4. Szukałaś mnie?
Bed of roses dla klimatu i przypływu nostalgii :)
Czas na moment stanął w miejscu, kiedy go ujrzałam. Nietylko dlatego, że był ostatnią osobą, której się tu spodziewałam. Również przezto, że mimo upływu ośmiu lat, od kiedy się ostatni raz widzieliśmy, nadalwyglądał tak samo. Praktycznie wcale się nie zmienił. Wciąż nosił czarneubrania, chociaż teraz zastąpił duże bluzy koszulami, a dresy eleganckimispodniami. Inną zmianą, która jednak była znacząca, okazały się podwinięte nawysokość łokci rękawy. Dawny Thomas w życiu by nie założył czegoś z krótszymniż do przegubów. No i jego włosy, nieco dłuższe niż dawniej, chociaż też bezprzesady. Ponadto był bardziej opalony niż kiedyś. Jego ciemnobrązowe oczywciąż wyglądały tak samo; brakowało im blasku.
Żadne z nas się nie odezwało. Po prostu na siebie patrzyliśmy. Wewnątrz mnie szalała masa emocji i prawdopodobnie właśnie dlatego nie mogłam wydobyć z siebie głosu. On mnie jedynie obserwował. W kącikach ust czaił się ten jego typowy uśmiech. Jedną z dłoni ulokował w kieszeni spodni. Pokręciłam w końcu głową, jednak i ten gest nie pomógł mi odnaleźć języka w gębie.
– Dawno się nie widzieliśmy – odezwał się w końcu Thomas.
– To prawda – odetchnęłam i przesunęłam się, by wpuścić go do środka. Gdy już wszedł, zaczął rozglądać się po wnętrzu, a ja zamknęłam drzwi, o które w następnej chwili się oparłam. – Co tu robisz?
– Zostałem przysłany, by zawieźć cię do Gold – odpowiedział, obracając się w moją stronę.
– Regan cię namówił. – Bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
– W zasadzie... – na moment zamilkł – sam stwierdziłem, że to dobry pomysł. – Zmarszczyłam brwi, więc kontynuował: – I tak byśmy się spotkali. Lepiej było uniknąć tego... niezręcznego momentu.
Takiego jak teraz?
– Ach, racja.
I znowu chwilę milczeliśmy. Patrzyliśmy na siebie jak starzy znajomi, którzy samym rzutem oka próbowali ocenić, jak wiele ich ominęło. Czułam tak dużo, że nie potrafiłam tego nazwać. Cholera, nie widzieliśmy się osiem lat. Chociaż nie zmienił się wizualnie, a przynajmniej nie w takim stopniu jak inni nasi przyjaciele, ja wyglądałam zupełnie inaczej. Nie tylko z powodu upływu czasu. Wiedziałam, że ta pewność siebie, którą przez lata nabyłam, również miała swój dosyć spory udział.
– Napijesz się czegoś? – spytałam, przypominając sobie o manierach.
– Wody – odparł, po czym dodał, kiedy się ruszyłam: – Sam się obsłużę. Ty, jak wspomniałaś, potrzebujesz jeszcze piętnastu minut, nim będziemy mogli się zbierać – przypomniał mi. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że byłam bez makijażu w znoszonych domowych ubraniach.
– Faktycznie – rzuciłam i skinęłam głową. Potem Thomas poszedł do kuchni, a ja wolnym zamyślonym krokiem skierowałam się na górę.
Dobrze wyglądał. Nie mogłam odrzucić tej myśli. Zawitała w mojej głowie jako pierwsza. Z pewnością znalazł sobie kogoś, kto pomógł mu się pozbierać. Szczerze ucieszyło mnie to. Naprawdę. Mimo wszystko zasługiwał na szczęście. I miał rację, i tak byśmy się zobaczyli. Może to spotkanie nie było zbyt radosne, z całą pewnością mocno niezręczne, ale to Thomas Frighton. Osoba, z którą kiedyś mogłam dokonać wszystkiego.
Kończyłam robić makijaż, kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Obróciłam głowę w ich kierunku. Byłam już kompletnie ubrana i pozostało mi jeszcze nałożyć pomadkę na usta. Moje włosy lekkimi falami opadały na ramiona, a blada skóra tworzyła z nimi mocny kontrast.
– Minęło piętnaście minut – powiedział Thomas, patrząc w ziemię. – Mogę wejść?
– Pewnie. – Zamknął za sobą drzwi. Podobnie jak za pierwszym razem, teraz też rozejrzał się po wnętrzu pomieszczenia.
– Nic się tutaj nie zmieniło.
– Tak... – Odwróciłam się z powrotem do lustra. W odbiciu zobaczyłam, że Frighton usiadł na krawędzi mojego łóżka. – Kiedy wyjeżdżałam, postanowiłam, że ani nie sprzedam tego domu, ani też niczego w nim nie zmienię.
– Kto się nim zajmował pod twoją nieobecność?
– Caroline – odpowiedziałam, zerkając na pomadkę, którą trzymałam w dłoniach. Po chwili z niej zrezygnowałam i odłożyłam na bok. Obróciłam się przodem do mężczyzny, by móc spojrzeć mu w oczy. – Opiekowała się tym domem. Zmieniała pościel, myła okna, uzupełniała lodówkę... Zupełnie jakby miała wrażenie, że...
– Wrócisz tu na stałe? – dopowiedział Frighton. Skinęłam głową. – Ale nie wróciłaś.
