Jaime- One Shot
Wygładzam sukienkę. Nie codziennie spotyka się sławnego Sherlocka Holmesa. Słyszę, jak Doktor Watson mówi to, co mu każe. Uśmiecham się w swoim stylu. Sherlock pyta, kim jestem. Moja kolej. Podchodzę do drzwi.
-Dałam Ci mój numer- wyglądam zza drzwi. Dałam mu numer, dzięki naiwnej Hooper. Ach, jaka ona jest... przewidywalna. Myślała, że jestem jej przyjaciółką. Młodszy Holmes dobrze myślał- chciałam tylko zbliżyć się do niego z jej pomocą, a tak na prawdę nasza przyjaźń nie istniała. Jestem świetną aktorką.
-Myślałam, że zadzwonisz- wychodzę na basen. Spokojna woda. Cisza. Nudy... jedynie co urozmaica ten widok, to John Watson stojący do mnie tyłem i Sherlock spoglądający na mnie. Powoli, krok za krokiem. Podchodzę do nich. Niech napięcie rośnie.
-Jesteś kobietą...- stwierdza fakt. Wywracam oczami. Myślał, że kobieta nie będzie do tych wszystkich rzeczy zdolna? To się mylił...
-Masz w kieszeni brauninga czy ucieszył Cię mój widok?- pytam, szczerząc się, jak to inni mówią: psychopatycznie. Loczek ma rękę w kieszeni i obserwuje z uwagą każdy mój krok.
-Jedno i drugie- wyciąga pistolet w moją stronę. Przystaję. Tak bardzo nie mogłam doczekać się tego momentu... tego, w którym Sherlock Holmes nie będzie wiedział co zrobić. Moi snajperzy czekają w pogotowiu. Jak zwykle wszystko zaplanowane. Idealnie...
-Jaime Moriarty- przedstawiam się wesoło- Hiiiii...- przeciągam. Podchodzę do nich bliżej. Powoli... mężczyzna nie spuszcza ze mnie ani wzroku ani lufy- Jaime? Jaime ze szpitala?- pytam retorycznie. Widzę po jego minie, że jest zdenerwowany. Oraz taki bezbronny mimo, iż trzyma pistolet. Ale on nie wie. A wszyscy mówią, że wie wszystko. Idioci. Nikt nie wie wszystkiego.
- Nie zrobiłam na tobie wrażenia- stwierdzam fakt. Dostrzegł, że nie byłam przyjaciółką Hooper. Ale nie dostrzegł prawdziwej prawdy. Zrobiłam z niego idiotę. I o to chodziło. Zwątpił trochę w swój umysł- Ale tak miało być.
Mruży oczy. Z mojej twarzy nie schodzi uśmiech. Holmes jest taki... ślepy. Wciąż nie zdejmuje mnie z celownika. Ech, żałosne.
-Daj spokój- mówię w końcu- Ktoś inny trzyma go na celowniku- nie wiedział tego. Ale nie przestaje celować. Bawi mnie to- Ja nie lubię się brudzić- stawiam miękko kolejny krok. John boy jednocześnie się martwi, ale i podoba mu się ta stresująca sytuacja. Ale mi jeszcze bardziej... Tak, on jest fascynujący.
-Miałeś przegląd czym zajmuję się w złym świecie- staję- Jestem fachowcem. Jak Ty- uśmiecham się. Czekam, aż on coś powie. Jakiś taki milczący... trzeba by było to zmienić.
-Droga Jaime- zaczyna- czy pozbędziesz się okropnej siostry mego ukochanego?- o to chodziło. Jestem, można powiedzieć, uradowana- Czy przerzucisz mnie do Ameryki południowej?- Sherlock ma głęboki głos. Jego zielone tęczówki ani na sekundę nie spuszczają mnie z widoku. Podoba mi się to. Nie czuję się przez niego osaczona.
-Dokładnie- pokazuję zęby.
-Usługi kryminalne. Doskonale- och, Sherlock mnie skomplementował! Jako wielka fanka dostałabym napadu fangirlu. Ale nie o to chodzi. Nie jestem taka.
-Prawda?- zamykam na sekundę oczy- Nikt mnie nie zna- dlatego to kocham. Jestem niewidzialna. Ale za to właśnie ja mam władzę- I nigdy nie pozna- poważnieję.
-Ja Cię poznałem- odblokowuje pistolet. Podoba mi się to.
-Najlepiej- no prawie prawda. Nie licząc osób z mojej bardzo dalekiej przeszłości. Jak dobrze, że już ich nie ma- Ale stoisz na mojej drodze.
-Dziękuję- dziwi mnie, że to powiedział. Niezły jest...
-To nie był komplement- patrzę mu w oczy.
-Ależ tak- podważa moje słowa. Ma tupet... jestem pod wrażeniem.
