach, więc Ori postawiła na klasyczną zapiekankę, która mimo wszystko w niczym nie przypominała tej jadanej w innych szkołach czy nawet domu rodzinnym. Bogata w przyprawy uderzała wyrazistością smaku. Choć na stołówce huczało od śmiechu czy rozmów na wszelakie tematy, to przyjemnie było siedzieć przy pomalowanych na biało ławach, gdzie ściany udekorowano wiszącymi roślinami doniczkowymi, a podłogę wyłożono schludnym linoleum.
— Co z Eddem? Nie odpisuje mi — odezwała się Kate tuż po tym, jak wzięła gryza wegańskiego nuggetsa, na co szybko wykrzywiła usta.
— Mi też nie. Jak wychodził, powiedział tylko, że dostał powiadomienie o odrzuceniu autoryzacji.
Ori słuchała i próbowała zrozumieć, o co właściwie chodziło. Nie chciała się wtrącać w nieswoje sprawy i choć zżerała ją ciekawość, to jadła w milczeniu. Mimo to, chyba niechcący, posłała koleżance pytające spojrzenie. Kate nieco się nad nią nachyliła.
— Edd od kilku miesięcy pracuje nad pewnym programem... To zaawansowana sztuczna inteligencja — rzuciła przyciszonym tonem. — Przydzielono tylko dla niego specjalną salę w szkole. No i wychodzi na to, że ktoś próbował w tym pogrzebać.
Ori jakoś odruchowo lekko rozwarła usta.
— Serio tak myślisz? Program nie jest jeszcze w pełni skończony, może to był...
— Błąd? — Kate popatrzyła na Toma wymownie. — Edd nie popełnia błędów. A przynajmniej nie w tej kwestii. — Przyłożyła sobie palec do ust. — Teraz pytanie brzmi: kto i po co miałby to zrobić? Może przypadkiem, a może jakiś zazdrosny rywal? Edd powinien poprosić o nagrania z kamer.
— Zdecydowanie. Zaraz mu to napiszę. — Tom wyciągnął telefon z kieszeni.
Ori zdała sobie sprawę, że słuchanie ich sprawiało jej przyjemność. Cóż to była za miła odmiana, przebywanie wśród takich osób motywowało ją do dalszej nauki i pracy, czy to nad samą sobą, czy nad własnym projektem. Uznała, że naprawdę podjęła dobrą decyzję, wybierając HIT. Nie to, żeby miała jakoś dużo dodatkowych opcji, ale wciąż – szkoła przekraczała jej wszelkie wyobrażenia. Wyjątek stanowił ten niewielki procent osób, z którymi Ori potencjalnie może mieć problem.
Szybko wyłapała chłodne spojrzenie dziewczyny spotkanej godzinę temu. Usiadła ona kilka stolików dalej, ale to jej w niczym nie przeszkadzało, żeby ostentacyjnie okazywać swoją niechęć.
— Kto to? — Ori dyskretnie kiwnęła głową w kierunku nieznajomej, na co Kate błyskawicznie zareagowała.
— Ona? — prychnęła. — To taka jedna wywłoka. Angie Bellvey. — Teatralnie odgarnęła blond kosmyk na plecy. — Nie zwracają na nią... Zaraz, co ona się tak na nas gapi?
— Powód jest dość błahy. Prawie wpadłam na nią na korytarzu i zaczęła robić dziwne sceny.
— Typowa Angie. — Kate jeszcze przez kilka sekund wpatrywała się w dziewczynę, aż w końcu odwróciła się do rozmówców, machnąwszy lekceważąco dłonią.
— Brawo, Kate. Twoja energia przekazała Oriannie nowego wroga — parsknął Tom, po czym spojrzał przed siebie, prosto na Ori.
Ta na chwilę zastygła przygnieciona jego spojrzeniem. Patrzył tak, jakby czekał na jakąś reakcję z jej strony. Gdzieś już sobie zakodowała, że nie uda im się dojść do porozumienia, a jednak ich relacje zdawały się ocieplać. Nie mogła zmusić się do niczego innego jak jedynie wymijającego, bladego uśmiechu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top