Rozdział 9

I tak moje urodziny dobiegły końca, mogłam ruszyć dalej z resztą swojego życia. Właśnie tego chciałam. Gdy wstałam następnego dnia jak zwykle wypiłam kawę, uszykowałam się do pracy, znalazłam Eliota śpiącego na mojej kanapie.... z tego powoli też robi się normalna, poranna czynność.

Chwilę przed tym jak miałam wyjść z domu i ruszyć na podbicie prawniczego świata, zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Pomyślałem, że tym razem przyjdę sam, bo grupowe wizyty nie działają najlepiej - powiedział Kuroko, gdy otworzyłam.

I rzeczywiście, tym razem przed domem nie zastałam nikogo innego.

- Co to miało być wczoraj? - zapytałam, krzyżując ręce na piersi.

No dalej, Kuroko, tłumacz się.

- Przepraszam za to. Wydawało mi się, że jeśli zobaczysz, że się starają, zmienisz zdanie. Nie powinienem był tego robić, przepraszam.

Pokiwałam głową.

- Zgadza się, Tetsuya. Nie powinieneś był. Dobrze wiesz jakie mam o nich zdanie. A mimo to przyprowadziłeś ich do mojego domu. Dwa razy! - powiedziałam ze złością.

- Masz rację - pokiwał głową. - Po prostu naprawdę chciałem, żebyście dali sobie kolejną szansę. A kiedy pojawiły się te oskarżenia... - zawahał się.

- Wyczułeś swoją okazję? - podpowiedziałam.

Przytaknął, a ja westchnęłam cierpiętniczo.

Kuroko ewidentnie zawinił, myślę, że to jest jasne też dla was. Ale jak wkurzać się na Kuroko? Wystarczy na niego spojrzeć, żeby dojść do wniosku, że on by nikomu krzywdy nie zrobił.

"Tobie też krzywdy nie zrobił." - podpowiedział jakiś głos w mojej głowie.

Jasne, tylko zdradził moje zaufanie.

"W radzeniu sobie z tym masz już wprawę, co? Po prostu przejdź nad tym do porządku dziennego, a nie pozujesz na wiecznie skrzywdzoną."

Nie. Nie będziemy rozmawiać tym tonem.

- Tetsuya, nie wiem, co chciałeś w ten sposób osiągnąć i raczej ci to nie wyszło, ale nie zamierzam was reprezentować, dlatego powinieneś znaleźć sobie adwokata. Mogę ci polecić kogoś dobrego, jeśli chcesz. Ale nie będę brała w tym udziału. To że tworzyliśmy kiedyś paczkę znajomych - "fałszywych" dodał usłużnie głos w mojej głowie - to stare dzieje, które nie wrócą. Dlatego cokolwiek jeszcze zamierzasz zrobić w tej sprawie, daj sobie spokój. I mi też daj spokój.

Zerknęłam w stronę bramy. Mój transport już czekał.

- Jesteś na mnie zła - stwierdził.

-Oczywiście, że jestem na ciebie zła! Dobrze wiesz, jak to wszystko wyglądało w szkole. Nie mam zamiaru tego ponownie przechodzić. I skończmy już ten temat. Muszę wychodzić do pracy - złapałam swoją torebkę i zaczęłam wyjeżdżać z domu, co zmusiło Kuroko do cofnięcia się.

Zamknęłam za sobą drzwi na klucz (nie wiem co Eliot zrobi przez cały dzień. Niech wyjdzie oknem) i razem ruszyliśmy w stronę bramy.

- Może w takim razie dasz się zaprosić na przeprosinowego drinka? - zapytał Kuroko. Zerknęłam na niego podejrzliwie. - Tylko ty i ja! - zapewnił.

Przeanalizujmy to. W ostatnim czasie towarzystwo Kuroko ściąga mi na głowę niechcianych osobników, ale przez ostatnie naście lat zachowywał się wobec mnie w porządku. Więc teoretycznie należy mu się kredyt zaufania. Z drugiej strony ostatnio mam wrażenie, że ciągle gdzieś z kimś wychodzę albo ktoś przychodzi do mnie. To zaczyna się robić męczące. Muszę się skupić na pracy.

- Dzięki za zaproszenie - powiedziałam w końcu - ale nie tym razem. Muszę zostać dłużej w pracy. Innym razem?