– Nie – zaprzeczyłam, zakładając kosmyk włosów za ucho. – Skończyłam studia prawnicze i aplikację. Zamierzam otworzyć własną kancelarię.
– To odważny krok – zauważył brunet. Lekko się uśmiechnęłam. – Zawsze wiedziałem, że rozwiniesz skrzydła, kiedy opuścisz to miejsce.
– A co u ciebie? – zmieniłam temat nim dotarlibyśmy do spraw, o których wolałam nie mówić.
– Za wiele się nie zmieniło – odparł cicho i przeniósł wzrok na okno. – Wciąż pracuję, czasem zajrzę do warsztatu. Często wyjeżdżam, nawet do innych krajów. Prowadzę tam rozmowy z ludźmi, którzy być może zechcieliby z nami współpracować.
Wiedziałam, że celowo unikał powiedzenia tego wszystkiego wprost. Nie chciał, bym była związana z Darkness, więc owijał wokół tematu, żeby żadne niechciane słowo nie padło. Doceniałam to.
– To miło, że pomagasz dziadkowi w warsztacie – zauważyłam, delikatnie się uśmiechając na myśl o Johnie Frightonie.
– Właściwie tym warsztatem zajmuje się Christina – poprawił mnie łagodnym, ale bezemocjonalnym tonem.
– Och – odparłam tylko.
– Moi dziadkowie zmarli – dopowiedział Thomas. Moje oczy zmieniły się w dziesięciocentówki. – Dziadek dwa lata temu, a babcia miesiąc po nim.
– Bardzo mi przykro – wyszeptałam, spuszczając wzrok. Nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy.
– Niepotrzebnie. – Jego głos dalej był beznamiętny. To przez te lata się nie zmieniło, świetnie maskował emocje. – Są teraz w lepszym świecie... Objąłem też opiekę nad Lią – dodał po chwili. – Pomyślałem, że będzie ze mną bezpieczniejsza niż z Kelly i Victorem.
– Chodzi o Brada? – zapytałam cicho.
– Przez te lata udało nam się nieco ocieplić relację. Czuje do mnie respekt.
– Ale nie pozwolił ci odejść z pracy – zauważyłam, unosząc wzrok. Twarz Thomasa pozostawała bez wyrazu.
– Nie chciałem odejść. Ta praca to całe moje życie. Innego nie znam. – Widziałam, że chciał dodać coś jeszcze, jednak ostatecznie pokręcił głową i wstał. – Jedziemy?
– Tak. – Podniosłam się z krzesła i ostatni raz przejrzałam w lustrze. Przy wyjściu założyłam czarne płaskie pantofle i zabrałam mniejszą torebkę, w której schowałam telefon wraz z kluczami. – A gdzie twój dodge challenger? – zapytałam, kiedy zobaczyłam na podjeździe czarne porsche.
– Czas nie miał dla niego litości – odpowiedział krótko i wsiadł do środka.
Po chwili do niego dołączyłam. Siedząc w tym samochodzie czułam, jakbym trafiła do zupełnie innej bajki. Nie towarzyszył mu charakterystyczny zapach, wszystko wyglądało tak... inaczej i chociaż nie miałam przyjemności siedzieć w byłym aucie Thomasa od wielu lat, nadal doskonale pamiętałam uczucia, jakie mi wtedy towarzyszyły. To było coś zupełnie innego. Tak, jakby sam samochód stanowił kluczowy element naszej relacji. I w zasadzie troszkę tak było.
Przez jakiś czas milczeliśmy, w tle grało jedynie radio. Nie potrafiłam się skupić na piosence. Myślami dalej przetwarzałam nasze spotkanie. Wkrótce dotarło do mnie, że po tych ośmiu latach naprawdę wreszcie się widzieliśmy. Że rozmawialiśmy jak starzy znajomi, którzy dawniej rozumieli się bez słów. Teraz nie wiedziałam, co siedziało w jego głowie. Nie wiedziałam, czy palił inne papierosy niż czerwone rothmansy. Nie wiedziałam, czy nadal grywał na fortepianie. Tak naprawdę był dla mnie zupełnie inną osobą. Innym człowiekiem. To dlatego nasze spotkanie przebiegało tak dziwacznie. Osiem lat to mnóstwo czasu, którego nie dało się przeskoczyć i tak po prostu wrócić do tego, co było kiedyś. Gdy dotarła do mnie ta myśl, dopadła mnie melancholia.
Siedzący obok mnie brunet stanowił odzwierciedlenie tego, jaką siłę miał upływ czasu. To odzwierciedlenie nie było jednak widoczne na pierwszy rzut oka. Ono sięgało o wiele głębiej i zarówno ja, jak i Thomas zdawaliśmy sobie z tego sprawę.
– Przez cały ten czas miałaś kontakt ze wszystkimi? – Tę ciszę przerwał w końcu Frighton.
– Tak, postanowiłam, że nie popełnię tego samego błędu, co kiedyś – odparłam, obracając głowę w jego kierunku. – A ty? – dopytałam ostrożnie.
– Też. – Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy, a po chwili jeden z jego kącików ust blado się uniósł. – Więc przez te wszystkie lata po prostu umiejętnie ukrywali nas przed sobą wzajemnie.
– Rzadko bywałam w Atlantic City – wtrąciłam, jakby to miało ich usprawiedliwić.
