Beauty and the Beast 3/3
Witam ludzie!
Przed chwilą usłyszałam, że jakaś laska stworzyła kroksy na koturnach. To totalnie damska wersja Kirishimy. Tylko on byłby w stanie stworzyć coś takiego, sądząc po tych wszystkich artach z nim i jego super kroksami.
Wracając!
Ludzie, trzecia i ostatnia część!
Nawet nie macie pojęcia jak bardzo nie potrafiłam tego napisać. Dzień w dzień po kilka słów, dopiero wczoraj, po chyba ponad tygodniu, jakoś się z tym ruszyłam i dzisiaj po godzinie trzeciej w nocy, w końcu skończyłam.
Mam jedynie nadzieję, że się nie zawiedziecie.
Zatem nie przedłużając, miłego czytania!!
__________________
Zaraz po przebudzeniu blondyn przypomniał sobie o wydarzeniach poprzedniego dnia i jęknął, czując ukłucie w prawym ramieniu. Rana oczywiście nadal bolała, nie mogło być przecież inaczej. Wilk ugryzł go dosyć mocno, co kurewsko denerwowało Bakugo.
Todoroki przybył do niego kilka minut po tym, jak już wstał. Najwidoczniej poza dziwnymi zaczarowanymi ciałami, mieli także niezłe zmysły, ponieważ od razu kiedy chciał podnieść z łóżka, usłyszał pukanie. Shouto sprawdził jego ranę, a widząc, że wszystko dobrze się goi, zmienił jedynie opatrunek.
Katsuki poczuł, że igła może być niezłym wrzodem na tyłku.
Następnie wykąpał się w łazience, którą wskazał mu Denki. Blondyn miał wrażenie, że ten świecznik wręcz czekał, aż się przebudzi. Mimo wrednego wyrazu twarzy Bakugo, Denki ciągle gadał jak najęty, jakby nie bał się, że zaraz zostanie przez niego zmiażdżony. Chociaż, z drugiej strony, Kaminari mieszkał z pieprzonym człowieko-smokiem, nie było więc to do końca dziwne.
— Pierdolę, to jest kurewsko dziwne — mruknął do siebie, widząc, jak w jadalni Kirishima rozmawia z imbrykiem.
Eijiro po zauważeniu go wyszczerzył się, widocznie uradowany jego widokiem, co blondynowi wydało się jeszcze dziwniejsze. Czuł się jak w jakimś domu wariatów. Mutantów. Cokolwiek.
Smoczy książę, czy teraz już bardziej król, Katsuki nadal się nad tym zastanawiał, zaprowadził go do stołu i zasiedli, by móc spożyć śniadanie.
I nawet wtedy czerwonowłosy nie potrafił się przymknąć. Bakugo nie chciał przyznać, lecz o dziwo mu to nie przeszkadzało. Co więcej, nawet uśmiechał się pod nosem, słuchając chłopaka i zastanawiał się, czy ten może być jeszcze bardziej podekscytowany. Z takimi emocjami opowiadał o zeszłorocznych świętach i o tym, jak pani imbryk chciała uczyć go czytać kilka dni później.
— Chwila... nie potrafisz czytać? — spytał zdziwiony Bakugo, wpatrując się z niedowierzaniem w Eijiro. Sądził, że chłopak jednak potrafi dużo rzeczy. Koniec końców był z rodziny królewskiej, a to przecież powinno coś znaczyć
— Zapomniałem — oznajmił w odpowiedzi, jakby to była najzwyklejsza rzecz.
— Zapomniałeś — powtórzył, a kiedy Kirishima potwierdził skinieniem głowy, nie mogąc się powstrzymać, wstał i palnął go w głowę. Czerwonowłosy patrzył się na niego zaskoczony. — Jak mogłeś zapomnieć, ty debilu. Po śniadaniu czeka cię nauka i nie słyszę żadnego „nie” — warknął, ponownie siadając.
Kirishima nie mógł się nie uśmiechnąć. Uderzenie go nie bolało, ale był naprawdę zdziwiony, że blondyn tak się oburzył o całą tę sytuację z czytaniem. Zjedli w ciszy, a następnie Eijiro podniósł się z krzesła, konfundując lekko nastolatka obok. Ale kilka sekund później on też wstał.
