Rozdział 2

Przez resztę dnia nie udało mi się w pełni skoncentrować na pracy. Spotkanie z Midorimą skutecznie mi to uniemożliwiło. Ciagle zastanawiałam się co się z nim działo przez te lata i dlaczego teraz nagle pojawił się w moim życiu. Usiłowałam odszukać jakieś znaki, które zwiastowały, że Tanaka zamierza przejść na emeryturę. Może miał dojść ciągłych oskarżeń o przekręty finansowe? (Nie to, że ich nie popełniał. Głęboko wierzę, że popełnił przynajmniej siedemdziesiąt procent zarzuconych mu czynów. Oczywiście wybroniłam go za każdym razem, wskazując, że prokuratura po prostu uwzięła się na mojego "biednego i uczciwego" klienta). 

To możliwe.

Ale kto powiedział, że już teraz nastąpi transfer władzy? Może to dopiero przygotowania do czegoś co ma nadejść za kilka lat. Na przykład gdy Midorima zakończy karierę koszykarską. Kto wie?

Nie wyobrażałam sobie jak dalej miałaby wyglądać nasza współpraca. A nie mogłam pozwolić sobie na rezygnację z takiego klienta. Był zbyt ważny dla mojej pozycji w firmie. Ale widywać Midorimę? Nie, to nie wchodziło w grę.

Zrezygnowana i wściekła na małe postępy w pracy, opuściłam biuro o dwudziestej. Prócz mnie, w swoich bokach siedzieli jedynie najmłodsi prawnicy - wszyscy wyżej postawieni o tej godzinie byli już w domach. Ale nie ja. Ja planowałam zostać najmłodszym partnerem w historii firmy więc zasuwałam za dwóch. A dzisiaj nic z tego nie wyszło, przez przeklętego Midorimę.

Wjechałam do windy i wyjęłam komórkę. Miałam jedną wiadomość.

"Możemy porozmawiać?"

Od Kuroko Tetsuyi. 

Świetnie, jeszcze tego mi brakuje. Bo przecież skoro nie odpowiedziałam na jego poprzednią wiadomość to z pewnością przypadek i jeśli podejmie kolejną próbę kontaktu, to ja na pewno się odezwę.

Nie zrozumcie mnie źle. Bardzo lubię Kuroko. Ale przypomina mi o innych czasach. Złych czasach, w których głupia i naiwna ja wierzyła w przyjaźń ludzi, dla których nie znaczyłam nic. Nie chcąc wracać do tych czasów, kontaktowałam się z Kuroko rzadko.

Chociaż trzeba mu przyznać - on jeden był ze mną szczery.

Nie to co Midorima, który pozwalał mi czuć fałszywe poczucie bezpieczeństwa w jego obecności odkąd byliśmy dziećmi. Nie, Kuroko taki nie był. Nie jest. A o Midorimie nie będziemy więcej wspominać.

Wyjechałam z windy na parterze i ruszyłam w stronę wyjścia. Uprzejmy portier otworzył mi drzwi i zjechałam po rampie prosto na chodnik.

- Cześć, Ayano.

 Zaczęłam obracać głową na wszystkie strony żeby dostrzec mówiącego do mnie osobnika. Znałam ten głos i wiedziałam, że jego właściciel nie jest łatwy do zauważenia.

Kuroko Tetsuya.

- Cześć, Tetsuya - odpowiedziałam, gdy już namierzyłam go po mojej lewej stronie. - Chcesz porozmawiać, tak?

- Gdyby nie był to dla ciebie problem, to tak.

Powstrzymałam cierpiętnicze westchnienie i spytałam:

- Wolisz bar czy kawiarnię?

