Romeo i ... ciasteczko

Kobieta przejechała wzrokiem po sylwetce detektywa i z wyrazem zdziwienia na twarzy zerknęła na Johna, który miał ochotę schować się całkowicie za czarnym płaszczem Holmesa.

- Och, miło mi – wydukała, wciąż wlepiając wielkie oczy w ich postacie.

- Nie wątpię – odrzekł chłodno detektyw.

Watson zerknął kątem oka na przyjaciela, zastanawiając się czy detektyw odkrył już całą historię ich znajomości, patrząc na chwilowo emanującą niedowierzaniem twarz kobiety.

„Na pewno. Inaczej by tego nie powiedział. I całe szczęście, może teraz ta wariatka się odczepi" – pomyślał, wracając wzrokiem na Julie.

- No to my już musimy iść, taksówka czeka. Miło było, może kiedyś się jeszcze spotkamy – odparł, chwytając Holmesa pod ramię i przyciągając do siebie w celu uwierzytelnienia wypowiedzianych wcześniej słów.

„Oby nigdy" – dodał w myślach i uśmiechnął się pod nosem, widząc, że mina Julie zrzedła bardzo szybko.

- Przyznam, że mnie zaskoczyłeś, John – odezwała się jednak niezrażona stwierdzeniem blondyna.

- Siebie też – mruknął John, czując na sobie spojrzenie Sherlocka.

- Taksówka, John – odparł wyraźnie Holmes, żeby nie uszło to uwadze Julie.

- Tak, tak. Wybacz, ale trochę się śpieszymy.

- Pracujesz tutaj? – zapytała, wskazując na szpital za ich plecami.

John wziął głębszy oddech, zaciskając bardziej palce na materiale holmesowego płaszcza.

- Tak – mruknął.

Jego odpowiedź podziałała na Julie jak najlepszy rozweselacz. Kobieta zachichotała i z szerokim uśmiechem oznajmiła:

- To wspaniale. Ja też będę tu pracować. Właśnie przeprowadziłam się z Brighton. Na pewno będziemy się częściej widywać. Cudownie, prawda?

- Taa – westchnął, próbując ukryć niezadowolenie w głosie.

- Porażająca wiadomość, a teraz żegnam – odezwał się Sherlock i pociągnął Johna w stronę przejścia dla pieszych.

Julie najwyraźniej zaskoczona zachowaniem bruneta, zapowietrzyła się co dało im czas na ucieczkę.

- Do zobaczenia, John! – Usłyszeli za sobą pełen determinacji głos byłej Watsona.

Blondyn nie miał zamiaru nawet się obejrzeć w obawie, że Julie pójdzie za nimi. Co było całkiem możliwe w odniesieniu do panny „upierdliwej wariatki". Przyspieszył kroku, wciąż zaciskając dłoń na ramieniu Holmesa. Gdy byli już po drugiej stronie ulicy, zerknął na miejsce, w którym wcześniej stali i odetchnął nie dostrzegłszy brunetki.

- Jezu – westchnął, widocznie się rozluźniając.

- Weszła do szpitala. Możesz już puścić – odparł Sherlock, spoglądając na swoje ramię będące w johnowym uścisku.

- A tak, sorry. Mam nadzieję, że nie miałeś nic przeciwko. No, bo sam zacząłeś z tym "partnerem", więc... – zaczął się tłumaczyć.

- Nie mam – odpowiedział spokojnym tonem, otwierając drzwi taksówki.

- To dobrze – odetchnął, składając parasol i wślizgując się za Holmesem do auta.


Większość drogi przejechali w milczeniu. Dopiero pod koniec trasy John przerwał panującą wokół ciszę.

- Miałem kupić coś do jedzenia.

Holmes oderwał wzrok od okna i spojrzał na przyjaciela.

- Chińskie?

- Może być.

- Proszę pojechać przez Blandford Street – oznajmił kierowcy.