— Masz chociaż jedną książkę w tym zapyziałym zamku? — zapytał, a Kirishima nie potrafił się nie ucieszyć.
— Z chęcią pokażę ci moją bibliotekę.
****
Bakugo Katsuki mógł z łatwością opisać widok, który zastał kilka minut później, jako cholernie zajebisty. Biblioteka w pałacu była wielka. Pełna przeróżnych ksiąg, które mogły oczarować już od samej okładki. Można było jedynie rozmyślać z podekscytowaniem, co poszczególne tomiszcza skrywały w sobie. Bakugo ciekawiło, czy ktoś kiedykolwiek przeczytał je wszystkie.
Kiedy pierwsza fala zafascynowania opadła, poprzeglądał kilka ksiąg i wziął jedną. Była ona zwyczajną opowieścią, w których blondyn uwielbiał się zagłębiać. Razem z Eijiro usiadł przy kominku i zaczęli nauki.
W takim klimacie minęło kilka tygodni, przez które dwójka młodych mężczyzn zaczęła się naprawdę do siebie zbliżać. Dni mijały im szybko i bardzo przyjemnie. Nauka czytania nie była taka trudna, lecz zdarzały się takie momenty, że przez pomyłki Eijiro, Bakugo walił go książką po głowie, jakby usiłował wtłuc mu ową umiejętność do głowy. Także Kirishima pokazał blondynowi cały zamek, zaproponował mu nawet ramię, które z lekkim zastanowieniem Katsuki przyjął.
Z przyjemnością odwiedzali pełen najróżniejszych gatunków kwiatów ogród. W jego skład wchodził także labirynt, gdzie w samym jego środku znajdowała się wielka, piękna fontanna. Podczas ciepłych dni właśnie tam spędzali wspólnie czas, a Bakugo nawet czytał Eijiro. Czerwonowłosy przymykał wtedy oczy, wsłuchując się w głos Katsukiego.
Z każdym mijającym dniem zbliżali się coraz bardziej, co nie umknęło oczywiście uwadze służby. Chcieli coś z tym zrobić, ponieważ dwójka idiotów wydawała się nie zdawać sobie sprawy, że mogą mieć się ku sobie.
— Może naprawdę on uwolni nas od klątwy? — spytał Kaminari, spoglądając przez okno na dwójkę mężczyzn, którzy kolejny dzień spędzali na zewnątrz. — Pan dawno się tak nie uśmiechał — stwierdził po chwili.
Widział, jak Kirishima śmieje się głośno. W dodatku całym ciałem. Odchylał głowę do tyłu, lekko zginając kolana. Najwidoczniej Bakugo musiał powiedzieć coś naprawdę zabawnego. Blondyn jedynie prychnął i, z małym uśmieszkiem na ustach, odwrócił wzrok. Lecz Eijiro nadal śmiał się w najlepsze. Denki mimowolnie uniósł kąciki ust do góry. Kirishima zawsze wydawał się smutny, domyślając się, że nikt nie przybędzie złamać klątwy.
— Mógłby uszczęśliwić naszego pana — dodał.
— Już jest szczęśliwy w jego towarzystwie — odpowiedział mu Iida, podchodząc do niego.
— Myślisz, że możemy coś z tym zrobić?
— Zorganizujmy im romantyczną kolację — odezwał się Todoroki, pojawiając się znienacka za nimi. Nie mogli powiedzieć, że się nie przestraszyli. Jeszcze jako człowiek Shouto był strasznie cichy, więc takie podkradanie było na porządku dziennym. Nikt jednak nie oczekiwał, że wszyscy się do tego przyzwyczają. To nadal bywało przerażające.
****
Stało się tak, jak postanowili. Wszyscy słudzy zaangażowali się w plan romantycznej kolacji. W dodatku stwierdzili, że cały zamek wymaga odświeżenia. Zaczęło się więc wielkie sprzątanie pałacu.
