Kochali ją oboje... One shot SH i JM
Wena na One Shota- jest!
Wyżywanie się w nim- jak najbardziej!
Krew- Nie mogło zabraknąć.
UWAGA Niektórym osobą może nie przypaść do gustu. Tylko silni psychicznie. Albo chociaż trochę czy coś.
ZANIM ZACZNIESZ CZYTAĆ, PROSZĘ CIĘ O WŁĄCZENIE PIOSENKI
"BYŁ SOBIE KRÓL" MARIA PESZEK
YT nie chce ze mną współpracować -_-
***
Był sobie król...
Otworzył oczy. Wszystko go bolało. Podparł się na łokciach. Z trudem oddychał. W powietrzu czuć było zgniliznę i jeszcze coś... tylko nie wiedział co. Z każdej strony otaczała go ciemność. I zimno.
Był sobie paź...
Siedział pod ścianą. Wilgotną, mokrą. Przed sobą nie miał nic. Tylko nicość. Wstał na nogi. Dopiero wtedy zaczęło go wszystko boleć. Kilka loków spadało mu na oczy. Nie odgarnął ich, wiedząc, że to bez sensu.
I była też królewna.
Leżała na zimnej podłodze. Przebudziła się, słysząc inną osobę. Słyszała w uszach bicie serca. Podrapała sobie dłonie, podnosząc na nogi. Nie zwróciła jednak na to wielkiej uwagi.
Żyli wśród róż
-Halo?
-Kim jesteś?
-Sherlock? To ty...?
-Nie tylko on.
-Jim?
-We własnej osobie.
-Co tu się dzieję?
-To twoja sprawka, Moriarty?
-Nie tym razem.
-Dlaczego mamy ci wierzyć?
-Bo ona mnie zna.
-Znasz go?
-Ty też go znasz.
-Zna mnie w inny sposób.
-W jaki?
-Sherlock, uspokój się.
-Sherly jest zazdrosny?
-A mam być?
-Zamknijcie się.
Światła zabłysły.
Nie znali burz
Stali we troje. Każdy z nich spoglądał na osobę po prawej.
-Znowu jakaś twoja gra, Moriarty?
Sherlock ubrany w brudny płaszcz, przeczesywał wzrokiem Jima. Ten miał obdarty garnitur i rozczochrane włosy, jak każde z nich. Czarnowłosy zmartwiony wzrokiem ogląda dziewczynę. Ma na sobie czarną sukienkę. Ona obkręca się w koło. Jest wystraszona, bo przed zaśnięciem nie miała jej na sobie.
-Co on tu robi?
Rzecz najzupełniej pewna
-Lepsze pytanie, co wszyscy tu robimy?
-Jim ma rację, Sherlock. To jakiś twój eksperyment?
-Nie...
-Więc o co może chodzić?
-Ktoś nas porwał.
-Dlaczego akurat nas?
-A czemu by nie?
-Sugerujesz coś, Sherlock?
Żyli wśród róż
W trójkę rozejrzeli się po pomieszczeniu. Mimo silnych nerwów, każdego z nich przechodzą ich ciarki.
Mały pokój. Wyłożony kafelkami. Bez drzwi. Jedynie żarówka wisząca na suficie.
Nie znali burz
-To jakieś żarty!
-Zamknijcie się.
-Sherlock!
-Muszę pomyśleć!
-Nie ma wyjścia.
-To nielogiczne. Jakoś musieli nas tutaj wrzucić.
-Pomyślmy razem.
-Nie będę z nim ustalał planu!
-Sherly jest zły...
Rzecz najzupełniej pewna.
Przeszła przez pokój. Stanęła między nimi.
-Wydostaniemy się stąd razem.
Kochał ją król
-To prawda.
Położył jej dłonie na talii. Wpatrywali się sobie w oczy.
-Nic się nam nie stanie.
Kochał ją paź
-Zostaw ją.
Odepchnął go i złapał za rękę dziewczynę. Odciągnął ją. Pod wpływem narastających emocji, przytulił ją.
Kochali ją oboje.
Odsunęła go delikatnie od siebie. Spojrzała na ścianę. A na niej wypisane krwią
"Kochali ją oboje"
-Co to ma znaczyć?
-Nie ważne.
-Moriarty, co o tym wiesz?
-Tyle co ty.
-Masz nam coś do powiedzenia?
I ona też kochała ich
-Nie.
-Powiedz.
-Nie pora na to!
-A kiedy będzie?
-Teraz jesteśmy tutaj zamknięty, wiec pomyśl!
-Nie kłóćcie się, bo to zwykle ją z nią to robię.
-Kocham was oboje.
Kochali się we troje.
Obaj patrzeli na nią zdziwieni. Nie zajęło to długo, a spoglądali sobie na wzajem w oczy z chęcią mordu.
-Ja ją kocham.
Rzekli w tym samym momencie. Dziewczyna była przerażona całą tą sytuacją.
-Nie pora na to. Na prawdę.
Przerwała im.
Lecz srogi los
-Najpierw się wydostańmy, a potem go spale.
-Jeśli ja nie zabiję Cię pierwszy.
-O to chodzi!
Zamarli. Usłyszeli głos, który nie należał do żadnego z nich. Był ochrypły. Zimny.
Okrutna śmierć
Ciemna postać wyszła z kąta. Ubrana w kaptur podeszła do nich.
Żadne z nich nie miało zamiaru się ruszyć, a tym bardziej powiedzieć.
W udziale im przypadła.
Mogli zauważyć, że trzymała coś w ręce. Odbijało to światło żarówki.
Król nie wytrzymał...
Niezauważalnie szybko znalazła się przed czarnowłosym. Wbiła mu nóż w środek klatki piersiowej. Zaskoczony i sparaliżowany tym bólem, osunął się na ziemię. Spod garnituru wypływała szkarłatna krew. Nie minęła minuta, a zamknął oczy. Ciecz wciąż nie ustępowała. Już nie wytrzymał.
Pazia zastrzelił...
Postać wyjęła z kieszeni broń. Oszołomiony widokiem zmarłego mężczyzny, nie zauważył. Postrzeliła go kilka razy w klatkę. Upadając, stanęła nad nim. Wymierzyła lufę w jego głowę. Leżący próbował złapać oddech. Ostatni nadszedł przed strzałem w czoło.
Królewnę znów wywinął...
Rzucił pistolet obok ręki zastrzelonego. Powoli, bardzo powoli odwrócił się w jej stronę. Cała się trzęsła. Strach, płacz, roztargnienie, przerażenie. Wszystko to na jej twarzy. Skradając się, zrobił w jej stronę kilka kroków. Nie mógł się powstrzymać. Rzucił się na nią. Słysząc rozdzierające krzyki, obrywał ją ze skóry. Aby jak najbardziej cierpiała.
Lecz żeby ci nie było żal
Dziecino ukochana
Ten kto tam był
Już dawno ich zbył
Pozostawiając kości.
Ten kto tam był
Już dawno się zmył
Pozostawiając kości.
A kogo to wina
Jak nie królewny?
Bo kochała oboje.
A kogo to wina
Że karma ją trafiła
Nie oszczędzając bliskich
Więc zapamiętaj
Tę lekcję jedyną
Nie kochaj ich obojgu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top