W'Ariacje Pożądania (na motywach ,,Opery żebraczej") - recenzja


Wspominałam kilka razy, że póki co miałam okazję być na dwóch musicalach na żywo - pierwszym było ,,Romeo i Julia" w Buffo, a drugim ,,W'Ariacje Pożądania", w całości śpiewany spektakl na motywach ,,Opery żebraczej" wystawiany przez krakowski Teatr Bagatela im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego.

Recenzja ta nie będzie bardzo dokładna, ponieważ oglądałam ten musical półtora roku temu, więc nie pamiętam wszystkich szczegółów, ale mam nadzieję, że wyjdzie ok.


,,Opera żebracza" została stworzona przez Johna Graya i Johanna Christopha Pepuscha i wystawiona po raz pierwszy w 1728 roku. Później została przerobiona przez Bertolta Brechta jako ,,Opera za trzy grosze". Obie wersje opowiadają o znanym przestępcy i uwodzicielu Mackym Majchrze, znanym też jako Mecheath.

Wersja teatru Bagatela została wyreżyserowana przez Rafała Dziwisza, podobno aby udowodnić, że aktorzy teatru umieją dobrze śpiewać. Dlatego też jest to spektakl w całości śpiewany, oparty na ariach z oryginału (stąd tytuł).


Dziwisz przeniósł historię Macheatha do współczesności. Już na początku widzimy coś na kształt telewizyjnych wiadomości, gdzie animowany prezenter ogłasza, że dziś odbędzie się egzekucja znanego gangstera Macheatha, skazanego za rozboje oraz bigamię - poślubił dwie swoje kochanki. Następnie następuje retrospekcja, która ukazuje widzom, jak doszło do aresztowania bohatera i jak wyglądała jego ,,działalność".

Tak naprawdę nie mogę powiedzieć nic więcej o fabule, bo musiałabym ją w całości zaspoilerować. Zresztą, mam wrażenie, że to nie ona jest tu najważniejsza. Sama historia jest ciekawa i intrygująca, jednak z tego co wiem, została okrojona na potrzeby nowej wersji (spektakl trwa 65 minut) i na pewno można z tych bohaterów jeszcze coś wycisnąć. Widać, że rzeczywiście ta inscenizacja miała pokazać umiejętności wokalne aktorów Bagateli i rzeczywiście to oni ciagną ten spektakl i całość byłaby znacznie mniej porywająca, gdyby nie ich fantastyczne kreacje aktorskie i wokalne.

Panie mają pierwszeństwo, więc tym razem zacznę od kobiet głównego bohatera - Polly Peachum jest córką lokalnego biznesmena. Sprawia wrażenie rozpieszczonej córeczki tatusia, jest słodka, lekko naiwna, próżna, ubiera się na różowo, jednak gdy staje przed koniecznością walki o swoją miłość (zarówno z rywalką, jak i ojcem, który chce doprowadzić do śmierci jej wybranka) potrafi pokazać temperament. Rolę tę grają dwie aktorki: Kamila Klimczak i Izabela Kurak. Ja na scenie widziałam tą drugą. Polly w jej wykonaniu była pełna słodyczy i cukru, Kurak nie poszła jednak w stronę kiczu i na jej kreację bardzo dobrze się patrzy, po prostu wierzy się w tą postać mimo przerysowania. Izabela Kurak zrobiła też chyba na mniej największe wokalne wrażenie z całej obsady - ma śliczny, delikatny głos, który czaruje i wprowadza nutę romantyzmu i ciepła do świata gangsterów i prostytutek.

Drugą żoną Macheatha jest Lucy Lockit, córka policjanta, który doprowadza swojego zięcia do więzienia. W tej roli wystąpiła Natalia Hodurek i stworzyła całkiem inną postać niż Izabela Kurak jako Polly. Lucy to typowa ,,dziewczyna gangstera", silna, twarda kobieta, ubrana na czarno, wiedząca czego chce i odcinająca się od wizerunku romantycznej kochanki, choć ona równiez jest mocno zakochana w Majchrze, a gdy staje przed perspektywą jego utraty, z uporem próbuje zmusić ojca, by uniewinnił jej ukochanego. Natalia Hodurek świetnie podkreśliła siłę i bunt swojej bohaterki, jednocześnie nie czyniąc z niej postaci wulgarnej, a przejście z silnej ,,bad girl" do kochającej żony wypadło bardzo naturalnie. Wokalnie również sie wybijała. Osobiście postać Lucy wzbudziła we mnie większą sympatię niż przesłodzona Polly (określenie na samą bohaterkę, nie aktorkę). Na dużą uwagę zasługuje scena konfrontacji Polly i Lucy w więzieniu, gdy te dowiadują się o trójkącie, w jakim tkwią, i próbują usunąć się nawzajem.

