Rozdział 10 - Słaby punkt
W pomieszczeniu panowała cisza, przerywana tylko świszcząco–charczącymi odgłosami wydawanymi przez Mike'a. John zamknął na chwile oczy, starając się uspokoić. Holmes wstał i miarowym krokiem zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, bacznie wszystko rejestrując. Podszedł do jednoosobowego łóżka, z którego pozostała tylko rama. Nachylił się, zaglądając do nocnej szafki. W szufladce znajdowała się Biblia. Obejrzał ją, a po czym odłożył na miejsce i skierował się w drugi koniec pokoju. W połowie drogi rozdzwoniła się komórka. Spojrzał na wyświetlacz. Nieznany numer.
– Halo?
– Witam, panie Holmes.
Chwila ciszy po drugiej stronie sprawiła, że mężczyzna zaczął mówić dalej.
– Moje gratulacje, znalazł go pan na czas. Nie sądziłem, że środek aż tak szybko zadziała. Margines błędu 20 minut. W każdym razie, dwa–jeden dla mnie. Zapewne domyślił się pan kim jestem.
– Moran.
– Przeszliśmy na ty? Niech będzie.
– Zapłacisz za to wszystko. Obiecuję.
– Nie ty pierwszy mi to obiecujesz. A wiesz jak to się zawsze kończy dla takich chojraków? Szkoda, że Jim naszykował dla ciebie inny plan. Ja załatwiłbym to szybciej i prościej. Jedno moje słowo, a kula przeszyłaby ten twój „wyjątkowy" mózg – dodał z pogardą.
– Bardzo wyrafinowanie z twojej strony – odparł Sherlock.
– Tego twojego psa też bym się pozbył, ale wszystko w swoim czasie.
Sherlock zacisnął mocniej palce na telefonie, spoglądając na Johna zajętego monitorowaniem stanu Mike'a.
– On nie ma z tym nic wspólnego. To sprawa między mną a Moriartym.
John na dźwięk słowa „Moriarty" odwrócił się w stronę detektywa. Zaniepokojony wzrok świdrował Holmesa, który zwrócił się do niego plecami. Na szczęście dla detektywa, w tym samym momencie ekipa ratowników wkroczyła do pokoju i odciągnęła uwagę Johna.
– Proszę – prychnął rozbawiony. – Przecież to właśnie o niego chodzi. Nie mów, że się nie zorientowałeś. A Jim mówił, że ponoć jesteś inteligentny.
– On się już nie liczy. Skończyłem z nim.
W tle słyszał strzępki rozmowy Johna z ratownikami medycznymi, którzy szykowali się do przeniesienia Mike'a do karetki.
– To co robi z tobą w pokoju hotelowym?
– Przyplątał się. Nie miałem wyjścia i musiałem go zabrać.
– Dlaczego ci nie wierzę? – zapytał rozbawionym tonem.
– Jeżeli Moriarty chce się spotkać, znajdę dla niego chwilę – zmienił temat.
Po drugiej stronie usłyszał ostry śmiech, który zakończył się gwałtownie.
– Nie wyprzedzajmy etapów gry. Jeżeli podejdziesz teraz do okna, powiem ci gdzie szukać przyszłej ofiary.
– Myślisz, że cię posłucham?
– A nie chcesz wiedzieć?
Sherlock podszedł do okna i spojrzał na ulicę, a potem na kamienicę naprzeciwko. Coś mignęło mu w oknie, na drugim piętrze.
– Sherlock! – Głos Johna tuż obok sprawił, że drgnął zdziwiony. Reakcja blondyna była bardziej zaskakująca, bo sekundę później leżał na nim, spoglądając mu w oczy spod przymarszczonych brwi.
– Co robisz? – jęknął Holmes, czując na sobie ciężar Watsona.
– Co?! Ty się pytasz co?! – John chciał przetrzeć ręką twarz, ale w ostatniej chwili rozmyślił się, bojąc się, że straci równowagę. Obie ręce zostały na podłodze, po bokach głowy detektywa. – Snajper. Nie widziałeś, że w ciebie celował? – dodał.
– Nic by mi nie zrobił.
– Skąd wiesz, durniu? Może właśnie dlatego to wszystko wymyślił.
– Żeby zastrzelić mnie w jakimś podrzędnym hotelu? Daj spokój, John.
– A właśnie, że tak. Nie mam zamiaru zbierać twojego mózgu ze ściany.
– Przejmujesz się? – mruknął Sherlock.
– Oczywiście, że tak – rzucił bez zastanowienia John.
