Rozdział 15 - Czarna furia
Gdy tylko przestąpili próg komisariatu, dopadł ich komisarz.
- Dobrze, że panowie już są. Otrzymaliśmy nowe informacje o Kurcie Nillsenie. Udało się go przesłuchać i okazało się, że twierdzi, iż laptop, który znalazł pan w skrytce został mu skradziony dwa miesiące temu, kiedy to zatrzymał się w nawiedzonym hotelu. Kradzieży nie zgłosił, bo dogadał się z właścicielem, który zapłacił za komputer w zamian za nierozgłaszanie zdarzenia.
- No, to chyba będzie pan musiał odwiedzić właściciela hotelu i potwierdzić wersję o kradzieży - odparł John.
- Tak. Chciałbym, aby panowie pojechali tam ze mną.
***
Smith podjechał przed parterowy dom z białej cegły. Po podwórku biegał mały terier szkocki, i gdy tylko podeszli do furtki, rzucił się do niej z zawziętością przewyższającą jego rozmiary. Martin niepewnie położył rękę na furtce, ale zaraz ją cofnął, bojąc się o utratę palców. Niestety, w pobliżu nie było żadnego dzwonka, mogącego powiadomić właściciela o przybyciu gości, więc pozostawały im trzy opcje: drzeć się, co raczej nie wchodziło w grę; ryzykować wejście na posesję i spotkanie z czarną furią lub próbować kontaktu telefonicznego, który już wcześniej stosowany nie powiódł się. Martin postanowił ponowić próbę i wykręcił numer. Odpowiedziała mu cisza, przerywana denerwującymi piskami.
- Nie odbiera. Może gdzieś wyjechał? - odparł z rezygnacją.
- Albo coś mu się stało - dodał John, wywołując tym na twarzy komisarza zaniepokojenie.
- Nic z tych rzeczy. Nie zostawiłby psa na zewnątrz, a furtkę zamknąłby na kłódkę, co praktykuje z powodu nadmiernej przezorności - stwierdził Sherlock, wskazując palcem wytarte miejsca na sąsiednich prętach płotu. Martin wydał z siebie, prawie niesłyszalne przez ujadanie teriera, westchnięcie podziwu, które przerodziło się w zapowietrzenie, gdy Holmes otworzył furtkę i wparadował na teren strzeżony przez szkockiego Cerbera. Ku ogólnemu zdziwieniu pies nie rzucił się na nogawkę detektywa, tylko nie przestając szczekać, cofnął się w głąb trawnika, drepcząc nerwowo w miejscu. Sherlock sięgnął do kieszeni i rzucił coś w stronę psa, który obwąchawszy prezent, zaczął go konsumować.
- Co to było? Zaklinacz psów? - odezwał się z rozbawieniem w głosie Watson, obserwując jak czworonóg układa się na trawie i przytrzymując przednimi łapami zdobycz, wgryza się w nią ze smakiem.
- Podstawowe zasady obchodzenia się z psami. Nie okazywanie lęku i smakołyk dla odwrócenia uwagi - odpowiedział, unosząc nieznacznie kącik ust, co oznaczało satysfakcję.
- Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że naoglądałeś się za dużo filmów - dodał John, obdarzając go pytającym spojrzeniem.
„Może kiedyś ci opowiem" - pomyślał Sherlock i nacisnął dzwonek do drzwi. Ponowił czynność kilka krotnie, aż w końcu usłyszeli chrobot zamka. Otworzył im niski, krępy mężczyzna po pięćdziesiątce. Miał niezbyt wesołą minę, sugerującą, że nie jest zadowolony z nieoczekiwanych gości.
- Dzień dobry, panie Ramshing - rozpoczął Martin, ale mężczyzna natychmiast przerwał mu z nadzieją w głosie.
- Złapaliście mordercę?! Będę mógł otworzyć hotel?
