Impulsy

Po seansie, który upłynął w atmosferze ogólnego niezadowolenia widzów, siedzących naokoło i rozbawienia Johna, który mimo moralnego poczucia obowiązku, chichotał pod nosem, gdy Sherlock rzucał uwagi w stylu: „Co za bzdura! Przecież to całkowicie niemożliwe! On powinien być martwy już z dziesięć razy!". Próby uciszania Holmesa, komentującego niedorzeczności w filmie nie na wiele się zdały, dopóki John nie zlitował się nad ludźmi, pragnącymi w spokoju obejrzeć film i nie szepnął mu do ucha magicznego zdania: „Wyrzucą nas, jak się nie uciszysz". W odpowiedzi usłyszał tylko ciche jęknięcie układającej się w „ale John", po czym garść popcornu wylądowała prosto w ustach bruneta. Sherlock uniósł w zaskoczeniu brwi, milknąc natychmiast.

– Jedz, nie gadaj – dodał John z uśmiechem, widząc zabawną minę Sherlocka, który z pełnymi ustami patrzył na niego, jakby wyrosła mu druga głowa.

***

Zajechali na Baker Street. John tradycyjnie uiścił opłatę za kurs, ale tym razem Holmes czekał na niego przy drzwiach.

– Lestrade? – zapytał blondyn widząc, że Sherlock intensywnie pisze z kimś na telefonie.

– Hmm?... Nie – odparł, odrywając wzrok od ekranu komórki. John zmierzył go pytającym spojrzeniem, ale bez słowa wszedł do środka.

Kiedy byli już w salonie, a woda na herbatę bulgotała w czajniku, John postanowił poruszyć temat udawanego związku, uznając, że lepiej będzie przedyskutować pewne kwestie.

Usiadł w fotelu naprzeciwko Holmesa, który melancholijnie pociągał smyczkiem po strunach swoich skrzypiec.

– Sherlocku – odchrząknął. – Myślę, że powinniśmy porozmawiać o twojej propozycji – odezwał się, zebrawszy się w sobie.

„Musimy to przedyskutować. Tak będzie lepiej" – westchnął w myślach, wciąż nie mogąc pogodzić się z zaistniałą sytuacją.

Brunet zatrzymał smyczek w połowie dźwięku, zerkając na przyjaciela.

– Cieszę się, że poruszyłeś ten temat. Zrobiłem listę. Przejrzyj ją i powiedz co o tym sądzisz. Oczywiście jestem otwarty na sugestie – odparł, sięgając do kieszeni marynarki po zapisaną kartkę.

– Listę? – Zdziwił się Watson, biorąc od niego papier, na którym lekko pochyłym pismem wypunktowane były „czynności praktykowane w związku". Zaczął czytać, a z każdym następnym punktem brwi szły mu coraz wyżej. – Wypunktowałeś czternaście sposobów trzymania się za ręce?

– To wersja robocza. Mogę jeszcze...

– Nie, nie. To... Wydaję mi się, że takie uszczegółowienie nie jest konieczne. Szczerze powiedziawszy, zakładałem, że wystarczy jak pokażesz się kilka razy w pracy, żeby Julie widziała nas razem. Nie sądzę, żeby to było potrzebne – odparł, machnąwszy kartką.

– Sądziłem, że powinieneś wybrać co ci bardziej pasuje. Mnie jest to obojętne – odrzekł, pociągnąwszy za strunę, która wydała z siebie cichy brzdęk.

– Obojętne? – zapytał, zanim zdążył ugryźć się w język.

– Jesteś doświadczony w tych kwestiach, ja... cóż, związki to nie moja działka.

– Sherlocku, czy ty kiedyś miałeś kogoś? – zapytał, biorąc głębszy wdech.

Holmes wstrzymał na moment oddech, słysząc pytanie współlokatora. Twarz stężała mu w milczącym zakłopotaniu, które było rzadkim zjawiskiem u detektywa.

– Udawałem zainteresowanie na potrzeby śledztw – zaczął, ale John przerwał mu, przysuwając się na brzeg fotela.

– Chodziło mi o prawdziwy związek.

– Nie traciłem czasu na emocjonalne rozterki.

– Ale nigdy nie chciałeś spróbować? Nie zadurzyłeś się?

– Nie – odparł krótko, mając nadzieję, że John zakończy rozmowę.