– Ja też – odpowiedział spokojnie. To też się po tylu latach nie zmieniło. Nadal miał bardzo spokojny głos, tyle że nieco niższy i poważniejszy, jeśli to możliwe. – Nie licząc obecnego pobytu, byłem tu może ze dwa razy. W grudniu tamtego roku i kiedy Kelly oznajmiła mi, że ma narzeczonego. – Cicho prychnął pod nosem.
– To by wyjaśniało, czemu nie widziałam cię na ślubie Rosaline i Williama.
– Szukałaś mnie? – Uniósł brew z nikłym rozbawieniem, kiedy na mnie zerknął. Wzruszyłam ramieniem.
– Kiedyś się przyjaźniliśmy.
Choć to i tak spore niedopowiedzenie.
– Nie było mnie na ich ślubie. – Cicho westchnął, a następnie skręcił w jedną z uliczek. – Jak ma się twoja matka? – zmienił nagle temat.
– Dobrze – odpowiedziałam cicho, obracając głowę w stronę bocznej szyby. – Chociaż widać po niej, że jest przemęczona. Louisa i Chase też doprowadzają ją do skraju załamania. Często się kłócą.
– Ile oni mają już lat? Dziesięć? Jedenaście?
– Trzynaście – poprawiłam go. – Skończyli trzynaście lat.
I chociaż nie powiedziałam tego na głos, coś w tym, jak poruszył dłońmi na kierownicy sprawiło, że utwierdziłam się w przekonaniu, że Frighton wiedział, o co mi chodziło. Moje rodzeństwo było w tym wieku, kiedy ja zaczęłam przechodzić najgorszy etap swojego życia. Poczułam, że nie byłam w tym sama. Thomas mnie rozumiał. Czy to możliwe, że po tak długim czasie ten fakt nie uległ zmianie?
– To najgorszy wiek – odezwał się. – Dzieci stają się nastolatkami i bardzo chcą pokazać, jakie to nie są dorosłe.
– A ty masz dzieci? – zapytałam, jednak po chwili już żałowałam, że zadałam to pytanie. Nie powinnam wnikać w jego przestrzeń osobistą aż tak bardzo. To przecież Thomas, do cholery!
Nie odpowiedział. Skręcił w jedną z uliczek i wrzucił wyższy bieg. Zestresowała mnie ta cisza. Z jakiegoś powodu serce zaczęło galopować, a na policzki wpłynął rumieniec. Co bym zrobiła z tą informacją? Już chciałam przeprosić, cokolwiek powiedzieć, kiedy, ku mojemu zaskoczeniu, to mężczyzna zabrał głos:
– Nie. Nie mam dzieci. – Jego ton pozostawał beznamiętny. – Ale wychowuję Lię od dwóch lat i dopiero w październiku kończy osiemnaście. Przechodziłem przez jej nastoletni bunt.
– Gdy ją poznałam, wydawała się bardzo inteligentna i...
– Tak – wtrącił, delikatnie kiwając głową. – Wciąż potrafi swoim sprytem obalić moje argumenty, a mnie zaczyna denerwować odprawianie tych wszystkich chłopców, którzy ustawiają się w kolejce do niej.
– Odprawiasz ich? – Cicho parsknęłam śmiechem.
– Oczywiście, że tak. – Zmarszczył brwi, jakby to, że tak się martwił o siostrę, stanowiło coś najbardziej naturalnego. – Znam się na ludziach. Zresztą, z częścią ich rodzin pracuję.
– Ach, tak – wymamrotałam do siebie, z rozbawieniem wyobrażając sobie Thomasa jako typowego starszego brata.
– Zrozumiesz to, kiedy Louisa zacznie umawiać się na randki – kontynuował Frighton tonem, jakby znał cały świat lepiej ode mnie.
– Wcale się to w tobie nie zmieniło. – Pokręciłam głową.
– Co się nie zmieniło?
– Nadal uważasz, że zawsze masz rację. – Spojrzeliśmy sobie w oczy.
– Masz na myśli Charlie'iego? – Skinął głową i uniósł kącik ust. – Mieszka z Eveline i dzieciakami. Lou rozpieszcza go jak tylko może, a Chase wyprowadza na spacery wieczorami, bo lubi wtedy porozmyślać. – Mój głos nieco przycichł.
– Tęsknisz za nimi – zauważył Thomas.
– Tak, kocham moją rodzinę, przyjaciół z Londynu. Przepłakałam wiele nocy, gdy musiałam zostawić Charliego u mamy. Wiem, że ma tam dobrze, ale jednak... szczególnie że dwa lata temu zdiagnozowali u niego wypadającą rzepkę.
– Z tego, co wiem, wiele małych psów się z tym zmaga.
– Tak, to wrodzona wada. Na początku odchodziłam od zmysłów, kiedy zaczął utykać. Teraz już wiemy, jak ułatwiać mu życie. – Thomas delikatnie się uśmiechnął, jednak nie odpowiedział.
Na miejsce dojechaliśmy w ciszy. Cholera, Frighton się zmienił. Nie tylko wizualnie, ale głównie z charakteru. Dojrzał i zobaczyłam to mimo jego cichej osobowości. Dlatego milczenie z nim wcale mnie nie krępowało. Było dobrze. Spokojnie. Jakby to była najnormalniejsza chwila na świecie. Spotkanie z Thomasem po tak długim czasie.
W końcu stanęliśmy przed lokalem z niebieskim neonowym napisem Gold. Thomas zgasił silnik, jednak nie wysiadł, co oznaczało, że chciał jeszcze o czymś pomówić. Z tego powodu cierpliwie czekałam.
