Cudotwórca

Watson gapił się na niego przez chwilę. „On nie przestanie mnie zadziwiać" – pomyślał.

Brunet wstał i nie spuszczając spojrzenia z Watsona, podszedł do oparcia.

– Ekeemm, nie wiem... –przerwał, czując na sobie intensywne spojrzenie detektywa. „Dobra, to tylko masaż. Co mi szkodzi." – Ok – wydusił z siebie.

Sherlock stał moment w milczeniu, po czym skierował się do swojej sypialni.

– Chodź, John – zawołał, będąc już w kuchni.

– Co? Gdzie? – Watson obrócił się w fotelu i wychylił, aby dojrzeć detektywa.

– Do sypialni – rzucił z oczywistością pobrzmiewającą w głosie.

– Taa, jasne – mruknął. – Po co?! – dodał moment później, jakby słowa Holmesa dopiero co do niego doszły.

– Na fotelu i kanapie będzie niewygodnie. Nie możesz siedzieć w pozycji skręconej, bo masaż nic nie pomoże – wyjaśnił fachowym tonem. Przy braku kontrargumentów, John podniósł się z fotela i podążył za Holmesem.

„Ha, sypialnia Sherlocka i co w tym za problem. To tylko masaż, w sypialni mojego najlepszego przyjaciela, który zaraz własnoręcznie mi wykona. Nic dziwnego..." – stwierdził w myślach.

– Usiądź, John. – Brunet wskazał na pościelone łóżko.

„Masaż. Rozluźnij się. Zwykły masaż" –powtarzał dla uspokojenia w głowie Watson.

Zamknął oczy licząc sobie w pamięci od jednego do dziesięciu, gdy poczuł, że materac za nim lekko się ugiął. Chwilę później długie palce Holmesa spoczęły na jego karku.

– Rozluźnij się, John. – Usłyszał niski głos tuż przy swoim uchu. „Chryste"– jęknął w myślach, kiedy Sherlock zaczął miarowo poruszać palcami wzdłuż kręgosłupa szyjnego. Przyjemnie ciepłe dłonie powędrowały do nasady włosów i delikatnie zaczęły zsuwać się w dół. Intensywność dotyku zahamował T–shirt, więc rozmasowywanie łopatek nie wywoływało nieoczekiwanego dreszczu, który przeszedł po ciele Watsona w momencie, kiedy palce Sherlocka wsunęły się w jego wilgotne włosy.

– Jezu – westchnął Watson, klnąc na siebie w myślach, że w porę nie ugryzł się w język.

– Coś nie tak? – zapytał Holmes, zatrzymując dłonie na obojczykach blondyna.

– Nie. Ja... Wystarczy tylko kark – wycedził, próbując uspokoić serce bijące szybciej niż zwykle.

– Aby rozblokować mięśnie nie mogę ograniczyć się tylko do obszaru szyi. Jesteś lekarzem, więc nie muszę tłumaczyć ci anatomii, prawda? – odparł, poprawiając pozycję za plecami Johna. Blondyn zaśmiał się nerwowo.

– Punkt dla ciebie – rzucił, pocierając dłonie o spodnie w nerwowym geście.

– Jesteś strasznie spięty.

– Tak trochę – mruknął, zamykając oczy. Palce bruneta zwinnie ugniatały okolice tuż za jego uszami.

– Może powinienem przestać? Chyba jednak nie idzie mi najlepiej, skoro napięcie nie puszcza.

– Nie – wypalił szybko, nawet sam zdziwiony prędkością swojej odpowiedzi. – Jest dobrze. – Sherlock przesunął ręce, w miejsce gdzie zaczynała się koszulka i okrężnymi ruchami kciuków zaczął zjeżdżać coraz niżej wzdłuż kręgosłupa.

Watson mruknął cicho, gdy detektyw dotarł do odcinka lędźwiowego.

– Może jednak czegoś się nauczyłem, bo zaczynasz się rozluźniać – zauważył brunet, przenosząc dłonie znów na kark przyjaciela.

– Oj tak, masz talent – westchnął, powstrzymując się przed wydaniem z siebie kolejnego mruknięcia, pod wpływem przyjemnego ucisku na potylicę. Holmes uśmiechnął się pod nosem.

– Nie wierzyłeś w moje umiejętności, prawda, John?

– Przyznam, że mnie zaskoczyłeś i tak nie sądziłem, że... – urwał, gdy poczuł ciepły oddech na swoim karku – ... tak dobrze ci to pójdzie – dokończył, jak tylko dreszcz wywołany nieoczekiwaną bliskością Holmesa przebiegł mu od uszu aż po palce stóp.