Wieczorem wszystko było już gotowe, a zaskoczeni taką czystością Bakugo i Kirishima zostali wysłani do swoich pokoi. Nie wiedząc, o co chodzi, zostali umyci, przebrani i zaprowadzeni do jadalni. Pachniało w niej już cudownie wykonanymi potrawami.
— Więc...
— Co się właśnie odpierdoliło?
— Sam chciałbym wiedzieć. — Eijiro parsknął śmiechem i spojrzał wesoło na blondyna.
Ubrany w piękny, pasujący do niego garnitur, siedział naprzeciwko czerwonowłosego. Ciągle poprawiał swój czerwony krawat, jakby źle się w nim czuł. Kirishima zgadywał jedynie, że musiał być zwyczajnie nieprzyzwyczajony do noszenia go. Wyglądał jednak przystojnie.
A kiedy zauważył, że smok wpatruje się w niego z taką radością, uniósł brew ku górze.
— Co, łuskaczu?
— Pięknie wyglądasz — oznajmił, zanim spróbował ugryźć się w język. Zauważył minimalny rumieniec na twarzy Bakugo i zachichotał cicho, kiedy blondyn prychnął, odwracając głowę.
Po pałacu zaczęła płynąć piękna i spokojna melodia, która urzekała już od pierwszej sekundy.
— Chciałbyś zatańczyć? — zaproponował Kirishima.
— Nie umiem tańczyć.
— Nauczę cię.
— Nie.
— No chodź.
— Nie.
— Będzie fajnie.
— Spierdalaj.
— Będę cię uczył, tak jak ty mnie nauczałeś czytania. Coś za coś. Chodź — mruknął Eijiro, nagle stając przy Bakugo i wyciągając do niego rękę.
Katsuki wymamrotał coś pod nosem i przyjął jego uścisk.
— Jesteś głupi czy co?
— Możliwe — odparł pogodnie Kirishima, prowadząc ich do wielkiej sali.
Położył jedną dłoń Katsukiego na swoim ramieniu, drugą natomiast ujął swoją własną. Sam ułożył jedną rękę na boku blondyna i uśmiechnął się delikatnie. Zgrabnie poruszali się w takt muzyki, przyciągając uwagę służących. Obserwowali ich z zachwytem. Iskierki radości błyszczały w oczach Kirishimy, był naprawdę rad, iż mógł tańczyć z Bakugo. Sam zaczynał wierzyć, że to mógł być on. Że to właśnie Katsuki miał w stanie złamać klątwę. W pewnym momencie Eijiro uśmiechnął się, słysząc, jak Kyotoku Jiro zaczyna śpiewać dla nich piosenkę.
Tej historii bieg
Stary jest jak świat
Obce dusze dwie
Wtem coś zmienia się
Nie wiadomo jak.
Jakaś drobna rzecz
Jeden mały gest.
Chociaż serca drżą
Choć niepewni są
Katsuś z Kirim jest.
Niespodzianka, bo
Któż przewidzieć mógł
Takie qui pro quo
Ale pewne to
Tak jak słońca wschód
Tej historii bieg
Jak melodii ton
Nieco gorzki, lecz
Uczy zmieniać się
popełniwszy błąd.
Tak jak każda z dróg
W końcu ma swój kres
Jak po nocy świt
Jak w piosence rytm
Katsuś z Kirim jest
Katsuki mimowolnie odwrócił wzrok, nico się rumieniąc. Kirishima uwielbiał patrzeć na ten widok. On naprawdę wyglądał dla niego cudownie, gdy się rumienił. Nie mówiąc już, że zawsze Eijiro potrafił go skomplementować. Blondyn był po prostu dla niego strasznie przystojny. Delikatnie ujął podbródek blondyna, by mógł na niego patrzeć. Tak bardzo chciał go przytulić, ująć jego policzek i delikatnie pocałować usta, które wydawały się miękkie. Zapewne takie były. Kirishima chciał, by Bakugo został z nim. Już na zawsze.
Nawet nie zauważyli, kiedy świece oświetlające salę przygasły.
Eijiro pozwolił sobie pokierować ich na balkon, gdzie oboje oparli się o balustradę.
