Rozdział 14 - Naleśniki i mała niespodzianka
Komisariat w Bridlington nie mógł równać się tym w wielkich miastach, ale ku zadowoleniu Holmesa posiadał skromne pomieszczenie laboratoryjne, w którym mógł on dokładnie zbadać znalezione w pokoju ofiary włókno. Zaszył się w najodleglejszym kącie pokoju, pod pretekstem pomyślenia w spokoju nad sprawą. John nie zdradził Martinowi, że detektyw znalazł dodatkowy dowód. Smith zajęty doglądaniem analizy laptopa i komórki, których pojawienie się ożywiło pracę w komisariacie, niezbyt interesował się Holmesem, pogrążonym w zadumie nad mikroskopem.
- Chyba powinniśmy mu o tym powiedzieć. – John przystanął obok wpatrującego się w preparat przyjaciela. Ten poprawił w międzyczasie ostrość w urządzeniu i nie odrywając wzroku od badanego obiektu, odparł:
- Mają już zajęcie. Nie ma sensu dokładać im pracy, szczególnie, że ja zrobię to o wiele lepiej i szybciej. Poinformuję Smitha o wynikach w stosowanym czasie.
Watson przyciągnął sobie krzesło i usiadł, opierając łokcie na stole. Wsparł głowę o rękę, lekko przekrzywiając ją w bok i wpatrując się w Holmesa, skupionego nad analizą znaleziska. Minęło trochę czasu, zanim Sherlock oderwał się od mikroskopu z usatysfakcjonowanym wyrazem twarzy. John w międzyczasie kilka razy zmieniał pozycję na niewygodnym krześle. Zdążył także przynieść herbatę i kanapki, którymi poczęstował go Martin.
- To bawełna z niewielką domieszką poliestru i syntetycznej substancji. Wyodrębniłem skład mieszaniny. To alkilobenzenosulfonian sodu, czyli w dużym skrócie, detergent będący składnikiem środków czyszczących – stwierdził, spoglądając znad mikroskopu na Johna, przeżuwającego kawałek kanapki. Doktor mruknął w odpowiedzi.
- Panie Holmes! – Do pokoju wpadł uradowany komisarz i natychmiast zakomunikował najnowsze wieści. – Informatycy ustalili, że komórka należała do denatki, a komputer do niejakiego, Kurta Nillsena. Mieszka w Liverpoolu. Użytkownik korzystał z forum dla miłośników zjawisk paranormalnych i korespondował prywatnie z jednym z jego członków, czyli z Margaret Liam. Skontaktowałem się z tamtejszą policją i poprosiłem o pilne działanie w tej sprawie. Niedługo mają przesłać nam więcej informacji.
- Dobrze – bąknął, wstając od stołu. – Idziemy zjeść coś ciepłego? – zwrócił się z pytaniem do Johna, który właśnie przełknął kęs kanapki, żeby móc się odezwać.
- W sumie, możemy.
Sherlock zgarnął swój płaszcz z krzesła i ruszył do wyjścia.
- Jakby co, proszę wysłać smsa – rzucił Martinowi na odchodne.
Ruszyli w kierunku portu. Mijali sklepowe witryny, mieszczące się w parterach ceglanych domków. Słońce świeciło mocno, co chwilę wyłaniając się zza nielicznych puchowych chmur. Po kilku minutach doszli do małej restauracji. Zajęli miejsce pod oknem. John zamówił naleśniki. Sherlock z kurtuazji zamówił kawę i zatopił się w myślach, wpatrując się w okno.
- Nie będziesz jadł? – spytał Watson, kiedy przyniesiono dwa spore naleśniki z serowo-szpinakowym nadzieniem.
- Przecież wiesz, że jak pracuję to nie jem – stwierdził automatycznie.
- A powinieneś – skwitował blondyn, nabijając kawałek naleśnika na widelec.
- Jedzenie mnie...
- ...spowalnia, tak wiem. Mówiłeś to tysiąc razy – dokończył za Sherlocka.
