Rent w Teatrze Variete - recenzja
Kilka miesięcy temu obejrzałam musical ,,Tik Tik Boom", na poły autobiograficzną historię Jonathana Larssona. Larsson bardzo długo nie był doceniany i jego musicale nie spotykały się ze zrozumieniem w środowisku teatralnym. Dopiero ,,Rent" okazał się sukcesem i przyniósł mu sławę. Jednak Larsson tego nie dożył... Zmarł w dniu premiery dzieła.
Głównymi bohaterami ,,Rentu" są Mark i Roger, współlokatorzy, członkowie nowojorskiej bohemy artystycznej, którzy przymierają głodem i nie stać ich na zapłatę czynszu - stąd tytuł spektaklu. Mark dostaje szansę na docenienie i nagranie filmu, na którym uwiecznia historię swoich znajomych. Z kolei Roger po śmierci dziewczyny zamyka się w sobie i chociaż wydaje się, że poznanie ponętnej Mimi coś w nim zmieni, gdy okazuje się, że ta jest jest zarażona wirusem HIV, Roger nie chce się angażować. Jednocześnie Maureen, była dziewczyna Marka, szykuje się do performance'u przeciwko deweloperom.
Całość jest pokazywana jako film nakręcony przez Marka i to on jest narratorem historii. W tę rolę wcielił się Michał Słomka. Jego Mark był wrażliwy, charyzmatyczny i ciepły. Łatwo budził sympatię i chciało się za nim podążać. Jego głos dobrze oddawał rockowe piosenki, ale przede wszystkim Słomka sprawdził się aktorsko, tworząc postać, która od razu zapada w pamięć i emanuje szczerością i ciepłem. Poradził jednak też sobie w trudniejszych scenach, gdy ambicje Marka wystawiają jego relacje na próbę. Zupełnie inny jest Roger grany przez Janka Traczyka. To zbuntowany i gniewny człowiek, który po stracie ukochanej zamyka się w sobie i zaczyna gardzić życiem. W kreacji Janka bardzo dobrze widać było bunt, gniew i stopniowe zatracanie się w złości i żałobie. Mimo że Janek Traczyk ostatnio kojarzy się z rolami śpiewających wysoko amantów, jego głos znakomicie daje radę z mocnymi, przebojowymi numerami Larssona. Przyznam, że Roger jest postacią, która najbardziej mnie irytowała, ale kreacja Traczyka sprawiała, że przykuwał uwagę i chciało się go oglądać.
Przyznaję - początkowo byłam zawiedziona, że w roli Mimi nie zobaczę Malwiny Kusior, a Martę Zalewską, której wcześniej nie kojarzyłam. Tymczasem Marta mnie zachwyciła. Przede wszystkim jej głos urzekł mnie tu najbardziej, jest bardzo mocny, czysty i wybija się na tle innych. Marta rewelacyjnie wykreowała też młodą, zarażoną HIV striptizerkę, która godzi się ze swoim miejscem w społeczeństwie, ale z czasem coraz bardziej pęka. W pierwszych scenach jest zalotna i kokieteryjna, z czasem pokazuje coraz więcej bólu i załamania. Umie jednak zawalczyć o siebie i tym chwyciła moje serce. Chemia między Jankiem i Martą była bardzo wyrazista, dawno nie czuła tyle ,,iskier" i intensywnych emocji między bohaterami. Bardzo naturalnie pokazali też oni przechodzenie z napięcia i pożądania w bardziej emocjonalną więź.
Drugą parę tego musicalu tworzą Tom i Angel. Tom, geniusz informatyczny i włóczęga, jest chyba najspokojniejszą z postaci. Nie ma tak skomplikowanych wyborów i motywacji, ale Patryk Bartosiewicz sprawił, że budzi dużą sympatię i znakomicie ukazał jego ból i bezradność w kolejnych scenach. Bardzo dobrze sprawdził się też wokalnie. Z kolei Angel to drag queen (czasem jest nazywana w rodzaju żeńskim, czasem męskim), także zarażona HIV. W tę rolę wcielił się Jakub Szyperski, którego widziałam już w kilku różnych rolach, a ta zdecydowanie była jego najlepszą. Jako Angel mógł wykorzystać swój magnetyzm i osobowość sceniczną, by stworzyć ekstrawagancką, kolorową postać. Jednocześnie Angel to chyba najbardziej wrażliwa i oddana postać tego musicalu, ,,serce" grupy i Jakub bardzo dobrze pokazał jej emocje, pragnienie miłości i lojalność wobec przyjaciół. Relacja tej pary została pokazana bardzo uroczo i delikatnie.