Watson oparł się wygodnie, wciąż jednak rozmyślając nad nieoczekiwanym spotkaniem. Kiedy samochód zatrzymał się na polecenie Holmesa przed chińską knajpką, powrócił myślami do rzeczywistości. Już nacisnął na klamkę i uchylił drzwi, żeby wysiąść, ale usłyszał głęboki głos bruneta.

- Ja pójdę. Co chcesz?

Odwrócił się w jego stronę ze zdziwieniem malującym się na twarzy. „Czy ja się przesłyszałem?"

- Eemmm... Nie wiem. Wszystko jedno – odparł w końcu, wpatrując się w detektywa z uwagą.

Sherlock bez słowa wysiadł z taksówki i zniknął szybko za czerwonymi drzwiami, nad którymi chybotały się dwa lampiony, pomazane chińskimi znakami.

W środku na niewielkiej przestrzeni poustawiane były czarne, okrągłe stoliki, a w powietrzu mieszały się zapachy z kuchni i kadzidełek palących się na ladzie baru. Holmes podszedł do drewnianego blatu i zadzwonił małym dzwoneczkiem, stojącym obok stosu kart menu. Bordowe ściany sprawiały, że mimo pory dnia, światła paliły się nad stolikami. Oparł się o bar, rozglądając po wnętrzu. W pewnym momencie, usłyszał za sobą głos, tak na ucho, starszej kobiety. Rodowitej Chinki, co sugerował język w jakim się do niego zwróciła. Kiedyś uczył się mandaryńskiego, ale to był inny dialekt, więc nie zrozumiał wypowiedzi kobiety. Starsza pani podeszła bliżej i wyciągnęła do niego ręce, wciskając mu w dłonie dwa chińskie ciasteczka z wróżbą, zawinięte w papierową chusteczkę. Holmes zorientował się, że powtarza ona jedno i to samo zdanie. Kiedy miał się odezwać z kuchni wyszła młoda dziewczyna i od razu powiedziała coś po chińsku do staruszki, która popatrzyła przez chwilę na Sherlocka i uśmiechnęła się, tworząc sobie na twarzy kilka dodatkowych zmarszczek. Zanim zniknęła za kolorowymi koralikami, wiszącymi w przejściu do kuchni, rzuciła coś jeszcze do dziewczyny, która westchnęła z rezygnacją i zwróciła się do detektywa.

- Przepraszam za moją babcię. Ma już swoje lata i swój świat. Co podać?

Holmes popatrzył na kołyszące się jeszcze koraliki, po czym zapytał:

- Co znaczą jej słowa?

- A takie tam gadanie. – Widząc jednak dociekliwy wzrok bruneta dodała: - Powiedziała: Nie bój się przeznaczenia.

Sherlock zerknął na trzymane w ręku ciasteczka.

- A to?

- Proszę wziąć. I tak dajemy je klientom do zamówienia – oznajmiła z uśmiechem. – To co podać?

- Dwa razy pierożki wonton i kurczak słodko-kwaśny.

- Zaraz będzie gotowe – odparła i zniknęła za koralikami, które wydały przy obijaniu się o siebie ciche stukotanie.

Po kilku minutach zamówienie było gotowe i Holmes wrócił do taksówki z torbą pachnących potraw.

- No to teraz na Baker Street 221, proszę – odezwał się John, czując że jego żołądek obudził się pod wpływem smakowitych zapachów. Auto ruszyło, a Holmes znowu zatopił wzrok w widoku za oknem.

„Nie bój się przeznaczenia... Też coś." Słowa kobiety nie dawały mu jednak spokoju. „Logiczne działanie i jego konsekwencje, a nie żadne przeznaczenie" – dodał w myślach, po czym zerknął kątem oka na Johna pochłoniętego własnymi myślami.

~~~~~~

Holmes, nie ignoruj starej Chinki, ona swoje wie. ;)

Udało się skrobnąć następny rozdział. ^^ Mam nadzieję, że się Wam spodoba.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top