- A ty i tak się pytasz – skwitował Holmes, obdarzając przyjaciela pobłażliwym spojrzeniem.
- Przecież sam zaproponowałeś, żebyśmy coś zjedli.
- Ta konwersacja jest infantylna. Nie jestem głodny – stwierdził z poważną miną.
W tym samym momencie rozległo się dobrze słyszalne burczenie brzucha. Było jak ironiczne dopełnienie jego wypowiedzi. Próbował zachować niewzruszony wyraz twarzy, niestety przyniosło to zgoła inny efekt. John zacisnął usta, powstrzymując się przed chichotem.
- Zdaję się, że twój żołądek ma na ten temat odmienne zdanie – odparł, widocznie rozbawiony, wymachując nabitym na widelec kawałkiem naleśnika. Holmes milczał przez chwilę, wpatrując się w Johna, a potem w naleśniki.
- Są smaczne – dodał blondyn, odkrawając kolejny kawałek. Detektyw poddał się w końcu i wbił łyżeczkę od kawy w drugi naleśnik. John z pełną buzią, obserwował jak jego naleśnik jest zawłaszczany przez bruneta.
- Myślałem, że zamówisz drugą porcję – oświadczył zakłopotany.
- Bez przesady. Aż tyle nie zjem – rzucił i wpakował do ust pierwszy kęs, aby zdusić denerwujące dźwięki buntującego się żołądka. Watson wpatrywał się w niego przez moment, a potem dyskretnie rozejrzał po restauracji. Oprócz nich w lokalu był jeszcze jakiś mężczyzna, siedzący w głębi sali.
„Całe szczęście, że ten facet siedzi do nas tyłem i nic nie widzi" – pomyślał.
W tej samej chwili jego spojrzenie spotkało się ze wzrokiem kelnera, który przechodził przez salę. Kelner skrzywił się i zmarszczył brwi, by moment później przybrać maskę uśmiechniętego pracownika. John zdążył jednak dostrzec potępiające ich spojrzenie. Odwrócił szybko głowę w przeciwną stronę. Mimo tego poczuł, że robi mu się gorąco.
- Czemu przestałeś jeść? – Pytanie Sherlocka wyrwało go z dziwnego stanu podenerwowania.
- Emm... Tak. Już – wypalił nieskładnie, dziobiąc na wpół zjedzony naleśnik.
„Sherlock nie widzi w tym nic dziwnego, jak to on. Dla niego takie zachowanie jest logiczną reakcją. Na pewno nie pomyślał tego co ja i ten kelner" – dodał w duchu.
Po skończonym posiłku John opuścił restaurację, a Sherlock ociągał się z tyłu i za nim przekroczył próg, odwrócił się na pięcie, w stronę kelnera zbierającego właśnie naczynia z ich stolika.
- Powinien się pan wstydzić. Romans z barmanką, kiedy w domu czeka na pana kochająca żona, a do tego ten okropny nałóg, który nieudolnie chce pan ukryć zbyt dużą ilością miętówek. - Sherlock zmierzył go poważnym wzrokiem. - Radzę rzucić albo zmienić pracę zanim pracodawca odkryje pańskie zamiłowanie do mocnych trunków.
Kelner zamarł, wpatrując się w Holmesa wielkimi oczami. Zaciskający się uścisk na talerzu, który trzymał w ręce, zdradzał jego coraz większe zdenerwowanie. Detektyw nie zważając na osłupiałego kelnera, który nie był w stanie się odezwać, wyszedł z restauracji. John czekał na niego na zewnątrz, przyglądając się scenie przez szybę. Mina kelnera zdradzała, że wysłuchał czegoś niemiłego na swój temat, ale Watsonowi nie było go żal. Skarcił się za to w myślach, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu jaki pojawił się na jego twarzy. Holmes rzucił mu krótkie spojrzenie i wolnym krokiem ruszył w kierunku portu. John zerknął jeszcze raz na kelnera, który przecierał dłonią czoło, po czym zrównał się z Sherlockiem.
