Marchewka i zUo
John obierał właśnie marchewkę, kiedy z salonu dobiegł go rozpaczliwy krzyk. Wbiegł do pokoju, trzymając wciąż w jednej ręce nóż, a w drugiej na wpół obraną marchew.
- Co się stało? – zapytał, stając przed kanapą, na której siedział Sherlock. Detektyw spojrzał na niego z tak dziwnym wyrazem twarzy, że John naprawdę zaczął się martwić.
- Whisky! Szybko! – stanowczo oświadczył Holmes.
John stał przez moment w lekkim osłupieniu, ale widząc drgającą powiekę i zaciśnięte mięśnie szczęki Sherlocka, bez słowa podał mu butelkę z barku. Ten odkręcił nakrętkę lekko drżącą ręką i bezceremonialnie wychylił z gwinta spory łyk trunku. Odrzucił laptopa ze swoich kolan, który o mały włos nie spadł na podłogę, chybocząc się przez chwilę na krawędzi kanapy.
Watson cały czas zastanawiał się co doprowadziło Holmesa do takiego stanu. A był to stan wyjątkowy. Szczerze mówiąc, to nigdy nie widział, żeby coś tak bardzo wstrząsnęło detektywem. Zdecydowanie musiało być to coś odrażającego. Przecież on był człowiekiem, którego mało co by obeszło, a teraz wyglądał jakby zobaczył swój najgorszy koszmar. John nie miał najmniejszego pojęcia co to mogłoby być.
Sherlock ponownie pociągnął z butelki. John wrócił do kuchni, aby odłożyć marchewkę i nóż, położone uprzednio na stoliku. Umył ręce i wrócił do salonu.
Detektyw wyglądał nieswojo. Widok beznamiętnie popijającego z butelki przyjaciela był dość nietypowy. Sherlock rzadko kiedy pił, a jeżeli już, to nie w taki sposób. Doktor usadowił się obok, kładąc laptop na stoliku.
- Możesz powiedzieć mi co się stało? – spytał, powstrzymując Sherlocka przed kolejnym łykiem alkoholu. Ten obrzucił go szybkim spojrzeniem, ukradkiem starając się wysunąć rękę z butelką z uścisku Johna.
- Sherlocku! – Stanowczy ton, przymarszczone brwi i wyszarpnięcie butelki zwiastowały, że John nie odpuści, dopóki nie dowie się prawdy. Sherlock wziął głębszy oddech i wlepiając wzrok w podłogę, w końcu się odezwał.
- Nie chcesz wiedzieć. Uwierz mi, że nie chcesz.
Watson był jednak zdeterminowany, podejrzewając, że może to być coś związanego z Moriartym.
- Czy to ma jakiś związek z tym co zobaczyłeś na laptopie? – Już chciał sięgnąć po ów przedmiot, ale Sherlock uprzedził go, przyciągając laptopa szybkim ruchem i wsadzając za poduszkę, jak najdalej od Johna. Zdziwiony reakcją współlokatora, Watson nabrał pewności, że przyczyna takiego zachowania musi być śmiertelnie poważną sprawą.
- Mów co to było.
- Nie mogę. To dla twojego dobra, John – odparł, szykując się do ulotnienia z komputerem.
Watson pociągnął go za rękaw szlafroka, zmuszając tym samym do pozostania na kanapie.
Nie musiał nic mówić, jego wzrok był wystarczająco poważny, żeby Holmes zrozumiał swoje położenie. Nie było innego wyjścia jak powiedzieć Johnowi prawdę.
- Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie, zamurowanego w ścianie psa, brak składni językowej, rumieniącego się mnie, zero związku przyczynowo-skutkowego, czarne kakao, notoryczne ignorowanie logiki, siebie bez zalążków jakiejkolwiek osobowości, wydry i jeże, błędy gramatyczne, mentalność dziesięciolatków, rękę z oczami, odbywanie stosunku płciowego w trójkącie – zaczął z charakterystyczną dla siebie prędkością karabinu maszynowego.
- Mój Boże! Zwolnij. O czym ty mówisz? – spytał Watson, spoglądając na przyjaciela z coraz większym zdziwieniem.
- Widzisz i to jest zło, którego nikt nie powinien oglądać, a w szczególności ty. Masz na to stanowczo za wrażliwy umysł – dodał wolniej.
Watson wciąż nie pojmował sytuacji i jego obawy o zdrowie Sherlocka narastały z każdą chwilą.
- Spokojnie wytłumacz mi co się stało. – John przybrał postawę lekarza rozmawiającego z pacjentem.
- Ależ właśnie ci powiedziałem. Tego nie da się opisać. To... to jest coś bez nazwy. Myślałem, że Anderson jest głupi, ale teraz wiem, że przy tym co zobaczyłem, on wpada na inteligentnego – odrzekł, po czym dodał ciszej:
- Muszę znaleźć sobie jakąś skomplikowaną sprawę, najlepiej z seryjnym mordercą albo może potrójnym zabójstwem i koniecznie wykasować z pamięci te okropieństwa.
Watson zastanawiał się chwilę co powiedzieć. Nadążenie za tokiem myślenia Sherlocka nie było prostym zadaniem. Myśli detektywa płynęły jak wartki strumień i nie sposób było ich zatrzymać. Czasem tylko zwalniały, podczas nielicznych chwil odpoczynku.
