Zajęty
Czerwone cyferki wskazywały drugą czterdzieści. Watson przekręcił się na drugi bok, wciąż nie mogąc zasnąć. Choć adrenalina już opadła, w głowie kłębiło się od myśli. Ostatni tydzień był jak pasmo gagów z programu, w którym wkręcają ludzi. Sherlock pakujący mu się do łóżka, powrót świrniętej byłej, propozycja udawanego związku, masaż i Sherlock dogadujący się z sześciolatkiem.
Blondyn przewrócił się na plecy i westchnął głęboko. Gdyby ktoś wyleciał z szafy z kamerą i okrzykiem „mamy cię" wcale by go to nie zdziwiło. „Nawet bym się ucieszył" – pomyślał, mając w perspektywie kolejny dzień spędzony w pracy z upierdliwą Julie i podjęcie decyzji co do propozycji Sherlocka. Mimo, że wcześniej stwierdził, iż to nie najlepszy pomysł, po ostatniej sprawie zaczął ponownie rozważać taką możliwość.
Kiedy czerwona dwójka zamieniła się w trójkę, a do czterdziestu minut doszło jeszcze sześć, zmęczenie wzięło górę i w końcu udało mu się zasnąć.
***
Budzik zadzwonił, wyrywając Johna z tak długo wyczekiwanego snu. Ospale wyciągnął rękę, żeby wyłączyć alarm. Ziewając przeciągle, zszedł na dół. Holmes siedział już w salonie. Skulony w fotelu, brzdąkał coś na skrzypcach.
– Dobry – odezwał się Watson, wstawiając wodę na herbatę. Holmes zatrzymał palce na strunach, podnosząc na niego wzrok.
– Kiepska noc – stwierdził bardziej niż zapytał brunet.
– Taaa – mruknął odruchowo, wbijając jajko na patelnię. – Ty chyba też się nie wyspałeś – dodał głośniej.
Holmes odłożył skrzypce i podszedł do blondyna. Jajka z bekonem skwierczały na patelni, wypełniając kuchnię zapachem smażenia.
– Głodny? – zapytał John, czując na sobie przenikliwe spojrzenie detektywa.
– Jak zawsze – odparł, siadając przy stole.
– Czyli nie, ale i tak dostaniesz – oznajmił Watson i przełożył jajecznicę na dwa talerze.
Zjadł szybko swoją porcję, obserwując jak Sherlock dzióbie w talerzu.
– Będę leciał.
– John.
Watson zatrzymał się w połowie drogi do drzwi.
– Podjąłeś już decyzję? – zapytał brunet z powagą.
„Myślałem, że zapomniał. Ale nieee, to akurat musiał zapamiętać... Dobra, a co mi tam. Może się uda i ta wariatka się odczepi."
– Tak. To znaczy, nie jestem do końca przekonany, ale może... Gdyby tak przez krótki czas... Może jakbyśmy... To znaczy, ona jest strasznie uparta, ale mam nadzieję, że uwierzy i da mi wreszcie spokój. Chociaż...
– Dobrze. W takim razie przyjadę po ciebie do pracy – przerwał plątaninę Johna.
– Ok. No to do zobaczenia. – Obrócił się na pięcie, nie mogąc patrzeć dłużej w magnetyczne spojrzenie szaro-niebieskich oczu i szybko wyszedł z mieszkania.
***
Godziny w przychodni ciągnęły się w nieskończoność. John wyrobił podwójną normę, przyjmując dodatkową ilość pacjentów, żeby tylko nie natknąć się na kręcącą się w pobliżu Julie. Zerknął na zegarek nad drzwiami.
„Nareszcie" – westchnął z ulgą, patrząc jak mała wskazówka zbliża się do godziny szesnastej. Zamknął gabinet i ruszył do wyjścia.
– Do zobaczenia, John – pożegnała się z nim Katy, jedna z pielęgniarek, którą John bardzo lubił. Nawet rozważał czy, aby nie zaprosić jej na randkę, ale w końcu stwierdził, że lepiej nie mieszać pracy z życiem prywatnym.
– Pa, Katy – rzucił z małym uśmiechem, czując że wychodzi z niego zmęczenie. „Przesadziłeś" – stwierdził w myślach, idąc przez korytarz.
–John! – Charakterystyczny piskliwy głos tuż za jego plecami, wywołał nieprzyjemne wzdrygniecie.
„Za jakie grzechy" – przemknęło mu przez myśl. Julie dogoniła go i chwyciła za ramię.
– Prawie w ogóle się dzisiaj nie widzieliśmy – odezwała się, nie odrywając oczu od blondyna.
„Taki był plan."
– Miałem dużo pacjentów.
– Och, wyglądasz na zmęczonego, może wybierzemy się gdzieś, gdzie będziesz mógł się zrelaksować? – zapytała, trzepocząc zalotnie rzęsami.
– Jestem już umówiony – odrzekł błyskawicznie.
– Z kim? – Zmarszczyła brwi, uważnie przyglądając się Watsonowi.
– Z Sherlockiem.
– Proszę, daj już spokój. Co niby będziecie robić?
– To nasza prywatna sprawa – burknął.
– Zapewniam cię, że ze mną bawiłbyś się znacznie lepiej – powiedziała z przekonaniem, przysuwając się do niego. John przełknął ślinę, kiedy przejechała dłonią po jego torsie.
– Mówiłem ci już, jestem zajęty.
– Nie wiem co ci się pokręciło od tej wojaczki w głowie, ale nie jesteś gejem. Mój facet nie może być homo – stwierdziła, nie przestając kleić się do Watsona, który starał się jak najbardziej zwiększyć dzielącą ich odległość.