Czerwonowłosy podziwiał Bakugo z czułością, obserwując, jak ten wpatruje się w rozgwieżdżone niebo. Chciał powiedzieć mu, że przez te tygodnie zrozumiał, jak bardzo stał się dla niego ważny. Pragnął mieć go blisko siebie. Chciał, by z nim już został.
By mógł dalej spędzać z nim czas.
Rozmawiać.
Śmiać się.
Bawić.
Znowu móc dotknąć jego ciepłych dłoni.
W końcu go przytulić.
Pocałować.
— Chcesz mi coś powiedzieć czy będziesz dalej się tak na mnie patrzył? — spytał blondyn, kierując na niego wzrok. A Kirishima nie miał pojęcia, ile czasu się tak w niego wgapiał.
— Ja... — chciał przyznać, jak bardzo pragnie mieć go przy sobie. Że darzy go czymś więcej niż przyjaźnią, ale nie mógł. Zdał sobie sprawę, jak bardzo było to egoistyczne. Nie mógł przecież prosić go o coś takiego. Nie miał prawa być tak samolubny i zabierać go tylko dla siebie. Był potworem, jakby śmiał? Westchnął cicho. — Jeśli chcesz, możesz wrócić już do domu.
Bakugo spojrzał się na niego w niemałym szoku, zupełnie nie spodziewając się akurat takich słów. Moment później jego wyraz twarzy ukazywał jedynie znudzenie, choć w głębi serca był mocno wkurzony.
— Czyli już ci się znudziłem, hę? — warknął.
— Co? Nie, to nie tak! — czerwonowłosy od razu zaprzeczył. Nie mógł mu jednak powiedzieć prawdy.
— Ta? Więc jak?
— Twoje ramię jest już zdrowe. Zapewne tęsknisz za ojcem i matką. Sami pewnie nie mogą się doczekać aż wrócisz i … — przerwało mu prychnięcie.
— Wyjadę jeszcze dzisiaj — odparł Bakugo i wyszedł, nie spoglądając już na Eijiro.
Kirishima mógł tylko podejrzewać, że chłopak zabrał jedynie swój płaszcz i dosiadł pożyczonego konia. Z balkonu ujrzał, jak blondyn odjeżdża, nie odwracając się nawet na sekundę.
Nie wiedział, że Katsuki uronił łzę, klnąc na smoka.
— Panie... — odezwał się Kaminari, podchodząc niepewnie do swojego króla. Ten odwrócił się w jego stronę, a Denki zamarł, widząc jego twarz we łzach.
Kirishima zaśmiał się żałośnie, podciągając nosem.
— Zawsze muszę wszystko psuć, prawda? — spytał, nie domagając się odpowiedzi. Denki zaczął od razu kręcić głową, zaprzeczając jego słowom, ale nie był w stanie się odezwać. Kirishima dawno nie wyglądał na takiego załamanego. — Idealnie nadaję się na potwora. Nic, tylko psuję.
****
Bakugo wrócił do wioski. Ojciec przywitał go mocnym uściskiem i zmarszczył brwi, kiedy jego syn nie próbował go odepchnąć, nawet się nie odezwał. Masaru pokierował Katsukiego do domu, gdzie przywitała go matka. Ona również zdziwiła się, gdy blondyn odwzajemnił objęcie, zaciskając dłonie na materiale jej bluzki. W końcu uśmiechnęła się delikatnie i pogłaskała go po głowie.
— Już wszystko dobrze, Katsuki.
— Wcale nie.
— Opowiesz mi, co się stało? — zadała pytanie spokojnie, a po chwili Bakugo jedynie przytaknął, kierując się do swojego pokoju.
Podczas kiedy Katsuki opowiadał rodzicom, jak spędził ostatnie kilka tygodni, w mieście ponownie zjawił się Tomura. Siedział w gospodzie, tuż przy kominku i obserwował taniec płomieni w powietrzu.
Kurogiri podszedł do mężczyzny, oznajmiając mu, że Bakugo powrócił do wioski. Shigaraki uśmiechnął się pod nosem. Podsycał wiadomości o dzikiej bestii w zapomnianym zamku już od jakiegoś czasu. Wstał i w brudnych od błota butach stanął na drewnianym stole, zwracając na siebie uwagę ludzi.