– Mogę ci zadać pytanie? – spytał, przenosząc na mnie spojrzenie. Skinęłam głową. – Czy między nami wszystko w porządku? Nie chciałbym wracać do miasta i...
– Tak – przerwałam mu, blado się uśmiechając. – Pewnie, że jest w porządku. Dlaczego pytasz? – Cicho westchnął.
– Nasze ostatnie spotkanie było... dosyć smutne – przyznał delikatnie. – Chyba po prostu chciałem się upewnić, że nie ma między nami niezałatwionych spraw.
– Wszystko w porządku – zapewniłam go. – Nadal uważam cię za kogoś mi bliskiego, mimo upływu ośmiu lat i chyba tyle wystarczyło, żeby... – urwałam, bo nie chciałam kończyć tego zdania.
– Ja ciebie też uważam za kogoś bliskiego – odpowiedział i rzucił mi krótkie spojrzenie. Dopiero wtedy otworzył drzwi i wysiadł na wieczorne letnie powietrze.
Oboje milczeliśmy, przemierzając tę odległość do lokalu. Regan wyraźnie postarał się, by było elegancko i bardzo w jego stylu. Gold stanowił niesamowity kontrast dla Drugs. Przez ogromne szyby widziałam masę ludzi podrygującą w rytm jakiejś żywej muzyki oraz błękitne światła, mieszające się z mrokiem i blaskiem kuli disco. Ruszyłam za Thomasem, gdy tylko weszliśmy do środka. Ciekawie rozglądałam się wokół, jednocześnie pilnując, bym nie zgubiła bruneta. Na szczęście był na tyle wysoki, że dotarliśmy do specjalnej loży znajdującej się na piętrze bez trudu.
Jak i na dole, kanapy były niebieskie i czarne, podłogi ułożone z drewnianych desek, a ściany obwieszone płytami winylowymi i plakatami znanych zespołów. Tutaj muzyka wydawała się grać o wiele ciszej, choć z otwartego balkonu dało się spojrzeć w dół, na poruszające się ludzkie cienie. Zarówno tu, jak i na parterze znajdował się bar. To właśnie w tamtym kierunku powędrowaliśmy wraz z Frightonem. Już ze sporej odległości zauważył mnie Regan, który przyrządzał drinki dla Petera, Jacka, Victorii i Rosaline. William i Christina nie pili. Ze wszystkimi się przywitałam, a w międzyczasie Thomas zajął najdalsze miejsce na stołku i zaczął coś czytać w telefonie.
– No hej, wisienko! – zawołał West i pochylił się ponad blatem, by cmoknąć mnie w policzek.
– Wisienko? – Zaśmiała się Chris.
– Nazwał mnie tak, gdy rozmawialiśmy przez telefon – wyjaśniłam, przewracając z rozbawieniem oczami.
– Och, Ronnie. Mam twoje ubrania, które ostatnio u nas zostawiłaś – wtrąciła Ross i zeskoczyła ze stołka. – Są na zapleczu. Chodź, od razu ci je oddam, póki jeszcze pamiętam. – Delikatnie się uśmiechnęła. Regan był tak miły, że wskazał nam drogę. Nawet tutaj królował niebieski kolor.
– Tylko wracaj szybko, mamy do pogadania, wisienko – rzucił, zanim zostawił nas z Shay same.
– Proszę. – Podała mi czarną reklamówkę, w której znajdowały się moje rzeczy. – Jak się domyślasz, to nie jest jedyny powód, czemu chciałam zostać z tobą sama.
– Coś się stało? – Próbowałam szukać odpowiedzi w jej jasnych oczach. – Chodzi o Zacha?
– Nie, nie – zaprzeczyła prędko i po chwili westchnęła. Usiadła na jednym ze stołków, więc poszłam jej śladem. – Jeśli chodzi o Richera, pociesza mnie myśl, że to tylko podejrzenie, nic pewnego. Niestety William nie mówi mi wszystkiego i niewiele wiem, co się dalej dzieje. – Przez jej twarz przebiegł cień, ale na razie wolałam tego nie rozwijać.
– Więc o czym chciałaś...
– O tobie i Thomasie – przerwała mi i przekrzywiła głowę. – Wszystko w porządku?
– Tak, a czemu nie? – Zmarszczyłam brwi.
– Wiesz, unikaliście się osiem lat i...
– I to wystarczająco sporo czasu, żeby wszystkie uczucia wyparowały – dopowiedziałam, na co na moment zacisnęła usta w wąską linię. – Nie zrozum mnie źle... mam o nim tak serdeczne uczucia jak o każdym z was, ale...
– Rozumiem – przerwała mi cicho. – Po prostu wciąż wspominam tę sytuację z naszego wesela – mówiła, nie patrząc mi w oczy – kiedy...
– To było cztery lata temu. – Teraz to ja jej przerwałam. Mój głos wydał się nieco za ostry, więc posłałam jej blady uśmiech, kiedy uniosła na mnie wzrok. – Szmat czasu. Nie warto do tego wracać.
– Racja. – Wydawała się zamyślona. – Przepraszam, że się mieszam, ale oboje jesteście dla mnie bardzo ważni. Szczególnie, że mnóstwo przeszliście przez te lata. I razem, i osobno.