- Co mu powiedziałeś? - spytał ze zbytnim zaciekawieniem w głosie.
- Poinformowałem go, że zdradzanie żony z barmanką i popijanie w pracy to zachowania godne pożałowania - odrzekł z niewzruszoną miną. Watson przymrużył oczy i uśmiechnął się lekko. Detektyw znał ten wyraz twarzy, to niewypowiedziane: "No, pochwal się jak na to wpadłeś." Nie czekał na słowne potwierdzenie.
- Na prawym uchu miał niewielki ślad w kolorze koralowym, identyczny odcień miała pomadka barmanki, więc musieli spotkać się na zapleczu, gdy mieli chwilę przerwy. Dość krótką, sądząc po niedbale wepchniętej w spodnie koszuli. Obrączka i idealnie wyprasowane ubranie świadczą o żonie. Intensywny zapach mięty miał zamaskować woń alkoholu, a lekko żółtawy odcień skóry spowodowany problemami z wątrobą świadczy o regularnym spożywaniu procentów.
Watson wpatrywał się w paplającego detektywa. Sherlock nie był pewny jakim słowem określić jego wyraz twarzy. Zadowolenie? Rozbawienie? Duma? Coś pomiędzy udawaną powagą, a miłym spojrzeniem.
- Wiesz, że nie powinieneś mówić ludziom takich rzeczy. - Holmes rzucił mu krótkie spojrzenie, które zaprzeczało stwierdzeniu blondyna. Doktor od razu je odczytał i dodał po chwili ciszy:
- Czym zawinił ci ten biedny facet? - Zamiast karcącego tonu, w głosie pobrzmiewało mu rozbawienie.
- Po prostu, poinformowałem go o tym dla jego dobra.
- Dla jego dobra? - spytał Watson, unosząc znacząco brew.
- No dobrze. Nudziło mi się. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje? - mruknął, jakby z wyrzutem.
- Powiedzmy, że brzmi bardziej prawdopodobnie - odparł, mrużąc oczy.
Chwilę szli w milczeniu, oglądając okolice, aż zatrzymali się przed sporym budynkiem, z wieżą zegarową.
- Ładny. – John przystanął przed wejściem do małego parku, znajdującego się przed frontem gmachu.
- To budynek sądu – wyjaśnił detektyw i skierował się w stronę najbliższej ławeczki. Watson podążył za nim. Rozsiedli się na niej wygodnie. Sherlock wyciągnął przed siebie długie nogi, tak że stworzyły przeszkodę na 1/3 chodnika i zsunął się odrobinę w dół, aby oprzeć głowę o tył ławki. Bez słowa wpatrywał się w płynące leniwie po błękitnym niebie, białe obłoki. John oparł ręce na kolanach, zerkając co chwilę na bruneta.
„To do niego niepodobne. W środku śledztwa spokojnie siedzi na ławce w parku i ogląda chmurki?... O co w tym chodzi? Może po tym uderzeniu w głowę przestawiło mu się coś w tym jego skomplikowanym mózgu?" – John zaśmiał się w duchu, na samą myśl o zmianie osobowości Sherlocka.
- Nie podobało ci się. – Sherlock przerwał w końcu ciszę. Watson spojrzał na niego zdezorientowanym wzrokiem, nie będąc pewien czy rzeczywiście detektyw się odezwał. Sherlock nie zmienił swojej półleżącej pozycji, a do tego miał zamknięte oczy, więc wymruczane zdanie wydawało się być wymysłem johnowej wyobraźni. Po chwili milczenia, Sherlock otworzył jedno oko i łypnął na blondyna, z wyrazem oczekiwania na odpowiedź.
- Ale niby co mi się nie podobało? – spytał doktor, marszcząc lekko brwi. Holmes podciągnął się do normalnego siadu i przekręcił w stronę przyjaciela.
- To, że zjadłem twój naleśnik – odparł tonem jakby było to całkowicie oczywistą odpowiedzią.