Ostatnia para nie jest już tak słodka. Małgorzata Majerska, czyli Anna Walentynowicz z ,,1989", tym razem buntuje się nie przeciw komunizmowi, a przeciw kapitalizmowi. Jej Maureen jest bardzo wyrazista, uwodzicielska, pewna siebie i egocentryczna. Chwilami irytuje, ale nie można odmówić jej oddziaływania na innych i wyrazistości - nie dziwi, że Mark nie może o niej zapomnieć. Małgosia miała być gwiazdą tego przedstawienia i zdecydowanie nią jest - przykuwałaby wzrok nawet bez charakteryzacji. Z kolei Sabina Karwala po roli więźniarki Velmy Kelly zmienia strony i staje się prawniczką Joanne, nową dziewczyną Maureen. To kolejna silna, charakterna babka, ale innego typu niż Mimi i Maureen - jest bardziej twarda, ostra, ma taką ,,męską" energię. Sabina mimo mniejszej roli aktorsko wygrywa dla mnie w tym spektaklu, do tego znakomicie tańczy i ma piękny, mocny głos. Relacja Mimi i Joanne jest pełna ognia i skrajnych emocji, a wykonanie słynnej piosenki ,,Take me or leave me" zasługuje na owacje.
Michał Domagała jako Benny najmniej zapada w pamięć, ale jest to raczej wina scenariusza, który przedstawia go jako dość jednoznaczną postać człowieka, który w pogoni za pieniądze zagubił ideały. Jednak kreacja jest spójna i budzi słuszną niechęć. Na uwagę zasługuje też caly zespół kreujący pomniejsze epizody - Łukasz Kamiński, Vitalik Havryla, Paulina Mróz, Justyna Kolenda i Wiktoria Krakowska. Dzięki nim ten spektakl żył i wydawali się integralną częścią grupy. Trzymam kciuki za większe role w ich wykonaniu.
Bardzo lubię spektakle o życiu artystów, więc miałam pozytywne nastawienie wobec ,,Rent" i nie zawiodłam się. Przedstawiona historia jest osadzona w konkretnych realiach, a zarazem bardzo aktualna - w końcu i nam nieobce są tematy patodeweloperki, losu mniejszości seksualnych, rozdarcia między pragnieniem kariery a ideami, straty bliskiej osoby. Chociaż życie dwudziestowiecznej cyganerii początkowo wydaje się dzikie i szalone, to z czasem okazuje się, że w tych ludziach drzemie pasja, miłość i przyjaźń. Coraz bardziej z nimi empatyzujemy, boimy się o ich los. Przedstawione tu postacie nie są może ludźmi, których codziennie spotkamy na ulicy - zarażeni HIV striptizerka czy drag queen mogą budzić kontrowersje. I gdy coraz lepiej ich poznajemy, uświadamiamy sobie, że nieważne jest, kim jesteśmy, a co mamy w sercach. I że w chorobie i poniżeniu także można zasłużyć na miłość i szacunek. Zakończenie wyciska łzy z oczu.
Muzyka jest przebojowa, energiczna i zapadająca w pamięć, idealnie wpasująca się w rockową konwencję. Mamy tu mocne zbiorówki jak ,,Czas miłości", ,,La vie boheme" czy ,,Dług", romantyczne utwory Rogera i Mimi czy te bardziej komediowe jak duet Joanne i Maureen czy solówka tej drugiej. Wrażenie robi też choreografia Santiago Bello, która przykuwa uwagę i tworzy klimat, wydaje się idealnie spójna z muzyką. W tym wypadku ciekawym zabiegiem jest też, że część wydarzeń ze sceny wyświetla się także na ścianach, w formie filmu Marka.
Dalsza strona wizualna spektaklu także jest dobra. Może nie klasycznie piękna, kostiumy są dość oryginalne i podkreślają ,,dziwność" postaci, ale pasuje to do całości. Jedyne co mam zastrzeżenia do wyglądu Angel - spodziewałam się prawdziwej drag queen z długimi włosami, mocnym makijażem, w sukience, a dostałam pomalowane oczy i puchową kurtkę. Scenografia jest dość minimalistyczna, wpasowuje się w klimat bohemy, a światła robią genialną robotę, raz zabierając nas do klubu, kiedy indziej na pogrzeb czy do mieszkania Rogera i Marka.
Słyszałam wcześniej o ,Rent", zdawałam sobie sprawę, że jest to tytuł kultowy, słuchałam kilku piosenek, ale nie wgłębiałam się jakoś w temat. I w sumie się cieszę, bo moje poznanie tego tytułu było świeże i na bieżąco. Odnalazłam tu to, o cenię w teatrze - prawdziwe emocje, pewną dozę rozrywki i humoru, ale przede wszystkim ukazanie realnych problemów i skłanianie do refleksji. Chyba dołączę do fanów Jonathana Larssona i w chwilach niepowodzeń będę sobie powtarzać, że na nim też ludzie się nie poznawali. Oczywiście, uznanie też dla Jakuba Wociala i Santiago Bello, twórców tej inscenizacji. Mam nadzieję, że to nie koniec ich współpracy z Teatrem Variete, bo bardzo podoba mi się to, co tu tworzą.
Ocena: 9/10
Ulubiona piosenka: ,,Czas miłości"
Ulubiony aktor: Sabina Karwala jako Joanne
Ulubiony głos: Marta Zalewska jako Mimi
Ulubiona scena: Pogrzeb
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top