— Słuchajcie! Tyle czasu przygotowaliśmy się do tego dnia! Zbieraliśmy potrzebny sprzęt i w końcu jesteśmy gotowi! — wrzasnął, a mężczyźni od razu mu odkrzyknęli.
Wyszli na zewnątrz, przygotowując się do wyruszenia. Wywoływali tym spory hałas. Przez to Katsuki z rodzicami również wyszli na zewnątrz, chcąc poznać źródło owego hałasu. Blondyn zmarszczył brwi na widok broni.
— Ej, Shigaraki, co ty znowu odpierdalasz? — zawołał, co sprawiło, że tłum przekierował swoją uwagę na niego.
— Zbieramy się, by zabić smoka. Pewnie chciałbyś się dołączyć, czyż nie? — spytał z uśmieszkiem, a na twarzy Bakugo pojawił się szok.
— Smoka?
— Niedaleko jest zamek, jest tam bestia. Trzeba ją zabić, zanim ona zabije nas.
— On nie robi nikomu nic złego, ty kurwiu! — oburzył się, nie wierząc, że Tomura dowiedział się o Kirishimie.
Niebieskowłosy zaczął się jedynie śmiać niczym chory na umyśle i spojrzał się na niego z szerokim uśmiechem.
— Spójrzcie na niego! Bakugo Katsuki jest szalony! Ten smok porwie wasze dzieci, zniszczy nocą wasze domy!
— Co ty pierdolisz?! Nie znasz go!
— Trzeba skończyć z tym potworem raz na zawsze! Musicie zabić bestię!
— Tak! Tu bezpieczny nie jest nikt! Nocą przyjdzie groźny wróg! — odezwał się Kurogiri.
— Bestia porwie nasze dzieci, by swój zaspokoić głód! — odparła zlękniona kobieta.
— Bestia zgubi to miasteczko, nie pozwólmy na to wraz! Jest już czas najwyższy działać, chłopcy, Za mną ruszać czas! — krzyknął Tomura do ludu, a Bakugo rzucił się na niego. Nic to jednak nie dało, Kurogiri odrzucił go, uderzając pięścią w twarz — Związać go !
— Do reszty cię popierdoliło!
— Kto nie jest z nami, jest przeciw nam! Powinieneś to wiedzieć, Bakugo. Związać całą jego rodzinę! Nie mogą ostrzec tego potwora.
— Nie waż się go tknąć, psycholu! Zajebię cię! Zapierdolę i, kurwa, zdechniesz! Zgiń!
— Niech odwagi nie zabraknie wam, do walki tej ja, Shigaraki, prowadzę was! Zdobędziemy zamek i zabijemy smoka!
Chłopak szamotał się, zdzierał gardło, groził. Był jednak bezsilny. Nie potrafił zatrzymać tego, co miało się wydarzyć, nieważne, jak bardzo by się nie starał. Po raz pierwszy w życiu czuł się całkowicie przytłoczony.
Ludzie wyruszyli wprost w las, trzymając broń i pochodnie. Katsuki wciąż nie mógł wyjść z szoku, w jak wielki. niebezpieczeństwie był Kirishima.
Nie... tak nie mogło być. Nie mógł tego tak zostawić.
Warknął pod nosem i spojrzał na sznur, którym był przywiązany do wielkiego pnia.
— Kurwa! Muszę go uratować, cholerny sznur. Nie mogę tutaj tak stać, muszę pomóc temu pieprzonemu łuskaczowi.
— Wiem, jak się wydostać – odezwała się jego matka, wyciągając z kieszeni swój ostry scyzoryk. — Musimy się śpieszyć.
****
— Wiedziałem, wiedziałem, że już nie ma nadziei — zaczął jęczeć Iida, kiedy siedział ze świecznikiem i pozostałymi przy ciepłym kominku.
— Żałuję, że do tego zamku w ogóle trafił — wyszeptał w pewnym momencie Todoroki, a Kaminari jedynie westchnął. Był zmartwiony całą sytuacją.
— To przecież nie tylko jego wina — odpowiedział, broniąc blondyna, co zdziwiło innych. — Kirishima sam pozwolił mu odejść. Źle się to potoczyło.
