Six w Teatrze Syrena - recenzja
Chyba o żadnym musicalu nie napisałam tylu wpisów. Począwszy od wpisu zapoznającego, kiedy jeszcze o ,,Six" nie było aż tak głośno, przez rozważania, czy ten musical skrzywdził Annę Boleyn aż po ocenę polskiej obsady. Teraz czas na opinię o polskiej wersji Teatru Syrena. Czy ,,Six" to mój ulubiony musical? Nie, ale bez wątpienia jest dla mnie ważny i miałam wobec niego duże oczekiwania. Wszyscy wyczekiwali polskiej premiery, szczególnie że to pierwsza premiera tego spektaklu w kontynentalnej Europie. Ja obejrzałam ten spektakl zaledwie tydzień po premierze, ale już spotkałam się zarówno z pozytywnymi, jak i negatywnymi opiniami. Na moją zapraszam teraz.
Dla przypomnienia: ,,Six" to musical o żonach Henryka VIII, które spotykają się w zaświatach i postanawiają rywalizować o tytuł tej najważniejszej i najlepszej. Ponieważ jedyne, co je łączy, to wspólny dawny małżonek, uznają, że najsprawiedliwiej będzie, gdy zwycięży ta... która miała z nim najtrudniej.
https://youtu.be/ByFNd-XqVSY
(Bardzo doceniam za umieszczenie wszystkich aktorek w trailerze :))
Polska inscenizacja to tak zwana non-replica - czyli kostiumy, choreografia czy scenografia nie są kopią oryginału, ale zostają zlecone polskim twórcom. Wiem, że wywołuje to wiele emocji, polscy artyści często podkreślają, że non-replica jest czymś, co napędza polską gospodarkę, a do tego pozwala pokazać spektakl w sposób bliski danemu krajowi czy konkretnym osobom, które przy nim pracują. Dość głośny w świecie musicalowym był przypadek ,,Notre Dame de Paris" z Gdyni, gdzie licencja wymogła wierne trzymanie się oryginału - widzowie wiele razy komentowali, że to, co zachwycało Francuzów w latach 90, we współczesnej Polsce trąci myszką, a aktorzy narzekali na zbyt dużą ingerencję i trudności z dostosowaniem francuskiego typu musicalu do polskich realiów (francuskie musicale nie są grane w teatrach, a w miejscach typu zamki czy sale kongresowe, stąd ich rozmach i konieczność ukazywania wszystkiego w zwiększony sposób, polskie teatry są znacznie skromniejsze). Z kolei już w trakcie tego tygodnia między premierą a moja wizytą w Syrenie spotkałam się ze skrajnie innymi opiniami o ,,Six" - że dlaczego nie ma jak w oryginale, że za biednie i amatorsko. Rzeczywiście - spektakl się różni, natomiast mnie to nie przeszkadzało.
Dość mocno oberwało się kostiumom, ale mnie się one podobały. Ok, nie są tak ,,wystrzałowe" jak w Londynie, mają bardziej dyskotekowy klimat, ale wpasowują się w uwspółcześnioną wersję losów królowych Anglii. Mnie osobiście się spodobały i patrzyłam z przyjemnością (chociaż rozcięcia na nogach Anny z Cleve wywołały dyskomfort XD). Uważam też, że pasują do bohaterek - Katarzyna Aragońska ma bardzo stonowany i elegancki kostium, Katarzyna Howard nosi różową sukienkę kojarzącą się z małą dziewczynką, a Katarzyna Parr jako jedyna spodnie, odcinając się nieco od reszty żon. Jedyne, czego mogę się doczepić, to że kostium Anny Boleyn w największy sposób nawiązywał do jej historii i miał najwięcej smaczków - musical dość mocno odcina się od wersji, że to była jedyna istotna żona w życiu Henryka, więc moim zdaniem warto byłoby pogrzebać i do pozostałych kostiumów dorzucić więcej rzeczy kojarzących się z historią poszczególnych kobiet. Jednak ogólnie oceniam to na plus.
Scenografia jest bardzo prosta i skromna, można powiedzieć, że prawie jej nie ma, co jest zgodne z oryginałem, podkreśla umowność opowieści oraz sprawia, że mamy tu wyłącznie show królowych, nie odwraca od nich miejsca. Raczej nie uwzględnię jej w mojej topce tegorocznych scenografii, ale nie przeszkadza mi to. Natomiast jak zawsze króluje choreografia Eweliny Adamskiej-Porczyk - energetyczna, kreatywna, wykorzystująca potencjał małej sceny i ograniczonego zespołu. Każda piosenka opowiada swoją historię. Adamska-Porczyk jest także reżyserką i warto docenić, jak rozplanowała interakcje między postaciami - te grymasy, dogryzanie sobie (tu rządzą Aragońska i Boleyn), a potem powoli budząca się solidarność.
