Talerz w mordzie

Dzień dobry ludzisze, ogólnie do godziny dziewiętnastej będę się nudzić, więc jeśli ma ktoś jakiś pomysł bym coś napisała, to hej, mogłabym w sumie, więc klik klik klik! Ale najpierw sobie przeczytajcie! Miłego dnia


***



Eijiro przebudził się wczesnym rankiem wraz ze śpiewem ptaków i wschodzącym słońcem. Wstał otrzepując spodnie z ziemi i rozciągając się ziewnął głośno. Klasnął w swoje dłonie budząc towarzyszy tej podróży.

Jeszcze kilka miesięcy temu wszystko zapowiadało się nieźle, Ashido potwierdziła że zawarte na twardym dysku informacje, które ukradli Izuku, czy raczej pozwolili sobie pożyczyć (jak zwał, tak zwał, zależy kto o tym opowiadał) były jak najbardziej prawdziwe. Mogli w końcu znaleźć ten starożytny artefakt.

Eijiro Kirishima jako jeden z archeologów stwierdził, że odnalezienie zaginionego talerza Jezusa Chrystusa z ostatniej wieczerzy byłoby dla niego niesamowitym osiągnięciem. W końcu też po tak długim czasie znajdowali się niedaleko. Wczoraj wraz z Denkim i Hantą uciekali przed drapieżnymi zwierzętami, a gdy udało im się uciec, mogli odpocząć, w końcu wczoraj spędzili cały dzień chodząc po tej dżungli i jedyne co, to zjedli upolowanego futrzaka i biegli jak najdalej, uciekając od śmierci..

Dzisiaj to miało się nareszcie zmienić, bowiem według mapy informacji i rozeznań znajdowali się niedaleko miejsca, gdzie owy talerz powinien się znajdować.

Tak więc po szybkim ogarnięciu się, ruszyli w drogę. Sero ciągle rozmawiał z blondynem, który co kilka minut pytał czy daleko jeszcze. Mina zajmowała się spokojnym przemierzaniem drogi ramię w ramię z Eijiro, czasem jedynie stanęła by zrobić zdjęcia. Dziewczyna w końcu uwielbiała rzadką roślinność czy ptaki. Dziękowała przy każdym zdjęciu za swoich przyjaciół, którzy zdecydowali się kupić jej najnowszy aparat firmy Hatsume.

Wszystko zapowiadało się idealnie, pewnie dlatego Kirishima nie przewidział, że zostaną zaatakowani. Cała czwórka straciła przytomność i to co Hanta mógł zauważyć to wyciągnięta przez niego jakaś zatruta strzałka.

— Co do...

***

Ból głowy po przebudzeniu okazał się nie tak duży jak czerwonowłosy sądził. Zamrugał, rozglądając się po miejscu, w którym się znajdował. Był to prawdopodobnie jakiś namiot, nie mógł też szczególnie narzekać na wystrój, było tam przytulnie.

Tak Kirishima mógłby się czuć, jeśli nie posiadał rąk związanych mocnym sznurem. Westchnął głośno i właśnie w tym momencie do namiotu wszedł umięśniony blondyn. Był ubrany jedynie w spodnie i nieco wystrzępioną czerwoną pelerynę. Eijiro mógł też zauważyć na szyi mężczyzny naszyjniki i zębami niebezpiecznych bestii.

Ten facet zapewne musiał być jakimś silnym wodzem, który nie daje sobą pomiatać. Co zaskoczyło czerwonowłosego to talerz, na który miał chrapkę od dobrych paru miesięcy. Tak, ten sam talerz posiadał właśnie blond mięśniak stojący przed nim.

Był tak cholernie umięśniony, Eijiro wręcz rozpływał się w marzeniach o dotknięciu tych mięśni, przejechaniu dłonią po klatce piersiowej i zjechaniu niżej by zobaczyć...DOBRA STOP.

Nie mógł się teraz w tym zatracać! Był związany, a jego porywacz miał talerz w mordzie!

— Nie sądzę stary, by było to higieniczne — powiedział, jakoś szczególnie nie myśląc nad swoimi słowami. Już po chwili zamiast siedzieć, leżał patrząc zaskoczony na mężczyznę, który teraz zawisł nad nim i obserwował uważnie.

Kirishima zastanowił się czy w ogóle go rozumie. W końcu byli w innym kraju, na takim odludziu, w dżungli, nie sądził, że tutaj w ogóle będą żyć ludzie, a co dopiero plemię, jak mógł przypuszczać.

— Okej, okej, miej w ustach co chcesz, tylko mnie nie jedz! — blondyn aż uniósł brwi ze zdziwienia i przewrócił chłopaka na brzuch.

Czerwonowłosemu przeszło przez myśl, że chyba jednak go zje, ale zaraz stłamsił te myśli. To zdecydowanie przez te męskie mięśnie, zapewne one doprowadzały go do takiego stanu.

Chwilę później poczuł, że jego nadgarstki zostały uwolnione, a także iż chłopak z niego wstał. Podziękował cicho i usiadł ponownie.

Wódz w ogóle się nie odzywał, siedział naprzeciwko chłopaka i obserwował zachowania Eijiro.

— Kirishima! — rozległ się krzyk na dworze, co w końcu zaburzyło tą niezręczną ciszę.

Było widoczne gołym okiem, że blondyn nie był szczęśliwy, kiedy trójka przyjaciół Eijiro pojawiła się w namiocie cała zdyszana przez bieg. Chłopak nie rozumiał co się właściwie dzieje, on po prostu chciał zarobić na talerzu, który jak się okazało ten facet miał w mordzie.

Ciacha powinny być na talerzu, nie talerz w ciachu.

— Kirishima, on...cię wybrał — powiedział Kaminari z lekkim przerażeniem na twarzy

— Wybrał mnie?

— Jako swojego wodza

— W sumie to nie wodza — przerwała Mina. — On chce byś był jego... wodzową? Wybrał cię jako swojego partnera.

Właśnie wtedy blondyn wstał i zdjął z siebie czerwoną jak krew wrogów pelerynę, odrzucając ją w jakiś kąt i spojrzał się z góry na Eijiro. Ten przejechał językiem po wardze, myśląc nad tym wszystkim.

— W sumie i tak sam kogoś szukałem, więc...

— Kirishima! — usłyszał ponownie krzyk. Nie był to jednak głos Miny, Kaminariego czy Sero.

Znał go, ale nie potrafił sobie połączyć do żadnej osoby. Jego nazwisko zostało wymówione raz ponownie i właśnie wtedy w końcu się... przebudził.

Stał nad nim nie kto inny jak ukochany nauczyciel języka angielskiego. Tak, to wszystko było miłym snem, by zapewne uciec od człowieka potrafiącego działać na nerwach, Present Mic bowiem, był czasem prawdziwym utrapieniem.

Dlatego Eijiro wolał śnić o Bakugou, któremu nadal nie wyznał, że coś do niego czuje. Nie mógł też poradzić nic na to, że wariował. Był jednym, wielkim bałaganem, pełnym gejozy.

Może kiedyś mu powie.

Ale za kilka minut, gdy nastanie przerwa, pewnie dostanie niezłą zjebe od Katsukiego za spanie.

Eijiro uwielbia chłopaka, naprawdę z całego serca. Ale podczas tych krzyków z chęcią wsadziłby mu ten talerz do mordy, by się uciszył.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top