-W porządku. Był- wzruszam ramionami, przyznając mu rację. Stawiam kolejny krok- Koniec flirtowania. Mamusia ma dość...!- świergoczę- pokazałam ci swoje możliwości. Ustawiłam tych wszystkich ludzi. Ich problemy. Nawet sprawę obrazu, abyś się zabawił- jestem z siebie dumna. No bo dlaczego miałabym nie być? To była przednia zabawa. Ale jeszcze lepsza czeka nas nie długo.
-To było przyjacielskie ostrzeżenie kochany- mówię poważnie. Teraz to nie żarty- Odwal się- na jego twarzy zauważam delikatny uśmiech- Choć ta gra mi się podobała- milczy, więc kontynuuję- Udawałam komputerową najlepszą przyjaciółkę na zawsze. Podobał Ci się numer z bielizną?- podchodzę jeszcze kawałek i stoję. Wywinęłam numer z bielizną, a dokładniej ze stanikiem. Specjalnie miał go zauważyć, aby stwierdzić to, co ja chciałam. Jestem mądrzejsza od niego. Wiem to.
-Zginęło wielu ludzi- pf, kolejny fakt. Nie jesteś aż tak mądry, za jakiego Cię uważałam? Denerwuję mnie już ta głupotą.
-Ludzie tak robią!- krzyczę na cały basen. Zapada cisza.
-Powstrzymam Cię- jest zbyt pewny siebie. To czasami gubi
-Nie sądzę- mam ochotę się roześmiać. Znowu nikt nic nie mówi. Lokowaty patrzy na Doktorka.
-W porządku?- pyta. Podchodzę do niego.
-Możesz mówić Johny- mówię mu do ucha, gdy ten wciąż jest tyłem do mnie.
-Weź to- wyciąga do mnie dłoń. Z chęcią bym pobiegła w podskokach do niego. Ale opanowuję tę chęć.
-Oh, plany rakietowe- przejmuję pendriva, dotykając jego dłoni. Nie podoba mu się ta sytuacja. Mój dotyk. Uśmiecham się- Nudyyyy- melodiuję- Mogłam je zdobyć wszędzie- wrzucam pendriva do wody.
Osoba z tyłu łapie mnie i mocno przytrzymuje. Szarpie mną do tyłu.
-Sherlock, biegnij!- krzyczy John Watson nad moim uchem. Jestem zaskoczona nieco.
-Dobrze... bardzo dobrze!- cieszę się. Były żołnierz wciąż mnie nie puszcza. Jest dużo silniejszy ode mnie. Niby taka drobna dziewczynka... a się mnie boją. Miło. I ciekawie.
-Jeśli snajper strzeli zginiemy obydwoje- ech... John jest taki... ograniczony umysłowo...
-Jak słodko- spoglądam z uśmiechem na John- boya- Dlatego go trzymasz. Ludzie lubią takie zwierzątka. Są wzruszająco oddane- porównywanie ludzi do zwierząt jest ciekawe. Każdy człowiek myśli, że jest od nich inteligentniejszy. Ale przecież każdy z nas ma instynkty zwierzęce. Jedzenie, picie, rozmnażanie, a nawet chęć zwrócenia na siebie uwagi. Ja tam wolę się tym przeciwstawić. Lepiej by było całkowicie zlikwidować te instynkty. Ludzie są więźniami własnych ciał. Idiotyczne.
-Odkrył Pan karty Doktorze Watson- jeden z moich snajperów celuje w czoło Sherlockowi. Jak zawsze. Wszystko zaplanowane...-Mam Cię- zawsze jestem kilka kroków przed nimi.
Watson przez chwilę mnie trzyma. Po chwili jednak puszcza i cofa się do tyłu. No, w końcu.
-Westwood- wygładzam sukienkę. Jedna z moich ulubionych.
-Wiesz co cie czeka jeśli nie dasz mi spokoju?- pora wrócić do gry. Chwila pauzy. Która nie była nudna.
-Niech zgadnę. Zabijesz mnie- czy on także jest taki nudny...? Jestem nieco... zawiedziona.
-Zabić Cię?- pytam zaskoczona- Nie... to zbyt oczywiste- nienawidzę oczywistości. Nudy- Kiedyś to zrobię. Nie będę się spieszyła. Zostawię to na specjalną okazję- chwila ciszy- Jeśli nie przestaniesz się wtrącać spalę Cię. Spalę Cię razem z sercem- warczę.
-Podobno nie mam serca- "podobno". Sam w to nie wierzy.
-Wiemy, że to nie prawda- jego oczy wyrażają ekscytację. Za dużo jak na jeden dzień. Powinniśmy zostawić trochę na później- Pójdę już. Ale miło się gawędziło- rozglądam się. Ciekawe co by było jakbym nagle wskoczyła do basenu. Gorąco tu, a jestem także ciekawa jego reakcji. Może pewnego dnia...
-A jeśli Cię teraz zastrzelę?- Wyrywa się z tym pytaniem. A myślałam, że już o to nie zapyta.