- Czyli mam rozumieć, że to nic dotyczącego śledztw jakie prowadziłeś, ani nic związanego z Moriartym? – zapytał, chcąc wyeliminować część z listy podejrzeń „co mogło być przyczyną dziwnego zachowania Holmesa".
- Nie, to nic z tych rzeczy – mruknął Sherlock, wiercąc się na kanapie. – Idę do siebie. Muszę pomyśleć w spokoju. – Podniósł się, biorąc pod pachę laptopa. Miał zamiar zabrać również butelkę whisky, ale wycofał się z tego pomysłu, czując na sobie stanowcze spojrzenie Johna, mogące oznaczać tylko jedno: kategoryczny zakaz spożywania dodatkowych procentów na dziś.
John nie zatrzymywał go, więc Holmes podążył do swojej sypialni i zamknął za sobą drzwi. Z westchnięciem ulgi opadł na łóżko. Postanowił wykasować z pamięci komputera i swojej własnej wszelkie ślady przerażającego dowodu na intelektualny upadek ludzkości. Zadanie z laptopem poszło dość szybko, ale uprzątnięcie „pałacu myśli" zajęło mu sporo czasu.
Kiedy uznał, że uporał się ze wszystkim, podniósł się z łóżka i przeciągnął się. Spojrzał na zegarek, który wskazywał 0:23. „Długo mi to zajęło" – pomyślał, udając się do kuchni. Johna nigdzie nie było. „Pewnie poszedł już spać." Wyjął z szafki jeden z nielicznych czystych kubków. Reszta walała się na stole i w zlewie oraz w bliżej nieokreślonych miejscach, w których zostawił je w roztargnieniu. Wlewał do kubka jeszcze ciepłą wodę z czajnika, gdy usłyszał dochodzący z góry łoskot. Hałas dobiegał z pokoju Johna. Sherlock wziąwszy kubek, udał się na górę.
Drzwi były lekko uchylone, więc po cichu zajrzał do środka. Poświata z monitora padała na dywan, gdyż laptop leżał na podłodze. Sherlock otworzył szerzej drzwi i stanął w progu. Johna nie było w łóżku. Dał krok do przodu, stając obok laptopa. Na ekranie wyświetlała się strona. Przyjrzał się jej bliżej. „O nie!" Był to jeden z tych przerażających, pozbawionych sensu fików. Chciał już podnieść laptop, gdy usłyszał za sobą skrzypnięcie drewnianej podłogi i dziwne chrupnięcie. Odwrócił się gwałtownie. W półmroku rysowała się sylwetka mężczyzny, w pasiastej piżamie. Był odwrócony twarzą do ściany i co zamurowało Sherlocka, trzymał pistolet przy swojej lewej skroni.
Palec na spuście zaczął zaciskać się coraz mocniej. Holmes stał jak zahipnotyzowany, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Nie wiedział kiedy puścił kubek, który z łoskotem roztrzaskał się na małe kawałki.
- John... - Tylko tyle był w stanie z siebie wydobyć. Jego głos zdawał się być tak odległy, że nie był pewny czy wypowiedział to głośno.
Postać nieznacznie się poruszyła. Sherlock dał krok do przodu, nie zważając na leżące na podłodze kawałki kubka. Wyciągnął rękę w stronę Johna, ale w tym momencie rozległ się huk wystrzału. Holmes odruchowo cofnął się do tyłu. Widział rozbryzgującą się krew i opadające w dół ciało. Słyszał jak wali mu serce. Upadł na kolana. Sprawdził puls. Brak.
Za plecami usłyszał piskliwy śmiech wydobywający się z laptopa. Na ekranie wyświetlał się śnieżący lekko obraz. Postać Moriarty'ego, z twarzą, na której widniał przerażający uśmiech, bezczelnie spoglądała na nich z ekranu.
Holmes odwrócił się do leżącego przed nim Johna. Ostrożnie obrócił go na plecy. Obraz twarzy Watsona zaczął się mu zamazywać, przez napływające do oczu łzy. Zamrugał, spoglądając na sączącą się na podłogę maź. Nie mógł dłużej na to patrzeć, więc przyciągnął Johna do siebie. Zamknął oczy i wtulił twarz w blond włosy przyjaciela.
Otworzył gwałtownie oczy. Serce waliło mu jak oszalałe. Nigdy wcześniej nie obudził się z takim wewnętrznym niepokojem. On, opanowany do perfekcji, pozbawiony ludzkich słabości, logiczny, wpatrywał się teraz w sufit, starając się uspokoić oddech. W pokoju panował półmrok. Zamknięty laptop spoczywał na stoliku. Sherlock usiadł na kanapie, odkładając na bok koc, którym przykrył go John. Potarł dłońmi twarz.
To był tylko sen. Dziwny i przerażający, ale na szczęście tylko sen.
~~~~~~~
Krótki oneshot powstały na skutek przedawkowania analiz fanfików. Nie doszukujcie się głębszego sensu. ;)
Myślałam, żeby może zrobić kontynuację. Jeżeli się Wam spodoba. Sami zadecydujcie.
Sherlock Holmes and John Watson (c) Sir Arthur Conan Doyle, BBC
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top