To pytanie miało w sobie więcej zamiaru niż tylko ustalenie gdzie będziemy się kierować. Jeśli Kuroko wybierze kawiarnię (niedaleko biura jest taka świetna kawiarnia, która jest połączona z kinem, więc wieczorem też są otwarci) oznacza to, że to o czym chce porozmawiać nie jest aż tak trudne. Albo mnie nie zdenerwuje. Co by to nie było, nie wzbudzi wielkich emocji. Jeśli bar...

- Bar, jeśli nie masz nic przeciwko.

Czyli jest źle.

Ruszyliśmy w kierunku najbliższego baru w ciszy. Kuroko, nie pokazując po sobie nawet najmniejszego znaku zmartwienia czy jakiejkolwiek emocji, oglądał mijane przez nas budynki. Większość z nich to biurowce, w którym firmy podobne do mojej wynajmują biura. Nic ciekawego. Kuroko z jakiegoś powodu przyglądał się dokładnie każdemu z nich.

W końcu dotarliśmy do baru. Kuroko zaczął się rozglądać i gdy jego spojrzenie padło na rampę delikatnie się odprężył. Musiało naprawdę go to martwić, skoro pokazał po sobie cokolwiek. Ale czy on naprawdę myślał, że zaprowadzę go do miejsca, które ma schody, ale nie ma rampy po której mogłabym do niego wjechać? Jak głupia musiałabym być?

Zawsze zanim wybieram się w jakieś miejsce sprawdzam czy w ogóle mogę tam się dostać bez pomocy innych.

Weszliśmy do środka i zajęliśmy stolik przy oknie. Kuroko odsunął jedno z dwóch stojących przy stoliku krzeseł żebym mogła swobodnie się ulokować. Miło z jego strony.

- O czym chciałeś porozmawiać? - zapytałam, gdy wrócił z baru z moim kieliszkiem czerwonego wina i swoim piwem z sokiem imbirowym.

- Mamy kłopoty.

Oho.

- A kim są "my"? - zapytałam ostrożnie.

Kuroko rzucił mi przenikliwe spojrzenie tych swoich ogromnych, niebieskich oczu. Podejrzewałam kim są "my". Po prostu desperacko się łudziłam, że chodzi o zupełnie innych "my".

- Wiesz, że gimnazjum nasze drogi się rozeszły prawda? Graliśmy jedynie przeciwko sobie?

- Coś wspominałeś - mruknęłam niezobowiązująco.

- Jakiś czas temu jeden klub zaoferował nam wszystkim bardzo dobre kontrakty, więc wszyscy się zgodziliśmy i byliśmy bardzo zdziwieni, gdy okazało się, że znów będziemy grać w jednej drużynie.

Mruknęłam "mhm" pod nosem.

- Więc teraz w oficjalnych meczach rzadko pojawiają się przeciwnicy, którzy mają z nami szanse.

- Niby oczywiste.

Kuroko pokiwał głową.

 - Ale treningi to co innego. Tam panuje prawdziwa rywalizacja. Kiedy reszta grała w liceum przeciwko mnie i Kagamiemu naprawdę się zmienili.

- No i?

- Znowu zaczynają tacy być. Jak kiedyś. Tacy, jak po twoich odejściu.

Zamarłam. O tym zdecydowanie nie chciałam rozmawiać.

- Nie do końca rozumiem co ma to ze mną wspólnego - wycedziłam przez zęby.

Mogę rozmawiać o wszystkim, ale z pewnością nie zamierzam się martwić o samopoczucie tej grupki palantów.

- Miałem nadzieję, że mogłabyś z nimi porozmawiać. Wiesz, potrząsnąć nimi - wyjaśnił Kuroko. 

Prychnęłam.

- Z całym szacunkiem, Tetsuya, ale to bardzo zły pomysł. Nie zamierzam zbliżać się do nich w żaden sposób i zdecydowanie nie będę przeprowadzać z nimi pogaduszek wychowawczych. Sam sobie z nimi gadaj. Ja mam swoje życie. A jak nie podoba ci się ich zachowanie, to po prostu zrezygnuj z gry w tym klubie i problem załatwiony - mówiłam szybko i rzeczowo, ale mój mózg szalał.