– Dlaczego? – zapytał, spoglądając w ciemne oczy przyjaciela.
– Boże, naprawdę muszę ci mówić? – Odchylił się do tyłu i potarł ręką kark. – Bo...
– Pogotowie pojechało. Mówią, że gdybyś nie zrobił... – Greg przerwał w pół zdania, widząc niecodzienną pozę w jakiej znaleźli się Sherlock i John.
Blondyn natychmiast poderwał się z klęku i odchrząknął. Brunet natomiast zlokalizował wzrokiem telefon, który wypadł mu z ręki, kiedy Watson niespodziewanie powalił go na ziemię, ratując go – jak twierdził – przed strzałem. Podniósł się, otrzepując płaszcz z kurzu i sięgnął po komórkę, która wpadła pod stół. Próbował ją włączyć, ale ekran nie działał, uparcie pozostając czarną taflą. Mruknął z irytacją, chowając telefon do kieszeni.
– Świetnie, John. Wszystko zepsułeś.
– Co? Zepsułem? Uratowałem twoje zakichane cztery litery, ale ty jak zwykle nie możesz wykrzesać z siebie odrobiny wdzięczności.
– Nie prosiłem cię o to. Twój instynkt pomagania w połączeniu z pociągiem do adrenaliny nie zawsze jest mile widziany. – Zerknął przez okno i bez słowa wyjaśnienia wybiegł z pokoju. John nie wiele myśląc ruszył za nim.
– A wy dokąd? – zdążył rzucić Greg, ale nie dostał odpowiedzi.
***
Holmes wyleciał przed budynek. W oddali migotały światła radiowozów. Rozejrzał się, wyraźnie czegoś szukając.
– Mój instynkt?! – usłyszał za sobą zdenerwowany głos Watsona. – Sądzisz, że dla każdego narażałbym życie?
– Prawdopodobnie tak – mruknął Sherlock, starając się skupić na otoczeniu.
– Gówno prawda! Nic nie rozumiesz.
– „Nic" to mało precyzyjne określenie. Czego nie rozumiem? Tej bezsensownej wymiany zdań czy niepotrzebnego zachowania przed chwilą? Tak, często nie rozumiem twojej emocjonalnej paplaniny, więc zamilczy na chwilę, bo muszę się skupić. – Widząc gotującego się ze złości Johna, dodał: – Zaraz ucieknie nam snajper.
Zanim blondyn zdążył się odezwać, z budynku naprzeciwko wybiegła postać. Naciągnięta na głowę czapka i jakby przyduża, czarna kurtka uniemożliwiały dokładne rozpoznanie.
Sherlock nie czekając ani chwili ruszył w pościg. Przebiegł przez jezdnię, nie zwracając uwagi na trąbiące samochody.
Mimo podłego nastroju jaki był dziełem detektywa, John popędził za nim.
„Idiota, kiedyś go coś przejedzie" – rzucił w myślach, przebiegając przez ulicę.
Postać w czarnej kurtce mignęła detektywowi między przechodniami, po czym zniknęła za rogiem. Holmes wyminął sprawnie paru idących w jego kierunku ludzi i skręcił w uliczkę. Kiedy tylko wychylił się zza rogu, usłyszał pisk opon i zobaczył nadjeżdżający wprost na niego samochód. Odskoczył w ostatniej chwili, przewracając się na chodnik. Auto wpadło na główną ulicę, wywołując lekkie zamieszanie wśród kierowców, którzy musieli gwałtownie przyhamować, aby się z nim nie zderzyć.
– Zapamiętałem... rejestrację – odparł blondyn między łapanymi oddechami, kiedy zatrzymał się przy Sherlocku. Srebrne Volvo zniknęło im z oczu na pierwszym skrzyżowaniu.
Detektyw podniósł się bez słowa i spojrzał na przyjaciela. Choć przez chwilę wyglądali tak jak za dawnych lat, ale czar prysł, gdy Sherlock napotkał zmęczone i urażone spojrzenie Johna. W powietrzu wciąż unosiło się dziwne napięcie.
– Nie na wiele się przyda – odparł, otrzepując spodnie.
– No tak, po co ja się wysilam. Przecież genialnemu Holmesowi nie potrzebna jest pomoc. Na nic tutaj mój kompletnie bezużyteczny instynkt pomagania i pociąg do adrenaliny – rzucił zdenerwowanym tonem.
– Nie powiedziałem, że jest bezużyteczny – odrzekł, spoglądając na migające światła radiowozów ustawionych pod hotelem.