Moment później wszyscy przytaknęli i tym razem wspólnie westchnęli głośno.
Nagle usłyszeli głosy na zewnątrz.
— Czy to on? — spytał Iida podchodzącego do okna Denkiego.
— To najeźdźcy! Idźcie powiadomić Kirishimę. Musimy bronić zamku!
Shouto zdecydował się szybko pobiec do sypialni Eijiro, gdzie ten przebywał. Wpadł tam bez pukania. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegał młodego mężczyzny. Po wejściu głębiej do pokoju, ujrzał go dopiero na balkonie, na którym siedział. Zgarbiony wpatrywał się w swoje dłonie, pełne łusek.
— Wybacz mi, panie... — zaczął, ale zamarł, słysząc ton głosu Kirishimy.
— Wyjdź. Zostawcie mnie w spokoju
— Panie, zamek jest oblężony! Co mamy robić? — zapytał i nie mógł się nie zadrżeć, kiedy Eijiro popatrzył na niego tym nietypowym dla siebie pustym spojrzeniem.
— Niech sobie wchodzą. Mnie już wszystko jedno — mruknął czerwonowłosy i ponownie się odwrócił.
Todoroki nie poddał się jednak i po wyjściu z sypialni kierował się od razu na dół, pragnąc wspomóc przyjaciół. Zobaczył wtedy, że ludzie zdążyli wedrzeć się do środka. Od razu skoczył do walki.
— Niech każdy bierze, co chce. Lecz pamiętajcie: ten potwór jest mój! — krzyknął Tomura i zaczął kierować się prosto do bestii.
Już od podwórza mógł dostrzegał jego skrzydła na jednym z wielkich balkonów. Wiedział więc gdzie zmierzać. Kirishima w tym czasie nie ruszył się nawet o centymetr. Chcą go zabić? Może tak będzie nawet lepiej. W końcu jest potworem.
Shigaraki wparował do jego salonu, wywarzając drzwi. Z szalonym uśmiechem podchodził powoli do Eijiro. Miecz w jego dłoni sunął się po podłodze, wytwarzając nieprzyjemny dźwięk.
— Zapłacisz za wszelkie zło, potworze — zaśmiał się gorzko Tomura, nie mogąc się doczekać walki.
Ale ta nie nadeszła, gdyż przybity Kirishima nadal siedział wpatrzony w martwy punkt gdzieś pomiędzy swoimi dłońmi.
— Stawaj do walki!
— Nie — odpowiedział niemal od razu, co zaskoczyło Shigarakiego.
Mężczyzna wybuchnął śmiechem.
— Ha! To będzie jeszcze łatwiejsze, niż sądziłem! — rzekł i wycelował mieczem w kark czerwonowłosego.
Ten zaś lekko uśmiechnął się pod nosem. Już nie zrobi niczego głupiego. Nic nie zniszczy, niczego nie zepsuje. Odejdzie z tego świata, nikomu nie wadząc. Czuł się pogodzony ze swoim losem.
— Nie! Eijiro!
Usłyszał swoje imię. Ten głos... to był Bakugo. Obserwował z niedowierzaniem, jak blondyn jechał na koniu, patrząc na niego z jakimś niezrozumiałym uczuciem na twarzy. Eijiro nawet nie zauważył, gdy umieranie jakoś nagle przestało mu się podobać. W idealnym momencie uniknął miecza Tomury i swoim ogonem przewalił go na podłogę. Bakugo... przez Bakugo ponownie nabrał energii, siły, by walczyć. By żyć. Katsuki do niego wrócił.
Shigaraki szybko powrócił na nogi i zaczął napierać na smoka, który robił uniki przed ostrą bronią Tomury, nie dawał za wygraną. Eijiro także zaczął atakować. Swoimi ostrymi szponami uderzył chłopaka w klatkę piersiową, na co ten krzyknął z bólu. Czerwonowłosy spojrzał na niego z pogardą, widząc, jak ten żałośnie wyczołgał się na balkon.
— Nie zabijaj mnie — wymamrotał Shigaraki, udając że już do końca nie potrafi się ruszać.