Ile trzeba mieć w sobie tupetu żeby prosić o coś takiego? I skąd w ogóle pomysł, że mieli by wziąć sobie moje słowa do serca? Nic dla nich nie znaczyłam, gdy widywaliśmy się codziennie. Ponad dziesięć lat bez  żadnego kontaktu mogło jedynie pogłębić tę obojętność, nie spłycić.

- Ale, Ayano... - zaczął Kuroko, ale machnęłam ręką w geście sprzeciwu.

- Nie, Tetsuya. To nie jest temat do dyskusji. Nie obchodzi mnie co się z nimi dzieje. Mam własne życie. Czy jest coś o czym jeszcze chciałeś porozmawiać, czy chodziło jedynie o tę niedorzeczną, bezsensowną prośbę?

Kuroko patrzył na mnie tymi swoimi wielkimi, niebieskimi oczami, teraz pełnymi smutku. O nie, mnie na te piękne oczy nie nabierzesz chłopie, czaruj sobie inne dziewczyny.

- To wszystko.

- W takim razie, arrivederci Roma. Trzymaj się, Kuroko.

Nie czekając na jego odpowiedź, wykręciłam wózek i szybkim tempem ruszyłam w stronę drzwi.

Też mi coś, pogadankę im urządzać! Może jeszcze śniadanko zrobić i koszule wyprasować? No chyba nie!

Wyjechałam na chodnik i rozejrzałam się po ulicy. Sporo osób jeszcze gdzieś zmierzało, sznur samochodów jechał zarówno w jedną stronę jak i w drugą. Życie toczył się dalej. Tylko mój porządek rzeczy został brutalnie przerwany. 

Nie. Ta jednorazowa sytuacja to anomalia. Zgodziłam się spotkać z Kuroko, bo jestem miła i uprzejma, a on odwiedzał mnie w szpitalu. Ale to było dawno temu i teraz jest nikim więcej jak w zasadzie byłym kolegą sprzed dziesięciu lat. Nic mu nie zawdzięczam. Bycie przyzwoitym człowiekiem nie uprawnia go do tak absurdalnych i bezsensownych próśb. Po tym wszystkim co się wydarzyło powinien wiedzieć, że takie działania nie tylko nie przyniosą żadnych rezultatów, ale również wykraczają po za wszelkie ramy jakiejkolwiek uprzejmości.

To tak jakbym zadzwoniła teraz do dziewczyny, z którą dzieliłam pokój w akademiku na pierwszym roku studiów i poprosiła o pożyczenia miliona jenów. Było by to zupełnie nie na miejscu i nie mogłabym być rozczarowana jeśli się nie zgodzi, prawda?

No właśnie.

Westchnęłam.

Uspokój się, Ayana. Tylko niepotrzebnie się nakręcasz, co powoduje stres i zdenerwowanie i ostatecznie tylko ty na tym tracisz. Więc uspokój się. 

Ruszyłam z powrotem w stronę biura. Mój transport już pewnie na mnie czeka a ja marnuję czas na wkurzania się na ludzi, których od lat nie widuję. To bez sensu. Powinnam się uspokoić i wyrzucić to wszystko z głowy. To jednorazowa sytuacja. Nie zdoła zachwiać moim życiem.

Teraz wrócę do domu i nadrobię zaległości, których sobie narobiłam przez pojawienie się Midorimy. O nim też nie będę więcej myśleć. Po prostu skupię się na pracy, a wszystko inne wymażę z pamięci. Dzisiejszy dzień to tylko małe potknięcie w planie, który realizuję, ale nie pozwolę by to jedno potknięcie na czymś zaważyło.

A jutro wszystko wróci do normy.

I jak myślicie, wróciło? Oczywiście, że kurwa, nie. Ale o tym potem.







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top