– Dokąd idziesz? – zapytał, widząc że brunet ruszył w innym kierunku.
– Trzeba sprawdzić budynek – oznajmił, skręcając w stronę kamienicy, z której wybiegł snajper. John wziął głębszy wdech i ruszył w ślad za Sherlockiem.
– Czy ci się to podoba czy nie, idę z tobą – oświadczył, zrównując się z detektywem.
Sherlock nie miał nic przeciwko, ale nie okazał tego, pozostając w trybie skupionego na rozwiązaniu sprawy.
***
Weszli do budynku, znajdującego się naprzeciwko zamkniętego hotelu. Sherlock obliczył w myślach, z którego pokoju musiał wyjść snajper, więc od razu udali się na drugie piętro.
– Tutaj – stwierdził detektyw, zatrzymując się przed czarnymi drzwiami, ze srebrnym numerem 45.
Watson pociągnął za klamkę i drzwi bez problemu ustąpiły. Uchylił je ostrożnie.
– Czekaj! – Holmes złapał go za rękę, która spoczywała na klamce. W uchylonej szparze zauważyli połyskujący srebrny drut, który ciągnął się od klamki po drugiej stronie drzwi, aż do ściany, gdzie znajdowała się pozostawiona „niespodzianka".
John wytężył wzrok, zerkając przez niewielki otwór.
– Granat ręczny. Wygląda na wschodni model.
Zerknął na Sherlocka, który odsunął się od drzwi i zastygł w zamyśleniu.
– Skąd wiedziałeś? – zapytał automatycznie.
Holmes wrócił myślami do rzeczywistości i podszedł bliżej.
– Dzięki temu – odparł, schylając się, aby podnieść leżący na korytarzu, pod drzwiami mały kawałek drutu. Blondyn przyjrzał się mu i przez moment kąciki ust powędrowały mu do góry. Widząc jednak obserwującego go detektywa, odchrząknął, a minimalna iskierka w jego oczach przygasła.
– Chyba poczekamy na policję.
– Zadepczą wszystkie ślady – odrzekł Sherlock i zbliżył się do szpary.
– To nie jest dobry pomysł – mruknął tylko, patrząc jak długie palce Holmesa znikają za framugą.
– Lepiej się odsuń – powiedział poważnie brunet, marszcząc w skupieniu brwi. Jeszcze kilka centymetrów... Drzwi skrzypnęły, kiedy dłoń Holmesa wsunęła się głębiej. Drut naprężył się bardziej, błyskając ostrzegająco w promieniach słońca, które wpadały przez otwarte okno. John niewiele myśląc złapał za klamkę, żeby je przytrzymać.
Sherlock jęknął cicho, czując ucisk w okolicy śródręcza.
– Przepraszam – szepnął John, irracjonalnie bojąc się podnieść głos.
– W porządku – mruknął detektyw, wyciągając palce, jak tylko mógł najdalej, żeby pochwycić cel.
Jeszcze odrobinę, kilka milimetrów. Pod palcami wyczuł zimną obudowę granatu. Pociągnął go ostrożnie do siebie, uważając żeby nie wyślizgnął się z uchwytu. Taśma zaszeleściła i odkleiła się od ściany.
– Mam – westchnął z ulgą. – Możesz otworzyć szerzej – dodał, przesuwając rękę za otwierającymi się drzwiami. John odetchnął głośno, widząc jak Holmes zdejmuje z klamki drut.
– To było... – „Wspaniałe" podsunął mu mózg, ale w porę się powstrzymał i zakończył zdanie – ...cholernie niebezpieczne.
– Tak – mruknął w odpowiedzi, odkładając granat na stolik, stojący na środku pokoju.
Watson rzucił okiem na niebezpieczny przedmiot, po czym z powrotem skupił się na Holmesie.
Detektyw przeanalizował szybko pomieszczenie, a następnie podszedł do okna. Między parapetem, a drewnianą okiennicą powiewała mała kartka. Wyjął ją, chwytając przez chusteczkę.
– Co to? – zapytał John, przybliżając się do niego, aby obejrzeć znalezisko.
– Kolejny etap gry – odpowiedział, rozkładając złożoną na pół kartkę.
Na białym tle zapisane było:
Ap 2, 21
~~~~~~
Żeby nie zwariować od czekania na pierwszy odcinek 4 sezonu, wrzucam kolejny rozdział. ;)
Domyślacie się kto będzie kolejnym celem?:3Piszcie co sądzicie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top