Trzecią istotną panią w tym składzie jest Jenny, prostytutka i nieślubna córka Lockita, była kochana Macheatha, porzucona przez niego. To ona z zemsty wydaje mężczyznę policji. Grająca ją Anna Rokita miała mniejsze pole do popisu niż pozostałe aktorki, ale nie da się odmówić jej charyzmy. Podczas sceny w domu publicznym, gdy widzimy wszystkie ,,call girl", widać, że to Jenny jest ich przywódczynią, to ona rozdaje karty i jest zdolna do gniewu i złości, gdy kochanek wymyka jej się z rąk.

Świetne były kreacje ojców głównych żeńskich bohaterek - Przemysława Branny jako Peachuma i Wojciecha Leonowicza jako Lockita. W świecie ,,W'Ariacji pożądania" zepsuci są nie tylko mafiosi Macheatha i prostytutki pracujące z Jenny - lokalny biznesman, uchodzący za filantropa, i policjant, stróż prawa, również są skorumpowani, dążący po trupach do celu i pragnący jedynie władzy. Świetnie widać ich cynizm i ukrytą współpracę, a jednocześnie kreowanie swojego wizerunku jako szlachetnych i prawych. Szczególnie muszę wyróżnić Leonowicza - przykuł wzrok jeszcze zanim cokolwiek powiedział, od razu czuło się, że to ktoś, kto przewodzi. Do tego bardzo zapadł mi w pamięć jego charakterystyczny głos.

Jednak podobno ,,gwiazda może być tylko jedna", a zdecydowaną gwiazdą tego spektaklu jest Patryk Szwichtenberg wcielający się w Macheatha (możecie go kojarzyć z serialu ,,Stulecie Winnych"). Kiedy tylko pojawił się na scenie, zaparło mi dech z zachwytu i to uczucie utrzymało się u mnie do samego końca musicalu. Aktor cechuje się przede wszystkim ogromną charyzmą i nawet w scenach, gdy tylko stał i nic nie robił, widać było, że to on jest przywódcą i że do końca chce zachować dumę. Macheath w wykonaniu Szwichtenberga jest cyniczny, zblazowany, przekonany o własnej wartości, z zimną krwią i precyzją dopuszcza się rozbojów i bez mrugnięcia okiem zdradza swoje kobiety, jednocześnie wymagając od nich lojalności. Zarazem jest wyrafinowanym uwodzicielem, który wie, jak trafić do damskiego serca i widz czuje ten magnetyzm, który roztacza Macheath (abstrahując od fizyczności, bo to rzecz gustu). Ta rola była naprawdę bardzo dopracowana, każdy ruch, wyśpiewany dźwięk, ironiczne spojrzenie czy wyciągnięcie pistoletu było w punkt. Jeśli miałabym wziąć pod uwagę wszystkie spektakle, które jakoś bardziej świadomie obejrzałam (zarówno na żywo, jak i przez nagranie) to kreacja Patryka Szwichtenberga jako Macheatha byłaby na pewno jedną z lepszych ról, jakie widziałam. Wokalnie też było bardzo dobrze, każdy song został wyśpiewany z mocą i energią.


Nie da się ukryć, że to na barkach tych aktorów położony jest ciężar spektaklu, bo całość nie jest spektakularnym musicalem, który przykuwałby uwagę choreografią czy scenografią. Nie ma tu zespołu wokalno-aktorskiego i rozbudowanych scen tanecznych. Jeśli chodzi o scenografię, to praktycznie jej nie ma - jedynie w scenie w domu publicznym widać nieco przepychu, ale w dużo skromniejszej formie niż w niektórych spektaklach. Poza tym mamy krzesło na którym ma dokonać swojego żywota Macheath, stolik w więzieniu i łóżko w mieszkaniu Polly. I tutaj się okaże, że wcale nie uznaję tylko rozbudowanej scenografii. Co prawda, nie czułam takiego klimatu, jak niektórzy recenzenci, którzy piszą o różnych spektaklach, że dzięki oszczędnemu wyglądowi sceny mają pole do spekulacji i doszukiwania się symboli, w tym wypadku tego nie poczułam. Natomiast też nie wyobrażam sobie, żeby na tej scenie miało dziać się coś więcej. Musical jest bowiem osadzony we współczesności i wydaje mi się, że gdybyśmy nagle dostali jakieś wielkie meble czy atrapy budynków, widz czułby większą obcość.

Całość jest tworzona w nieco technologiczny sposób - oprócz krótkiej sekwencji wiadomości, mamy też ucieczkę bohatera z więzienia ukazaną jako grę strategiczną, ale jest to gra prosta, w stylu Mario. Słyszałam opinie, że widzom brakowało zwiększenia roli elektroniki, ale ja tego tak nie odebrałam. Wydaje mi się, że gdyby twórcy za bardzo skupili się na technologii i wszędzie wepchnęli efekty specjalne, komórki i selfie, to skończyłoby się to po prostu kiczem.


Musical ten ma jednak w sobie pewne kontrowersje, związane z tym, o czym pisałam już w przypadku ,,Romea i Julii" - wulgaryzmy i erotyka.

