Przyczyna i skutek

Srebrne światło księżyca sączyło się ospale przez przerwę między zasłonami. John przekręcił się na bok, wtulając policzek w miękką poduszkę. Pachniała znajomym płynem do kąpieli, pozostałościami proszku do prania i nutką sherlockowego szamponu. Jego umysł nieśpiesznie budził się, wracając ociężale do rzeczywistości. Otworzył powoli oczy. Obraz pomieszczenia zaczął zarysowywać się wyraźniej, i gdy już był w stanie określić poszczególne elementy wyposażenia, wstrzymał oddech. Zamrugał raptownie, podrywając się z poduszki. Kołdra zsunęła się odrobinę w dół, pod wpływem jego nagłego ruchu. Przebiegł szybko wzrokiem po pokoju, zatrzymując się na niebieskiej narzucie, leżącej w nogach łóżka. Łóżka, które bez wątpienia nie było jego, tak samo jak pokój, w którym się znajdował. Przełknął ślinę, czując palącą suchość w gardle.

Złapał się za nasadę nosa, biorąc głębszy oddech. Wydarzenia z ostatniej doby były jak majaczące w oddali obiekty, osnute mgłą. Strzępki informacji, które zapamiętał jego mózg, nie dawały odpowiedzi na pytanie, jak znalazł się w łóżku swojego najlepszego przyjaciela. Odsunął kołdrę, zerkając w dół. Oprócz butów, które stały na podłodze, przy łóżku, niczego innego nie brakowało z jego garderoby. Przejechał ręką po lekko potarganych przez sen włosach. Próbował usilnie odtworzyć bieg wydarzeń. Piekielny ból głowy nie ułatwiał sprawy.

Pani Hudson z poranną gazetą. Wpisy na blogu. Miękkie usta Sherlocka... „Boże, naprawdę to zrobiłem?" – Opadł z powrotem na poduszkę, odczuwając coraz wyraźniej rosnący ból głowy. Pocałował Holmesa, a potem wybiegł z mieszkania. Pogadanka z panią Hudson i wyjście z domu. Pub. Dużo piwa. Za dużo. „I co potem?" – zapytał się w myślach. Pisał do kogoś. „Tak, muszę sprawdzić telefon" – stwierdził, rozglądając się za owym przedmiotem. Niestety, nigdzie go nie dostrzegł. „Został pewnie w kurtce" – pomyślał, wpatrując się w szafkę nocną, stojącą obok łóżka. Na jej blacie znajdowała się szklanka z wodą oraz opakowanie paracetamolu. Ciśnienie w czaszce nie ułatwiało myślenia, więc z ulgą sięgnął po naszykowane lekarstwo i wodę. Łyknął tabletkę i opróżnił szklankę, na moment gasząc uciążliwe pragnienie. Usiadł na brzegu materaca, spoglądając na przymknięte drzwi. Żadne dźwięki nie dochodziły z głębi mieszkania, więc postanowił pofatygować się po telefon. Nadal nie miał pojęcia co powiedzieć Sherlockowi, ale przecież nie mógł zamknąć się w jego pokoju, ani unikać go, aż obaj zapomną o sprawie. Choć jeżeli o niego chodziło, to był pewny, że będzie go to prześladować dłużej niż wynosił okres na jaki podpisali umowę najmu mieszkania.

Jak najciszej potrafił, przemknął do przedpokoju. Komórka spoczywała w kieszeni kurtki, tak jak przypuszczał. Pospiesznie sprawdził wysyłane ostatnio wiadomości.

„Pisałem do Sherlocka"– zauważył z lekkim przerażeniem, że nie pamięta zbytnio czego dotyczyła ich rozmowa, ale kolejne spostrzeżenie, wywołało jego całkowite zdumienie.

– Julie?! – wykrzyknął, karcąc się w myślach za swoją nagłą reakcję. „Jak to? Co ja...?" – Wpatrywał się z niedowierzaniem w ekran telefonu. Wytężył umysł, próbując wytłumaczyć swoje niedorzeczne zachowanie. „Katy! Oczywiście!" – odetchnął z ulgą. „Miałem napisać do Katy, nie do tej wariatki." – Przypomniał sobie i przewinął jeszcze raz całą konwersację z Julie.