-Będziesz się cieszył widokiem zaskoczenia na mojej twarzy- robię zaskoczoną i zdziwioną minę- Bo bardzo bym się zdziwiła. I nieco rozczarowała- mówię z przekąsem- I nie triumfowałbyś długo- jestem pewna siebie. Jak zwykle- Ciao, Sherlocku Holmesie...- zniżam głos. Odwracam się. Kieruję się w stronę wyjścia, z którego weszłam.
-Kiedyś Cię dorwę- mówi za mną. Otwieram drzwi.
-Nic z tego!- krzyczę i zamykam za sobą drzwi. Głośny huk. Kieruję się do wyjścia z budynku. Przegryzam wargę. Ciekawe co myśli. Jedno jest pewne: nie zawiadomi policji. Wiedziałam od początku. To by było głupie. Staję. Marszczę brwi. Myślę przez chwilę. Po czym mój kącik ust się podnosi. To będzie niespodzianka dla nich. Zawracam.
-Przepraszam chłopcy!- kilka sekund wcześniej zamierają, widząc jak snajper celuje w lekarza- Jestem taka zmienna!- są bardzo zdziwieni- To moja wada. Ale jedyna- słuchają mnie- Nie możesz kontynuować. Nic z tego- kręcę głową- Próbowałabym Cię przekonać, ale wiesz wszystko co mam do powiedzenia- mój głos roznosi się po pomieszczeniu.
-A Ty pewnie znasz już moją odpowiedź- uśmiecham się, gdy celuje do mnie. Mierzymy się wzrokiem. Ale... on obniża lufę. Jest skierowana na kurtkę z bombą. O... w końcu coś się dzieję! Zaskoczył mnie. Przekrzywiam głowę, czekając co zrobi. Patrzy mi w oczy. On czeka na mnie. Nie mam nic do powiedzenia. Niech akcja toczy się sama. Napięcie rośnie.
Ciszę przerywa dzwonek telefonu. Stoję z niewzruszoną miną, gdy po całym dużym pomieszczeniu rozchodzi się piosenka "Stayin alive". Lokowaty rozgląda się. Wzdycham. Dlaczego właśnie teraz?!
-Mogę odebrać?- pytam z grzeczności. Mimo, iż jestem zabójczynią to umiem zachować maniery.
-Ależ proszę- daje znak ręką, w której trzyma pistolet- całe życie przed tobą- wyciągam telefon. Szlag. Czemu teraz? Jeśli nie będzie to ważne...
-Halo?- odbieram- oczywiście, że tak. Czego chcesz?- słucham, co osoba po drugiej stronie słuchawki mi mówi- powtórz!- emocje biorą górę i krzyczę- Powtórz to i bądź świadom, że jeśli kłamiesz, to znajdę Cię i obedrę ze skóry- mówię całkowicie szczerze, sycząc przy okazji- poczekaj- odsuwam telefon od twarzy- Wybaczcie...- przepraszam z żalem- to kiepski dzień by umrzeć.
-Dostałaś lepszą propozycję?- Sherlock unosi brwi. Odwracam się i ponownie idę do wyjścia.
-Będziemy w kontakcie, Sherlocku- mówię do niego. Przykładam telefon do ucha- Jeśli masz to co myślę, że masz, dam Ci się wzbogacić. Jeśli nie, przerobię Cię na buty- zamykam drzwi.
Idę w swoją stronę po rozłączeniu się. Gra się już dawno zaczęła. Ale dopiero od teraz Sherlock wie z kim ma do czynienia. No po części. Nie jestem jak inni. Nie jestem przewidywalna. Kilka ulic dalej wchodzę do kamienicy. Spoglądam na godzinę. Dokładnie na czas drzwi się otwierają.
-No, ileż można czekać?- prycham. Mężczyzna podaje mi kurtkę. Zakładam kaptur.
-Dobrze Ci poszło- przepuszcza mnie w drzwiach. Na ulicy stoi nieźle wypasiony samochód. Mój, a kogo innego? Wchodzę na miejsce pasażera. Nie chce mi się prowadzić. Niech on się tym zajmie. Za to mu płacę- Jakie teraz plany?- siada za kółkiem.
-Zgładzić Sherlocka Holmesa- mówię poważnie. Zakładam okulary przeciwsłoneczne na nos, mimo iż jest noc. Czuję się w nich lepiej. Patrzę zza nich na Sebastiana Morana. Jest skupiony na drodze. I dobrze. Wyglądam przez okno. Nie mogę się doczekać, gdy mój dalszy plan wejdzie w życie...
***
I jak podoba się opowiadanie z punktu widzenia damskiej wersji Jima? XD
Planuję kilka innych shotów, więc może się kilka w weekend pojawić.
I dziękuję wszystkim, którzy podali mi tytuły piosenek w ostatnim rozdziale! :D każda jest świetna! ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top