Nieomylny


– Gdzie John? – zapytał Greg, gdy detektyw wrócił do salonu.

– Źle się poczuł – burknął, kierując się do drugiego pokoju. Zapłakana kobieta, na oko koło czterdziestki, siedziała w fotelu. Obrzucił ją szybkim spojrzeniem, zauważając pewne szczegóły, które potwierdziły jego teorię. Markowa sukienka współgrała z odcieniem lakieru na paznokciach, który odprysł w kilku miejscach. „Rozwinięty zmysł estetyki. Sprzeczne z ubytkami lakieru na paznokciach prawej ręki." – Wyciągnął z pudełka stojącego na stoliku, chusteczkę i podał ją kobiecie.

– Dziękuję – wyszeptała, wyciągając po nią rękę. „Praworęczna."

Podkręcone włosy opadały na ramiona, przysłaniając zawieszone na szyi perły. Złota obrączka błyszczała na palcu. „Stara biżuteria i zadbana obrączka. Romantyczka, uczuciowa. Sentymentalna."

– Pani Forcheston, prawda? – odezwał się chłodnym tonem.

– Taa–k – wyjąkała, zaskoczona jego pytaniem.

– Czy srebrne Audi stojące przed budynkiem należy do pani?

– Tak – odparła z niezrozumieniem, wpatrując się w Holmesa.

– Tak jak sądziłem – mruknął pod nosem, po czym dodał głośniej, zwracając się do Lestrade'a: – Możesz ją aresztować za zabójstwo męża.

Inspektor starał się nie okazywać zdumienia przed potencjalną sprawczynią zbrodni, która momentalnie pobladła, więc odchrząknął, doganiając Sherlocka, który skierował się do wyjścia.

– Może wyjaśniłbyś na jakiej podstawie mam ją zatrzymać? – zawołał za brunetem, który przystanął niechętnie.

– Mógłbyś choć raz samodzielnie wysilić swój ograniczony mózg – warknął, wyraźnie podirytowany. – Tracę tylko czas na takie durne sprawy.

– Durne? Tu leży trup. Nieżywy człowiek. Morderstwo nie jest błahostką.

– To akurat nie jest też warte mojej uwagi – prychnął, zakręcając do drzwi. Poły płaszcza dramatycznie zafalowały pod wpływem jego gwałtownego ruchu.

– Jezu, przydałby się John – westchnął do siebie Greg i szybkim krokiem podążył za Holmesem.

– Nie możesz tak sobie pójść, nic mi nie wyjaśniwszy.

Detektyw odwrócił się do niego i z wyraźnym zdegustowaniem, odrzekł:

– Wcale mnie nie potrzebowałeś do tej sprawy. Chodziło o moje relacje z Johnem. Byłeś ciekaw czy to prawda. Tak jak cały wydział, nie mylę się, prawda? – Przymrużone oczy, wpatrujące się oskarżycielsko w policjanta, wywoływały niekomfortowe odczucie.

– Eeemm, nie do końca. Byliśmy ciekawi, a trafiło się to zabójstwo, więc pomyślałem, że to świetna okazja. Dwie pieczenie na jednym ogniu.

– Na drugi raz nie myśl, nie wychodzi ci to – odburknął.

– Nie chciałem, żeby tak wyszło z Donovan. John się obraził?

– Nie twoja sprawa. – Poprawił kołnierz płaszcza, przywdziewając ponownie na twarz chłodną maskę zobojętnienia. – Nie ma zamiaru dłużej tracić czasu na głupie pytania. Sprawdźcie jacuzzi, a znajdziecie drugiego trupa. – Widząc pytający wzrok Grega, dodał: – Skup się, bo nie będę powtarzać. Żebyś więcej nie zawracał mi głowy, wyjaśniam. Żona wróciła do domu wcześniej niż zazwyczaj. Nie o jedenastej, tak jak zeznała, bo pod samochodem, którym przyjechała jest sucho, a padać zaczęło jakieś dwadzieścia minut temu, czyli po jedenastej. Zastała męża z kochanką. Wpadła w szał i zepchnęła rywalkę ze schodów. Niefortunny upadek spowodował zgon, a mąż bojąc się o utratę reputacji, fortuny i sielskiego życia, jakie dotąd prowadził, postanowił ukryć zwłoki. Wrzucili je razem do jacuzzi, planując wywieść je gdzieś, kiedy zapadnie zmrok. Mąż za pewne zaszantażował ją, że doniesie o wszystkim policji, jeśli nie będzie posłuszna, co wywołało niekontrolowany przypływ silnych emocji, które ponownie zaburzyły logikę władz umysłowych pani Forcheston, skłaniając zrozpaczoną zdradą męża kobietę, do sięgnięcia za najbliższy przedmiot jaki miała pod ręką i zadania mu ciosu w tył głowy, który spowodował śmierć. Na kominku brakuje jednej z mosiężnych figurek, sądząc po ich misternym ustawieniu. Zresztą, wystarczy trochę przycisnąć Forcheston, a do wszystkiego się przyzna. Ma słabą psychikę.

Lestrade w milczeniu wysłuchał wywodu detektywa i z nieskrywanym zaskoczeniem, starał się przyswoić podane mu informacje.

Holmes nie czekając na odpowiedź inspektora, opuścił teren posiadłości, kierując się szybko w stronę Baker Street.