– Rewelacyjnie – mruknął, dochodząc do wniosku, że Woods rzeczywiście po niego przyjechała, sądząc po braku kolejnych smsów. Rozejrzał się dookoła, upewniając się, że jest sam. Spojrzał na komórkę, nerwowo przygryzając wargę.

„Ale jakimś cudem dotarłem do domu" – stwierdził, klikając na rozmowę z Holmesem. Przeczytał uważnie pierwszego smsa, przełykając ciężko ślinę. Detektyw chciał wiedzieć dlaczego go pocałował. „Sam chciałbym to wiedzieć?" – pomyślał, czytając dalej. Dwie kolejne wiadomości od współlokatora dotyczyły poprzedniego zapytania. Holmes był zdeterminowany w uzyskaniu odpowiedzi, ale błagalny charakter ostatniego smsa nie był zbytnio w stylu Holmesa, co zaniepokoiło doktora. Obawiając się swojej odpowiedzi, postanowił doczytać resztę rozmowy, zamykając się w łazience. Usiadł na muszli klozetowej i ponownie zagłębił się w lekturze. O mało co nie wypuścił z ręki telefonu, gdy zobaczył wysłanego przez siebie smsa.

„Co ja napisałem?" – przemknęło mu przez myśl z przerażeniem. Jeszcze raz przeczytał bełkotliwą odpowiedź, która wzmogła tylko ból głowy. Zaczął rozmasowywać skroń, wciąż wpatrując się z niedowierzaniem w ekran telefonu. – Cudownie – mruknął, przejeżdżając niżej na dalszą wymianę wiadomości. Sherlock najwyraźniej nie zrozumiał o co mu chodziło, a przynajmniej miał taką nadzieję. Przesunął palcem po ekranie i wstrzymał oddech. Serce zamarło mu w piersi, kiedy jego oczom ukazała się emotikonka, przedstawiająca czerwone serduszko. Zaklął pod nosem, nie mogąc uwierzyć w to co widział. Odłożył komórkę na półkę wiszącą nad umywalką i wziął kilka głębokich wdechów. Spojrzał w lustro i zauważył bordowe ślady na swojej szyi. Przysunął się bliżej, żeby lepiej się im przyjrzeć. Zaczynał sobie przypominać. Dom Julie, jej usta na jego szyi, torsie, a potem na...

– Boże – jęknął. – Co ja najlepszego zrobiłem? Co... – Urwał, gdy jego umysł podsunął mu dalszy przebieg spotkania. Ochlapał twarz zimną wodą, starając się zniwelować uczucie gorąca i przywrócić w pełni jasność pamięci. Wizja Julie, którą po chwili zastąpił obraz Sherlocka, majaczyła mu w głowie, wprawiając krew w szybszy obieg. Wytarł ręce oraz twarz w ręcznik i ponownie usiadł z komórką w dłoni. Sherlock nie napisał nic w odpowiedzi i wcale się mu nie dziwił. Też by nie wiedział co ma odpisać, gdyby dostał takiego smsa. „Co on musiał sobie pomyśleć?" – zapytał się w myślach, opierając głowę na rękach. „Nie mogę zniszczyć naszej przyjaźni" – stwierdził, czując jak żołądek podchodzi mu do gardła. Zerknął jeszcze raz na telefon. Żadnych innych smsów, ani od Julie, ani od Sherlocka. Tknęło go jeszcze, żeby zobaczyć rejestr rozmów. Ku swojemu przerażeniu odkrył, że widnieje w nim odebrana rozmowa od Holmesa. Kompletnie nie pamiętał, żeby dzwonił mu telefon, a już na pewno nie zapamiętał jakiekolwiek konwersacji z przyjacielem. „Niech to szlag jasny trafi! Co ja mu nagadałem?" – zamyślił się z trwogą, nie zauważywszy w pierwszej chwili, otwierających się drzwi łazienki i sylwetki bruneta stojącej w wejściu.

– John?

Blondyn podskoczył, obracając głowę w stronę detektywa.

– Sherlock? – Pośpiesznie schował komórkę do kieszeni, podnosząc się i próbując zachować opanowany wyraz twarzy. Szaro-niebieskie oczy przejechały z uwagą po postaci doktora.