Nie ma tu jakoś dużo przeklinania, pojawia się może kilka słów ,,powszechnie uznawanych za wulgarne", które niektórych mogą razić. Ja sama nie przeklinam, nie lubię przekleństw, ale zdaję sobie sprawę, że ludzie ich używają, a teatr podobno ma być odwzorowaniem rzeczywistości. Do tego obracamy się w środowisku mafijnym, wśród przekrętów i płatnej miłości. Nie wyobrażam sobie, że bohaterowie mieliby cały czas używać kulturalnego języka.

Druga kwestia jest bardziej skomplikowana, bo wiąże się nie tylko z pokazywaniem seksualności. Spotkałam się z zarzutami wobec tego przedstawienia, że jest seksistowskie i uprzedmiatawia kobiety. Szanuję tę opinię, ale jej nie podzielam i postaram się wyjaśnić dlaczego.

,,W'Ariacje Pożądania" są oznaczone jako spektakl 18+ i taki właśnie jest. Nic nie zostało tu co prawda pokazane bardzo obscenicznie, ale sama tematyka nie jest odpowiednia dla dzieci, występują również symulacje seksu, które nie są bardzo wulgarne, ale są. Natomiast nagości sensu stricte nie ma, a pokazywanie ciała nie różni się od tego, co widzimy w przeciętnych serialach - główny męski bohater czasem występuje bez koszulki, raz rozbiera się do bielizny, a panie są ukazane w krótkich halkach, które nie odkrywają nic poza dekoltem i ramionami. Tak więc z tej strony żadnego przesadnego erotyzowania bohaterek nie widzę.

Polly i Lucy są o siebie śmiertelnie zazdrosne, a zarazem bezgranicznie zakochane w Macheacie i gotowe na wszystko, byle go uratować. Równie zazdrosna jest Jenny, która wydaje mężczyznę w ręce sprawiedliwości. Ma się wrażenie, że dla tych kobiet naprawdę miłość jest jedyną wartością. Nie widziałam żadnej innej inscenizacji tej historii niż ,,W'Ariacje", słuchałam jedynie piosenek, ale z tego, co wiem, to tak to wygląda w oryginale - Jenny wydaje Majchra, a Polly i Lucy to postacie kochanek, które żyją jedynie dla swojego mężczyzny. Może się to nie podobać, sama uważam, że we współczesnych czasach mężczyzna nie powinien być jedyną motywacją dla damskiej postaci, ale na tym polega sens tego musicalu. A do tego Polly i Lucy nie są tu wyśmiewane, widać, że naprawdę szczerze kochają Macheatha.

Główny bohater zaś... bez wątpienia jest seksistą, który bawi się kobietami, pogrywa z ich uczuciami i postrzega je jako obiekty seksualne. Cóż, niestety, spektakl opowiada o świecie, który teoretycznie ma nas brzydzić i odstręczać, a w którym jest jednak pewna wolność i przekora, które hiponotyzują widza. Dlatego ja nie postrzegam tego podejścia Macheatha jako jakiegoś przekazu, a raczej anty-przekazu. Kiedy mężczyzna śpiewa, że woli umrzeć niż żyć w świecie pełnym ,,dup, co na swoich facetów donoszą" czy że kobietom wystarczy sypnąć złotem, by ,,rozkładały nogi", to nie odczytuję tego jako opinii reżysera o płci pięknej, a jako ukazanie pewnego sposobu bycia, który jest amoralny, ale jest. Zresztą wydaje mi się, że cały sens ,,Opery żebraczej" opiera się na tym, że protagonistą jest tu ktoś, kogo powinniśmy nienawidzić.

Na pewno natomiast mogę zgodzić się z zarzutem, że ta amoralność postaci chwilami jest ukazana jako coś bardziej pociągającego niż wstrętnego, natomiast jako że nie znam innej wersji ,,Opery", nie jestem w stanie powiedzieć, czy tak powinno być. Jako minus za to mogę policzyć to, że wątki erotyczne przysłoniły gangsterskie i że wolałabym zobaczyć więcej scen ze strzelaniem niż kolejne schadzki bohaterów.


,,W'Ariacje pożądania" nie są spektaklem idealnym i na pewno dałoby się wycisnąć z tej fabuły więcej. Bardzo żałuję, że ją skrócono. Jednocześnie jest to musical, który wybija się naprawdę rewelacyjnym aktorstwem, bardzo dobrym śpiewem i ciekawym pomysłem. Jeśli ktoś będzie miał kiedyś okazję się na to wybrać, to polecam.


Ocena: 8/10

Najlepszy aktor: Patryk Szwichtenberg jako Macheath

Najlepszy głos: Izabela Kurak jako Polly Peachum


Ps. Kupiłam bilet na ,,Chicago" w Variete, więc jeśli teatry nie zostaną zamknięte do października, to może doczekacie się recenzji.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top