***

Przeczytał trzeci raz to samo zdanie, nie potrafiąc skupić się na linijkach tekstu. Podenerwowany zamknął książkę z głuchym trzaśnięciem. Oparł głowę o tył fotela i przymknął oczy. Myśli zaprzątał mu jedyny na świecie detektyw-konsultant. Nie mógł skupić się na niczym innym. Był wściekły na Donovan i Grega, a co gorsza na Sherlocka. Jednak z upływem minut, zaczął się uspokajać i doszedł do wniosku, że nie powinien naskakiwać tak na przyjaciela. Szczególnie, że to z jego powodu wynikło nieporozumienie, które doprowadzało go teraz do nadciśnienia. Westchnął, czując się wypruty z sił fizycznych i psychicznych. I nagle zaplątała mu się w głowie niepokojąca myśl. „A jeśli zrobiłem coś głupiego pod wpływem alkoholu?" – W pokoju zrobiło się zadziwiająco duszno. Przełknął nerwowo ślinę. Starał się odgonić nurtujące pytanie z głowy. Przecież niebezpieczne fantazje z udziałem najlepszego przyjaciela były tylko wynikiem jego zamroczonego procentami umysłu. „Chyba..." – Wewnętrzne rozważania przerwał dźwięk otwierających się drzwi i kroki, zwiastujące powrót Sherlocka. „Muszę to w końcu wyjaśnić" – stwierdził, zerkając w stronę przedpokoju.

– Banalnie nudna sprawa – bąknął detektyw, wkraczając do salonu. Rzucił okiem na siedzącego w swoim fotelu Johna i opadł z teatralnym rozmachem na kanapę. Zupełnie jak gdyby rozmowa, którą przeprowadzili przed godziną nie miała miejsca.

„A może lepiej do tego nie wracać?" – zawahał się, kątem oka przyglądając się rozciągniętemu na kanapie przyjacielowi. „Nie, nie mogę. Muszę wiedzieć."

– Musimy porozmawiać – odezwał się, zbierając się na odwagę.

Holmes łypnął na niego z kamienną miną, nie zdradzając rosnącej fali niepokoju, jaka wzbierała w nim z każdą sekundą.

– O czym? – zapytał, siląc się na nonszalancki ton.

– Wiesz dobrze o czym.

Brunet podniósł się, siadając na kanapie. Mina Johna sugerowała, że rozmowa ma być poważna.

„To zazwyczaj źle się kończy, a przynajmniej tak jest w tych durnych serialach, które czasem oglądamy. Czyli to może znaczyć, że John chce się wyprowadzić? Jest aż tak wściekły za to co powiedziałem?" – Podciągnął nogi do klatki piersiowej, nie spuszczając spojrzenia z blondyna.

– To co się dzisiaj stało... – zaczął Watson.

– Przepraszam, John. Nie rozważyłem konsekwencji moich słów. Jesteś wrażliwy na punkcie swojej orientacji i sugerowanie, że mógłbyś być w związku stroną uległą, z pewnością wywołało frustrację...

– Co? Tak, to znaczy nie. Boże... – Złapał się za nasadę nosa i wziął głęboki wdech. – Chodziło mi o to, że... Ja nie za bardzo pamiętam co się działo wczoraj. Jeśli zrobiłem coś niestosownego...

– Nie zrobiłeś niczego niestosownego, John. – „Głupie hormony" – westchnął w myślach detektyw, kiedy jego serce przyśpieszyło.

– Yyhmm, to dobrze – odchrząknął blondyn, próbując wyszukać w postawie i mimice przyjaciela jakiś oznak kłamstwa. Niestety, nie był genialnym detektywem, tylko jego „marnym asystentem" i nie dostrzegł niczego w pokerowym obliczu bruneta.

– Byłeś pijany, więc zaprowadziłem cię do mojej sypialni, bo pokonanie kolejnych stopni, przekraczało twoje możliwości motoryczne. Zasnąłeś praktycznie od razu.

– Aha. Dzięki – mruknął, odwracając wzrok na kominek. Poczuł ukłucie zawiedzenia, ale natychmiast się zreflektował. „Chryste panie, przecież ja nie jestem gejem!"

– John – zaczął z powagą brunet. – Co do poprzedniego incydentu, – zastanawiał się jak określić w neutralny sposób owe zdarzenie – czyli zbliżenia się w fizycznym aspekcie naszych ust, rozumiem, że było to spowodowane przypływem emocji oraz frustracji i absolutnie nie miało charakteru w pełni świadomej, zamierzonej reakcji? – Wpatrywał się w doktora, wyczekując jakiejś odpowiedzi, ale John milczał. Jego oczy w popołudniowym świetle, wpadającym zza na wpół zaciągniętych zasłon, przybrały szafirowej barwy. – Mam rację? – dodał, z niecierpliwością wyczekując aż blondyn się odezwie.

– Tak. Masz całkowitą rację. Jak zawsze, Sherlocku – odparł po chwili, ale wcale nie poczuł ulgi, której się spodziewał. A przecież nie musiał się już głowić nad wyjaśnieniami, które Holmes podsunął mu na tacy. Gotowa odpowiedź powinna być zbawieniem, a jednak coś gryzło go od środka. Coś co przebijało się coraz silniej przez mur ignorancji i lęku. Ale nie był gotowy na konfrontację. Wybrał drogę ucieczki. Znowu. Ludzie mylnie sądzili, że to tylko Sherlock miał problemy z emocjami, on również nie był w tym dobry.

– Jak zawsze – mruknął pod nosem detektyw, wstając z kanapy. Następnie obdarzył współlokatora zamyślonym spojrzeniem i udał się wolnym krokiem do sypialni.

„Tym razem chciałbym się mylić" – stwierdził w myślach, zamykając za sobą drzwi.

~~~~~~

Biedny Greg, zagubiony John i przygnębiony Sherlock. Krótko mówiąc, skomplikowanej codzienności ciąg dalszy. 

Piszcie śmiało co sądzicie. ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top