– Tabletka jeszcze nie zaczęła działać. Powinieneś się przespać – dodał, zaciskając ręce na bokach szlafroka. Mimo pogorszonej zdolności postrzegania i możliwości skupienia, John zauważył, że jego współlokator nie wygląda najlepiej. Porcelanowa skóra przybrała niezdrowy, blady odcień, na czole zebrały się mu kropelki potu, a postawa sugerowała, iż każdy mięsień ciała jest napięty jak struna.

Watson nie odezwawszy się ani słowem, gapił się na niego przez kilka sekund.

Detektyw również utkwił wzrok na jego twarzy. John miał wrażenie, że intensywne spojrzenie wypala mu dziury w miejscach, gdzie widniały jeszcze ślady szminki Woods, których nie zmył do końca. Brunet zbliżył się do niego, przenosząc spojrzenie na ciemnoniebieskie tęczówki Watsona.

– Chciałbym skorzystać z toalety – odezwał się lekko zachrypniętym głosem, wyrywając tym samym Johna z odrętwienia.

– Ach, tak. Jasne. Już idę – rzucił, spuszczają wzrok na płytki i wymijając przyjaciela. Gdy tylko znalazł się na korytarzu, odetchnął głęboko i oparł głowę o wzorzystą tapetę. Próbował przypomnieć sobie co działo się po powrocie do domu, ale ostatnim przywołanym z pamięci wspomnieniem był widok śpiącego na kanapie Sherlocka. Reszta kryła się za czarną kurtyną alkoholowego zamroczenia. Spojrzał na zegarek. Był środek nocy, więc sugestia Holmesa zdawała się najlepszym rozwiązaniem. „Prześpię się, na świeżo poukładam sobie wszystko w głowie i może przypomnę sobie dalszy ciąg" – zadecydował, odpychając się od ściany. Jednak, gdy miał skierować się do pokoju, usłyszał dochodzące z łazienki niepokojące odgłosy.

– Sherlocku?! – Przybliżył się do drzwi. – Wszystko w porządku?! – zapytał, przykładając ucho do desek. Nie usłyszawszy odpowiedzi, bez namysły postanowił działać.

– Wchodzę! – oznajmił, pociągając za klamkę. Widok klęczącego nad toaletą Holmesa, zatrzymał go w progu. – Sherlocku?

– Odejdź, John – odezwał się słabym głosem. Watson nie miał zamiaru posłuchać i podszedł do niego, włączając tryb doktora. Ciepła dłoń blondyna wylądowała na wilgotnym od potu czole przyjaciela.

– Masz gorączkę – zawyrokował, przyglądając się brunetowi z lekarską precyzją.

– Nic mi nie jest – mruknął pod nosem, odwracając twarz w kierunku ściany. Nie chciał, żeby John widział go w takim stanie. Zaklął w myślach nad swoją głupotą. Dodatkowa porcja narkotyku nie była dobrym pomysłem.

– Wyjdź – dorzucił nerwowym tonem.

– Gorączka, wymioty, przyspieszone tętno – zaczął wyliczać, zaciskając palce na nadgarstku Holmesa, który z irytacją wyrwał rękę z uchwytu.

– Idź sobie! – dodał podniesionym tonem, czując, że znowu robi mu się niedobrze.

– Nie, dopóki mi nie powiesz co ci jest – odrzekł, siadając na płytkach obok Holmesa.

– To ty jesteś lekarzem – burknął, nachylając się nad ceramiczną muszlą.

– Brałeś coś, prawda? – zapytał z gniewem w głosie.

Sherlock zacisnął palce na białej powierzchni, próbując opanować głębokimi oddechami skurcze żołądka.

– Wyjdź, proszę – odezwał się cicho, nie spoglądając na rozmówcę.

– Nie możesz sobie tego robić. Niszczysz swój organizm, swój genialny umysł. Świat cię potrzebuje – odparł spokojniej. – Ja cię potrzebuję – dodał ciszej, odgarniając mu przyklejone do czoła wilgotne kosmyki.