Tłumaczenie Jacka Mikołajczyka oceniam na plus. Nie jestem specjalistką od języka angielskiego, ale moje polonistyczne ucho nie wychwyciło żadnych niezręczności, piosenki dobrze oddają oryginał i postawy bohaterek. Pewnie będą pytania o porównanie z wersją Studia Accantus, więc powiem tak: ,,No Way" i ,,Don't lose your head" są na podobnym poziomie, ,,Heart of stone" zdecydowanie wygrywa w wersji Syreny brakiem romantyzowania relacji Jane i Henryka, ,,Get down" też wypada minimalnie lepiej u Syreny, ,,I don't need your love" bardziej poruszyło mnie u Accantusa. Specyficzna sprawa jest z ,,All you wanna do", bo mam wrażenie, że w wersji Syreny od początku bardzo mocno postawiono na pokazanie, że Katarzyna została skrzywdzona. Z jednej strony, to dobrze, że całość jest nie jest wesoła i lekka jak w wersji z płyty, ale jednocześnie odebrało to odrobinę zaskoczenia. Zbiorówki przetłumaczone są dobrze i w większości podobają mi się rozwiązania Mikołajczyka. Natomiast jeśli mam się czepiać - nagłośnienie w Syrenie nie jest na wysokim poziomie i często muzyka zagłuszała słowa wyśpiewywane przez aktorki, szczególnie raziło to w ,,Hause of Houlbain", gdzie doszedł jeszcze niemiecki akcent.
Jeśli chodzi o obsadę - każda aktorka na scenie jest dobra i wkłada serce w rolę, chociaż oczywiście mam swoje faworytki. Dlatego przelećmy chronologicznie.
W rolę Katarzyny Aragońskiej wcieliła się na moim spektaklu Olga Szomańska. Był to występ, na który baaardzo czekałam, bo Katarzyna jest moją ulubioną żoną Henryka, a Olga jest jedną z moich ulubionych polskich wokalistek musicalowych. I nic się nie zmieniło - Olga śpiewa pięknie, ma dźwięczny, czysty głos i bardzo dobrze oddaje charakter swojej bohaterki. Jej Katarzyna jest taka, jaka powinna być - silna, dumna, ze zdolnościami przywódczymi, ale jednocześnie stonowana, pełna klasy i gracji. ,,No nie" w jej wykonaniu to chyba moja ulubiona solowka na tym spektaklu.
Jako Anna Boleyn wystąpiła Izabela Pawletko. Nie znałam jej wcześniej i nie miałam oczekiwań, ale bardzo mi się podobała. Pamiętam podcast o ,,Six" Jacka Mikołajczyka, gdzie nazwał Annę ,,makiaweliczną" polityczką i taka właśnie jest Boleyn Izy - doskonale zdaje sobie sprawę, że jest najbardziej znaną królową, więc wywyższa się, traktuje innych z góry, jest wredna, próżna, chwilami diaboliczna, ale w tym wszystkim bardzo charyzmatyczna, przykuwająca wzrok i zabawna. Nigdy nie ukrywałam, że fanką pani Boleyn nie jestem i nie będę, ale szczerze mówiąc, o wiele więcej sympatii czuję do takiej wersji niż świętej matki Elżbiety i bogini seksu w jednym, jaką niektórzy forsują ;)
Bardzo ciekawiła mnie Jane Seymour Agnieszki Rose - oglądałam kilka jej nagrań i zawsze była bardzo przebojowa i dynamiczna, byłam ciekawa, jak poradzi sobie z bardzo delikatną i słodką rolą. I w ogóle nie czułam w tej Jane wykonań Agnieszki z ,,Rentu" ;) Jej Jane jest bardzo niewinna i łagodna, dużo spokojniejsza od pozostałych królowych. Początkowo z dumą prezentuje się jako wierna żona. Z czasem ukazuje, że ma dosyć bycia w cieniu i pokazuje swoją siłę, ale nadal pozostaje wrażliwa, subtelna i skromna, co bardzo mi się podobało. A jej wykonanie ,,Miłość jak głaz" i zabawa głosem wbiło mnie w fotel.
Kolejną aktorką, której wcześniej nie kojarzyłam, była Marta Skrzypczyńska jako Anna z Cleve. I bardzo pozytywnie mnie ona zaskoczyła. Mimo młodego wieku i delikatnej urody Marta świetnie pokazała buńczuczność, bezpretensjonalność i silny charakter bohaterki, która przypomina trochę chłopczycę i zdecydowanie nie jest ,,angielskim kwiatuszkiem" (w polskim tłumaczeniu ,,wytrawnym winem"). Była w tym wszystkim bardzo zabawna i idealnie pokazywała, że tak naprawdę ma wywalone na Heńka, czym od razu wyróżniała się na tle pozostałych królowych. Głos także na plus.