– Naprawdę to doceniam. – Chwyciłam za jej dłoń. Rosaline się uśmiechnęła, tym razem nieco szerzej i szczerzej. – Mam teraz rozumieć, że kiedy się spotkamy ekipą, Thomas też tu będzie?
– Tak. – Skinęła lekko głową. – Przynajmniej do momentu wyborów. – Posłała mi znaczące spojrzenie. Ona też nie chciała poruszać tego tematu wprost.
– Rozumiem – odparłam lekko.
– A ty kiedy wyjeżdżasz?
– W połowie sierpnia.
– To już niedługo – sapnęła, kręcąc głową. – Zatrzymałabym cię tu na zawsze, gdybym tylko mogła. Zresztą nie tylko ja. Wszyscy chcielibyśmy, żebyś została. Ty i Jack. Cholernie mi brakuje tylko szalonego chłopaka.
– A właśnie, rozmawiałaś z nim o...
– Tak – przerwała mi. – Chociaż to Thomas zaczął tę rozmowę, a nie ja.
– Powiedziałaś Thomasowi? – jęknęłam, odchylając się na stołku ze skrzywioną miną.
– Musiałam! – Próbowała się bronić, choć na jej twarzy malowało się poczucie winy. – Nawet on nie wiedział, że Jack miał takie problemy.
– On mnie zabije – mamrotałam bardziej do siebie niż do niej. – Nie miałaś prawa rozmawiać o tym z Thomasem. A ja nie powinnam niczego mówić, ale, cholera, myślałam, że wiecie.
– Przepraszam. – Wydawała się szczerze skruszona. – Chciałam dobrze.
– Mogłaś najpierw powiedzieć o tym mnie. – Pokręciłam głową.
– Wiem – przyznała cicho. – Ale Jack nie jest zły. Naprawdę.
– Na was nie – prychnęłam pod nosem. Na moment zacisnęłam powieki, chcąc się uspokoić. – Nieważne – powiedziałam już głośniej i wstałam.
– Ronnie... – Usłyszałam za sobą głos Ross.
– W porządku, Rosaline – odparłam, obracając się na moment przez ramię. – W porządku.
Ale nie było w porządku. Zdenerwowało mnie to, że powiedziała o wszystkim Thomasowi. Ja nauczyłam się na błędach przeszłości. Może ona też powinna. Ucięłam temat, bo nie chciałam powiedzieć o słowo za dużo. Musiałam się wyciszyć.
Zabrałam torbę z ubraniami i razem wróciłyśmy do reszty. Usiadłam na tym stołku od samego brzegu, a koło mnie miejsce zajmował Peter. Dalej Christina, Jack, Victoria, Rosaline, William i na końcu Thomas. Regan dalej zajmował się barem, przyrządzając drinki.
– Wydajesz się wściekła – zauważył Green. Christina rozmawiała z Jackiem, więc Green obrócił się w moją stronę. – Coś się stało? – Pokręciłam tylko głową. – Hej, West, może przygotujesz naszej wisience popisowego drinka? – rzucił do Regana.
– Się robi, szefie. – Zasalutował wspomniany i obrócił się w stronę baru.
– Doszły mnie słuchy, że otwierasz własną kancelarię, pani prawnik – zagaił Peter.
– Takie mam plany. – Blado się uśmiechnęłam. – Dalej się zastanawiam.
– Nad lokalizacją czy ogólnym pomysłem? – dociekał, choć nie robił tego w irytujący sposób.
– Właściwie to... ogólnie tym pomysłem – przyznałam, kiwając głową. – Dopiero co skończyłam aplikację prawniczą i dostałam kilka ofert pracy w innych kancelariach, ale sama nie wiem.
– Nie sądzisz, że porywasz się z motyką na słońce? – zapytał w delikatny sposób. Spojrzałam mu w oczy, w których widziałam cień troski. – Wiesz, jesteś młoda, może być ciężko. Nie znam się na tym za bardzo, ale wiem, że na wszystko potrzeba czasu.
– Więc co sugerujesz?
– Żebyś przez jakiś czas dała sobie moment na podjęcie decyzji – wyjaśnił, uśmiechając się lekko. – Dopiero skończyłaś aplikację, co sama przyznałaś. Daj sobie czas, może przyjmij jakąś ofertę lub sama złóż CV do tych kancelarii, które by cię interesowały. Otwieranie własnego biznesu to spora odpowiedzialność. – Zerknął na Regana, który kończył przygotowywanie mi drinka. Wszędzie bym poznała Blue Lagoon. – On pod koniec sierpnia skończy dwadzieścia siedem lat, ale siedzi w tym biznesie, odkąd skończył szesnaście.
– Wiem, co masz na myśli – powiedziałam, kiwając głową. – I dziękuję za radę, Peter.
– Nie ma sprawy, Ronnie. – Objął mnie ramieniem.
– Oto specjalność lokalu. – West dumnie postawił przede mną drinka. – Do dna, skarbie.
– Wygląda profesjonalnie. – Uśmiechnęłam się do blondyna.
– Zapewniam cię, że tak też smakuje. – Puścił do mnie oczko.
W trakcie tego wieczoru, popijając drinka w wykonaniu Goldena i siedząc z osobami, z którymi mogłam kiedyś kraść konie, czułam się jak dawniej. Nostalgia ściskała mi serce, ale cieszyłam się, że tu byli. Wspominałam te dobre chwile. Kiedy bywało źle, ale z nimi nie potrafiłam przestać się śmiać. Kochałam towarzystwo każdego z nich. Razem i osobno. Wszyscy na swój własny sposób byli wyjątkowi. Chociaż byliśmy zupełnie różni, nie przeszkadzało nam to w spędzaniu ze sobą czasu w jak najlepszy sposób.