Brunet spojrzał na skupioną twarz blondyna. Jednakże kolejna fala nudności postanowiła przeszkodzić mu w skomentowaniu wypowiedzi przyjaciela. Był zażenowany swoim zachowaniem i obecnością Johna. Co gorsza doktor nie odsunął się, ani nie zabrał ręki z rozpalonego czoła, podtrzymując go delikatnie. Druga ręka wylądowała na plecach detektywa, wykonując powolne, okrężne ruchy, jak gdyby dla uspokojenia. Detektyw nie miał siły, żeby kłócić się z Watsonem i mimo wstydu jaki go ogarnął, jakaś część jego umysłu chciała, żeby John nigdzie się nie ruszał.

Przetarł usta, czując okropny posmak. Gardło piekło niemiłosiernie. Od wysiłku do oczu napłynęły mu łzy, których starał się pozbyć mrugając szybko, ale nie za wiele to pomogło. Pojedyncze krople spłynęły po zaróżowionych policzkach, które jako jedyna część ciała, nie miały odcienia niczym biała kartka papieru.

– Nie ruszaj się – polecił Watson, podnosząc się z podłogi. Holmes i tak nie miał takiego zamiaru, ale skinął głową, dochodząc do wniosku, że nie ma już sensu udawać i spierać się z przyjacielem.

Moment później blondyn powrócił i przykucnął przy detektywie, podając mu szklankę wody.

– Ty też powinieneś się położyć – dodał, kiedy brunet przepłukał usta, aby pozbyć się nieprzyjemnego posmaku. Wstał i wyciągnął rękę w stronę Sherlocka, który wpatrywał się w nią przez parę sekund, aż w końcu ją pochwycił. Dotarł do swojego łóżka i usiadł na brzegu. Nie tak miało wyglądać spotkanie z Johnem po jego przebudzeniu. Nie powinien zobaczyć go w chwili słabości. Nie powinien dowiedzieć się o narkotykach. Wszystko poszło nie tak, pomyślał.

John pojawił się w drzwiach, z kolejną szklanką wody i tabletkami. Poważny wyraz twarzy kontrastował z łagodnością w jego głosie.

– Kładź się – nakazał. Holmes posłał mu butne spojrzenie, ale połknął wręczony proszek i wsunął się pod kołdrę. Chciał zaszyć się pod pościelą i nie musieć patrzeć na Johna. Chaos jaki zrodził się w jego głowie był nie do zniesienia. Niepewność w odczytywaniu sygnałów jakie dawał Watson, dręczyła go cały czas. A obecność doktora, powodowała tylko rosnącą frustrację. Potrafił wydedukować tyle niepotrzebnych szczegółów, jak chociażby adres zamieszkania Julie, po spojrzeniu na buty Johna, stojące przy łóżku, ale nie umiał odgadnąć co działo się w głowie swojego przyjaciela. Co miały oznaczać wykluczające się zachowania Watsona. Ludzkie interakcje i towarzyszące temu uczucia go przerastały. Naciągnął kołdrę, z westchnięciem opierając głowę na poduszce, która pachniała inaczej. Wtulił twarz w poszewkę, na której pozostała znajoma nuta, którą skatalogował w "pałacu pamięci" jako zapach domu... Johna.

– Postawię to przy łóżku, na wszelki wypadek. – Usłyszał dochodzący zza pleców głos przyjaciela. Odwrócił się, aby zorientować się o czym mówił blondyn.

John nachylił się, kładąc plastikową miskę tuż przy szafce i z niepewnym wyrazem twarzy, dotknął ponownie czoła Holmesa.

– John – zaczął cicho brunet. – Czy nadal chcesz, żeby twoja była wyjechała? – zapytał, wybierając pytanie z kilku kłębiących się mu w głowie.

John przymarszczył brwi, mimowolnie przejeżdżając dłonią po lokach detektywa.

– Oczywiście, że tak.

– To dobrze – mruknął, przymykając oczy pod wpływem przyjemnego dotyku. Niestety, blondyn wyprostował się szybko, zabierając rękę i karcąc się w myślach za głupi odruch.

– Śpij – polecił, odwracając się na pięcie i pośpiesznie wyszedł z sypialni. Przyćmiony ból głowy, był niczym w porównaniu z poczuciem winy, które go dopadło.

„Czemu znowu zaćpał? Czyżby to przeze mnie?" – pomyślał, kierując się do swojego pokoju.

~~~~~~

Rozterki Johna - niekończąca się opowieść. xD

Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top