– Ale przecież jesteś człowiekiem z krwi i kości, musisz mieć... impulsy – dodał, samemu nie mogąc uwierzyć, że powiedział to na głos.

– Herbata – rzucił, podnosząc się i kierując do kuchni, z której rozchodził się coraz głośniejszy dźwięk czajnika.

John opadł w głąb fotela, przejeżdżając dłonią po włosach. „Na co ja się zgodziłem? Boże, przecież to znaczy, że on nigdy nic... Nie mogę go tak wykorzystać. Trudno. Jakoś będę musiał przetrwać natrętne zachowanie Julie. Może w końcu się znudzi" – pomyślał.

– Sherlocku, słuchaj, nie musisz mi pomagać. Serio, jakoś wytrzymam. – Podszedł do detektywa robiącego herbatę, co samo przez się zdradzało, że poruszona została sfera, z którą nie czuł się komfortowo i chcąc odwrócić uwagę, skłonny był zniżyć się do wykonywania domowych obowiązków.

– Dlaczego zmieniłeś zdanie? – zapytał brunet, odstawiając kubki z herbatą na kuchenny blat. Mina wskazywał, że próbuje przeanalizować obecną sytuację. Zanim John otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, Holmes przymrużył oczy z wyrazem, jakby wpadł na rozwiązanie zagadki.

– Podjąłem decyzję. Sam to zaproponowałem. Nie widzę żadnego problemu, a taki nieistotny szczegół, jak brak doświadczenia w realnym byciu w związku, nie będzie rzutował na jakość naszego planu – dodał.

John westchnął głośno i przetarł dłonią twarz.

– Nie martwię się tym, że coś zrobisz nie tak. Że Julie nie uwierzy nam, bo będziesz mało przekonujący. Chodzi mi o to, że... Nie chcę, żeby twoje doświadczenia, jakiekolwiek, tyczące się związku były związane ze mną.

Sherlock spiął się momentalnie, czując, że coś niechybnie ściska mu żołądek. Nie wiedział czemu, ale pragnął uciec jak najszybciej do swojego pokoju, besztając się w myślach za naiwność. Teraz był już pewny, że Watson nie miał najmniejszego zamiaru zmieniać łączącej ich relacji. Nawet udawany sposób wzbudzał w nim niechęć do myśli, że mogliby być razem.

John zamilkł na moment, zawieszając wzrok na zastygłym obliczu bruneta. Wyraz szaro-niebieskich oczu sprawił, że zaczął szybko wyjaśniać dalej.

– To powinien być ktoś, z kim wiąże cię coś więcej niż przyjaźń. Ktoś do kogo czujesz – oblizał usta w nerwowym geście – miłość.

Minimalne uniesienie brwi i poważna mina, nie odzwierciedlały chaosu jaki dział się w głowie Sherlocka. „Miłość? Jeżeli Sherlockian22 na rację, to... Przecież nie mogę mu powiedzieć."

– Miłość to stan emocjonalny, podsycany reakcjami chemicznymi naszego organizmu – wypalił w końcu.

– Skoro tak uważasz. – Zrezygnowana mina Johna, spowodowała, że Holmes kontynuował, nim blondyn zdążył oddalić się do salonu z kubkiem herbaty.

– Zresztą, życie to nie bajka. Możesz nigdy jej nie doświadczyć albo nie wiedzieć, że to właśnie to uczucie. Jest jak narkotyk. Powoduje irracjonalne zachowania i bardzo często jest motorem do popełniania zbrodni. Miłość jest niebezpieczna, John.

Doktor zmarszczył lekko czoło, wpatrując się w szaro-niebieskie oczy, które utkwione były w jego postaci.

– Czasem warto zaryzykować – odparł i poczłapał na kanapę z kubkiem gorącej herbaty.

Holmes zacisnął palce na uchwycie swojego naczynia, stając w progu.

– Mam przyjechać po ciebie do pracy w poniedziałek? – zapytał, starając się brzmieć naturalnie.

Watson popatrzył na niego znad kubka i pociągnął łyk, zastanawiając się przez moment.

– Tak – odpowiedział krótko.

~~~~~~

Trochę mi zeszło, ale w końcu jest kolejny rozdział. Nie martwicie się, wszystko się rozkręci, bo szykuje się impreza. ;)

Dziękuję za wszystkie komentarze. <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top