"johnlock4ever"


– Herbaty? – Pytanie wyrwało Holmesa z zamyślenia. John krzątał się po kuchni przygotowując śniadanie.

– Poproszę – odparł, zerkając na przyjaciela.

– A do tego dwa tosty z dżemem – stwierdził Watson, wyjmując z szafki dżem śliwkowy.

– Nie jestem głodny – rzucił od razu, zatapiając się głębiej w fotelu.

– Jak zwykle. – Blondyn postawił kubki z herbatą na stole. – Jeden co najmniej. – Popatrzył na detektywa stanowczym wzrokiem.

– Wziąłeś sobie za punkt honoru zamęczać mnie jedzeniem?

– Jeżeli masz na myśli utrzymywanie cię w przyzwoitej kondycji i nie dopuszczenie do śmierci głodowej, to tak.

– Bez przesady. Jakoś nie umarłem z głodu, gdy ciebie jeszcze nie było. – Brunet wstał z fotela i przemieścił się na krzesło. John przyglądał mu się, gdy ten mieszał łyżeczką w kubku.

– Tak. Radziłeś sobie – mruknął pod nosem Watson i zaczął smarować tost dżemem. Nie wiedział czy powinien poruszać temat sprzed kilkudziesięciu minut. „Może lepiej, jeżeli udamy, że tego nie było?" – pomyślał, przeżuwając kęs pieczywa. Spojrzał na bruneta, który w milczeniu jadł swoją porcję. „Sherlock wydaje się być taki jak zwykle, czyli nie muszę wracać do tego dziwnego zdarzenia" – dodał w myślach. Nawet w głowie nie potrafił nazwać sytuacji w jakiej się znaleźli. Gdyby to był ktoś inny, byłoby łatwiej, ale z Sherlockiem nic nigdy nie było proste i normalne. „Czy on naprawdę zrobił to przypadkiem? Ludzie tulą się przez sen" – starał się odpowiedzieć sobie na pytania. „Ale to Sherlock, on się nie przytula, nie sypia z nikim. Chyba. To tylko jakiś kolejny, durny eksperyment. Tak. W końcu nic takiego się nie stało... Oprócz tej – zacisnął palce na uchwycie kubka – reakcji. Mojej reakcji."

– John, mógłbyś nie myśleć aż tak głośno, to męczące. – Głos Holmesa momentalnie przerwał tok przemyśleń blondyna.

– Ja nie... Po prostu – Nie zdążył dokończyć, bo brunet mu przerwał.

– Zapomnij o tym. Tak będzie prościej.

– Tak sądzisz? Dobra, też tak myślę – odrzekł, po czym wziął duży łyk herbaty. – To co powiedziałem...

Brunet spojrzał na niego pytająco znad kubka.

– Przepraszam. Byłem zdenerwowany.

– Nie masz za co przepraszać. Powiedziałeś to co myślisz.

John poczuł się jeszcze gorzej niż przed momentem. Szaro–niebieskie oczy wpatrywały się w niego przez chwilę, do momentu kiedy detektyw nie podniósł się od stołu i nie skierował do swojej sypialni. Watson nie potrafił wymyślić nic odpowiedniego w odpowiedzi, więc rzucił tylko, że po pracy wpadnie po coś do jedzenia i zerkając na zegarek, wyszedł z mieszkania.

Sherlock usiadł na łóżku. Sięgnął po laptopa leżącego obok i oparł się wygodnie o zagłówek, poprawiając sobie poduszkę za plecami. „Zero spraw, John wróci dopiero za kilka godzin. Nuda" – pomyślał, sprawdzając skrzynkę pocztową. Otworzył stronę z blogiem Johna. Kliknął na post o ich ostatniej sprawie. „Jak zwykle dramatyzuje w opisach, pomijając istotne szczegóły" – stwierdził w myślach, przeglądając notkę. Kiedy zerknął na komentarze, zauważył link nadesłany przez osobę podpisaną nickiem „johnlock4ever". Westchnął na samą myśl o niedorzecznościach jakie się tam kryją, przypominając sobie poprzednie dziwne strony z opowiadaniami, których był bohaterem.

– Kolejny idiotyzm – prychnął, patrząc na link.

Perspektywa kilkugodzinnej bezczynności skłoniła go jednak do naciśnięcia na tajemniczy adres strony.

~~~~~~

Wybaczcie, że takie krótkie, ale jakoś dłuższe części mi nie wychodzą w tym fiku.

Co to za strona? Dun dun dun... Obstawiajcie. ;3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top