Bardzo chciałam zobaczyć Olę Gotowicką jako Katarzynę Howard. Nie chcę źle zabrzmieć i sugerować, że ktoś jest ,,za stary", ale byłam bardzo zaskoczona obsadzeniem w tej roli Anny Terpiłowskiej, która ma ponad trzydzieści lat i grała już wcześniej chociażby panią domu, Morticię Adams. Trafiłam jednak właśnie na Annę i muszę przyznać, że rzeczywiście zabrakło mi u niej oddania takiej młodzieńczej naiwności Katarzyny. Próbowałam sobie jakoś to uporządkować i uznałam, że może twórcy uznali, że zamiast pokazania zmuszania młodych dziewczynek do zbyt szybkiego dorastania i seksualizowania ich, postawią na inną stronę medalu - różnej maści zboczeńcy wbrew pozorom lubią też infantylizować dorosłe kobiety i zmuszać je do udawania małych dziewczynek (polecam sobie poczytać o Danie Schneiderze, który kazał nastolatkom zgrywać praktycznie bobasy). Jeśli taka była wizja, to generalnie ma ona sporo sensu, chociaż przyznam, że potrzebowałam czasu, żeby się przestawić. Natomiast Terpiłowska na pewno wygrywa mocnym, pewnym wokalem i bardzo dobrze pokazuje, jak jej bohaterka z wesołej kokietki ujawnia coraz więcej cierpienia i buntu.
Do czterech razy sztuka, w końcu udało mi się w spektaklu trafić na Natalię Kujawę ;) I chyba podobała mi się najbardziej aktorsko. Jej Katarzyna Parr jest bardzo zadziorna i pewna siebie, od początku pokazuje, że nie postrzega siebie tylko jako żonę, ale ma też w sobie sporo ciepła i uczuciowości. Mimo że tłumaczeniowo ,,I don't need your love" nie wzruszyło mnie tak jak wersja Accantusa, jej wokal i gra aktorka to wynagrodziły. W ogóle jej głos jest bardzo barwny, kolorowy (podobnie jak mimika twarzy) i zgrabnie przechodzi od siły do spokoju. Fantastyczna rola i bardzo łatwo wzbudzająca sympatię.
Może nie jest to idealny spektakl, ale mnie całkowicie zadowolił. Zrelaksował, dostarczył sporo rozrywki, ale też wzruszył i zmusił do myślenia, pod koniec nawet zakręciła mi się łezka w oku. Nadal doceniam przesłanie ,,Six" - pod pozorem przypomnienia życiorysów angielskich renesansowych królowych twórcy pokazali historię o tym, jak ważna jest kobieca solidarność i lojalność, jak bardzo toksyczna jest idea ,,walki o mężczyznę", że mimo różnic możemy się wspierać i szanować. Nie jest to spektakl idealnie oddający realia, ale i tak każda królowa czegoś nas uczy. Katarzyna Aragońska walki o swoje i że porzucona kobieta wcale nie jest tą gorszą, która nie dbała o męża. Anna Boleyn, że mamy prawo popełniać błędy i nie musimy patrzeć na kobiety przez pryzmat ,,Madonny i dziwki". Jane Seymour, że bycie bardziej tradycyjną, skupioną na rodzinie i miłości, nie oznacza słabości i dla takich kobiet musi być miejsce w rozmowie o feminizmie. Anna z Cleve, że kanony piękna nie mają znaczenia i że samotna kobieta wcale nie musi być nieszczęśliwa i zmarnowana. Katarzyna Howard, że za każdą historią coś się kryje i to, że kobieta miała wiele związków, nie znaczy, że jest ,,łatwa". Katarzyna Parr, że każda z nas ma do zaoferowania coś więcej i czas odejść od dyskursu ukazywania historycznych żeńskich postaci przez pryzmat ich mężów i kochanków.
Ja jestem bardzo szczęśliwa, że widziałam ten spektakl i z trzech widzianych od lipca ten wypadł dla mnie najlepiej. Mam nadzieję, że długo nie zejdzie z polskich scen i jeszcze kiedyś go zobaczę, bo chciałabym jednak sprawdzić, jak radzą sobie Małgorzata Chruściel, Marta Burdynowicz i Ola Gotowicka.
Ocena: 9/10
Ulubiony głos: Olga Szomańska jako Katarzyna Aragońska
Ulubiona aktorka: Natalia Kujawa jako Katarzyna Parr
Ulubiona piosenka: Six/Nas sześć
Ps. I wiem, że mówiłam, że nie lubię ,,House of Houlbain" - tu mi się podobało :) Ale mam wrażenie, że to typ piosenki, której dużo daje gra aktorska i interakcje z publicznością.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top