Kirishima westchnął jedynie, wiedząc, iż nie byłby tak zły. Nie mógłby go zabić. Słysząc szybki bieg i kroki za nim, odwrócił się i wyszczerzył zęby w uśmiechu na widok Bakugo. Ten także wyglądał, jakby chciał się uśmiechnąć, lecz w ostatniej chwili zamarł.
— Katsu... — chciał jedynie wypowiedzieć jego imię. Nie podejrzewał, iż Tomura wbije mu miecz w plecy. Wpatrywał się w szoku w zakrwawione ostrze, którym został przebity. Te nagle zniknęło, a czerwonowłosy opadł na kolana.
To wszystko nagle stało się tak nagle. Bakugo w szale skoczył do walki i zrzucił Shigarakiego z balkonu, niewiele myśląc. Następnie opadł na kolana tuż przy leżącym Eijiro, ten zaczął się już wykrwawiać. Jego puls był coraz słabszy.
— Wszystko będzie dobrze — zaczął Kirishima, widząc zmartwione spojrzenie Bakugo.
Blondyn objął go, kompletnie obojętny na to, że ubrudzi się krwią, to teraz w ogóle nie było ważne. Nie mógł uwierzyć, że chłopak właśnie umiera w jego ramionach.
— Co ty pieprzysz? Ten chuj przebił cię mieczem! Kurwa! Nie waż mi się umierać. Zabiję cię, jak umrzesz, rozumiesz? Zapierdolę, jak tylko pomyślisz o tym, że mógłbyś teraz umrzeć! Nie możesz, nie możesz tego zrobić! — krzyczał do czerwonowłosego, który uśmiechał się delikatnie, dokładnie słuchając słów Bakugo. Eijiro ujął jego policzek, czym zaskoczył blondyna.
Za nim mógł zobaczyć, jak ostatnie płatki róży opadają. No tak, to już naprawdę był koniec.
— Jesteś taki piękny... nie płacz, Katsuki – szepnął, obdarzając czułym spojrzeniem łzy cieknące po policzkach Bakugo. — Jestem taki beznadziejny, płaczesz z mojego powodu.
— Zamknij się! Nie jesteś! Jesteś zajebisty, najbardziej męski! Dlatego nie możesz mi umrzeć w tej chwili, w pieprzonych ramionach. Nie możesz tego zrobić, bo cię, kurwa, kocham! — wykrzyczał.
Ale zanim Kirishima zdążył usłyszeć ostatnie zdanie, jego dłoń opadła na podłogę, a oczy zamknęły się. Ostatni płatek róży właśnie opadł. Bakugo czuł, jakby w całym zamku zrobiło się nagle cicho. Mocniej objął Eijrio, zaczynając jeszcze bardziej płakać.
Nie spodziewał się, że poczuje, jak ciało Kirishimy samo się unosi i zaczyna otaczać je jasne światło. Oglądał z szokiem, jak jego szpony zmieniały się w zwyczajne dłonie, wielkie smocze skrzydła zniknęły wraz z ogonem. Łuski jakby wyparowały. Cała krew i wszelkie rany zwyczajnie zniknęły, a Eijiro ponownie opadł na podłogę. Bakugo nie wiedział, co się właśnie stało. Drgnął nieco, widząc, jak jego ukochany się poruszył i usiadł, wpatrzony w swoje dłonie, ramiona. Zerknął na blondyna i poprawił swoje czerwone włosy, które opadły mu na oczy. Szeroko się uśmiechnął, nie mogąc uwierzyć, w to iż Bakugo właśnie odczynił klątwę.
— Katsuki... udało ci się — powiedział i rzucił się na niego, wtulając się mocno.
— Udało mi się — powtórzył po nim Katsuki.
Gdy chłopak odsunął się od niego delikatnie, ujął jego twarz w dłonie i zaczął przyglądać jej się dokładnie. Podziwiał te czerwone, radosne oczy i sam nie mógł się nie uśmiechnąć. Naprawdę mu się udało.
Niewiele myśląc, w końcu pocałował Kirishimę, który tak szybko, jak przeżył szok, tak samo szybko zaczął odpowiadać na ten zachłanny, a jednak cudowny pocałunek, pełen emocji i pasji.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top