19. Dorastanie w świecie wariatów

Czyli świat widziany oczami Rose!

Sherlock

Co by tu dzisiaj zrobić? Wujek Sherlcok się mną zajmuje. Trzyma mnie na kolanach i zabawia. Nudzi mnie to. Zamykam oczy, ignorując jego "Aku ku". Chcę zasnąć, ale przeszkadza mi jakaś osoba wchodząca do pomieszczenia. Zaczynam krzyczeć. Co ona sobie myśli? Że będzie mi przeszkadzać? Wujek też powinien odpocząć! A nie znowu klienci. Sherly mnie uspokaja. Dobra, nie będę go jeszcze bardziej męczyć. Jestem już cicho. Mężczyzna, który mi przeszkodził siada na krześle. Zaczyna opowiadać nudną historie swojego życia. Twierdzi, że cały czas ktoś mu podkłada szczątki ludzi pod drzwi. Boi się powiedzieć o tym policji, bo jeszcze by go oskarżyli.
Wujek bacznie mu się przygląda. Widząc jego minę, zainteresowało go to. Nudaaaa... facet, który mi przeszkodził mieszka w dzielnicy, gdzie jest dużo kotów. Chcą się one przypodobać, aby je wpuściły do ciepłego domu, zostawiając resztki mięsa. Pewnie ptaków czy szczurów.
Wujek rozmawia z nim. W końcu do tego dojdzie. A tymczasem... zrobiłam w pieluchę i zaczęłam się śmiać. Przez to Sherlock musiał przeprosić mężczyznę i wyszedł ze mną na rękach. Masz za swoje facet, że mi przeszkadzasz! Posiedzisz sobie przerażony. I dobrze ci tak.

John *po śmierci Mary*

Tata w końcu ma wolne. Poszedł ze mną na spacer. Chodzi ze mną w wózku po parku. Miło tu. Kilku ludzi idących w swoje strony. Dwóch z nich do pracy, jeden do restauracji, a trzech na zakupy. Jeszcze kilku studentów. Tata podchodzi ze mną do ławki. Siada i zaczyna czytać jakąś bajkę o smoku i rycerzu, który go pokonał. Wiadome jest, że smok by go zjadł. Ale co oni wiedzą...
Gdy tak czyta, ja jestem zajęta wypatrywaniem wiewiórki. Ostatnio widziałam. O! Jest! Weszła na drzewo. Śmieję się, a tata widać, że jest zadowolony. Podchodzi do nas jakaś kobieta. Nachyla się nade mną i uśmiecha. Mówi, jaką to ja jestem urocza. I że mój tata także. O, dzięki mnie tata poderwał jakąś laskę! I tak trzymaj. Kobieta siada obok niego i rozmawiają. Śmieją się, a ja z nimi. Oby się z nią umówił. Wydaje się miła. A on zasługuje na szczęście, nie licząc mnie. Tylko chce potem nową grzechotkę do rzucania w ludzi.

Moriarty

Znowu u wujka Sherlocka... bardzo go lubię, albowiem szkoda, że tata tyle pracuje. Potem chociaż to odrobi. Oglądam z Sherlockiem bajkę. Według mnie jest bardzo ciekawa. Ale jego chyba znudziła. Grzechotam grzechotką. Jest zabawnie!
Jednak wujek mnie nieco wystraszył. Wstaje nagle z fotela. Coś chyba usłyszał. Patrzy na drzwi. Ja w sumie nie, bajka jest na pewno ciekawsza. Ponownie jakiś pewnie człowiek z problemem życiowym. Ale nie... drzwi skrzypią. Do pomieszczenia wchodzi jakiś mężczyzna. To nie jest klient, bo wujek patrzy na niego spięty. Uważnie i z obawą mierzy go wzrokiem. Kim on jest? Chyba go znam... rozmawiają. Sherlock zaciska dłonie w pięści. Nie zwracają na mnie uwagi. Już wiem! To Jim Moriarty! On jest tym złym! Muszę chronić moją rodzinę!
Złoczyńca zamiera, gdy obrywa w twarz grzechotką. Tak, to byłam ja! Nie zrobisz nic moim ludziom! Powoli odwraca się do mnie. Patrzy na mnie poważnie. Nic nie robię. Ten ostrożnie podchodzi. Sherlock chce coś zrobić, ale on go tylko ucisza, mówiąc coś. Klepie mnie po główce. Twierdzi, że mam potencjał. No ba! Ale nie taki jak on myśli. Uśmiecha się jeszcze do mnie psychopatycznie, pewnie jak zawsze, i odchodzi. Ciekawe, czy zabije w końcu mojego wujka.

Mycroft

Wujek i tata poszli do kuchni. Jakiś eksperyment. Nie słuchałam uważnie. W salonie zostałam z bratem Sherlocka. Ma na imię Mycroft. Patrzy się na mnie. Nic nie mówi, nie robi. Okej, czas się zabawić. Spoglądam mu w oczy i zaczynam płakać. Mycroft nie wiedząc co robić, woła tatę. Ten go nie słyszy, a ja nie przestaje. Podchodzi do mnie i pokazuje mi grzechotkę. Wygląda, jakby on zaraz miał się rozpłakać. Niby członek rządu, a boi się dzieci. Ma łzy w oczach i widzę, że panikuje. Dobra, nie będę go męczyć. Przestaje płakać i biorę od niego zabawkę. Rozpromienia się. Pf, myśli, że to jego zasługa. Chciałby. Następnym razem nie będzie miał tak łatwo.

Greg

Tate i wujka wezwali na miejsce zbrodni. Molly i Pani Hudson nie ma, musiały gdzieś wyjechać. A Mycroft... lepiej nie mówić. Więc zabrali mnie tam. Jakiś mężczyzna postrzelony w plecy. Leży w kałuży krwi. Wymachuje grzechotką do niego i się śmieję. Bo to śmieszne. Tata jest nieco przerażony mną. Cóż... bywa. Mówi coś, żeby inspektor mnie popilnował, a on z Sherlockiem się tym zajmą. Greg jest fajny. Bierze mnie na ręce z uśmiechem. Mówi jaka to ja jestem urocza. To prawda. Jestem. O... ma coś w kieszeni. Ciekawe czy zauważy... podskakuje w miejscu ze mną gdy wydobywa się strzał. Przerażony rozgląda się w okół. Dopiero po chwili dostrzega, że mam w rączkach jego pistolet. Jest ciężki i ledwo go trzymam. Nie no, puszczam. Wszyscy patrzą się w naszą stronę. Ups, Lestrade ma przechlapane.

Anderson

Wujek poszedł ze mną na komisariat porozmawiać z Gregiem. Spotkaliśmy po drodze Andersona. Zaczęli coś gadać, a Sherlock denerwować. Wkroczyłam wiec do akcji. Zwymiotowałam na tego głupka. Zaczął krzyczeć, był zły. A ja się tylko po tym śmiałam. Wujek także.

***
Zaczynam się bać cokolwiek publikować, z dwóch powodów:
1. Że znowu będą jakieś błędy, a będą XD
2. Jeny.... ile wy komentarzy dajecie! Nie żebym narzekała! Ale czasami nie nadążam z ich czytaniem XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top