Rozdział6

- I jeszcze ta Momoi ze swoim rozkapryszonym tonem - perorowałam w akompaniamencie śmiechu Miry i Eliota. Nie wiem ile drinków wypiłam, ale najwidoczniej wystarczająco żeby wylały się wszystkie moje żale. - Jakby cokolwiek jej się należało. Myślałam, że uduszę ją na miejscu.

- Śmiem stwierdzić, że miałaby spore szanse na ucieczkę - zaśmiał się Eliot.

- No ja nie wiem - zastanawiała się Mira - Ayano potrafi prowadzić ten wózek jakby szatan w nią wstąpił. 

- Ma się te praktykę - przyznałam - ktoś w końcu musiał gonić Eliota za każdym razem, gdy próbował totalnie pijany wsiąść do samochodu najbliższego chętnego na zwiedzanie świata faceta. 

- Bo ty po prostu nie rozumiesz na czym polega dobra zabawa! - prychnął chłopak. - Ale musisz przyznać, nikt nie zwiewa tak dobrze jak ja!

Popatrzyłyśmy po sobie z Mirą z uśmiechem. Eliot to całkiem ciekawe zjawisko.

- Chłopie - Mira, która siedziała obok Eliota, położyła mu rękę na ramieniu - gdybyśmy pozostawiły cię samemu sobie albo byś właśnie dogorywał w rynsztoku, albo moglibyśmy już jedynie szukać po tobie ciała.

- Dokładnie! - zawtórowałam jej. - Ty nie masz żadnej chęci przetrwania.

- Ja po prostu uważam, że warto umrzeć w imię dobrej zabawy! - zawołał. - Wy po prostu jesteście zbyt sztywne żeby to pojąć.

Całą trójką wybuchnęliśmy śmiechem. Nie byłam w stanie określić, która jest godzina, ale było z pewnością grubo po północy, a my dawno nie widzieliśmy się we trójkę. Tak naprawdę odkąd skończyliśmy studia zdarzało się to coraz rzadziej. Z pewnością jest w tym sporo mojej winy - Mira ciągle proponowała nam spotkania, próbowała znaleźć termin odpowiadający nam wszystkim, ale ja wiecznie byłam w pracy, a Eliot po za zasięgiem - imprezując lub trzeźwiejąc. 

Spojrzałam na chłopaka. Mimo że się odświeżył wciąż nie wyglądał najlepiej - papierowa cera, fioletowe cienie pod oczami i skóra, która wisiała na kościach. Zawsze był szczupły, ale teraz wyglądał wręcz na chorego. Bardzo chorego.

Z takim trybem życia nie można pociągnąć za długo, a ja wręcz widziałam jak Eliot wykańcza się na moich oczach.

Przeniosłam wzrok na Mirę. Śmiała się. Brązowe włosy spięte w wysoki kucyk. Wyglądała jakby naprawdę była szczęśliwa. Albo po prostu tak dobrze udaje. Zawsze była w tym dobra. 

Jak to się w ogóle stało że na dwieście pięćdziesiąt osób, które liczył mój rok prawa to właśnie z tą dwójką byłam najbliżej? I jako jedynymi utrzymywałam kontakt po ukończeniu studiów? Pozostałych widziałam tylko w przelocie, w sądzie, w pracy. Nic ponad to.

A ta dwójka... była tutaj, ze mną i właśnie razem upijaliśmy się do tego stopnia żebym swój wolny dzień spędziłam skacowana. Jakiś głosik z tyłu głowy, ten, który zazwyczaj ma rację, zaczął już mówić, że powinnam skończyć pić, ale zignorowałam go. Bawię się z przyjaciółmi. Czy nie to powinna robić dziewczyna w moim wieku, gdy ma wolne? Bawić się? Czy nie tak właśnie działa świat?

Tylko ja nie byłam jak każda inna dziewczyna w moim wieku. Nie mogłam pozwolić sobie na bycie nieodpowiedzialną. Dorosłam w dniu wypadku i potem już zawsze musiałam na siebie uważać. A potem do tego chciałam zostać szanowaną panią adwokat więc musiałam dbać by nie robić żadnych głupot, które mogłyby zaszkodzić mojemu wizerunkowi. Gdy twoje życie układa się w taki sposób musisz być ostrożna. 

Od lat jestem ostrożna.

Ile mnie dzieli od tego by jutro obudzić się z dziurą w pamięci? Czy naprawdę chcę to zaryzykować? Teoretycznie co złego mogłoby mi się stać? Jestem w swoim domu, z dwójką ludzi, których znam od lat. Po prostu się upiję. 

Z drugiej strony znam Eliota i Mirę. 

Odstawiłam szklankę.

Oboje spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.

- Ja już na dzisiaj państwu podziękuję - uśmiechnęłam. - Wy dalej siedźcie, ale mnie już wystarczy.

 Pożegnałam się i wyjechałam z salonu.