Porozmawiałam z każdym z nich z osobna, nawet z Williamsem. Kiedy nikt nie słyszał, odbyliśmy całkiem poważną rozmowę. Nie gniewał się, że powiedziałam o jego problemie Rosaline, choć ja sama czułam do siebie żal i wściekłość. Po tych wszystkich latach pojęłam wreszcie, czemu Thomasa tak bardzo denerwowało, gdy ktoś mówił o nim za plecami.
– Veronica, a ty? – spytała w pewnym momencie Victoria, odrywając mnie od rozmowy z Christiną.
– A ja co? – odpowiedziałam pytaniem. W międzyczasie Peter polał mi kolejny kieliszek wódki, którą w końcu Regan wyciągnął spod blatu.
– Czy kogoś masz – wyjaśniła, przeszywając mnie spojrzeniem piwnych oczu. Czułam na sobie też wzrok Thomasa, który siedział tuż obok niej. Zastanawiałam się, czy o tym nie rozmawiali, zanim mnie zapytała. Przełknęłam ciężko gulę w gardle, nim odpowiedziałam:
– Nie.
– Więc mogę podbijać? – wtrącił Regan, który widocznie próbował rozluźnić atmosferę. Ktoś nawet się zaśmiał na jego słowa, ale ja wciąż wpatrywałam się w rudowłosą z bezpłciową miną.
– Och, sądziłam, że po tym, co stało na weselu Willa i Ross... – ciągnęła dalej.
– Vic – przerwał jej ostro Jack. – Obiecaliśmy, że nie będziemy do tego wracać.
– Faktycznie. – Wyglądała, jakby dopiero sobie uświadomiła to, co powiedziała. Ponadto musiała sobie przypomnieć, że Thomasa wtedy z nami nie było, więc to, że palnęła to właśnie przy nim, było jeszcze gorsze. – Przepraszam.
– Nie szkodzi – odparłam z wymuszonym uśmiechem.
A Thomas w tym czasie obserwował nas wszystkich. Być może pierwszy raz w życiu ekipa coś przed nim zataiła. I miało to związek ze mną. Czułam na sobie jego wzrok, choć nie odważyłam się odwzajemnić tego spojrzenia. Sam Thomas też się nie odezwał. Jedynie patrzył. Od zawsze był dobrym obserwatorem i to się chyba do tej pory nie zmieniło. Zawsze trzy kroki przed innymi. Nie miałam jednak ochoty poruszać tego tematu. Ani teraz, ani nigdy. Mój żołądek zacisnął się pod wpływem wspomnień, a przecież ślub Rosaline i Williama miał miejsce cztery lata temu. Poczułam się źle.
– Dobra, muszę siku – obwieściła w pewnym momencie Christina, przerywając ciszę, jaka zapanowała po tej rozmowie. – Ronnie, chodź ze mną. – I nim się odezwałam, już ciągnęła mnie w stronę toalet po przeciwnej stronie. – Cała Vic. Po alkoholu zawsze mówi za dużo – sapnęła, wchodząc do jednej z kabin. Cała łazienka była pusta, a muzyka stanowiła jedynie ciche tło. – Nie miej jej tego za złe.
– Nie mam, po prostu zestresowałam się, że Thomas się o tym dowie. – Oparłam się bokiem o ścianę z czarnych płytek i westchnęłam.
Z jakiegoś powodu nawet po tylu latach opinia Frightona była dla mnie ważna.
– Nie dowie się, już ja tego dopilnuję – burczała, a po chwili usłyszałam odgłos spłukiwania wody. – I nie myśl sobie, że musisz z kimś być. To żaden obowiązek. Możesz być niezależną kobietą i zdobywać świat w pojedynkę. Obie wiemy, że akurat ty jesteś na tyle silna, by tego dokonać.
– Dziękuję, Chris. – Posłała mi delikatny uśmiech, gdy myła ręce. Potem poprawiła fryzurę i czarne luźne spodnie na tyłku. Na koniec dotknęła wciąż płaskiego brzucha i spojrzała na mnie.
– Nie masz za co mi dziękować – zapewniła i ponownie chwyciła mnie za dłoń, a po chwili wyprowadziła nas z łazienki i pomogła dojść do baru. Na całe szczęście, bo moja orientacja w terenie nadal była słaba. Plus wlałam w siebie sporo alkoholu. – Och, już wychodzicie? – zapytała, widząc, że Rosaline, William i Jack podnosili się z miejsc.
– No niestety, jutro do pracy – powiedziała Ross i zerknęła na wyświetlacz w telefonie.
– Nie te lata, co kiedyś, żeby siedzieć do drugiej w barze, a potem wstać na szóstą do roboty – dodał Williams. Skierował wzrok na mnie. – Jutro mam telekonferencję z Kuwejtu.
– Trzymam kciuki. – Uśmiechnęłam się i objęłam go na pożegnanie. – Zadzwoń i powiedz, co i jak.
– Będziesz pierwszą osobą, do której zadzwonię – zapewnił i przeszedł, by pożegnać się z resztą osób. Na dłużej zatrzymał się przy Thomasie.
– Trzymaj się, Vi. – William objął mnie jedną ręką.
– Ty też.