Mój kontakt z Kuroko był poprawny to fakt. Ale głównym tego powodem był fakt, iż ograniczał się do sms-ów i trzydziestosekundowych połączeń telefonicznych. Więc lepiej dmuchać na zimne.

- Jasne - pokiwał głową smutno.

Dotarliśmy do samochodu i kierowca pomógł mi wjechać do środka. Pomachałam jeszcze Kuroko, zanim drzwi się za mną zamknęły i odjechaliśmy.

Czy możemy uznać, że to koniec niespodziewanych wizyt od dawnych znajomych?

Od samego wejścia do biura czułam rozgorączkowaną atmosferę. Większość pracowników zajmowała swoje boksy i pracowała w pocie czoła, a tych kilku, którzy tego nie robili, przemieszczało się z prędkością światła między gabinetami.

Nawet Jenkins dobrze wypełniał swoje obowiązki. Co było zaskakujące, ponieważ większość osób, która mi asystowała, nie była najbardziej kompetentna. Nie, Jenkins już na mnie czekał i gdy tylko zamknęły się za mną drzwi natychmiast zaczął mówić. Które dokumenty zostały złożone, jakie mam spotkania... wszystko.

Wybiła się w tym tylko jedna informacja.

- O czternastej jest pani umówiona na lunch z panem Tanaką i panem Midorimą...

Czy oni mnie nie przestaną prześladować? Ja rozumiem, że to moja praca, ale ostatnie na co mam ochotę to wpatrywanie się drugi dzień z rzędu w twarz Midorimy... przecież w tym tempie któregoś dnia (pewnie dzisiaj albo jutro) nie wytrzymam i po prostu mu przywalę. A to nie będzie dobre dla mojej kariery. Zwłaszcza jeśli pan Tanaka to zobaczy.

Co to w ogóle za maniery? Tak po prostu wchodzić z butami w czyjeś życie?

Jenkins kontynuował wyliczankę obowiązków a ja w myślach odliczałam do dziesięciu żeby nie wybuchnąć.

"Uspokój się, Ayano" - powtarzałam sobie w myślach - "wszystko będzie dobrze. Po prostu musisz przetrwać dzisiejszy dzień a potem będzie z górki."

Coraz częściej to sobie powtarzam. I coraz mniej mi się to podoba.

W końcu jednak znalazłam się za biurkiem, Jenkins postawił przede mną kawę i zniknął mi z oczu, a ja wzięłam głęboki wdech. Jestem profesjonalistką. Wszystko będzie w porządku. Omówimy sobie kilka spraw i się rozstaniemy. I jeśli szczęście dopisze po tym spotkaniu Tanaka nie będzie już prowadził kreatywnej księgowości, prokuratura go o nic nie oskarży a ja nie będę musiała go widywać (w domyśle jego i Midorimy) przez najbliższe pięć lat.

Mamy plan?

Mamy plan.

Oczywiście, jak mówił wielki bohater narodowy, Leonard Snart: "stwórz plan, wykonaj plan, oczekuj, że plan nie wypali, wyrzuć plan." Snart miał rację. Dokładnie to się wydarzyło.

Tanaka chciał się spotkać w restauracji, bo "to przecież pora obiadowa, a ona zna świetną restaurację". "Świetna restauracja" mieściła się po drugiej stronie miasta, więc sporo czasu, który mogłam poświęcić na cokolwiek innego, straciłam na dojazd (próbowałam pracować w trakcie podróży, ale nie było to najowocniejsze).

W restauracji personel był bardzo zmieszany widząc, że poruszam się na wózku, bo Tanaka zarezerwował swój ulubiony stolik. Znajdujący się na podwyższeniu. Raptem trzy stopnie, ale rampy czy podjazdu brak, więc powstało zamieszanie. Skoro to nie moja rezerwacja to nie mogłam po prostu poprosić o zmianę stolika, bo "pan Tanaka zawsze jada przy tym konkretnym stoliku". Tłumaczenie, że ma spotkanie biznesowe ze mną, więc i tak tam nie usiądziemy, bo niespodzianka, nikt nie będzie mnie tam wnosił, na niewiele się zdało.

Dopiero po pojawieniu się Tanaki i Midorimy, gdy już potwierdzili, że tak, rzeczywiście może inny stolik byłby odpowiedniejszy mogłam przestać stać na środku i przyciągać uwagę pozostałych gości.

