Rozdział 1 - Bezsilność
Droga do szpitala upłynęła w nerwowej ciszy. Gdy tylko samochód zatrzymał się przed budynkiem, John wypadł z niego i pobiegł do wejścia. Sherlock dogonił go, kiedy ten dopadł do rejestracji.
- Przywieziono tu moją żonę, Mary Watson – wyrzucił z siebie na wdechu. Pielęgniarka spojrzała na monitor komputera i po chwili powróciła wzrokiem na zdenerwowanego Johna.
- Tak, jest teraz na bloku operacyjnym. – Dziewczyna zerknęła na stojącego za Johnem Sherlocka. – Muszą panowie poczekać - dodała.
Watson spuścił głowę i zacisnął pięści.
- John... chodź. – Detektyw ruszył w kierunku korytarza prowadzącego na blok operacyjny, spoglądając przez ramię czy John za nim idzie. Kiedy doszli na miejsce, blondyn usiadł na krześle stojącym obok przeszklonych drzwi oddzielających poczekalnię od strefy dla personelu. Zaciskał nerwowo palce, wpatrując się w niebieską wykładzinę na podłodze. Holmes w milczeniu zajął miejsce obok.
Czas wlókł się niemiłosiernie. Minuty zmieniały się w godziny. Johnowi zdawało się, że siedzą tam całą wieczność. W końcu zza szklanych drzwi wyłonił się lekarz. Obaj poderwali się z krzeseł, gdy tylko go zobaczyli. Spojrzał na Watsona, a potem na Holmesa, ale zanim zdążył się odezwać, John z nadzieją w oczach, zapytał:
- Co z moją żoną i dzieckiem?
Lekarz przybrał minę, którą John od razu rozpoznał. „Nie, proszę... nie."
Poczuł, że trzęsą mu się ręce, a do oczu napływają łzy.
- Przykro mi, panie Watson. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale obrażenia były zbyt rozległe.
„Nie, nie, nie... To jakiś pieprzony koszmar!" – wykrzyczał w myślach.
- Nie... nie! To nie może być prawda! – Pełen bólu i złości krzyk wyrwał mu się z piersi.
Lekarz przybrał poważny wyraz twarzy, dając Watsonowi chwilę na przyswojenie informacji.
John czuł się jakby miał zaraz wybuchnąć. Chciał krzyczeć, błagać, żeby to wszystko okazało się tylko chorą iluzją. Kopnął z wściekłości i bezsilności krzesło, które trzasnęło żałośnie i wylądowało w drugim końcu korytarza.
- Panie Watson, proszę się uspokoić – odezwał się lekarz, przestraszony nagłym wybuchem Johna. Blondyn nie zareagował. Wszystko wirowało, słyszał w uszach tylko szum własnej krwi. Świat stanął w miejscu. Ogarnęła go bezsilność i złość. Uderzył pięścią w ścianę. Nie pomogło, więc ponowił bezradną próbę wyładowania buzujących w nim emocji.
- John. John! – Głos Sherlocka zdawał się dochodzić z oddali. Poczuł, że ktoś łapie go za ramiona i odciąga od ściany. Jego pięści natrafiają na miękki materiał i bijące spod niego ciepło. Zacisnął mocniej powieki, bojąc się... nie chcąc, żeby szpitalny korytarz i siwiejący szatyn w kitlu okazały się prawdą.
Pod wpływem łagodnego dotyku na ramionach, John rozluźnił pięści, ale po chwili zacisnął dłonie z powrotem, tym razem na klapach marynarki Sherlocka. Zrobiło mu się słabo, więc oparł czoło o klatkę piersiową Holmesa. Rytmiczny oddech przyjaciela i bicie jego serca zadziałały uspokajająco.
- Gdyby panowie czegoś chcieli, będę w pokoju 342.
Detektyw skinął głową w odpowiedzi i spojrzał na Johna, który wciąż trzymał go za marynarkę i opierał głowę o jego pierś. Sherlock zauważył, że ten się uspokaja, bo jego oddech zaczął się powoli wyrównywać, a uścisk zelżał. Nachylił się i spojrzał na siwiejące włosy przyjaciela. Cytrusowy zapach szamponu mieszał się ze wszechobecnym, szpitalnym.
Odrobinę zdezorientowany zaistniałą sytuacją postanowił się odezwać.
- John? Lepiej Ci? – Nie potrafił wymyślić nic mądrzejszego.
Watson milczał przez chwilę.
- Tak – wydusił z siebie, jednocześnie zmuszając się, aby odsunąć się od Holmesa.
Szaro-niebieskie oczy wpatrywał się w Watsona w sposób, który był przeznaczony tylko dla niego. Biła z nich troska i zmartwienie. Przymarszczone brwi i niepewna mina Sherlocka zniknęły, kiedy blondyn uśmiechnął się słabo.
- Dziękuję.
- Jeśli chcesz porozmawiać z lekarzem, to jest w pokoju 342 – odparł detektyw, wciąż wpatrując się w Watsona, tym razem wzrokiem analizującym stan przyjaciela.
- Muszę ją zobaczyć – odrzekł opanowanym głosem.
Tym razem nie popełni tego samego błędu. Musi być pewny, musi zobaczyć ją na własne oczy, pomyślał.
~~~~~
Zrobiło się jeszcze bardziej przygnębiająco. Mam nadzieję, że to Was nie odstraszy.
Piszcie śmiało co sądzicie. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. ^^
Sherlock Holmes and John Watson (c) Sir Arthur Conan Doyle, BBC
Fabuła (c) MushiAkki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top