„Wyjście już blisko" – pomyślał, zerkając w kierunku oszklonych drzwi.
– Ludzie się zmieniają – mruknął, uwalniając się w końcu od jej dłoni, zakończonych różowymi tipsami.
„Boże, pozwalają jej pracować z czymś takim?" – zadał sobie w myślach pytanie, spoglądając na jej paznokcie.
– Nie aż tak. – Twardo obstawała przy swoim. – Nie uwierzę, że mógłbyś być z kimś takim.
– Z kimś takim? Co masz na myśli?
Przewróciła oczami i westchnęła dla uwidocznienia niepodważalnej racji, którą miała mu powiedzieć.
– Czytałam twojego bloga. To kompletny pomyleniec, nieczuły psychol. To że wytrzymujesz z nim przez tyle czasu jest prawie niemożliwe, ale to że miałbyś być z nim w związku... Błagam, Johnny. – Parsknęła na koniec śmiechem.
Watson zacisnął usta w wąską linię. Zbierająca w nim złość sięgnęła punktu krytycznego. Miał swój honor i nigdy nie pomyślałby, żeby uderzyć kobietę, ale Julie niebezpiecznie obniżyła swoją paplaniną próg jego wytrzymałości emocjonalnej.
„Że co? Sherlock nie jest psycholem. Nigdy niczego takiego nie napisałem. Ludzie naprawdę tak to widzą czytając mojego bloga?" – zamyślił się, zapominając na chwilę o sterczącej obok dziewczynie.
– To co, John? Wybierzemy się razem do kina?
Watson powrócił do rzeczywistości, z niezbyt wesołą miną zauważając, że Julie chwyciła go pod ramię. Maślane oczka jakie próbowała zrobić, nie pomagały.
– John. – Znajomy głos, był jak anielski chór zwiastujący zbawienie. Blondyn wyrwał się z uścisku i odwrócił do swojego współlokatora, który stał w przejściu, uważnie się im przyglądając.
– Sherlock – westchnął z ulgą, robiąc dwa kroki w stronę bruneta. Julie bacznie ich obserwowała.
– Dzięki Bogu, zjawiłeś się w samą porę by udaremnić morderstwo – szepnął, kiedy Holmes nachylił się odrobinę.
– W takim razie, taktownie byłoby się trochę spóźnić – wyszeptał Johnowi do ucha. Ciepły oddech miło połaskotał skórę, przywołując wspomnienie masażu. John zachichotał, zerkając kątem oka na Julie, która bezskutecznie próbowała zachować obojętny wyraz twarzy.
– Idziemy? – dodał głośniej detektyw i napotkał piorunujące go spojrzenie byłej Watsona.
– Tak, jasne.
– John, a co z kinem? – rzuciła z rozżaleniem.
– Mam już plany na wieczór – odparł, zerkając na stojącego obok Sherlocka. Szaro-niebieskie oczy przejechały powoli po sylwetce doktora.
– Jasne. – Zerknęła na detektywa z tlącą się w oczach nienawiścią. – Baw się dobrze – dokończyła z wymuszonym uśmiechem.
Watson uśmiechnął się na myśl, że przez następne półtorej dnia nie będzie musiał jej oglądać.
– Pa – rzucił, jednocześnie kładąc rękę na plecach detektywa. Holmes poczuł jak dłoń doktora wykonuje niewielkie półkola, a następnie zjeżdża w dół i zatrzymuje się na wysokości tali. Starał się utrzymać naturalny wyraz twarzy, kiedy blondyn objął go w pasie. Julie odprowadziła ich wzrokiem, ze wściekłością nadymając policzki. Wyszli z budynku, chichocząc na widok niezadowolonej miny ex Watsona.
Sherlock zwrócił wzrok na roześmianego przyjaciela, który wcale nie puścił go po opuszczeniu szpitala. Wibracje wywołane tłumionym śmiechem były wyczuwalne mimo tweedowego płaszcza.
–To co? – zapytał John, spoglądając na wpatrzonego w niego bruneta.
– Hmm? – mruknął, wyrwany z zamyślenia.
– Gdzie idziemy?– dodał blondyn, patrząc mu prosto w oczy. Rozbawione spojrzenie czające się w niebieskich tęczówkach i bliskość Watsona, sprawiły że Holmes otworzył usta chcąc odpowiedzieć, ale żadne słowo nie wydostało się na zewnątrz.
– Kino to w sumie dobry pomysł – powiedział doktor, widząc chwilowe zawieszenie w "systemie" Sherlocka.
„John chce ze mną pójść do kina? Przecież Julie tu nie ma, nie usłyszy tego ani nie zobaczy. Nie musimy już udawać."
–Już nas nie widzi – odezwał się w końcu Holmes.
Watson przymarszczył brwi w wyrazie zastanowienia.
– Co?
– Rozumiem, że udawanie obejmuje tylko obszar w zasięgu, w którym jest Jennifer, tak?
– Julie. Tak. –John jakby rażony piorunem, odsunął się szybko na neutralną odległość. – Oczywiście, że tak.
Szli przez chwilę w milczeniu.
– Mamy jakąś sprawę? – zapytał blondyn, przerywając ciszę.
– Nie – odparł zwięźle.
– W takim razie, nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy wybrali się jednak do tego kina – stwierdził z małym uśmiechem. – Co ty na to?
„Pary chodzą do kina, przyjaciele chyba też" – pomyślał brunet.
– Dobrze – odpowiedział po chwili.
~~~~~~
Julie vs Sherlock 0:1 xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top