– Jeszcze raz przepraszam, Ronnie – wyszeptała Shay, kiedy się ze mną żegnała.
– Nie szkodzi, Ross. – Dotknęłam jej ramion i spojrzałam w oczy. – Rozmawiałam z Jackiem, jest w porządku. Tylko na następny raz porozmawiaj najpierw ze mną.
– Dobrze. Tak zrobię.
Kiedy cała ich trójka wyszła, zostaliśmy ja, Regan, Christina, Peter, Victoria i Thomas. Przez moment milczeliśmy. Dopiłam resztkę drinka. Obróciłam głowę, ponownie czując na sobie czyjś wzrok. Jak się okazało, to Frighton mi się przyglądał. Nie robił tego natarczywie czy obsesyjnie. Po prostu się patrzył i analizował, jak to miał w zwyczaju. Dopiero po paru sekundach odwróciłam wzrok. On tego pierwszy nie zrobił. Wtedy też odezwał się Regan:
– Aj tam, co to za stypa na wielkim otwarciu? Idziemy potańczyć! – zawołał i chwycił dłoń Victorii, która siedziała najbliżej niego.
– Dobry pomysł – zgodził się Peter, a po chwili on wraz z Christiną i tamtą parą zniknęli na dole, na parkiecie. Bar teraz stał pusty, ale jako że była to prywatna loża, panowała tu cisza i nikt nie dopraszał się o alkohol.
– A co z tobą? – Odwróciłam głowę, gdy usłyszałam głos Thomasa. Zauważyłam, że przez cały ten czas rękawy jego koszuli ponownie były zsunięte do przegubów.
– Hmm? – Zmarszczyłam brwi.
– Nie tańczysz?
– Och, nie. – Zaśmiałam się cicho, choć nie mógł zrozumieć, skąd ten gorzki śmiech się wziął. – Dawno nie tańczyłam.
– Dlaczego? – dociekał delikatnie. Przez moment milczałam.
– A ty czemu nie tańczysz? – odbiłam piłeczkę. Nie chciałam mu tego mówić. Nie dlatego, że mu nie ufałam lub być może zacząłby patrzeć na mnie z litością, ale po prostu miałam dobry humor. Jego niszczenie było ostatnim, czego potrzebowałam.
– To nie dla mnie. – Wzruszył ramieniem, choć wydawało mi się, że nie powiedział mi całej prawdy. – Widzę, że sporo mnie ominęło – zagaił, upijając łyk wody z wysokiej szklanki.
– Wcale nie. – Pokręciłam głową. – Zresztą, przecież wiedziałeś o ciąży Chris czy...
– Chodziło mi raczej o ciebie – przerwał mi łagodnie. Gdy się nie odezwałam, kontynuował: – Nie wiedziałem, że ty i Jack jesteście razem.
– Bo nie jesteśmy. – Zmarszczyłam brwi. – Skąd przyszedł ci do głowy taki wniosek? – Mężczyzna pokręcił głową, ale nie odpowiedział na moje pytanie.
– Zatańczymy? – zapytał nagle. To wydało mi się tak niespodziewane, że w pierwszej chwili niczego nie powiedziałam. Po pierwsze, Thomas nie proponował tańca. Przynajmniej ten dawny, być może nowy był jeszcze bardziej inny niż sądziłam. Po drugie, nie tańczyłam od bardzo dawna. To odblokowywało pewne wspomnienia.
– Nie jestem pewna czy...
– Ostatni raz tańczyliśmy jakieś... osiem lat temu, jeśli nie myli mnie pamięć – wtrącił spokojnie, nie odrywając ode mnie spojrzenia. – Wtedy nieźle mi szło. Nie podeptałem ci palców. – Cicho się zaśmiałam.
– Nie chodzi o to, że boję się zmasakrowania stóp.
– Więc o co? – Uniósł lekko brew, tworząc przy tym swój thomasowy wyraz twarzy.
– Może to ja wypadłam z wprawy? – Również uniosłam brew.
– Zawsze twierdziłaś, że nie umiesz tańczyć – przypomniał mi.
– To się raczej nie zmieniło.
– Przekonajmy się. – Wzruszył ramieniem i podał mi dłoń.
Nie wiedziałam, jak to się stało, że w jednej chwili nie miałam najmniejszej ochoty, żeby zatańczyć, a w kolejnej stałam już na parkiecie z osobą, z którą łączyło mnie kiedyś więcej niż można by przypuszczać. Czekaliśmy na zakończenie obecnej bardzo szybkiej piosenki. Liczyłam, że następna będzie trochę wolniejsza, bo nie tańczyłam od lat i całkiem sporo wypiłam.
I w następnej chwili całkowicie zamarłam. Z głośników dobiegły nas pierwsze dźwięki Bed of Roses. Byłam pewna, że kącik ust Frightona ledwo zauważalnie drgnął w uśmiechu. Mogłam sobie dać rękę uciąć, że to nie był przypadek, a ktoś celowo włączył właśnie ten utwór. Przypomniały mi się te wszystkie chwile, kiedy do niego tańczyliśmy:
Sitting here wasted and wounded
At this old piano
– Czy to... – zaczęłam, zerkając w stronę DJ-a. Chciałam się upewnić czy to jedna z moich ulubionych piosenek.