 Przez chwilę czułam się dobrze, towarzystwo pomogło mi się otrząsnąć z tego co miało miejsce wieczorem. Teraz czuję... nie wiem co. Dziwny niepokój pod skórą. 

Potarłam ramiona. Nie podobało mi się to uczucie. Dlatego alkohol w dużych ilościach to zły pomysł. Jeden drink sprawia, że czujesz się lepiej. Każdy następny wręcz przeciwnie.

Wjechałam do sypialni i zamknęłam drzwi na klucz. Lubiłam Mirę i Eliota. Znałam ich od lat. A jednak ten dziwny niepokój kazał mi zamknąć drzwi na klucz jakby byli jakimś zagrożeniem. Jakby mogli chcieć mnie skrzywdzić, gdy będę spać.

"Odstawiam alkohol" - obiecałam sobie. - "Jeśli tak mam się czuć... odstawiam na zawsze."

Uśmiechnęłam się. Pobożne życzenia. 

Z trudem ściągnęłam z siebie ubrania i położyłam się do łóżka w samej bieliźnie. Nie chciało mi się szukać piżamy. Wydawało mi się to zbędnym wysiłkiem, biorąc pod uwagę fakt, że nikt i tak nie miał możliwości wparowania do pokoju.

Nie lubiłam tego niepokoju, który czaił się pod skórą. Sprawiał, że czułam się niepewna i zagrożona bez żadnego konkretnego powodu. W takiej sytuacji nie pozostawało mi nic innego jak po prostu przespać ten stan, ale oczywiście do tego trzeba być w stanie zasnąć, co jak widzicie po tym ile bezsensownych słów z siebie wyrzucam, nie jest w tej chwili możliwe.

Przedstawiam wam tę moją historię bez większego ładu i składu. Mam wrażenie, że kładę akcenty nie na te elementu co trzeba i wspominam wydarzenia, które tak naprawdę, w szerszym kontekście nie będą miały żadnego znaczenia. Ale kim ja jestem by wiedzieć co będzie miało sens w szerszym kontekście?

Wykorzystajmy ten chaotyczny moment żeby poukładać sobie co nieco w głowach. Albo jeszcze lepiej, ja ułożę sobie to wszystko w głowie i wrócę do was, jak już będę wiedziała co i jak. Tak? Super, to jesteśmy umówieni.


- Nie ma zawodnika, którego nie potrzebujemy. Nawet jeśli nie grasz w meczach, nie wierzę, by ktoś kto przedłuża trening, był zupełnie bezużyteczny. Nie obiecuję, że ci się uda jeśli zostaniesz. Ale jeśli odejdziesz, nic już nie pozostanie.* - powiedział Aomine.

Kuroko patrzył na niego z niedowierzaniem. Szok, że gracz taki jak Aomine może w niego wierzyć miał wypisany na twarzy.

Stałam wtedy z Midorimą i Akashim w drzwiach sali gimnastycznej. To zabawne jak wiele ważnych chwil z mojego życia wtedy działo się, gdy byłam właśnie przy tych drzwiach...

Mieliśmy wejść do środka, ale Akashi nas powstrzymał i gestem nakazał ciszę, gdy tylko dostrzegł Aomine i Kuroko a było to znacznie wcześniej niż którekolwiek z nas zorientowało się, że ktoś jest na sali.

Pamiętam jak wtedy patrzyłam na Aomine - jakbym zobaczyła go po raz pierwszy. Do tej pory mieliśmy ze sobą mało wspólnego - choć grali z Midorimą w pierwszym składzie raczej nie byli ze sobą blisko więc ja, zazwyczaj podążająca za Midorimą, naturalnie także nie miałam za wielu okazji by poznać go lepiej. Wiedziałam że głośno się śmieje i jest dość przyjacielsko nastawiony do większości ludzi. Że uwielbia koszykówkę. I to w zasadzie tyle.

Tamtego dnia zobaczyłam go od zupełnie innej, prywatnej strony - zdeterminowanego by pomóc obcemu chłopakowi, z oczami pałającymi wiarą w niego i nadzieją na lepszą przyszłość. To był chłopak, w którym się zakochałam.

Gdy wyszliśmy z sali i pożegnaliśmy się z Akashim, Midorima próbował rozłożyć na części pierwsze zdolności Kuroko, ale ja mogłam myśleć tylko o tej determinacji podszytej wiarą w cudze możliwości, którą zobaczyłam na twarzy Daikiego. 

Tak właśnie wpadłam. Potem już tylko obserwowałam go przy każdej okazji - na treningach, meczach, omawianiu strategii. Patrzyłam jak zmienia się jego wyraz twarzy, gdy stara się zdobyć kolejne punkty, gdy obserwuje swoich kolegów z drużyny, gdy wygrywają. Tak łatwo było go wtedy kochać. 

A reszta to historia, która kiepsko się skończyła.

Z tą myślą odbijającą się od krawędzi świadomości, w końcu udało mi się zasnąć.



* cytat: S3E13 Kuroko's basketball, tłumaczenie: Netflix


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top