John parsknął śmiechem, ale natychmiast przybrał poważny wyraz twarzy mieszający się z ciągłym zaskoczeniem. Sherlock miał minę jakby rozmawiali o szykującej się wojnie albo nieudanym eksperymencie medycznym.
- Skądże – rzucił bez zastanowienia, ale widząc, że nie przekonał tym bruneta, dodał: - Dobrze, że wreszcie coś zjadłeś, bo jakbyś nie oponował to twój organizm potrzebuje posiłków.
- To nie zmienia faktu, że nie czułeś się z tym komfortowo. – Watson siedział sztywno, słuchając kolejnych słów, których kompletnie się nie spodziewał.
„Czyli jednak pomyślał to co ja i ten kelner. Kogo ja oszukuję, przecież to geniusz, więc jak mógłby nie zorientować się, że jedzenie ze wspólnego talerza, w miejscu publicznym, to niezbyt normalne zachowanie dla dwóch facetów, w naszym wieku." – Myśli szybko przetoczyły się przez głowę Johna, potęgując jeszcze napięcie, co do dalszego rozwoju wypowiedzi.
- Wystarczyło powiedzieć, że jesteś głodny i chcesz zjeść oba. Wziąłbym jeszcze coś na wynos.
Watson z niedowierzaniem wysłuchał ostatniej wypowiedzi. Nie wiedząc co odpowiedzieć, przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Holmesa z na wpół otwartymi ustami.
„A jednak nie załapał... Może i lepiej" - pomyślał i znów poczuł, że ma ochotę roześmiać się, gdy poważne spojrzenie szaro-niebieskich oczu uważnie próbowało go przeanalizować.
- Rozumiem. Na drugi raz wyrwę ci talerz sprzed nosa – odparł z wesołym uśmiechem.
Holmes z niewzruszoną miną znowu powrócił do wygrzewania się w promieniach jesiennego słońca uznając, że sprawa talerza naleśników został zamknięta. John dostrzegł w tej pozornie obojętnej postawie minimalnie widoczną satysfakcję i rozluźnienie, dumnie przyznając w duchu, że zaczyna widzieć więcej niż kiedyś.
Gdy Watson postanowił przyjrzeć się budynkowi sądu, aby zająć się czymś i nie patrzeć ciągle na oświetlaną słońcem twarz detektywa, usłyszał dziwne parsknięcie. Coś jakby fukanie. Dokładnie nie był w stanie określić.
- Słyszałeś? – spytał Holmesa, musząc przy tym szturchnąć go, aby powrócił do rzeczywistości ze swojego „pałacu myśli".
- Co takiego? – mruknął, otwierając oczy.
- Posłuchaj. – Obaj nasłuchiwali przez moment, aż dziwny dźwięk się powtórzył.
- Teraz słyszałeś? Coś tam... fuka – dodał, szukając przez chwilę odpowiedniego słowa, aby określić wydobywające się z bliżej nieokreślonego miejsca odgłosy.
- Erinaceus europaeus – rzucił Holmes, przechylając się przez oparcie ławki i wskazując, prawie niewidoczny w kupce zgrabionych liści, okrągły kształt. John wytężył wzrok i zauważył wreszcie nieznacznie poruszające się liście, z których wystawał mały błyszczący nosek.
- Ha! Rzeczywiście. Jeż – stwierdził z lekkim zaskoczeniem. – Nie powinien spać o tej porze? – dodał po chwili.
- Widać ten jest wyjątkiem od reguły – odrzekł Holmes.
John wpatrywał się jeszcze przez moment w zwierzątko, zakopujące się w stertę liści. Natomiast Sherlock skupił się na wibrującej w kieszeni komórce. Wyciągnął ją i spojrzał na ekran.
'Są już nowe informacje.' – Przeczytał wiadomość i szybko odpisał: 'Będziemy za 5 minut. SH'
- Przyszedł sms od Smitha – oznajmił, wstając z ławeczki.
~~~~~~
Mam nadzieję, że się Wam podobało. Akcent z jeżykiem musiał się pojawić, bo obiecałam. ;3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top