- Jeszcze nie, ale jesteśmy coraz bliżej rozwiązania sprawy - odpowiedział optymistycznie.
- W takim razie o co chodzi? - spytał oschle Edgar Ramshing.
- Możemy wejść? - Właściciel hotelu niechętnie odsunął się na bok, aby wpuścić ich do środka.
- Chcemy zadać panu kilka pytań - dodał komisarz, zatrzymując się w salonie.
- Przecież już mnie wypytywaliście. Powiedziałem wszystko co wiem - odrzekł, siadając w fotelu.
- Odkryliśmy nowe dowody i potrzebujemy dowiedzieć się paru informacji. - Smith usadowił się naprzeciwko Ramshinga. Watson również zajął miejsce na sofie, a Sherlock, woląc rozejrzeć się po mieszkaniu, krążył po pokoju.
Edgar poprawił poduszkę za plecami i oparł się wygodnie.
- A kim są ci ludzie? - zwrócił się do Martina, jednocześnie obserwując wolno kroczącego przez salon Holmesa.
- Panowie Holmes i Watson pomagają mi w śledztwie. Mam nadzieję, że to panu nie przeszkadza?
Ramshing wymienił tylko spojrzenia z Sherlockiem i skinął głową. To samo uczynił wobec Johna.
- Jeżeli to ma przyczynić się do zakończenia tego cyrku to oczywiście, że nie mam nic przeciwko. Wie pan ile tracę na zamknięciu hotelu? - odparł, podnosząc pod koniec lekko głos.
- Rozumiem, w takim razie przejdźmy do rzeczy. Zna pan Kurta Nillsena? - Ramshing poruszył się na fotelu i zmarszczył brwi, wydając się urażony pytaniem.
- Nie mam pojęcia kto to - rzucił szybko.
- Może to panu ułatwię. Kurt Nillsen był gościem w pańskim hotelu jakieś dwa miesiące temu. Znaleźliśmy coś co należało do niego w pokoju ofiary. Przypomina już pan sobie?
- Nie pamiętam wszystkich gości - upierał się Ramshing.
- Tego akurat powinien pan pamiętać - drążył Martin.
Po chwili zamyślenia Edgar poprawił nerwowym gestem poduszkę i spojrzał na komisarza niepewnym wzrokiem.
- Niech pan zrozumie, to zniszczyłoby wizerunek hotelu. Straciłbym klientów, nie mogłem na to pozwolić - zaczął się tłumaczyć, ale Sherlock mu przerwał.
- Czyli w zmowie z Nillsenem zabił pan Margaret Liam i ukrył dowody zbrodni. Ile panu za to zapłacił?
Ramshing niemalże podskoczył na fotelu, wytrzeszczając oczy i absorbując całą uwagę na Holmesie.
- Co?! To nie tak! O czym pan mówi?! Ja jej nie zabiłem i nie mam pojęcia co ma z tym wspólnego ten Nillsen. Ja tylko zapłaciłem mu za laptopa, którego rzekomo ukradziono mu z pokoju. Nie chciałem zgłaszać tego na policję, bo zaraz by się rozeszło, że u mnie kradną.
Ramshing nerwowo zerknął na Martina, który nie za bardzo wiedział co ma powiedzieć i czekał na dalsze wyjaśnienia Sherlocka. John za to domyślił się po co to było i podniósł się z sofy, zanim Holmes znowu się odezwał.
- Świetnie. Zeznania mamy już sprawdzone, komisarzu. Myślę, że nie ma powodu dalej niepokoić pana Ramshinga i tracić naszego czasu - zwrócił się do Smitha, po czym skinął głową na do widzenia i ruszył do drzwi. Martin jeszcze przez moment uspokajał właściciela hotelu i zapewniał, że nie zamkną go w więzieniu. W końcu, po opanowaniu sytuacji, wszyscy trzej udali się z powrotem na komisariat.
~~~~~~
Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Komentarze mile widziane! ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top