– Bed Of Roses od Bon Jovi – dokończył za mnie. Szczery uśmiech wykwitł na mojej twarzy. Ta chwila była romantyczna, choć nie powinna taka być. Chwilę się kołysaliśmy, gdy nagle mnie od siebie odsunął i już myślałam, że znowu jego nastrój się zmienił, ale on... obrócił mnie, następnie znów przyciągnął do swojej klatki piersiowej.
'Cause a bottle of vodka
Is still lodged in my head
– Uwielbiam tę piosenkę – mruknęłam niby do siebie, choć wiedziałam, że usłyszał moje wyznanie.
– Ja też. – Usłyszałam po chwili i aż musiałam spojrzeć mu w oczy, bo nie spodziewałam się, że lubił ten zespół. I że podzieli się ze mną tą informacją.
– Całe szczęście, że to wolna piosenka – powiedział Thomas, jak gdyby nigdy nic, przyciągając mnie do siebie.
– A co? Kondycja ci przez lata spadła? – zażartowałam, na co się uśmiechnął. W ten typowy dla siebie sposób.
– Nadal nie jesteś zabawna – odgryzł się z lekkim uśmiechem i złączył nasze dłonie w uścisku. Zaczęliśmy się wolno kołysać.
With an ironclad fist
I wake up and french kiss the morning
While some marching band keeps its own beat in my head
While we're talking
– Czuję się jak nastolatka – oznajmiłam, kiedy obrócił mnie wokół własnej osi. W mojej klatce piersiowej pojawił się cień zawstydzenia, bo naprawdę wypadłam z wprawy.
– Ale tańczysz o wiele lepiej niż dawniej – odpowiedział, przez co z rozbawieniem zmarszczyłam brwi.
I właśnie w tamtej chwili poczułam ukłucie czegoś, co dawno umarło. Przy tej piosence, w świetle, gdzie nadal wyglądaliśmy pięknie i młodo, poczułam się jak osiem lat temu. Na swój sposób szczęśliwa i wolna, ale też lekko smutna. Te czasy nie mogły już wrócić, tak prowadziło się życie. Zerknęłam na jego tatuaż. Miał rację, wszystko przemijało, a ja zauważyłam to dopiero teraz.
Mimo to, tańczyłam z Thomasem i byłam szczęśliwa. Czułam jego typowy zapach, który nawet po latach nie uległ zmianie. Mocne perfumy i papierosy z domieszką czegoś, czego nie mogłam poznać, a było charakterystyczne tylko dla niego. Uśmiechnęłam się na przypływ wszystkich wspomnień, które mi się z nim kojarzyły. Chyba naprawdę sporo wypiłam.
I want to lay you down in a bed of roses
For tonight I'll sleep on a bed of nails
Oh I want to be just as close as the Holy Ghost is
And lay you down on a bed of roses
– Myślałem, że jesteś z Jackiem, bo widzę jak na ciebie patrzy – wyznał w pewnym momencie, nachylając się nad moim uchem, bym go usłyszała. Nadal byłam od niego trochę niższa.
– Jak na przyjaciółkę – dopowiedziałam, spoglądając mu w ciemne oczy. Pokręcił głową i blado się uśmiechnął. Nieco gorzko.
– Jak na coś, co chciałby mieć, ale nie może tego dostać – ciągnął niewzruszony.
– To niemożliwe. My się przyjaźnimy.
– My też się kiedyś przyjaźniliśmy – zauważył, posyłając mi delikatne spojrzenie. Ponownie obrócił mnie wokół własnej osi.
– Ja... nie jestem gotowa na żadną relację – wyrzuciłam, choć sama nie miałam pojęcia, po co. Alkohol poluzował moje bariery.
– Więc w żadną nie wchodź – powiedział po prostu i wzruszył ramionami. – Miłość to najniebezpieczniejsze uczucie na świecie. Kiedy cię pochłania, nie widzisz już ratunku. Szczególnie, gdy przychodzi po niej cierpienie, z którym nie potrafisz sobie poradzić.
Następne słowa bruneta sprawiły, że nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć:
– To dlatego cztery lata temu nie było mnie na ślubie Williama i Rosaline.
I want to lay you down in a bed of roses
For tonight I'll sleep on a bed of nails
Oh I want to be just as close as the Holy Ghost is
And lay you down on a bed of roses
***
Cześć!
Ostatnie rozdziały (i te kolejne) są bardzo smutne, dlatego przychodzę do was z miłą odskocznią - spotkaniem Ronnie i Thomasa. To głównie im jest on poświęcony. Mam nadzieję, że poczuliście się dziwnie, gdy się zobaczyli pierwszy raz, bo to właśnie o ten efekt mi chodziło. I mam nadzieję, że poczuliście przypływ nostalgii z powodu Bed of roses (tak jak ja za każdym razem, gdy słucham tej piosenki).
Chciałabym wam podziękować za prawie 200 tysięcy wyświetleń przy We are drowning in the dark. Naprawdę wam dziękuję. Nigdy nawet nie wierzyłam, że tyle osób postanowi poświęcić swój czas mojej historii. Naprawdę, naprawdę dziękuję <3
Co do rozdziałów i ich częstotliwości - wspominałam gdzieś o tym w komentarzu pod jednym z rozdziałów - będę starała się, żeby było ich więcej po Nowym Roku, bo wtedy odejdą mi dwa poważne problemy, które właściwie blokują mnie we wszystkim, co związane z pisaniem. I oczywiście kolejny rozdział pojawi się w dniu urodzin mojego ulubionego dziecka Thomasa, więc wyczekujcie, bo to już niedługo!
Do następnego xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top