Przysięgam, jeśli jutro będzie trzeci fatalny dzień z rzędu, pozostają mi dwie opcje:

a) pojadę na drugi koniec świata, gdzie nikt mnie nie zna i wstąpię do jednego z tych klasztorów, w których nie wolno się odezwać nawet słowem - i będę miała święty spokój przez resztę życia,

b) od razu popełnię samobójstwo a mój dom przepiszę Eliotowi - wzdryga mnie na samą myśl co będzie tam wyprawiał, ale hej on się będzie dobrze bawił, a mnie i tak już to nie będzie zbytnio wtedy obchodziło, prawda? Wieczny spokój od ręki.

Jeszcze nie zdecydowałam co zrobię, ale siedząc naprzeciwko Tanaki i Midorimy (ten pierwszy głośno dywagował czy w menu jest cokolwiek na co ma ochotę) jedyne czego chciałam to wbić sobie widelec w tętnicę. Liczyłam, że wykrwawię się przed przyjazdem karetki.

Przez większość spotkania starałam się nawet nie patrzeć w stronę Midorimy. Co nie było zbyt trudne biorąc pod uwagę, że  wypowiedział jedynie kilka słów odkąd wszedł do restauracji. A potem Tanaka powiedział:

- Nie miałem pojęcia, że tak się polubiliście z Shintaro, pani Shima.

Zmarszczyłam brwi. Polubiliśmy? Wywnioskował to z naszego nie wymieniania się praktycznie żadnymi uwagami na temat czegokolwiek?

Zerknęłam na Midorimę. Wywrócił oczami. Ah, czyli on wie o co chodzi i nie jest z tego zadowolony. Pokręciłam głową. Fantastycznie.

- Co ma pan na myśli, panie Tanaka? - spytałam.

- Wczoraj wieczorem mieliśmy rodzinną kolację - zaczął mężczyzna. Po upiciu łyku drinka (kelner przyniósł go ze sobą w chwili gdy Tanaka usiadł, więc chyba naprawdę dobrze go tu znają. I jego preferencje) kontynuował - wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy się okazało, że Shintaro się nie pojawił, ponieważ brał udział w przyjęciu urodzinowym. Twoim przyjęciu.

Oh, więc tak nazywa się czatowanie na bogu-ducha-winną prawniczkę pod jej domem?

Odkaszlnęłam. Co niby miałam na to odpowiedzieć?

- Niech pani pamięta, pani Shima. Przyjemności nie idą w parze z interesami! - pogroził mi palcem z uśmiechem na ustach.

Zaraz... czy on myśli że... że Midorima i ja... nie. Stanowcze nie.

- Wujku, mówiłem ci już - wtrącił z niecierpliwością Midorima - Shima i ja przyjaźniliśmy się, gdy byliśmy dziećmi. Nic więcej.

Jego niezadowolenie wręcz z niego emanowało. Że ja jestem zniesmaczona myślą o nas jako parze to rozumiem, ale on? Niby z jakiej racji? 

- Poznaliście się w szkole? - spytał jak gdyby nigdy nic Tanaka.

- Moi rodzice i rodzice Midorimy mieszkali niedaleko siebie, gdy byliśmy dziećmi - wyjaśniłam, starając się zachować swobodny ton. -  Czy jest jeszcze jakaś kwestia związana z procesem, która wydaje się panu niejasna? Przedstawiłam panu całą strategię obrony, o co zostanie pan zapytany i jak odpowiadać.

- Wiem, że spiszesz się świetnie - Tanaka machnął ręką. - Jak zwykle. W końcu za to ci płacę! - zaśmiał się tubalnie.

Zmusiłam się do uśmiechu. 

Cudownie. Po prostu cudownie.

Na całe szczęście Midorima zaczął poganiać Tanakę tłumacząc, że mają jeszcze wiele rzeczy do załatwienia, więc wszyscy mogliśmy opuścić restaurację. Gdy się pożegnaliśmy i Tanaka odwrócił się by wsiąść do samochodu, Midorima pochylił się w moją stronę i zaczął mówić przyciszonym tonem. Potem jak gdyby nigdy nic wsiadł do samochodu i odjechali.

Westchnęłam sfrustrowana. Słowa Midorimy to było ostatnie co chciałam usłyszeć.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top