– Użyłeś mojego szamponu – odparł spokojnie, nie przerywając masowania barków.

– Co? A tak, możliwe – odezwał się lekko zdezorientowany zmianą tematu. – Zamyśliłem się i musiałem przez pomyłkę wziąć twój – dodał.

– Pasuje ci – mruknął Holmes i wsunął palce we włosy doktora.

„O mój Boże, co się ze mną dzieje?" – westchnął w myślach John.

– Dzięki – wysilił się na krótką odpowiedź, nie za bardzo będąc w stanie wydusić z siebie złożone zdanie.

***

Rozbrzmiał dzwonek do drzwi wejściowych. Pani Hudson podreptała do holu, aby je otworzyć. W progu stał inspektor. Ukłonił się lekko i wkroczył do środka.

– Dzień dobry. Sherlock jest u siebie?

– Witam, inspektorze. Tak. Może wejdzie pan na herbatę?

– Nie, dziękuję. Trochę się śpieszę. Mam dla niego świeżą sprawę.

– Och, na pewno się ucieszy – odparła z uśmiechem. – A skoro pan jest, to pomoże mi to zanieść na górę – dodała, wskazując na stojące w holu dwa tekturowe pudła.

Lestrade zmierzył je wzrokiem.

– Oczywiście  – odparł, choć stwierdzenie pani Hudson nie brzmiało jak pytanie.

– Już od tygodnia nie mogę się go doprosić, żeby to zabrał – oznajmiła, wskazując wzrokiem na piętro nad nimi.

– A John? – zapytał, schylając się, żeby podnieść jedno z pudeł.

– Och, ostatnio wygląda na bardzo zmęczonego. Nie chciałam go wykorzystywać.

– Jasne – sapnął, poprawiając uchwyt na pakunkach. – Co tutaj jest? – dodał, gdy zaczęli wchodzić po schodach.

– Nie wiem. Lepiej nie wiedzieć, inspektorze – zaśmiała się, idąc przed Gregiem.

***

– Proszę tu postawić. – Wskazała na miejsce pod ścianą. Greg z ulgą umieścił tam ciężkie pudła. Pani Hudson weszła do salonu i rozejrzała się po wnętrzu.

– Chłopcy, przyszedł inspektor Lestrade! – zawołała, zerkając na zimną herbatę, stojącą na kawowym stoliku.

– Może gdzieś wyszli? – odezwał się Greg, gdy nikt nie pojawił się w salonie.

– Oj nie, na pewno są w domu – ze stanowczością oznajmiła gospodyni i skierowała się do sypialni Sherlocka.

– Sherlocku, inspektor Lestrade czeka – dodała głośniej, zbliżając się do drzwi pokoju.

***

– Słyszałeś coś? – zapytał John, otwierając oczy i zerkając w stronę drzwi.

– Odpręż się. Już prawie skończyłem – mruknął Holmes, uciskając stanowczo okolice między łopatkami.

– O tak, trochę niżej – jęknął John, zapominając o hałasach dochodzących zza drzwi. – Idealnie. – Odchylił głowę do tyłu, czując jak napięcie puszcza.

***

Pani Hudson miała już zapukać do drzwi, ale zatrzymała rękę tuż przed nimi i przybliżyła ucho do drewnianych desek. Bez problemu rozpoznała głos Johna.

– Mocniej. O tak – mruknął z ulgą. – Jesteś cudotwórcą, Sherlocku.

Starsza pani odsunęła się szybko od drzwi i odwróciła na pięcie, o mały włos nie wpadając na inspektora.

– Tam jest? Nie mam za dużo czasu. – Greg chciał już wyminąć kobietę, ale ona złapała go mocno za rękę i pociągnęła w drugą stronę.

– Jest trochę zajęty. Może jednak skusi się pan na herbatkę i ciasto cytrynowe. Sama piekłam – odparła z szerokim uśmiechem. Lestarde popatrzył w kierunku sypialni, a potem zrezygnowanym tonem odpowiedział:

– Skoro sama pani piekła.

– Proszę. – Nie puszczając inspektora z uścisku, wyszła wraz z nim z mieszkania. – Chłopcy na pewno niedługo skończą i będą gotowi do rozwikłania kolejnej zbrodni – dodała z tajemniczym uśmiechem, prowadząc Grega do swojej kuchni.

~~~~~~

Poszalałam. XD Wen wkracza na niebezpieczną drogę, chyba muszę go uwiązać.

Mam nadzieję, że się Wam spodoba. ;3 Komentujcie, Kochani, bo wiadomo, że komentarze to najlepszy motywator. ;D 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top